Leszek Z. Chudziński „niedzielni poeci” (2010)

Tomik Leszka Chudzińskiego zawiera pięćdziesiąt pięć skromnych wierszy pisanych w różnych latach, połączonych jedną ideą pisania ich mimochodem.
Cały czas towarzyszy czytelnikowi przy odbiorze tych ledwie zarysowanych strof poczucie zaniechania wypowiedzi poetyckiej i wybrania odpoczynku niedzielnego. Jest w nich ironiczne podszywanie się pod niedzielnego artystę – zasiadanie do pisania wiersza, jak czynią to malarze niedzielni, czyli tacy hobbiści i amatorzy, co to lubią tak sobie w wolnych chwilach pomajsterkować w niedzielę – i wyraźna przyjemność tworzenia. Ale to tylko pozór i zmylenie. W tej kokieterii mieści się dojrzałość aktu twórczego, przekłuwanie balonu poetyckiego namaszczenia ma tutaj podwójny sens: wycofywanie się w porę w dawaniu ostatecznej odpowiedzi, której przecież tak naprawdę nigdy nie ma, jak i zakreślenie bardzo dużego obszaru poetyckich przechadzek, po których Chudziński nie tyle stąpa, co je muska, zaczepia i odlatuje.
Wszystkie te wiersze równe jakościowo jednocześnie odzwierciedlają postawę życiową poety, powściągliwą i pogodzoną ze sobą i całym światem. Wychłodzony ton tych pogodnych wierszy czytelnik doświadcza poprzez odczuwalną afirmację świata, jak i nim zabawę. Nie oznacza to jednak powierzchownych diagnoz dawanych awansem. Przeciwnie. I ten myk, to umykanie powadze, ostateczności, ten końcowy skręt w ironię i absurd, czyni poezję Chudzińskiego lekką, a zarazem i melancholijną:

(…)wiersz – jak papierowy parasol/otwiera się z każdym słowem/aż przesiąknie do cna ciała/ a może i duszy[…] – powie Chudziński w jednym ze swoich krótkich wierszy i odniesie się od razu do słynnego powiedzenia, że poezja to „krzyk duszy”. Jednak to spłycenie roli poezji jest tylko pozorne. To takie chińskie symbole lekkości działania, osłaniania, maskowania, jak wiemy, w kulturze Wschodu niezwykle skuteczne i dające ludzkiej egzystencji moc. Mamy tutaj zarazem i wachlarzowaty, delikatny parasol, jak i papier do pisania słów. Wszystko kruche, ulotne, nie warte świeczki, a jednak jakże ważne i skuteczne.

Bardzo piękny jest wiersz zaczynający się od słów gdybym potrafił/niebo malowałbym na niebiesko(…)[…]
Wiersz składa się właściwie z samych banałów, takiej dziecięcej wyliczanki-malowanki, który pod wpływem zaczarowania poetyckim szykiem słów staje się litanią pobożnych życzeń, wcale nie nierealnych, a niezmiernie prostych i celowych. Czytając ten wiersz, jak mędrzec, czytelnik bije się w czoło i zachodzi w głowę, dlaczego ludzkość jest taka głupia i nie słucha postulatów Chudzińskiego.

Olśniewająca jest prostota tych wierszy, a ich nieprawdopodobna oczywistość zdrowiem. Przenikają je witalne impulsy zadowolonego z życia człowieka, pełnego radości i bezinteresownego dzielenia się nią z czytelnikiem. Chudziński rezygnuje w nich z wszelkich ozdób, z całej poetyckiej rekwizytorni, to są wiersze nagie i bose, chadzające jak Duch Święty, kędy chcą, czyli po wszystkim, co podsunie poetycka wyobraźnia.
Wiersz „licentia poetica” to credo poetyckie Leszka Chudzińskiego. Tutaj poeta jasno wyraża sposób poetyzowania, właściwie zapisu poetyckiego słowa, które ma według niego być jedynie stwarzaniem i niczym więcej:
(…)najłatwiej poetom

wymyślają niestworzone rzeczy

by się jakoś odnaleźć

bóg patrzy z politowaniem

na ich liryczny podmiot

niedorzeczność poczynań

dialektykę wiersza(…)
[licentia poetica]

W tym wierszu chodzi cały czas o przekroczenie, o przezwyciężenie i w sumie o afirmację poetyckiej pracy. Na końcu poeta dochodzi do wniosku, że te wszystkie banialuki, o jakich pisze na początku, są poecie niezbędne, celowe i właściwe. Ten krótki, powiedziałabym nawet „programowy” wiersz, to taki „Dezyderat” dla poety, jak ma tworzyć, jak żyć w tym przecież niemożliwym świecie.

Podobnie rzecz się ma w wierszu o Księżycu. To taki już przecież zużyty poetycki motyw i wydawałoby się, że się nic nie da napisać o Księżycu, by się nie ośmieszyć. W wierszu zaczynającym sie od słów księżyc to nie pomarańcza / wystrzelona w niebo/ albo srebrny dolar nad bankiem(…)[…] jest nie tyle przywróceniem wagi słowu „księżyc” ile poprzez zaprzeczenie istnienia ciała niebieskiego, poprzez konkluzję (…)księżyc

prawdę mówiąc/nie istnieje(…) poeta osiąga podwójny cel: przeczy astronomii w sposób oczywisty, by ocalić poetycki księżyc i jego znaczenie w wierszu, w sztuce, w teatrze, w teatrze życia. To jest takie trochę stwierdzenie, że artystą się jedynie bywa, ale nie całkiem. Bo ten wiersz jest bardzo konkretny i stanowczy i opowiada w dalszym ciągu o kruchości języka poetyckiego. W dalszym planie tego wiersza możemy dośpiewać sobie, że poeta uczula nas, czytelników, że to wszystko nie jest takie oczywiste i że nawet mickiewiczowski romantyzm wywyższający oko nad szkiełkiem nie jest wcale w stanie tego ocalić.

Dlatego w tych radosnych wierszach odkrywam też podskórną melancholię i jakieś zaniechanie, jakąś mimo wszystko rezygnację i powątpiewanie:

siekierę do wiersza

gałęzie

jak metafory

na bruk

historyczna heca

ogień roznieca

pali paryż bruno

a złote runo

za górami

za lasami

za morzami
[historyczna heca]

Niewiele jest jednak wierszy, odwołujących się do poetów polskich tak jak tutaj, do Brunona Jasieńskiego. Raczej większość rozrachunkowych wierszy z rzemiosłem poetyckim rozgrywa się na bardzo prostych planach i przykładach życia codziennego, na filozofii tzw. chłopka roztropka, któremu cały czas patronuje tarotowy Głupiec, a któremu cały czas czytając te wiersze, my patronujemy, sprzyjamy i kibicujemy. Według Leszka Chudzińskiego poeta to wariat, poeta to ktoś, kto nabija się taki w obłokach/i spada potem na ziemię/

na pysk(…)[poeta] ktoś w sumie zawsze jednak skrzywdzony jak dziecko, i nic mu nie pomoże


(…)ani Leśmian

ani Białoszewski

ani Pan Cogito –(…)
[nie czytaj wierszy]

Nie jest to ani skarga, ani pretensja, ani też zaniechanie poezji. Tutaj mamy bardzo precyzyjny katalog niemożności bycia poetą i jak i nim nie bycia i to odwieczne pytanie każdego artysty nie staje się ani krztynę banalne. W sumie te kolejne rozważania w poszczególnych wierszach za i przeciw mają coś z plebejskich dowcipów: czy się ożenisz, czy nie, będziesz i tak zawsze nieszczęśliwy. Jednak absurd tej poezji polega właśnie cały czas na przewrotności i na nieustannej poetyckiej dyscyplinie. To bluźniercze „ale” zawsze znajduje wytłumaczenie i zawsze jest zasadne nie tylko w kontekście filozoficznego przekazu, ale pełni też funkcję estetycznego przeżycia zrozumienia intencji poety. Inteligencja poety koresponduje z odbiorcą nie typu: „wyjąłeś mi to z ust”, ale w konsekwentnie przyznawanej przekazowi poetyckiemu racji.

Są w tym zbiorze piękne, bardzo oszczędne, jedynie zasugerowane, spotkania z przyrodą, bardzo zmysłowe. Opisy plaż, nadmorskich ptaków, ludzkiego zachwytu doznaniem prostej przyjemności wakacyjnej dają poczucie współuczestnictwa i udzielającej się rozkoszy. Jest kilka tych wspaniałych wierszy na końcu tomiku, mówiących o dostojeństwie goszczenia przyjaciół, o doznawaniu codzienności w sposób sakralny i podniosły, i wszystko to przy użyciu minimalnych środków poetyckich. Wersy są krótkie, składają się z jak najkrótszych słów, poszukanych tak, że wieloznacznie obsługują całe obszary wyobrażeń. Są wiersze o upływie czasu, o pogodzeniu sie ze śmiercią i odchodzeniem. Są i o miłości, czułe strofy poświęcone żonie Bożenie.

W sumie, wracamy do sytych klimatów czarnoleskich, do Kochanowskiego, do życia, które jest cenne w każdej swojej pokojowej, epikurejskiej formie.
Tomik jest niedzielny, bo jest odświętny. Odświętnością nie celebry, ale egzystencji, która zawsze jest świętością.





O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

75 odpowiedzi na Leszek Z. Chudziński „niedzielni poeci” (2010)

  1. Hanna>Ewa pisze:

    O, tak! I widać Mount Rainier ponad fontanną, w drodze do biblioteki.
    Te wisnie rzeczywiscie piękne, zrobiłam im przez lata mnóstwo zdjęć. Trochę się jednak ostatnio nimi martwię, bo są to drzewa, które żyją ograniczoną ilość lat i ich czas powoli się kończy (nie jak jakieś stuletnie dęby), więc nie wiem jak długo będziemy się nimi cieszyć.

  2. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski do Wszystkich

    Nie moglem sobie odmowic umieszczenia tej informacji na blogu…

    This Just In: Graywolf To Publish Poetry Collection by Nobel Prize Winner Liu Xiaobo
    December 9th, 2010
    Tomorrow, Friday, December 10, neither jailed Chinese dissident Liu Xiaobo nor any family representative will be in Oslo, Norway, to accept Liu’s 2010 Nobel Peace Prize—the first time that no one has been present for the award since 1936. On the eve of the ceremony, here’s an exciting announcement: in 2012, Graywolf Press will publish a bilingual edition of the poetry collection June Fourth Elegies, author/critic Liu’s first translation into English.
    The poem is divided into 20 sections, each an “anniversary offering” that commemorates the June 4, 1989, massacre at Tiananmen Square. Liu helped spearhead the nonviolent protest at Tiananmen, as well as the Charter 08 manifesto, a document calling for major political reform in China, including the end of one-party rule and the recognition of human rights. Liu’s collection has not been published in China; Graywolf has world rights, except for the Chinese languages.
    The book is being translated by Jeffrey Yang, himself a poet (An Aquarium) and an editor at New Directions. He was asked to translate the work by PEN, which has actively protested Liu’s imprisonment. (In fact, Liu is a former president of the Independent Chinese PEN Center.) The adventuresome Graywolf should be applauded for the publication of poems that are, as Graywolf poetry editor Jeffrey Shotts says, both “historic documents of great importance…[and] profound works of art.”

    Tags: Graywolf, Liu Xiaobo

    This entry was posted on Thursday, December 9th, 2010 at 11:57 am and is filed under This Just In You can follow any responses to this entry through the RSS 2.0 feed. You can leave a response, or trackback from your own site.

  3. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Janusz Solarz i Marcin Krolik

    No wlasnie, ksiazka papierowa.
    Zaczelismy od glinianych tabliczek (to chyba nie dlatego Gilgamesz byl zlem koniecznym), od kamienia, skory, drewna, pergaminu, papieru (i czego tam jeszcze), az doszlismy do elektroniki.
    W 2009, Biblioteke Publiczna Miasta Seattle odwiedzilo 6,3 miliona ludzi, a 5,7 miliona czytelnikow “wpadlo” i korzystalo z biblioteki poprzez Siec, czyli online. W tym roku wiecej ludzi odwiedzilo nasza biblioteke wirtualnie, niz osobiscie. Wzrost jest wprost fenomenalny. Co miesiac liczba sieciowych uzytkownikow wzrasta o ok. 15 procent! Liczba dostepnych dokumentow, czsopism i gazet juz od wielu lat znacznie przekracza zrodla papierowe, ktorych coraz mniej. Teraz doszly ksiazki, muzyka, filmy, nauka jezykow obcych, albumy, archiwa…
    Dzisiejszy katalog biblioteczny jest instrumentem porozumienia, z linkami do Facebooka, Twittera, blogow. Korzystajacy z katalogu czytelnik tworzy swoja wlasna baze danych, swoje listy, swoja siatke przyjaciol, znajomych – wszystko to dzieki nowej generacji oprogramowania starego, zdawaloby sie niezastapionego, bilbiotecznego katalogu skladajacego sie jeszcze calkiem niedawno z tysiecy papierowych kart wielkosci 3×5 cali.
    Dzisiaj uczniowie i studenci odwiedzajacy nasza biblioteke nie wiedza co to jest tzw. card catalog, jeszcze do niedawna serce kazdej biblioteki.

    I tak wyglada nie tyle przyszlosc, ile terazniejszosc. Posiadanie smart phona nie jest dzis zadnym luksusem, jesli juz, to odwiecznym pytaniem “byc albo nie byc” w nowym opakowaniu.

  4. Rysek listonosz > Leszek Chudzinski pisze:

    Nobel dla Liu Xiaobo

  5. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Rysiek Listonosz
    Dziekuje, panie listonoszu. To bardzo wzruszajaca przesylka.
    Pamietam Zenona Laskowika, z ktorym kiedys robilem audycje na poznanskim AWF-ie “Tu Rozglosnia Studencka Radia Wolny Akademik.” Potem Zenek zalozyl “Teja”, otworzyl sklep z warzywami, a pozniej zostal listonoszem…

  6. Przechodzień pisze:

    Trzeba tu wymienić kraje, które nastraszyły się pogróżek Chin i zbojkotowały nobla dla Liu. Jednakże oficjalnie nie podały przyczyn swoich decyzji:
    Rosja, Kazachstan, Kolumbia, Tunezja, Arabia Saudyjska, Pakistan, Serbia, Irak, Iran, Wietnam, Afganistan, Wenezuela, Filipiny, Egipt, Sudan, Ukraina, Kuba i Maroko.
    Patrząc na tę listę chyba nie trzeba wyjaśniać przyczyn…

    Oprócz restrykcji wymienionych w tym filmie, zaostrzono represje wobec dysydentów i obrońców praw człowieka. 250 przyjaciół noblisty nie wypuszczono z Chin, największego współczesnego chińskiego artystę Ai Wei Wei udającego się na otwarcie swojej wystawy w Seulu zatrzymano tuż przed wejściem do samolotu w obawie, że mógłby pojechać do Norwegii, a mieszkających w Norwegii Chińczyków groźbami zniechęcano przed udziałem w uroczystości noblowskiej.
    Chińskie władze nie mogą pojąć, że w państwie – jako takim – mogą funkcjonować niezależne od polityków instytucje, jak Komitet Noblowski.

    Niestety również w Polsce można znaleźć w sieci głosy solidaryzujące się z władzami chińskimi i jest tego całkiem sporo, są to chyba Ci sami zwolennicy stanu wojennego i gen. Jaruzelskiego, czyli mniej więcej połowa narodu polskiego.

  7. Rysek listonosz > Leszek Chudzinski pisze:

    Moja przesyłka dotyczyła właściwie wszystkich, Ewa prosiła mnie o to, że jeśli w necie znajdę coś na temat rozmów blogowych, to żebym dawał. A ponieważ korespondowała z planami wydawniczymi w Ameryce, dałem ten głos z YouTube słany najprawdopodobniej do wydawnictw trudniących się wydawaniem najnowszej poezji. Właśnie oglądam strony Biura Literackiego we Wrocławiu, chcąc się dowiedzieć, kiedy wyda odważnego Chińczyka. Będzie chyba musiało nie wydać jakiegoś odważnego Polaka. Pracuje na pełnych obrotach w poszukiwaniu wartościowej poezji.

    A ja, Panie Leszku miałem odwrotną drogę życiową, niż Laskowik. Pochodzę z robotniczej dzielnicy Zabrza i udało mi się skończyć jedynie technikum. Zawsze chciałem ukończyć filozofię i po kilku nieudanych egzaminach wstępnych na Uniwersytecie Śląskim zacząłem jeździłem na PAT do księdza Tischnera do Krakowa w stanie wojennym. O tym, że istnieje taka możliwość, dowiedziałem się z Tygodnika Powszechnego. Wtedy pracowałem na kolei na etacie fizycznego, sprawdzałem tory kolejowe. Praca polegała na chodzeniu kilometrami. By móc jeździć częściej do Krakowa na wykłady i nie być tak zmęczonym, zamieniłem ją na pracę na poczcie. Mogłem wtedy raz w tygodniu nie roznosić poczty, nikt nie zauważył. Ważne było tylko doręczenie, a nie, kiedy. Praca była o wiele lżejsza i pozwalała na lepsze kontakty międzyludzkie. Podobnie jak Laskowik, który podobno poszedł do tej pracy by się uwodnić od alkoholowego uzależnienia, w które wpędziły go występy estradowe w Poznaniu, byłem uwielbiany przez emerytów. I jeden emeryt, którego córka pracowała w wydawnictwie, załatwił mi subskrypcję pierwszego wydania wszystkich dzieł Witolda Gombrowicza. Cieszyłem się jak małe dziecko.

  8. Rysek listonosz > Przechodzień pisze:

    Marek, Chińczycy śledzą ten blog. Zrozumiałe jest milczenie polskiej literackiej sieci na ten temat. Pamiętam, że na nieszufladzie Wanda Szczypiorska napomknęła o Chinach i natychmiast Jacek Dehnel napisał, że zaśmieca forum.

  9. Przechodzień pisze:

    Widocznie Dehnel “kroił” wydanie w Chinach tomiku swojej poezji, albo prozy. To wielki rynek i wielka szansa finansowa dla polskiego chałturnika.
    Teraz polscy artyści z zazdrością patrzą na oszałamiający kontrakt z chińskim przemysłem muzycznym zespołu Bayer Full, przedstawiciel, wydawałoby się całkowicie wymarłego,obskuranckiego nurtu muzyki disco polo. Kontrakt na 67mln płyt! “Polak i Chińczyk” to jedna rodzina, wersja po chińsku – to ich najważniejszy utwór z tej płyty.
    Zgodnie z najnowszymi ustaleniami Kongresu Kultury Polskiej o randze sztuki teraz już tylko decyduje pokupność, więc nikt już nie grymasi, że Bayer Full to straszny obciach. A członkowie zespołu goszczą we wszystkich telewizjach i się do nich modlą.

  10. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Marcin
    Powroce jeszcze do panskich, slow:
    “Ale jest coś takiego w ontologicznym statusie książki, w przyzwyczajeniach, że uważamy ją za dokonaną dopiero, kiedy ukaże się na papierze.”

    Zgadzam sie z Panem w zupelnosci. I, jesli chodzi o sytuacje w Polsce, to Ewa tez ma racje, gdy zauwaza, ze Sieciowcy, skoro tylko zaistnieja na papierze, porzucaja Siec… Dodam, ze sam nie jestem w stanie oprzec sie metafizyce drukowanego slowa, zapachu swiezego druku, i gdybym mogl, to chyba nie tylko ksiege bym kupil ale i lancuch… Swego czasu zabieralem ze soba wszedzie “Vade-mecum” C.K. Norwida.
    Ale jest rowniez metafizyka slowa, jego znaczenie, zawsze symboliczne, czesto aksjomatyczne, i to jest dla mnie wazniejsze niz forma druku.

    W Stanach sytuacja wyglada nieco inaczej. Oto dwa przyklady. W ostatnim, listopadowo-grudniowym (2010) numerze “Writer’s Digest” jest zamieszczony przewodnik do Sieci: “Your Guide to Sucess on the WEB: 75 Top Online Markets.” Z 50 najlepszych sieciowych pism literackich 30, czyli 60%, drukuje poezje.

    Dzisiejszy NY Times 15 grudnia pisze o niedalekiej przyszlosci rynku wydawniczego, w tym ksiazki, konkludujac, ze zachodzace przemiany wywoluja nostalgie za szybko znikajacym swiatem, ale wyglada na to, ze zyjemy juz w przyszlosci…

    http://www.nytimes.com/interactive/2010/12/19/magazine/ideas2010.html#Literary_Near_Futurism

    “A future for the world but maybe not for the publishing industry. The current wave of literary near futurism comes at a time when the printed book — and the very act of traditional reading — seems under siege by digital technology. Both Shteyngart and Egan embrace a kind of if-you-can’t-beat-’em-join-’em approach, weaving instant messages, social networking and other forms of digital communication into their texts. Egan even pulls off a powerful 70-page chapter written entirely in PowerPoint. The overall effect of their experimentation is to produce a powerful nostalgia for the ever-vanishing present. This time, maybe the future really is already here.” JENNIFER SCHUESSLER

    Z duzym zaciekawieniem przeczytalem panski “Jak z Dilberta”. Wyglada na to, ze nowy plaszcz, chocby symbolicznie (nasuwa mi sie tu gogolowski “Shinel”), uratowal Pana od podpisania cyrografu i zaprzedania swojej duszy. Bo raj telemarketingowy jest pieklem doskonalym, dopiekajacym 24 godziny na dobe… Telemarketer nie jest w stanie wywinac sie Pania Twardowska, ktora ocali meza od wiecznego potepienia, telemarketer jest rozpiety na krzyzu az sie z niego nie uwolni. I nie zawsze odprowadza go do windy. Znam kilka osob, ktorych telemarketing omal nie dowiodl do postradania zmyslow… Trafnie rzecz oddana.

  11. Ewa > Rysek listonosz , Przechodzień pisze:

    Też bym chciała, byśmy byli na bieżąco z publikowaniem przynajmniej noblistów, chociaż teraz, kiedy już nie ma cenzury i żadnych usprawiedliwień za opóźnienia. Przecież z chińskiego tak samo trudno tłumaczyć Polakom, jak i Amerykanom. Szczególnie, że Biuro Literackie skupiło podobno najświetniejszych polskich poetów i równoczesnych tłumaczy. Nie zrzuci chyba ciężaru tłumaczenia z chińskiego na barki przemęczonego Stanisława Barańczaka, który pewnie zna i chiński.
    Literacka polska Sieć udaje, że Chiny nie istnieją, przeczy idei ogólnoświatowej Sieci łączenia się i wspierania.

  12. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    Obserwuję Leszku w Sieci jeszcze gorsze zjawisko. Piszę właśnie notkę o tomiku wierszy Magdy Gałkowskiej wydanym w ubiegłym roku, z którego przynajmniej cztery wiersze były na portalu liternet.pl obficie komentowane. I teraz tam zaglądam i wiersze są usunięte. Bardzo by mi to pomogło w mojej analizie, nie wszyscy tak jak ja mają papierowy tomik w ręce i swobodnie mogliby tam zajrzeć i dowiedzieć się, o czym piszę. A tak to pozostały zupełnie niezrozumiałe (bez jakiegokolwiek wyjaśnienia powodu ich zniknięcia), wychwalające poetkę pod niebiosa komentarze, bo autorka się nagle rozmyśliła i zabrała. Kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera. Witaj Leszku w Piekle. Polska Sieć to cały czas zabawa w chowanego i istnienie na niby. Sami celowo ją deprecjonują i się nią bawią. Tutaj się zupełnie nie rozumie na czym polega zabawa. Polak jest nie tylko najmniej uduchowionym bytem ziemskim na całej kuli ziemskiej, ale też zupełnie pozbawionym poczucia humoru. I ot, taka jakość tych zabaw sieciowych, polegających bardziej na darciu i robieniu dziur, niż tkaniu.

  13. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa

    Nie bylbym niepoprawnym optymista, gdybym nie wierzyl, ze sytuacja w Polsce z czasem ulegnie poprawie. Jak w wielu wypadkach, z pomoca przyjdzie Zagranica, ktora po prostu zmusi Polske do pewnych zmian. Jednym z glownych czynnikow zmian jest jezyk angielski.
    Jak Szwecja czy Dania, Polska stanie sie w pelni krajem dwujezycznym. Powszechna znajomosc angielskiego wyeliminuje potrzebe tlumaczenia na jezyk polski wielu materialow, nawet za cene pozbawienia Stanislawa Baranczaka extra dochodu. Sam tylko “Project Gutenberg” moze dostarczyc Polsce bezplatnej lektury w wielu jezykach na kilka stuleci… http://www.gutenberg.org

    “Project Gutenberg is the place where you can download over 33,000 free ebooks to read on your PC, iPad, Kindle, Sony Reader, iPhone, Android or other portable device. ”

    Jeszcze do niedawna w “Piatce”, czyli w V Liceum Ogolnoksztalcacym im. Adama Asnyka w Szczecinie angielskiego uczylo trzech nauczycieli, a rosyjskiego pieciu. Dzisiaj angielski wyklada siedmiu nauczycieli, a rosyjski jeden.
    Innym czynnikiem jest, ze Zagranica weszla do Polski i nie zamierza sie wynosic. Piec lat temu odwiedzilo Polske ok. 15 milionow ludzi, podczas gdy za Gierka odwiedzalo nasz komunistyczny skansen 300,000 osob rocznie, czyli korpus dyplomatyczny. I to tez zmienia kraj.

    Obawiam sie jednak, ze Sarmacja jest tak gleboko zakorzeniona w narodzie, ze uplynie sporo wody w Wisle zanim rzeczy o ktorych piszesz po prostu znikna, jak znikaja rzeczy z Sieci i blogow…

  14. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    Nie chciałabym dożyć jednak takiej chwili, że zniknie poezja pisana po polsku z takich powodów, jak polskie zespoły rockowe w latach siedemdziesiątych przepadały na światowych listach przebojów, jeśli nie śpiewały po angielsku. Nie każdy też powinien być Conradem. Uważam, że przekłady na inne języki są taką samą wielką, wartościową sztuką, jak ich pisanie. Przecież to, że nie znam greki, to wcale nie jest powodem do dumy, że nie mogę czytać starożytnych w oryginale. Oryginał zawsze jest najważniejszy. I to, że od urodzenia znam taki rzadki język to jest powód do dumy.
    W Polsce takim projektem Gutenberga jest PBI. I tam przeczytanie czegokolwiek w języku ojczystym jest torturą. Niepojęte jest, kto wymyślił sposób podania właśnie tak książek w Sieci. Szybciej przepiszę lub zeskanuję sama z książki papierowej. I to chyba Leszku nie żadna sarmacka cecha tylko jakiejś kolejne marnotrawstwo, jakiś pies ogrodnika. Tam sztab opłacanych z ministerstwa ludzi żółwim tempem coś udostępnia ze skarbów kultury polskiej, niejednokrotnie po jednym zdaniu. Życia nie starczy.
    http://www.pbi.edu.pl/index.html

  15. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa

    Nie zniknie, jest to niemozliwe. A to, ze jezyk angielski bedzie drugim jezykiem w Polsce nie musi wcale znaczyc, ze polski zostanie zredukowany do roli biednego kuzyna. Mysle, ze bedzie sie wiecej pisac i tlumaczyc, bo bedzie duzo wiekszy dostep do zrodel, nie mowiac juz o duzo wiekszej ilosci wyksztalconych osob. (Bez rozrzewnienia, jesli juz, to z gniewem, wspominam stary system rekrutacji na studia.)
    Majac wybor, dwujezyczni, czy wielojezyczni tworcy wola pisac w jezyku ojczystym. No i bedzie duzo wiecej tlumaczen, co nie znaczy, ze bedzie mniej autorytetow…

    Przetlumaczylem niedawno wiersz mojej przyjaciolki, poetki rosyjskiej, Walerii Winiarskiej. Wiersz i tlumaczenia zostaly wlaczone do wlasnie wydanej w Moskwie ksiazki “Привет из Сиэтла”.
    Zamieszczam oryginal i tlumaczenia.

    Валерия Винярская

    Концерт Ф. Шопена

    Маэстро нам раскланялся степенно,
    Сел за рояль, волос откинув прядь,
    И замер весь, как бы зовя Шопена,
    Которого сейчас начнет играть.

    Коснулись клавиш трепетные руки,
    Рояль взорвался взмахом чёрных крыл,
    И все исчезло. Были только звуки,
    Которыми Шопен заговорил.

    Растаяли распахнутые степи,
    Взметнулась мотыльковая пурга,
    И солнечный, и нежный дух Шопена
    Нас поднял на альпийские луга.

    Он низвергался звонким водопадом,
    Он возносился ввысь к хрустальным снам,
    А сердце музыканта билось радом,
    А сердце тайну доверяло нам.

    Иных миров слепительная вспышка
    Нам донесла восторженную весть…
    Но вот маэстро закрывает крышку.
    И … он ушел, а мы остались здесь.

    Chopin’s Concert
    Maestro bowed before the crowd;
    Sat at the piano, pushed away his hair,
    Froze as if he were invoking the bard,
    All intoned with his voice and air.

    His trembling hands touched the keys,
    The sounds filled the world’s nagging void,
    The piano flew on a huge black wing,
    As if it knew the Chopin’s music score.

    The fragrant fields sang, echoed in the dells,
    Butterflies swirled dancing with flair,
    The Chopin’s spirit struck the bell,
    As he greeted gods with an alpine air.

    He cascaded with a waterfall,
    Then ascended with a crystal dream,
    And his heart, did it not know? –
    It betrayed his secret on a whim.

    Invisible, it arrives, then departs,
    To strike awe in our hearts with thunder!
    And vanishes; the piano’s closed – alas!
    Though we continue to remain – astounded.

    Koncert Chopina

    Maestro nisko ukłonil się nam,
    Za fortepianem siadł, odgarnął włos,
    Nagle zamarł, jakby Chopina zwał,
    Cały wsłuchany w geniusza głos.

    Drżące ręce dotknęły klawiszy,
    Fortepian czarnym skrzydłem wzleci,
    I były tylko dzwięki w świata ciszy,
    Tańczacy pod palcami Opus trzeci.

    Rozebrzmiały się pola pachnące,
    Rój motyli burzą zawirował,
    Duch Szopena z daleka dzoniący
    Bogów na łąkach Mazowsza przyjmował.

    To zbiegał wodospadu dźwiękiem,
    To kryształowym wzlatywał snem,
    I serce muzyka, czy w podzięce?
    Zdradziło pieśni sekret swoim tchem.

    Niewidzialny, zjawia się, odpływa,
    Zachwyt gromem uderza z oddali,
    A tu – maestro fotepian zakrywa
    I znika: my zostajemy – oniemiali…

  16. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    I ten wiersz Leszku został wydany na papierze w Moskwie? W oficjalnym wydawnictwie? Okropny. Przeczytałam po rosyjsku. Po prostu straszna szmira. Napisz to ode mnie swojej przyjaciółce Walerii Winiarskiej, że takiej żenady to mimo wszystko tutaj się nie wydaje.
    Popatrz, jakie potworne spustoszenia poczyniła komuna w sztuce rosyjskiej. Ale czytałam w LnŚ wiersze dzisiejsze młodych poetów rosyjskich – rewelacyjne.
    Czytam dzisiaj na liternet.pl o takim zjawisku zacytowanym przez Leszka Onaka z felietonu Piotra Macierzyńskiego :

    „(…)Może wziąć przykład z Doroty Koman, która przed laty sprawując funkcję dyrektora Klubu Nauczyciela w Łodzi, zorganizowała Noc Poetów i turniej jednego wiersza. Powołała jury konkursu, zgromadziła fundusze na nagrody, po czym wzięła udział w organizowanym przez siebie turnieju. Nie muszę dodawać, że wygrała. Dorota Koman wypłaciła nagrodę Dorocie Koman. Ale tego było mało. Zaprosiła siebie na recital podczas Nocy Poetów i zaproszenie przyjęła. Nie wiem tylko, czy zażądała honorarium.(…)”

    Może ten wiersz jest laureatem jakiegoś konkursu o Szopenie. Powstaje dużo książek o korupcji w krajach postkomunistycznych. Nie omija ona sztuki.

  17. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa

    Mamy w Seattle swoj Transatlantyk, maja Rosjanie atomowy lodolamacz Lenin. Juz samo to bardzo podnosi na duchu, bo jesli przyjdzie nam stawiac pomnik patronom naszym, to Rosjanie znajda sie w sytuacji bardzo zenujacej…
    Chociaz w Seattle juz jeden Lenin stoi.

    http://tinyurl.com/287hwqb

    Nie wiem, czy wiersz zostal napisany na konkurs szopenowski i czy zdobyl nagrode. Wiem, ze wyszedl w Moskwie. Wiem co nieco o wspolczesnej poezji rosyjskiej. Zainteresowanym polecam witryne, na ktorej jest dostep do kilkudziesieciu rosyjskich czasopism, wlaczajac Inostranna Literature , Kontinent, czy Nasz Sovremennik, z Kuniaevem za kierownica (autor “Szlachta i my”). Mozna im tej witryny pozazdroscic…

    http://magazines.russ.ru/

    Przyklad dzialania p. Doroty Koman przypomnial mi pewien konkurs poetycki w Szczecinie. Politycznie sytuacja byla mocno napieta, bo byl to pogrudniowy marzec 1971. Byly dwie nagrody: jedna publicznosci, druga jury. Byl rowniez regulamin, ktorym posluzono sie by zdyskwalifikowac wiersz o grudniu St. Wit-Wilinskiego. Jego wiersz byl zdecydowanie najlepszym wierszem wieczoru i trzeba bylo go uratowac. Wiec doprowadzilismy do glosowania i zmienilismy zasady gry. Jawnie i publicznie. Staszek zasluzenie otrzymal dwie nagrody. I to bylo za komuny…
    Przesladowania Wit-Wilinskiego zaczely sie nastepnego dnia…

  18. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    Bardzo fajny rosyjski link Leszku dałeś wielkie dzięki, ale dużo czasu trzeba by spędzić, by się w tym połapać. Nacisnęłam pierwszy periodyk u góry i tam poezja o Stalinie i ojczyźnie strasznie to wszystko zaangażowane i sierjożne, aż się przestraszyłam. Może inne gazety literackie są frywolniejsze. Ale tak jak piszesz, jest to imponujące i wszystko udostępnione w Sieci! Może w święta będzie więcej luzu, to poczytam.

    Pożyczyłam sobie Olgę Michajłowną Freudenberg, dopiero w ubiegłym roku spolszczona i to jest podręcznik akademicki. I czytam. Bardzo trudne.

    A miałeś szczęście Leszku, że znałeś takich fajnych ludzi. Ja już po śmierci Wojaczka we wrocławskim „Pałacyku” czytałam wiersz na turnieju jednego wiersza im. Rafała Wojaczka i było dość ponuro. Dostałam tylko nagrodę publiczności, organizowało ZMS, dostałam maskotkę z Cepelii. A prawdziwi zwycięscy prawdziwe pieniądze.
    Piękny wiersz znalazłam w Sieci Wita Wilińskiego:
    Stanisław Wit Wiliński

    O miłości i trwaniu
    Żonie

    Śpiewam ci morze Prześcigam wiatr
    Kocham w pokorze Od tylu lat
    Los wiele razy Potrząsnął nami
    A my wciąż razem Niepokonani
    Smutkiem pomroczona Łez pełna garść
    Zagrzmiała w okna Nie dała spać
    Strachem ścierpnięci W oddech wtopieni
    Wgnietliśmy mięśnie W ciepły brzuch ziemi
    Dała odwagę Cierpliwość moc
    Odziała głodnych W pszeniczny kłos
    Ułaskawiła Śmierć pokonała
    W porywie splotły Się drżące ciała
    Dwie mężne dusze Urosły w jedność
    Przetrwały burze Rozpacz kamienną
    Nieubłagana Gorycz nas męczy
    Żeśmy śmiertelni I bez pieniędzy
    Pieniądze wieczność Szczęście rozdroża
    Topią przypływy Odpływy morza
    Warto pokochać Pocierpieć warto
    Nie przebijając Dnia czarną kartą
    Dobrze przy tobie Snem łąki marzyć
    Dłoni stokrotkę Tulić do twarzy
    Idź my kochanie Droga lśni prosta
    Nas dwoje na niej Mocarna postać
    Co by nie mówić Jak by nie było
    Jedno wspomaga Drugie swą siłą
    Na złudnej fali Czas kolebiemy
    Wypatrujemy Raju na ziemi
    W źrenicy Pana Skowronek krwawi
    Naszego trwania Psalmem się dławi

  19. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Ewa

    Dziekuje, Ewo, za piekny wiersz Staszka Wita-Wilinskiego. Pamietam, ze jego zone Grazyne tez wyrzucili z radia. Establishment unikal Wit-Wilinskich jak tredowatych… Wielka szkoda, ze nie mam kopii jego grudniowego wiersza, litanii do polskiej oredowniczki, Maryi. Moze sie gdzies zachowal?

    Niestety, z moich dawnych szczecinskich przyjaciol niewielu zostalo. Staszek Wit-Wilinski nie zyje (umarl 3 lata temu), Bogdan Jemielita chyba przestal pisac (jego opowiadania “Piekna ziemia” wyszly w 1979, do wypozyczenia w Stanach (3 biblioteki) i Kanadzie (2), Stanislaw Zajaczek, Heleny Raszki chyba nie musze przedstawiac. Pisze niestety, bo dwoch gniewnych popelnilo samobojstwo…

    Tadeusz Korzeniewski, “W Polsce”, 2009, str. 54 pisze: “Zarzad Glowny Socjalistycznego Zwiazku Literatow Polskich, Towarzystwo Przyjazni Polsko-Radzieckiej i Towarzystwo Przyjazni Radziecko-Polskiej oglaszaja konkurs otwarty na opowiadanie lub wiersz w socjalistycznym jezyku rosyjskim. Przewidziane liczne nagrody: Samowar z Tuly. Przejazdzka Pociagiem Przyjazni. Oraz, i tu uwaga, dwutygodniowy wyjazd na Wielka Socjalistyczna Olimpiade Moskiewska w roku 1980. Roztrzygniecie konkursu, etc…”

    Co do Olgi M. Frendenberg, to mialas duzo szczescia znajdujac jej prace w Polsce. Spojrz prosze na rezultat, jaki otrzymalem z OCLC, ktorego wyszukiwarka sprawdza ponad 12,000 bibliotek, wliczajac, miedzy innymi, biblioteki narodowe Kanady, Niemiec, Anglii, Australii, Polski, Francji, Izraela, Skandynawii…

    Briefwechsel 1910 [neunzehnhundertzehn] – 1954 /
    Author: Pasternak, Boris L.; Frejdenberg, Ol’ga M.
    Publication: Frankfurt am Main : S. Fischer, 1986
    Document: German : Book
    Libraries Worldwide: 43
    More Like This: Search for versions with same title and author | Advanced options …
    See more details for locating this item

    2. Semantyka kultury /
    Author: Frejdenberg, Ol’ga Mihajlovna (1890-1955).; Ulicka, Danuta; Grajewski, Wincenty
    Publication: Kraków : “Universitas”, 2005
    Document: Polish : Book
    Libraries Worldwide: 1
    W sumie dwie pozycje, w tym jedna znajduje sie w Polsce. Druga, Briefwechsel, znajduje sie w 40 bibliotekach, glownie w Niemczech, Szwajcarii, i z jedna pozycja w Chinach.

  20. Ewa > Leszek Chudzinski pisze:

    Wiesz Leszku, to są chyba poeci o pokolenie starsi. Ja w tych latach nie znałam tych środowisk, we Wrocławiu wchodzenie w liczne imprezy poetyckie było dość ryzykowne, bo to była straszna strata czasu. Były hermetyczne grupy wokół Janusza Stycznia, oni pili nocami na dworcu wrocławskim, to byli ludzie nieobliczalni. A ten ruch grzeczny, oficjalny to taki mniej więcej, jak dzisiaj. W mojej uczelni większość asystentów było poetami, oni łączyli się w grupy, drukowali, potem czytałam ich w „Wojaczku wielokrotnym” wydanym kilka lat temu wartościowym dokumencie, gdzie udało się wszystkich, którzy Rafała Wojaczka znali, odnaleźć. Ale to nie byli dobrzy poeci. Powiem więcej. To byli źli poeci.
    W Bibliotece Śląskiej widzę, że są cały czas obecni i wydawani. Z Twoich nazwisk: Helena Raszka – 9 pozycji. Stanisław Wit Wiliński 11 pozycji.
    Ja znałam z tych lat tylko Mariannę Bocian, która ma aż 23 pozycji w BŚ. Zmarła siedem lat temu w swojej rodzinnej wsi w jakimś smutku i zapomnieniu. Wiem, bo na plenerze malarskim rozmawiałam z mężem kumpeli, razem studiowały we Wrocławiu polonistykę. Może czasami lepsze samobójstwo. Wszystko ich dostępne. Nie czytają ich nawet studenci polonistyki.

    Freudenberg może zbyt archaiczna, ale mnie są potrzebne jej teksty, To widzisz, nie jest z Polską tak źle. A Danuta Ulicka fantastycznie tłumaczy. Mam tylko to „Semantyka kultury”. Ale o Pasternaku bardzo bym chciała poczytać.

  21. kazimierz poznanski > ewa leszek pisze:

    kiedy sie czyta tytul zbioru mozna odniesc wrazenie, ze wyraza sie w nim jakas niepewnosc czy na pewno jestem poeta, czyli czy pisze dobra poezje, moze to nawet odbicie jakiegos zawodu, ze ktors tak nazwal te wiersze, moze nawet ktos zasluzony w poezji, pewnie polskiej, taki wyjadacz na ktorego wieczory trzeba wykupic bilet i zdjac z plecow plaszcz, no, i, bardzo konsekwentnie w wierszach autor analizuje proces tworczy oraz los poety, i co sie z tego wylania, przekornie, teza, nie ze to chodzi tylko o autora, ale o poetow, ze prawadziwy poeta jest zawsze niedzielnym poeta, ano, ze na pewno nie moze traktowac swojej dzialanosci jako zawodu, nie moze pisac z zawodowego obowiazku ale dorywczo, jak mu przyjdzie cos do glowy, to jest cecha niedzielnego tworcy, czyli amatora, ale amator to tez ktos kto nie zdobyl wyksztalcenia, tego formalnego, i w tym jest prawda, ze takie wyksztalcenie moze latwo zabic talent poetycki jesli ktos go ma, no i wiadomo, ze amator nie jest traktowany zbyt powaznie, i tak sie sklada, ze dobrzy – takze swietni poeci budza podejrzenie, bo niby po co poezja, poezji nie mozna tez pisac dla pieniedzy, a amator, taki niedzielny tworca, coz moze zarobic, najczesciej rozdaje swoje “wyroby”, poezje czy obrazy, ale taki amator, trzymajacy sie wierszy wbrew tym roznym przeciwienstwo ma pasje, to jest jedyna rzecz ktora go trzyma w rownowadze, no, i wiecej, o tej niedzielnosci, ano ze dobry poeta musi byc swiadomy, ze nie ma zadnych regul dobrej poezji, ktorych mozna sie nauczyc, ze pisanie wierszy – dobrych – to jest w duzym stopniu zywiol czy przypadek, no i jezcze jedno, jest sie tez amatorem jak sie pisze dobra poezje, gdyz zaden dobry utwor nie jest nigdy skonczony, nie jest dopisany do konca, czy w przypadku malarstwa – wymalowany do konca, no i tylko tworca – ten amator – wie gdzie jest rzecz niedokonczona, w tym sensie, jeszcze raz powtorze poezja to wyczyny amatorow, a sokoro tak, to rowniez czytanie wierszy jest dla amatorow, innymi slowy – po amatorsku, czytania poezji pisanej bez namaszczenia, bez epatowania i bez zawiklosci, albo na falszu, wiem ze sie zaraz powolasz na historie poezji, pewnie na jakis klasykow, jak to kiedys pisano i kto to wtedy pisal jak kazdy wielki byl na swoj sposob amatorem – oczytanym i zamoznym dziwakiem

  22. Ewa > kazimierz poznanski pisze:

    na apologię niedzielnych artystów, mających przecież niezmiennie pejoratywną konotację w społeczeństwie, może sobie pozwolić tylko mistrz, nigdy adept. Dlatego Twoje słowa Profesorze odnoszą się do bogacza, który może sobie pozwolić na szczodrość, bo dużo posiada. Nowobogacki, który ma bogactwo od niedawna, postąpi inaczej – wystawi się dla zabłyśnięcia, a nie dla daru. Myślę, że przymiotnik „niedzielny” warto tu też odczytać, jako „boski”.

  23. Leszek Chudzinski pisze:

    Leszek Chudzinski > Kazimierz Poznanski i Ewa

    Masz racje, Kazik, powolam sie tu na klasycznego ducha Cypriana Kamila Norwida, ktory zyl, tworzyl i umarl w nedzy i zapomnieniu. Tacy wielcy jak Krasinski, Slowacki i Mickiewicz przechodzili obok zebraka. Jego dorobek ocalal przypadkowo, odkryty przez W. Gomulickiego.
    Wyobraz sobie poezje polska bez Norwida…
    Mozna z cala pewnoscia powiedziec, ze gdyby zyl w drugiej polowie 20 wieku, pisalby do szulfady… Pozostalby wierny sztuce i swoim idealom, bo Rzeczpospolitej komunistycznej i zlotopszczolej nijak nie pogodzisz, nie mowiac o zaszczytach…

    Wspomne rowniez Matsuo Kinsaku, znanego pod pseudonimem Matsuo Bashō, czyli dziki bambus, ktory rosl obok jego chatki. Bashō byl wedrownym poeta, ktory zrezygnowal z dworskich przywilejow – cena odnalezienia siebie samego, swojego miejsca, swiatyni…
    Jakiez bylo zdziwienie wielbicieli jego poezji, ktorym sam mistrz doradzil by nie zwracali uwagi na jego wczesniejsze wiersze pisane w stylu Edo odzwierciedlajace tzw. duch czasu.

    Dlaczego wspominam tu Norwida i Bashō?
    Uosobiaja oni to co jest dla mnie naprawde wazne: poznanie istoty swego istnienia, znalezienie swojej swiatyni, w ktorej modlitwa poezji jest szeptana. Znalezienie zrodla swojego ja, z ktorego tryskaja zywa woda, slowa, modlitwa.

    To w gorach pisze nastepujace slowa: The mountain stream/carries my prayers/ to the sea// Gorski strumien/ niesie moja modlitwe/ do morza.// Przebywac w miejscach uswieconych jest najwyzszym przywilejem, jesli nie obowiazkiem. Cena nie ma znaczenia, bo kupic tego nie mozna, jedynie odnalezc w sobie.

    I jesli ja pisze o niedzielnych poetach, to nie tyle zastanawiam sie nad niepewnosciami bycia poeta (bo te zawsze byly i beda), ale raczej o swietosci slowa i jego przekazu ktory, jak podpowiada Ewa, mozna rowniez odczytac jako “boski”.

  24. Ewa > Leszek Chudzinski, kazimierz poznanski pisze:

    boski – użyłam też w znaczeniu chrześcijańskiej teologii, gdzie niedziela oddana jest Panu, czyli rozmowie z Bogiem, kontemplacji, nicnierobieniu, czyli temu wszystkiemu, co jest potrzebne, by pisać wiersze.

    Nawiązując Leszku do Norwida i rozmowy z Tobą w Seattle, gdzie poleciłeś mi listy Norwida pisane z Ameryki, pożyczyłam sobie właśnie tom „Listów” z luksusowo wydanej edycji wszystkich dzieł Norwida w 2008 roku opracowane przez KUL w Lublinie. Wydanie jest imponujące, papier kremowy, najwyższej jakości, dwie jedwabne wstążki do zakładania, wielkość Biblii i taki też zewnętrzny wygląd, surowa, z czerpanego szarego papieru obwoluta, z białym surowym podpisem odręcznym Norwida, wewnątrz rysunki i ryciny dzielą listy Norwida opatrzone monstrualnymi opisami: jaki papier, jaki atrament i.t.p.
    Czytając, bym to nawet i opuszczała, bo przecież nie jestem żadnym naukowcem, ani badaczem, jedynie czytelnikiem, ale same listy mnie zupełnie rozczarowały. Wychodzi z nich polska nędza, ciągłe błagania o pieniądze. Śmieszny jest list do Hercena, którego poznał na jakimś bankiecie w Paryżu w tłumie, Hercen pewnie go zupełnie nie pamiętał, troskliwie się tam przypomina, trzy czwarte listu, to uświadamianie adresatowi, kim jest nadawca i – buch – prośba, by mu sfinansował podróż z Ameryki do Anglii. I co otworzę, to albo siedzi u jakiegoś hrabiego w Nowym Jorku i szuka pieniędzy u magnatów na uchodźctwie, albo pisze z prośbą o pieniądze do kobiet. I język zupełnie niezrozumiały. Przecież listy ludzi oświecenia pisane wiek wcześniej, czyta się wyśmienicie, a tego się nie da czytać. Być może jakoś źle trafiam, to 600 stron! Ale Norwid tak podany jest zupełnie odbrązowiony, żeby nie powiedzieć gorzej…
    I nawiązując Profesorze do Twojego komentarza przy wątku o poezji Pani Brzozy Birk, na który już nie odpowiem (bo jadę na pogrzeb) to nic dziwnego, że w Sieci komunikacja kuleje, skoro mamy takie tradycje epistolarne.

  25. webdesign pisze:

    That site has got plenty of very valuable things on it! Cheers for supporting me!

  26. Bardzo interersujący punkt widzenia. Zgadzam sie w pełni.

  27. Great post. I was checking constantly this blog and I’m impressed! Extremely useful info specially the last part 🙂 I care for such info much. I was seeking this particular information for a very long time. Thank you and good luck.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *