Szkoła samobójców

Zanim zapłonie cmentarz, a nasycenie przedmiotami celebracji osiągnie szczyt ekologicznego zanieczyszczenia, warto wspomnieć męczenników szkoły. Wiadomo, że męczennicy dzielą się na męczenników cichych i anonimowych, oraz spektakularnych, społecznie naznaczonych bohaterstwem.
Dzisiejsza czternastoletnia Ania, idąca w ślady błogosławionej Karoliny Kózkównej, której klasa zdjęła majtki przy jednomyślnej aprobacie koleżanek, kolegów, nauczycieli i rodziców (samobójstwa się nie popełnia, gdy chociaż jedno ludzkie istnienie prawdziwie nas kocha, stąd tak ważny biblijny jeden sprawiedliwy), z pewnością należy do drugiej kategorii.

Niestety, męczeństwo ma zawsze dwa końce, na męczennikach zawsze zbijano niezłe interesy finansowe i polityczne. Toteż grozą wieją pomysły opiekunów skrzywdzonych istnień w postaci budowy kolejnych szkół – więzień, by oddzielić maleńkich złych katów od maleńkich dobrych męczenników.

Pomysłów na zagospodarowanie kruchych istotek było co niemiara, a te wielcy pisarze ujawniali. Poczynając od hodowli niemowląt na smaczne pieczyste (Swift), po wykorzystanie małych chłopczyków jako wyciorów kominowych (Dickens), ciągnienie wózków przywiązanych do nogi w kopalnianych korytarzach (Zola), gdzie dorosły człowiek nie wlezie. Ale dopiero wprowadzenie szkół usankcjonowało sadyzm, jako konieczne człowiekowi dobro.
„Niepokoje wychowanka Törlessa” Roberta Musila to przecież też cud nie popełnienia samobójstwa.

Szkoła to nie tylko płacz i łzy małych kruszynek. Będąc młodą nauczycielką już po kilku dniach byłam bliska samobójstwa. Jako jedyna niepaląca i nieodchudzająca się w pokoju nauczycielskim, byłam ignorowana, wyśmiana przy próbie wprowadzenia ładu chronologicznego w prośbach o uzupełnianie innymi przedmiotami mojej historii sztuki. Dręczona byłam wspólnie i solidarnie przez wszystkich uczestników codziennej szkolnej celebry.

Nie wiadomo, ilu dziennie uczniów, a ilu nauczycieli dziennie popełnia samobójstwo. Należą z pewnością do kategorii pierwszej; męczenników cichych, których istnienie nikogo nie obchodzi. Dużo by może dali, by ktoś upokorzył ich koszem ze śmieciami, włożonym na ich głowę, sfilmował i wysłał do telewizji.
A tak, to anonimowo gryzą ziemię, a nad nimi odbywa się doroczny festyn celebracji ich udręczonych ciał.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2006. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *