Drzewa, to ściana.
Plączą się w niebie nocą w granacie,
chcąc wić tam wciąż gniazda. Chcąc urwać się szacie
jesiennej i nagie oderwać korzenie.
Drzewa, to cienie.
Miasto, to rana.
Wikłam się, uciec gotowa w mrok nocy,
choć światła w bruk stary wstawiono, jak oczy.
Śledzą me ścieżki. Tułam się skrycie.
Miasto, to życie.
Obcy, to kara.
Dym kawiarń dusi jak boa i stryczek
spojrzenia lustrzane, to smok bazyliszek.
Czekam Nikogo. Taki nie bywa.
Obcy, to wywiad.