Noc otulała. Noc jedynie empatii wiecznej dostarczyciel
jeszcze wilgotna jak pot lata, a nie łzy mroźne wczesnej zimy.
Noc, sprzymierzeniec, noc powiernik. Noc czerń zamieni w ostrą biel
płonących świec ołtarza. Chór Mariackiego przeobrazi inny
aspekt religii: Odkupiciel wnosi okultyzm i alchemię.
Rynek magiczny mówi obcymi językami. Ktoś z laptopem
o którym nie wiem, pisze. Mimo, że mrok i mży jesiennie, cieniem
siedzi pod Ratuszową Wieżą. Układa rym, by zmyć go potem.
W kawiarni świece zapalone. Jak kościół. Przyjdzie do mnie para
z miasta niewiedzy i nieczucia kochanków w których zamilkł Eros.
Ściana to okno. Dzieli obrzęd. Bawię rozmową ich, się staram
wejść w korytarze obcych miast. Rozmowa gaśnie, jak papieros
ciągle na nowo zapalany. Entropia dym przetwarza w bliskość
ciał oddalonych. Ich istoty nieprzemijalnej szukam darmo.
Zaklęć bezsilność tłumią dźwięki. Świętość wyda na pośmiewisko
formę, materię słów, co giną w dziurach rodzących tę noc czarną.