AMERYKA (2)

Moja teleportacja według ekologów jest wysoce niemoralna. Wyemituję podobno do atmosfery dwie tony dwutlenku węgla. Tyle, co 1000 Francuzów przez tydzień. Nie wiem, czy Francuzi emitują jakąś specjalną ilość dwutlenku węgla, ale tylko o nich znalazłam informację.
Mam wielki problem z bagażem, ponieważ oprócz laptopa nie mam nic do zabrania. Kiedyś woziłam blejtramy i farby, co zawsze łączyło się z osobistą kontrolą na polskim lotnisku. Wzywano mnie wtedy przez megafon i celnik widząc puste, nienamalowane płótna i widząc, że nie przyłapał mnie na przemycaniu dwudziestu dużych obrazów, czuł się zawsze zawstydzony i winny, a ja czułam się winna, że on się wobec mnie tak czuje. Tłumaczyłam mu gorączkowo, że nie mam pieniędzy na opłatę pozwolenia przewozu obrazów, że nie mogę też się o takie pozwolenie starać w muzeum, ponieważ znam osobiście dyrektora tego muzeum, które takie certyfikaty wydaje i nie mogę ryzykować z nim spotkania, bo natychmiast wymiotuję. I dlatego, mimo, że mam w domu namalowanych dużo swoich obrazów, nie mogę ich przewozić i muszę je dopiero namalować w Ameryce. Celnik grzecznie udawał zrozumienie, kiwał głową i uśmiechał się, podawał mi natychmiast nieśmiało rękę i życzył szczęśliwej podróży, a ja pospiesznie próbowałam pozaginać rozdarty papier, powiązać sznurkiem wysuwające się wszędzie blejtramy i to wszystko wysmykiwało się, rozlatywało, celnik wtedy rzucał się na podłogę mi pomóc, a ja go przepraszałam, przepraszałam, przepraszałam…

Muszę zabrać dwie duże walizy, bo tyle mi wolno zabrać z Polski waliz i muszę je zabrać, by się nie zmarnował zawarty w bilecie przywilej podróży transkontynentalnej, na którą przypada więcej waliz, niż jak się nie przekracza oceanu.
Ale nie mam co do nich włożyć. Dawniej woziłam jedzenie, bo ktoś mi powiedział, że Amerykanie uwielbiają wyroby wedlowskie, co okazało się całkowitą nieprawdą. Syn zakazał mi przywożenia cokolwiek do jedzenia, bo ostatnio, jak tylko wyjechałam, wszystko i tak wyrzucili.
Obrazy już mają, bo je tam namalowałam. Nie zabieram nic do ubrania, bo chcę sobie kupić markowe ubrania z lat sześćdziesiątych w Armii Zbawienia, o których zawsze marzyłam, jak byłam w szkole średniej. W sklepach Armii Zbawienia można kupić wszystko i wszystko kosztuje dolara, a raz na tydzień nawet i 50 centów, a raz w miesiącu można kupić każdą ilość przedmiotów i też zapłacić jednorazowo tylko dolara za wszystko.
Myślę, że te opłaty są potrzebne dla jakiś innych względów, na pewno nie zarobkowych, bo każdy taki sklep tonie od nadmiaru towarów, których nikt nie chce i nie potrzebuje. Czasami wchodzą tam transwestyci, ubrani w różowe peruki i tęczowe garnitury, ale zazwyczaj jest pusto. Grube Murzynki pospiesznie łączą przeźroczystymi taśmami przedmioty po kilka na raz, by udało się je sprzedać w większej ilości. Wózki wwożą coraz to nowe, posegregowane już, świeżo wyprane i zdezynfekowane sterty butów, torebek, pasków, zabawek i biżuterii.
Syn mi powiedział, że nie mogę przywozić żadnych przedmiotów, mogę je tylko wywozić.
Wiem, że w Ameryce największym wrogiem każdego jej mieszkańca są przedmioty. Ale nie dla mnie. Więc na pewno wrócę z dwiema pełnymi walizami, gdzie będą na pewno lalki Barbie wszystkich ras i Ken wszystkich ras. Przywiozę bardzo dużo maleńkich butów dla Barbie i większych dla Kena. I wszystko to, co czego nie mogłam sobie kupić w szkole średniej. Na pewno kupię nylonowe peruki we wszystkich kolorach, bo tę perukę, którą kupiłam sobie w Peweksie na trzecim roku studiów, dałam koleżance na chemioterapię.
I kupię sobie poduszkę w kształcie motyla. I wszystkie pozytywki z porcelany w kształcie serca. I suknie wieczorowe aksamitne, nabijane diamentami. I długie rękawiczki bez palców też z aksamitu i do tego pełno tiulu, całą chmurę szmaragdowego tiulu i na głowę mały, tiulowy kapelusik. I ledwo mi się to wszystko zmieści do tych dwóch waliz, a syn mi jeszcze kupi lukrecję na drogę.
Ale teraz moje walizki są puste, a ja nie wiem, co mam do nich włożyć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na AMERYKA (2)

  1. tajna pisze:

    W końcu i o tobie ktoś pisze:)

  2. Ewa pisze:

    Tajna, usunęłam Twój link, bo jest już wklejony dwa posty wcześniej. Nie ma sensu wklejać linków po całym blogu i nie na temat.

  3. Jarosław Trześniewski pisze:

    Ewo,pozdrów ode mnie Dzwon Wolności w Filadelfii. Życzę Ci dobrego i spokojnego lotu.Chyba będziesz mogła prowadzić swój blog za oceanem?
    A co do pustych walizek… a książki? suszone grzyby?
    Ekologami w sprawie teleportacji się nie przejmuj:):)
    Boże błogosław Ameryce:)

  4. Ewa pisze:

    Syn od dwóch lat już nie mieszka w Filadelfii, ale gdziekolwiek się przenosi, to ja jestem zachwycona każdym nowym miastem, chociaż Filadelfię bardzo kocham, bo to moje pierwsze miasto, które tam zobaczyłam… Syn planuje tydzień w Oregonie nad morzem i jakoś może tam się wyciszę, i nabiorę dystansu do świata literackiego, bo zawsze myślałam, że to dobrze, że im więcej ludzi pochyla się nad tekstami… Dopiero dzisiaj się dowiedziałam, że sobie nie życzą…Ha, ha!
    Dziękuję Ci Jarku za wsparcie na portalu, jakoś się podłamałam i nie wiem, czy dam radę pisać coś pisać innego, oprócz spraw mnie tylko dotyczących… Być może, że właśnie była taka intencja, kto to może wiedzieć… Skąd my to znamy, skąd znamy państwa, systemy, gdzie tylko wyznaczeni ludzie mogli mówić o rzeczach wyznaczonych, jakby literatura była nie dla ludzi, ale dla jakiś bezdusznych specjalistów…

    Dzięki wielkie i też Ci życzę wszystkiego najlepszego!

  5. tajna pisze:

    Nie załamuj się Ewa, takie złośliwości to tylko reklama.

  6. Ewa > tajna pisze:

    Adam, jaka reklama, czego reklama? Jeśli mnie, to dla kogo? Ten wątek zainicjowany przez Ciebie przecież ujawnił jedynie przerażający stan sieciowych wypowiedzi o literaturze, chwała Ci za to bo inaczej, jak się dowiedzieć o stanie umysłów ewentualnych adresatów moich codziennych trudów? To, co na tym spektaklu się odbyło, przeszło moje najśmielsze podejrzenia. Przede wszystkim nie posłuchałam rady mojego współblogera sprzed dwóch lat, by absolutnie nie odpowiadać na prywatne listy, nawet nie czytając, od razu je kasować. A ja, naiwna, odpowiadam na każdy list!
    Wiesz, ja traktowałam jednak po staroświecku wszystkich jak ludzi, bo ja nie mam potrzeby wchodzić w gry, ja jestem osobą prostolinijną, bo ja niczego w sieci nie chcę wygrywać, ja nie startuję do konkursów, nie obsyłam redakcji moim utworami, jestem zupełnie przeźroczysta i indyferentna wobec tej gry, tych wyścigów, tych ambicji. Natomiast mną posłużono się, śląc w Sieć różne komunikaty używając fałszywych avatarów. Wredne to strasznie.
    Słowem, sieciowy świat literacki to ludzie pozbawieni wrażliwości, duszy, ludzkich uczuć, cyniczni socjopaci, naiwne czołgowe maglary, które stosują te same bolszewickie chwyty, jakie stosowały na swoich zakładach pracy. Ten postkomunizm myśli krytycznej w Polsce skończy się niebawem, ale ile szkód wyrządzi naszej kulturze niepowetowanych, to żadne loty samolotem do Ameryki nie przestraszą tak ekologów, jak artystów to niszczenie potrzeb intelektualnych wchodzących w życie literackich talentów, uwikłanych natychmiast w takie mrożące krew w żyłach wymóżdżone tłuki.

  7. Marat Dakunin pisze:

    Dobry Wieczór,
    Dla jasności: mój komentarz w wątku pani poświęconym na Liternecie (dość bełkotliwy zresztą) nie odnosił się do Pani tekstów (gdyż ich nie czytałem), a jedynie rozwijał wypowiedź przedmówcy – potraktowaną przeze mnie abstrakcyjnie (bo podawał teorię)

    pozdrawiam,

  8. Ewa > Marat Dakunin pisze:

    Dobry wieczór!
    Panie Maracie, jeśli Pan nie chce być zasztyletowany, to na przyszłość radziłabym się nie wypowiadać w wątkach o tekstach, których Pan nie czytał. To wyjątkowa bezczelność, że Pan się tak publicznie i bezwstydnie przyznaje do tego. Prowadzę bloga 10 lat i jeszcze nie zdarzyło mi się, bym napisała o kimś nie przeczytawszy jego utworów dwa razy i wszystkich dostępnych o nim tekstów w Sieci.
    Jeśli większość dyskutantów potraktowała mój blog w ten sam sposób wypowiadając się nie czytając mnie, tak jak Pan, to gratuluję inwencji.

  9. Marat Dakunin pisze:

    No więc właśnie dlatego napisałem, żeby była jasność, że wypowiadałem się w zw. z teorią solipsyzmu krytycznego, abstrakcyjnie, a nie o Pani pisaniu. W przeciwnym razie, bez lektury, rzeczywiście byłoby to bezczelne. Jeśli powstało wrażenie implicite, że o Pani pisaniu, to temu właśnie chciałem zapobiec.
    pozdrawiam

  10. Marat Dakunin pisze:

    A na damskie sztyleciki ma odporny puklerzyk. Proszę się tak nie przejmować. Widzę u Pani dużo pasji w pisaniu w Internecie, to wartość sama w sobie. Ukłony raz jeszcze.

  11. Ewa > Marat Dakunin pisze:

    Nie wiem ile Pan ma lat, ale nie widzi Pan tego, że to, że Pan nie czytał, to nie jest okoliczność łagodząca? Co to, Pan w szkole jest jeszcze, że się tłumaczy jak nauczycielce, że Pan nie odrobił zadania z polskiego, ale za to odrobił matmę? To nie ma tam innych wątków, by się Pan mógł popisać swoją erudycją?
    Pan nie rozumie, że gdyby się wypowiedziały osoby, które naprawdę mnie czytają codziennie, a zapewniam Pana, że takich ludzi jest bardzo dużo, to może i ja bym coś z mojej ciężkiej pracy miała. A tak to nie dość, że z dumą piszą, że nie czytają, to jeszcze mnie pomawiają. Czemu Pan tego im nie napisał, że to jest nie etyczne, tylko jakieś brednie o solipsyzmie?
    Każdy sąd by mnie uniewinnił, gdybym Pana zabiła w afekcie w wannie.

  12. Marat Dakunin pisze:

    Nie wiem czy inni czytają czy nie, wypowiadałem się co do zacytowanej teorii przez jednego z przedmówców, podkreślę raz jeszcze. W moim komentarzu nie padło odniesienie do Pani pisania. Ponieważ jednak, jak już pisałem, mogłoby być implicite tak poczytane, uznałem, że warto dopowiedzieć, co uczyniłem i na forum i u Pani tutaj.
    Co do Pani bloga – widzę, że już nie muszę czytać, choć miałem ochotę, gdyż z Pani komentarza wynika, że ma Pani pewne problemy z rozumieniem komunikatów tekstowych, co stawia pod pewnym znakiem zapytania sens czytania Pani bloga – jako bloga krytyczno – literackiego i zwalnia mnie niejako w ten sposób z chęci zapoznania się z nim. Widzę, że ma Pani mocny styl “ad personalny”, który akurat nie jest dla mnie silną stroną merytorycznej wymiany zdań.
    Żarcik z wanną dość słaby, w mojej ocenie, mówię to i jako częsty dowcipniś i jako prawnik. Pozdrawiam i obiecuję już nie zaglądać i nie przeszkadzać, powodowany dobrymi intencjami.
    P.S. To, że na forum podkreśliłem i tutaj to piszę, że moja wypowiedź była abstrakcyjna (na wszelki wypadek podkreślając) , to raczej moja dobra wola i raczej nie powinna mnie Pani za to atakować. Tak czy siak, nie odwołując się do Pani wieku, tak jak Pani próbuje do mojego, ta krótka wymiana zdań, nakreśliła mi już Pani portret psychologiczny na tyle, że dalsze uwagi uważam za bezcelowe. Pozostaję z poważaniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *