Nagroda Literacka GDYNIA 2010 Justyna Bargielska „Dwa fiaty”

Nie jest łatwo przedrzeć się przez „Dwa fiaty”, mimo wielkiego komfortu jazdy przez te wiersze, bo droga nie za długa i przestrzeń nie za wielka. Ot, many szkołę, gdzie „w pokojach lato z rodzaju nic nie schnie”, ulice, po których chodzą kalekie dziewczynki, zdychają gołębie, obce miasta, własne mieszkania, a tam nocne bóle poronienia, obcą śmieć jakiejś kobiety, której mieszkanie znane jest z odbicia w lustrze. Słowem wszędzie, gdzie przemieszczamy się okiem autorki, w te wszystkie miejsca, do których nas wersami zawodzi, zastajemy właściwie zawsze to samo: permanentne znaczeniowe uniki, wieczne zawiedzenia w zaspokojeniu czytelniczej ciekawości. Zastanawiałam się, czy te falstarty, manieryczne przekłuwanie balonika, który radośnie już leci do mnie z napompowanym, poetyckim powietrzem, jest tylko złośliwością Justyny Bargielskiej, pogardą wobec mnie, czy jakąś młodzieżową, klawą manierą, by pokazać mi figę, by zamknąć swój świat na cztery spusty i mnie, ciekawskiej, niczego nie pokazać.

Nie wiem w dalszym ciągu, jaka jest kobieta dzisiejsza, bohaterka tych wierszy, jakie ma problemy i co jej dolega. Zmyły i kluczenia fabularne wsparte są na dodatek dziwactwami metafor i przywoływaniem bardzo skomplikowanych, zaskakujących elementów, nie mających nic wspólnego z problemem wiersza, tak odległych, że zastanawiałam się czy nie są przywoływane tylko z powodu urody samego słowa, jego dźwięku, ale już nie znaczenia. Tak mamy w wypadku słowa cukierek anyżowy”, który „jest lubieżny przez zawartość litery żet.”
[Projekt wymiany ramek we wszystkich obrazkach]

Można z dużą uwagą jeździć po tomiku tam i z powrotem, wzdłuż i wszerz, a potem jeszcze po przekątnej, z lewa i z prawa, i jak nie dozna się nasycenia taką jazdą, prześledzić wiersz po wierszu ze względu na miłość, czy na śmierć, jak to sugerują entuzjaści i wtajemniczeni w poszczególne znaczenia recenzenci jak np. Agnieszka Wolny-Hamkało, czy Piotr Śliwiński.
Gdy czytam wiersz o cierpieniu matki, która jedzie na cmentarz do swojego pochowanego tam noworodka, to właściwie mogę ten skomplikowany tok narracji, opisu bezradności w postaci zakupu ciasteczek obyczajem meksykańskim zrozumieć i te wszystkie zastępcze doznania przekazane w wierszu „Radyjko”, ujęte mimochodem i tak bezbrzeżnie pusto, zrozumieć. Natomiast już wiersz „Irysowe drzewo” traktujący o miłości: „(…)Jeżeli miłość szuka potwierdzenia,/to dzisiaj jest środa. To jest jakiś koszmar,/ten autobus.(…) odbiega od przyjętej konwencji. W tym wierszu, może na znak pokrewnej formy kwiatu irysa z zajęczą wargą w oglądanej twarzyczce dziecka, bohaterka wiersza po utracie własnego dziecka zastaje w autobusie scenkę przedstawiającą kalekie dzieci. Podobnego uczucia doznaje, widząc matkę z córką chorą na zespół Downa. [Pole bawełny].To uczucie, to jest pocieszenie. To niezmienne zadawane sobie pytanie, co by było gdyby, to pytanie o sprostanie losowi, o wytrzymałość na jego zły obrót, na jego kruchość i granice wytrzymałości w cierpieniu.
Justyna Bargielska jednak to wszystko, co chce powiedzieć, o co pyta, pisze w sposób nieludzki i myślę, że te wiersze nie udźwigną ciężaru swojej legendy i po jakimś czasie, pozbawione informacji, wskutek czego powstały, staną się obce tak samo, jak proces utylizacji materii i unicestwiania jej entropią natury w przyrodzie. Natomiast twórczość rządzi się odwrotnością tego procesu, gdzie cierpienie np. zawarte w wersach pisma obrazkowego na korytarzach piramid mają o wiele większą moc, niż zabalsamowane w mumiach zwłoki.
Coś takiego stało się w tomiku Justyny Bargielskiej. Wiersze pozostały puste nie dlatego, że płodu ciężarnej nie da się ożywić, tylko dlatego, że on nie zapłodnił poetyckiej wyobraźni. Autobiografizm, zdawało się, konieczny w wypadku osobistej tragedii, chcąc umknąć ekshibicjonizmowi i histerii, zatoczył duże koło, które ominęło, wbrew symbolice dwóch fiatów, problem wiary w Boga i ateizm, ponieważ postanowił mówić o rzeczach drugorzędnych, postanowił nie spotykać się z uniwersum, wolał wybrać imponderabilia. I tak mamy kolejny głos poetycki pozbawiony wagi, zawierający odmowę spotkania z czymś ostatecznym, dostajemy natomiast wiele obrazów zastępczych, zwykłego small talku w miejscu, gdzie poeta ma się skomunikować z własnym, cierpiącym ja. Oczywiście, jest dużo możliwości i duże spectrum środków wyrazu i takie, jak Justyna Bargielska, która wybrała język „mimochodem”, bardzo odległych skojarzeń, można nimi też opowiedzieć skutecznie o swoim cierpieniu. Tylko, że poetka idzie za ciosem, poetka się nie przeciwstawi, nie walczy o swój ból, miejsce na ten ból w świecie zewnętrznym, który jest przecież nieczuły i biegnie swoim trybem. Minorowość podmiotu lirycznego jest taka sama, jak współczesnego człowieka dzisiejszej cywilizacji, pogrążonego w codziennych, martwych i automatycznych czynnościach. Następuje tu wyraźne pomylenie, o czym są wiersze, bo czasami wydaje się, że ta żałoba po utracie jest albo przyklejona do zupełnie innej scenerii, albo nałożona na i tak trwający smutek pogrążonych w martwocie miast ludzi. Uwagę więc autorka kieruje na z pozoru przedmioty nieważne (dezodoranty w wierszu „Let’s kohelet”, spadające śliwki w „Mirabelki”), po prostu Bargielska robi wszystko, by nie musieć mówić o powodzie pisania swoich wierszy. To jest tak, jak w szkole czyta się pod ławką harlequiny na lekcji polskiego o „Dziadach”. Ta metoda twórcza nie ma nic wspólnego z wagą takich przedstawień, jak np. Śmierć Ikara” w obrazie Breughla, gdzie artysta sugeruje, że i tak świat tę śmierć sprowadzi do nieważnego faktu, że jej po prostu nie zauważy, ale on, artysta o tym opowiada i ten fakt, tę obojętność jak i tę śmierć, jej wagę, ujawni. W „Dwóch fiatach” Justyny Bargielskiej rzecz ma się dokładnie odwrotnie. Poetka, żeby nie cierpieć, żeby nie przebywać drogi żałoby po oczekiwanym dziecku, stara się jego śmierć unicestwić w procesie twórczym, bo i tak wie, że nawet jak buciki dziecięce nie będą miały swojego właściciela, to matka i tak pójdzie przodem, nie patrząc, czy ktoś w tych butkach za nią podąży: „(…)Mieliśmy dzieci, ale to nie były dzieci, to były buty na dzień.
Nie zostawiam was, buty, tylko idę przodem.(…)”
[Dwa fiaty]

Tomik Justyny Bargielskiej nie tylko zrywa z mitem Orfeusza, nie wyprowadza swojej miłości z piekła unicestwienia poprzez oglądanie się, ale już się nawet nie ogląda, bo wie, że nikogo nie wyprowadza i nikt za nią nie idzie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

82 odpowiedzi na Nagroda Literacka GDYNIA 2010 Justyna Bargielska „Dwa fiaty”

  1. Ewa pisze:

    Z podobną i jedyną taką tezą, nie spotykaną w recenzjach tomiku Justyny Bargielskiej, czyli zarzutem braku emocjonalnego stosunku należnego tematowi śmierci podjętemu w „Dwóch fiatach” spotkałam się jedynie na blogu historiamoichniedoli doktora filozofii Marka Trojanowskiego, który to bardzo trafny tekst, jak i cały wątek bardzo polecam, gdyż jest z udziałem autorki i pewne wątpliwości są tam wyjaśnione:
    http://www.historiamoichniedoli.pl/?p=1430
    Justyna Bargielska w komentarzach zarzuca Markowi Trojanowskiemu patrzenie na jej dzisiejszą poezję, pisaną w XXI wieku oczami Kochanowskiego. Podobnie, nie uważam, by nasze dziejesz oczy i nasz dzisiejszy ból był inny, niż w wiekach wcześniejszych.

    Ponieważ ktoś mnie na liternet pl. podlinkował, a trwa tam dyskusja zainicjowana przez Tajną Polskę na temat kontrowersji związanej z Blogiem Marka Trojanowskiego, może mnie ktoś tutaj przeczyta.
    Z wielu przychylnych tam głosów pragnęłabym podkreślić to, co zauważył Leszek Onak na łamach liternet pl., odnośnie języka Marka Trojanowskiego.
    Według mnie, Marek Trojanowski jest wybitnie utalentowany literacko i wszelkie zarzuty odnośnie nieznajomości rzeczy o których zabiera głos, są drugorzędne, wobec tego faktu. Literatura, a szczególnie literatura sieciowa, mająca nowoczesną możliwość bezśladowej modyfikacji teksu i jego całkowitej eliminacji, co było niemożliwe w wiekach ubiegłych, jest bardzo krucha i ulotna, natomiast daje niesłychane możliwości wszelkim eksperymentom twórczym i mentalnym. Blog Marka Trojanowskiego trzeba traktować nie poprzez pryzmat skończonych dzieł, ale jako laboratorium i bardzo potrzebny dzisiejszemu trupowi poezji eksperyment twórczy, wzbogacony o bardzo swoistą, sadyczną grę i zabawę ludźmi. Blog Marka Trojanowskiego nie jest przeznaczony do ogólnej percepcji. Podobnie, jak pewne wypowiedzi twórców kina były udostępniane tylko w galeriach sztuki i nie dopuszczane do kin, tak ten blog nie powinien być czytany przez zwolenników literatury populistycznej. Jest w przestrzeni wąskiej grupy odbiorców sieciowych, którzy czytają go regularnie i jeśli uzyskuje tak fantastyczne wyniki indeksowania, cieszyć się trzeba, że tych sympatyków takich właśnie błyskotliwych ćwiczeń na poetyckiej materii jest tak wielu.

    Natomiast wszystkie inne głosy negatywne, łącznie z najbardziej aktywnym głosem kogoś, kto teraz używa nicku Ojciec Dyrektor ( mnie dopadł pod nickiem Władysław Gomułka), są albo plugawe, albo, jak głos gdzie indziej bardzo inteligentnego Macieja Kaczki, świadczące o kompletnym niezrozumieniu intencji tego bloga. Podobnie nie zrozumiał go ktoś o nicku Lou Mary zarzucając mu resentyment. Nic podobnego. Marek Trojanowski, nie jest ani plugawy, ani niekompetentny, nie jest człowiekiem chorym, nie jest też człowiekiem odrzuconym. Równowaga psychiczna Marka Trojanowskiego jest na tyle właściwa, na ile może być równowaga artysty dzisiaj, mającego do rozwiązania całkiem nowe problemy w których przyszło nam, Polakom żyć. Blog Marka Trojanowskiego przynajmniej w odróżnieniu od innych wypowiadających się w Sieci nie uchyla się od obowiązku ich przynajmniej wyartykułowania. To jest bardzo dużo, spojrzawszy na jałowiznę intelektualną i impotencję artystyczną rozgadanych i rozanielonych literackich internautów.

  2. Rysiek listonosz pisze:

    Z wielkim zainteresowanie śledzę wątek na liternet pl. założony przez kogoś o nicku Lou Mary http://liternet.pl/grupa/krytyka-literacka/forum/163-inne-spojrzenie-na-poezje-justyny-bargielskiej
    o recepcji Twojej notki blogowej na temat tomiku „Dwa fiaty” Justyny Bargielskiej. Nawet bym go tu cały przekleił na dowód upadku tzw. myśli krytycznej tego nowego portalu, powołanego do życia, jak się wczoraj dowiedziałem z wpisu goszczącego tutaj jego założyciela, do szukania nowych talentów. Jak widać w przytoczonym wątku, stare talenty są nie do czytania, bardzo to chwalebne, świetnie zauważone i zdiagnozowane, tylko jak taki młody talent ma zaistnieć w czymś podobnym? To tak, jakby pijackie dzieci z zajęczą wargą i downicą, tak pięknie sportretowane w wierszach Justyny Bargielskiej, wyrzucić z domu i w ten pijacki, patologiczny dom wprowadzić młodzież po prestiżowych uczelniach zachodnich. Pomijając komentarze kogoś o nicku Ojciec dyrektor, pisane w stylistyce ubeckiej, co może i ma jakąś wartość historyczną na dowód że takie osobniki o nie mogących teraz się realizować w pisaniu donosów ukrywają się po portalach literackich jak zbrodniarze hitlerowscy w Ameryce Łacińskiej, ale reszta? Ta reszta nobliwych użytkowników tego portalu, którzy tak górnolotnie wypowiadają się na temat swojej i cudzej poezji?
    Np. taki komentarz:
    Bartek Kościński Dobry film.
    12 września 2010, 12:38:55

    Ten to chyba nadaje się pierwszy do odstrzału, jak nadejdą te „nowe talenty”, bo pisze nie na temat.

  3. Ewa pisze:

    Rysiu, takie portale to kopalnia spostrzeżeń i zadumań, bo myślisz, że masz do czynienia z ludźmi spełnionymi w sensie funkcjonowania w społeczeństwie, to ludzie po studiach, i to często po polonistycznych, wiedzą, jak ma być zbudowane zdanie, potrafią naprędce metodą sprawdzania klasówek popodkreślać wszystkie błędy nie czytając tekstu, bo przecież prawdziwa polonistka nie patrzy, co czyta, jak i prawdziwa bibliotekarka nie czyta książek, tylko je pożycza. To jest praca przy taśmie, to są przyzwyczajenia, nikt nie pochyli się nad moim tekstem, ale chętnie się wypowie. Przywołany przez Ciebie ktoś o nicku Bartek Kościński jest wręcz oburzony, że ma czytać coś takiego, jak mój blog, bo przecież musi czytać „Tygodnik Powszechny”, ale chętnie się wypowie na temat mojego pisania właśnie w ten sposób. Natomiast wszystkie króliki, sarny, mrówki, które tutaj wysiadywały na moim blogu wpisując entuzjastyczne i bałwochwalcze komentarze milczą. Przecież przez ten blog przewinął się niezły tłum zostawiając swoje linki do własnych stron. Skoro zostawiali, nie był widocznie dla nich taki trefny, jak próbuje się to wmówić tym talentom gorliwie poszukiwanym przez właścicieli portali, którzy mają ten portal w przyszłości zdominować, a ci teraz robiący publikę i klakę, pójść do kasacji.
    Na dodatek codziennie dostaję na skrzynkę tomiki wierszy użytkowników tego portalu do łaskawego ich przeczytania, pełne uniżoności i służalczości. Nasuwające się przy tej okazji powołane do literackiego życia potwory z utworów Moliera czy Racine’a nie maja tu racji bytu, bo jesteśmy w ponowoczesności i w nihilizmie. Swoiste tzw. „nietrzymanie intelektualnego moczu”, czyli wypowiadanie się o mnie pozytywnie, ale asekurancko w zupełnie innym wątku mnie nie dotyczącym, jak nastąpiło u Rafała Klana, nie jest zjawiskiem odosobnionym, bo przecież, jeśli mam z nim i jego blogiem relacje konwencjonalne, wręcz staroświeckie, to krzyk i oburzenie było straszne, chciałby mieć wszystko równocześnie. A tak się nie da, mówią o tym cztery ewangelie, jak to apostołowie pouciekali od Chrystusa.

    Ach Rysiu, bardzo to wszystko ciekawe, to Piekło sieciowe, ale muszę już porzucić wszelką nadzieję i wejść do Raju, czyli do Ameryki.

  4. M.R pisze:

    Poprawność ortograficzna czy też stylistyczna pisania nie świadczy o tym, że ma się coś do powiedzenia. A polonistki już niejednego zniechęciły do literatury, generalnie są tak znudzone i ogłupione polonistyką, że negatywnie wpływają na innych . Zajrzałem na liternet.pl czy literackie.pl a nawet nie wiedziałem do przedwczoraj, że coś takiego istnieje. W każdym bądź razie czytam Pani bloga z przyjemnością, odkrywając pewne wspólne myśli i poglądy. Jednak dziwię się, jak ludziom chce się w coś takiego bawić albo babrać… Myślę, że prawdziwie zdolna osoba jest w stanie samodzielnie rozwijać się i iść swoją drogą, pisania może i można nauczyć się, ale to o czym pisać, cały świat wewnętrzny emanujący z literatury czy poezji jest jednak nie do nauczenia i nie do podrobienia

  5. M.R pisze:

    Jednak dziwię się, jak ludziom chce się w coś takiego bawić albo babrać… tzn myślę o takich spędach czy masówkach jak liternet.
    Co innego indywidualne blogi

  6. Ewa > M.R pisze:

    Myli się Pan, Panie Marku niedoceniając siły rażenia portali literackich. Miał Pan zbyt krótko bloga, by wiedzieć, że po jakimś czasie musi być włączony w krwiobieg Sieci, inaczej ginie. Ginie z wyczerpania się inwencji prowadzącego blog, co powoduje samotność, a proszę pamiętać, że samotność wirtualna to nie to co Janusz Leon Wiśniewski zdiagnozował w „S@motności w Sieci”, bo samotność wirtualna ma w tej chwili zupełnie cechy inne, niż w wiekach wcześniejszych, jest zimna i paraliżująca, prowadząca właśnie do zaniku aktywności, czyli samobójstwa sieciowego.
    Polskie portale literackie ery postkomunistycznej mające o wiele większe doświadczenie w manipulacji społecznej niż kraje wolne, przejęły role unicestwiania blogów na takiej zasadzie, jak administracyjne zakazy wolności Internetu w Chinach, czy na Kubie. Spektakl, jaki zafundowano mi na portalu Liternet Pl zainicjowany przez Tajną Polskę, a ja Adama znam 10 lat i znam go z Sieci, to akcja według mnie sprowokowana. Tajna to taki Fiedka z „Biesów” Dostojewskiego, który wykonywał całą czarną robotę za Stawrogina, między innymi podpalił miasto. Podobną rolę pełnił w „Braciach Karamazow” Smierdiakow, posuwając się do ojcobójstwa w imieniu Iwana, który tylko chciał zabić, natomiast Smierdiakow sfinalizował te niewyartykułowane przez Iwana chęci. Tajna pracujący na usługach KP i Ha!artu jest właśnie takim w tej chwili wykonawcą wszelkich ukrytych pragnień, by między innymi mój blog uciszyć. Tam na portalu Liternet pl. jest nie pisany komunikat, żeby mnie nie czytano, że nie warto, że można sobie tylko zniszczyć mowę ojczystą czytaniem moich tekstów. I na pewno większość posłucha, bo tam, na tym portalu, jest jeszcze podskórnie zakonotowana informacja, że te wszystkie teksty publikowane na portalu są przez jakiegoś demiuga czytane, oceniane, wybierane i że jest jakiś ranking, pozwalający potem ich, jak tego Van Gogha, nareszcie odkryć. Więc czytają siebie wzajemnie, pracują na pełnych obrotach dniami i nocami, by na tę obietnicę zasłużyć. Ale, by takie totalitarne państwo sieciowe powstało, potrzebne są instrumenty zastraszania, pomówienia, metody subtelne jak Tajna Polska i brutalne, jak Tadeusz Borowski. Wie Pan, że zdjęto ogłoszenie, że jestem „politrukiem” (nigdy nie nalazłam do Partii, ani moi rodzice, ani mój mąż, którego poślubiłam na roku dyplomowym na studiach z który jestem niezmiennie do teraz) dzisiaj tylko na moją pisemną prośbę słaną do tego portalu? Sami nie wpadli na ten pomysł, by to usunąć.
    Ale dzięki Panie Marku za wsparcie, bo przecież czytanie bloga to rzecz dobrowolna i jak ktoś czyta, to dlatego, że lubi. Ja w każdym razie na ten luksus mogę sobie pozwolić. Np., na portalu „Obieg” czytam już tylko blog Maurycego Gomulickiego, wnuka pisarza Juliusza Wiktora Gomulickiego. Reszta jest nie do czytania.

  7. M.R pisze:

    Kiedyś chyba przez dwa lata pisałem bloga sam do siebie praktycznie i skasowałem (tzn. mam skopiowany dla własnych potrzeb) , teraz też mam nadal “podstawowego” bloga i też piszę sam do siebie i raczej sporadycznie, ale nie specjalnie tęsknię za publiką bo właściwie nie mam czasu. Ten blog, który skasowałem to był chwilowy impuls, materiał zbyt osobisty i nie przetworzony. Należy jednak zacierać ślady i zakładać maski oraz przetworzyć osobiste doznania (czyli znów nawiązuję do Nietzschego, którego twórczość to kolejne maski). Co do czytania teraz czytam tylko to co lubię (teraz mało bo nie jestem w tzw. nastroju), w tym Pani bloga albo słucham mp3… ale praktycznie krążę od lat wokół: Kierkegaard, Nietzsche, Holderlin oraz Szestow, Bergson, Cioran oraz dla urozmaicenia Musil,Canetti, Dostojewski, T.Mann, Kafka, Proust, Hesse… teraz np A.Kijowski (artykuły i dziennik tajemny Baudelaire w tym Baudelaire o A.E.Poe)… i takie różne np eseje Deleuze o Nietzschem. Tak więc w przeciwieństwie do Pani nie muszę obawiać się żadnych tajniaków, bo współczesnością nie zajmuję się (nikomu nie nadepnę na odcisk), a co czytać mam zwłaszcza z dziedziny tak jak to określam filozofii literackiej. Jednak będę próbował “coś” napisać ale czy coś z tego wyjdzie. Muszę sprężyć się i w najbliższych dwóch latach zrealizować nawet sam dla siebie (bo inaczej stracę do siebie szacunek). Później zobaczymy, być może okaże się, że to tandeta, ale wtedy mam nadzieję, że otrzeźwi mnie to (jak uderzenie pałką w głowę i powiem sobie: facet nie ośmieszaj się i daj sobie spokój) i pozbędę się literackich inklinacji i zajmę się czymś innym. Zastanawiam się też nad leczeniem, bo u mnie ta chęć napisania czegoś wbrew niesprzyjającym okolicznościom jest może oznaką zaburzeń psychicznych (to taki żart z siebie a może i prawda). Ale pozostanę wiernym czytelnikiem Pani bloga…

  8. Rafał pisze:

    Pani Ewo, a Pani co się tak uparła? Co Panią znowu tak rozsierdziło, hmm? Myśli może Pani, że będę teraz wystawał na rogatkach i pilnował powstających w Sieci wątków na Pani temat, albo niczym Piotr zapłaczę przed trzecim pianiem koguta, bo nie zareagowałem, nie stanąłem po Pani stronie. Albo może wyobraża Pani sobie, że mam w zwyczaju obsikiwać każde napotkane drzewo tylko dlatego, że ktoś tam wyrył na korze Pani inicjały?
    Wydaje mi się, że ustaliliśmy – Pani zaraz raban podniesie, bo się może spoufalam? – pewien rodzaj komunikacji. A jednak nadal podejrzewa mnie Pani o jakieś dwuznaczne postępowanie. Myli się Pani i proszę więcej nie powtarzać farmazonów. Naprawdę nagle Sieć sprowadza Pani do rygorystycznego wypowiadania się w określonym wątku? A nie potrafi Pani dostrzec, że jednoznacznie zaznaczyłem swoje stanowisko i bez względu na temat wątku powtórzyłbym to samo w wątku innym i następnym?
    Proszę nie przesadzać, bo mam do Pani słabość :)) a Pani mnie tutaj bodzie co chwilę.
    Pani u mnie na blogu pozwoliła sobie na uwagę o swoim dobrym imieniu w Sieci, więc i proszę sobie wyobrazić, że tego samego wymagam od Pani.
    Ciepło pozdrawiam i życzę w tej Ameryce dużo wrażeń.

  9. Ewa > M.R pisze:

    Gillesa Deleuze niech Pan przeczyta wszystko co spolszczono w pierwszym rzędzie. Jest bardzo komunikatywny, to mój Znak Zodiaku. Bardzo podnosi na duchu tych, którzy nie wszystko jeszcze doczytali i uważa, że każdy powinien być filozofem, najbardziej taki, co to nim z profesji nie jest. No i jest wielkim orędownikiem schizofreników. Więc jest w sumie taką nadzieją, jak Van Gogh dla tych, którzy łudzą się, że zdążą.

    Nie mam pojęcia po co prowadzić blog zamknięty, to jest wbrew idei Sieci, która ma łączyć. W „Ameryce” Baudrillarda są takie obrazki z Nowego Yorku ludzi samotnie jedzących na ulicy. Oni siedzą sobie w jakimś kąciku i spożywają jedzenie i Baudrillard pisze, że to jest najsmutniejszy widok na świecie, że to jest wbrew naturze nie tylko ludzkiej, ale i zwierzęcej, bo nawet zwierzęta, albo wspólnie walczą o zdobycz, albo dzielą się nią wspólnie jedząc. Coś takiego jest z samotnie prowadzonym blogiem. Przecież może Pan prowadzić zapiski w osobnym pliku. Ja prowadzę tak dziennik. Całe życie pisałam dziennik w zeszycie, a teraz na komputerze. Jeśli Pan ma jakieś podejrzenia co do własnej równowagi psychicznej, to według Deleuze to może Pana tylko jako artystę ocalić. Nikt normalny nie może być pisarzem.

  10. Ewa > Rafał pisze:

    Nie jestem Panie Rafale kacykiem, który żąda dowodów lojalności. Samotnie prowadzę bloga i w moim interesie jest jego dobre imię, bo wkładam w niego dużo pracy. Tylko tyle. A to, że upominam się o jakieś zachowania wobec mnie bardziej celowe, to przecież nie może mi Pan tego zabronić.
    Odpowiem Panu anegdotką.
    Na początku stanu wojennego jeździłam do Krakowa na PAT i chłopak mojej tam koleżanki, dzisiejszy profesor Uniwersytetu Śląskiego, został wezwany do wojska. A to były nastroje rewolucyjne, ona przystępowała codziennie u Dominikanów do komunii św. on był wielkim opozycjonistą, pacyfistą i anarchistą. Ale, jak dostał ten papier z adresem jednostki, chyba równocześnie z dyplomem ukończenia studiów, to Ania pojechała na przysięgę. I co, pytam Anię, jak tę przysięgę on przeżył, on, jak on wymówił te słowa lojalności wobec Jaruzelskiego?! Normalnie – powiedziała z dumą Ania. Po prostu, jak wszyscy wymawiali słowa przysięgi, on poruszał tylko ustami.
    I to jest Panie Rafale ilustracja obłudy.

  11. Rafał pisze:

    I co z tego? Co dla Pani z tej anegdoty wynika? Myli się Pani. Myli się Pani co do mnie jak i co do swoich możliwości rejestrowania sieciowego bytu. Wie Pani, mógłbym powołać się na tego niemieckiego filozofa, którego Pani ostatnio nadczęsto cytuje – istnieją tylko interpretacje, a nie obiektywne zapiski rzeczywistości. Ale to być może Pani, niestety, w ferworze obrony Częstochowskiej, mogło umknąć. Jestem w stanie to zrozumieć.
    Natomiast, pomijając XIX-wiecznego filozofa, dzisiaj Pani jednorodna, naprawdę, niezbyt wyszukana – niestety – ilustracja obłudy jest Pani obsesją, nie zapiskiem jakiegoś faktu, o którym – być może, gdybym zechciał – moglibyśmy rozmawiać.
    liczę, że się Pani opamięta 🙂 bo inaczej uznam, ze jest Pani kolejną fikcją w Sieci.
    z wyrazami szacunku

  12. M.R pisze:

    Zanudzam Panią (tak więc proszę nie odpowiadać bo to strata czasu) ale z tą nierównowagą psychiczną to drobna kokieteria z mojej strony. Mój (w stadium zaniku) wykonywany zawód wymaga precyzji myślenia i jasności umysłu. Gdybym u klienta zaczął zachowywać się “nienormalnie” to z pewnością spojrzeliby na to z politowaniem a ja straciłbym zaufanie. Ale u artystów to szaleństwo (udawane) jest w cenie. Kiedyś przez przypadek, na imieninach w instytucji artystycznej rozmawiałem z pewnym bardzo znanym reżyserem (i jednocześnie artysta plastyk), opowiadał z estymą o koledze, który okaleczał się, zadawał sobie rany, w końcu popełnił samobójstwo. Nie wiem o co mu chodziło. Może jakiś przytyk do mnie, że jestem opanowany jak maszyna. Może próbował mnie zaszokować.Ale ten reżyser to pozorowane artystyczne rozwichrzenie, bo z drugiej strony umie liczyć. I znów wracam do Nietzschego, przecież zewnętrznie Nietzsche był bardzo grzeczny, wręcz ugrzeczniony. Nietzsche prowokował dziełem swoim, ale nie zachowaniem… Krytyka Polityczna to temat rzeka, dla mnie to zorganizowana grupa “przestępcza” zawłaszczająca kulturę i niszcząca inaczej myślące jednostki

  13. Ewa > Rafał pisze:

    Nie wiedziałam, że nie podobają się Panu moje anegdotki. To już nie będę.
    A cóż to Panu szkodzi uznać mnie za fikcję w Sieci? Niech Pan mnie też unicestwi, ja przecież nie istnieję. Bloga można zlikwidować jednym kliknięciem.
    A tak przy okazji: wie Pan, dlaczego zlikwidowany jest blog Naćpanej Światem? http://nacpanaswiatem.wordpress.com/2010/03/06/witam-na-moim-blogu/#comments
    Tak pytam, może coś było gdzieś ogłoszone, dlaczego, a ja przeoczyłam. Bo gdziekolwiek dam komentarz, to natychmiast to się w Sieci likwiduje. Na TRUMLU zostały jakieś moje niedobitki, do eksterminacji przeznaczono tam całą grupę Feliksa Lokatora wraz z moimi pracowitymi komentarzami. Więc chcę ocalić Pana blog i się tam nie wpisywać. Bo przecież też życzę Panu jak najlepiej.

  14. Rafał pisze:

    Pani Ewo, lubię Pani sofistykę, tak jak rolnik lubi ziemię, która co drugi rok czymś tam obrodzi.
    Cieszę się, że jest między nami zgoda, czyli , że ocalenie przede wszystkim.
    Nie ma Pani wrażenia, że stworzyła Pani miejsce, gdzie np. M.R. powierzchowność Nietzschego sprowadzi do archaicznego, licealnego, intelektualnie nieuczciwego podziału na filozofa grzecznego i niegrzecznego? To Pani imponuje? Proszę przegonić to dziadostwo ze swojej strony :)))
    Przestać szukać jedynie poklasku, sprowadzając poklask do banalnych odkryć.
    We mnie ma Pani uczciwego rozmówcę, no.
    Naćpana Światem jest Pani odkryciem, więc proszę zadbać o swoje rozterki i mnie nie dręczyć rzeczami nieistotnymi.

    Po drugie

  15. Rafał pisze:

    aha, nie ma żadnego po drugie.

  16. Ewa > Rafał pisze:

    Bardzo lubię Pana Marka i zaraz M.R odpowiem, bo bardzo lubię rozmawiać o szaleństwie.
    A Pan Panie Rafale młody jest, to Panu oklaski niepotrzebne. A mnie tak, bo ja zaraz będę się zbierać z tego świata i chciałabym odejść w obecności chociaż jednej pary rąk łożonych do klaskania, a nie do modlitwy.
    Jaka tam sofistyka. Od sofistyki jest Jacek Dehnel. Ja jestem sokratejska.
    My jesteśmy z Panem Markiem niezarejestrowani na liternet pl, a Pan tak, więc Pan tam sobie może ucinać rozmowy filozoficzne na poziomie, my jesteśmy skazani tutaj na siebie, bo M.R. zlikwidował pomyłkowo swój blog i rozmowy istotne o szaleństwie muszą się toczyć tutaj, czy Panu to się podoba, czy nie.
    Cóż, grupa Feliksa Lokatora to była najwartościowsza część artystyczna liternetu pl.. Wiem, że Pan go w jednym momencie przegnał, ale mam nadzieję, że Pan teraz tego żałuje. Widzi Pan, zanim Leszek Onak znajdzie te nowe talenty, to jesteśmy skazani na taką portalową nudę.

  17. Ewa > M.R pisze:

    akurat więcej wiem szczegółów z życia Nietzschego niż z życia Krytyki Politycznej, więc mogę się tylko wypowiedzieć o tym pierwszym, ale być może, że obyczaje są zbieżne, a i szaleństwo jednakowe. George Bataille napisał o Nietzschem, że pisał „własną krwią” i że kto go krytykuje, to sam z kolei może też tylko krwawić. I, że każdy krok wykonany w kierunku prawdziwego człowieczeństwa jest szaleństwem. Wiadomo, jak skończył Nietzsche. Nie wiadomo, jak skończy Krytyka Polityczna i czy ten krok ku człowieczeństwu wykonała i czy tam zmierza, bo ja z Krytyki Politycznej to znam tylko Tajną Polskę, który przecież też z KP nie jest, tylko jest Fiedką.
    A co do artystów, to, ponieważ obracałam się całe życie wśród artystów, jeszcze nie spotkałam ani jednego artysty, który nie umiałby liczyć. Niech Pan nie wiąże tych dwóch faktów ze sobą. Szaleństwo jest niezależne, inaczej nie byłoby szaleństwem.

  18. Rafał pisze:

    Jest już jakaś taka pora niezręczna, że ciężko rozeznać jak tu o takiej porze z Panią rozmawiać.
    W każdym razie jak Pani dobrze wie, nikogo, tym bardziej znikąd, nie przegnałem, bo też nie mam takich zdolności ani możliwości.
    Dla Pani być może współczesna przybyszewszczyzna jest jak sarni śpiew pośród milczenia kretów. Dla mnie z kolei, te powtarzające się pozy są, owszem, jak dla Boya, możliwością stworzenia ciekawej anegdoty, ale w każdym innym wymiarze tuszowaniem braków. Różnych. To nie moja fascynacje – wspominam o tym po raz drugi – więc też szkoda mi czasu.
    Przybyszewszczyzna w swojej doskonałej formie wyrażała się jedynie pierdzeniem w stołek. Więc skoro Pani pyta, co się stało – czy niby ja wiem, heh, co się stało np. z cesarzową Bangladeszu – to myślę, że odpowiedź jest przecież jednoznaczna. Dosyć miał stołek pierdzenia.

  19. Ewa > Rafał pisze:

    Grupa Feliksa Lokatora była bardzo energetyczna i tam chodziło o różnorakie wpływy i takie właśnie okolicznościowe dowcipy inspirowane chwilą i Siecią, bo ja nie przepadam za tymi utworami gotowymi, a ludzie przeklejają swoje utwory z już wydrukowanych tomików i to jest bardzo męczące, bo przecież trzeba przeczytać, żeby się dowiedzieć, co to jest. A oni byli tacy bardzo określeni i ja ich czytałam w ciemno, a większość omijałam, bo już wiedziałam, co mnie czeka. Jak się coś robi przy komputerze, a ja maluję komiks, to trzeba wchodzić na portale, by sobie coś poczytać i najwartościowsze są dla mnie takie błyskotliwe wypowiedzi, bo nudziarzy takich pospolitych to mam i na klatce schodowej i na osiedlu i ja nie muszę po to chodzić do Sieci. Portale pełnią teraz rolę takiego żywego, inteligentnego głosu, którego we własnym otoczeniu nie uświadczę.
    Szkoda, że to nie Pana klimaty, taka młodopolska maniera to przecież też środek wyrazu, jeden z wielu. Ale myślę, że to było kilka osób, którzy wymieniali się kodami dostępu i było to dość nierówne i ordynarne, a ja nie lubię rzeczy ordynarnych. Tyle wyjaśnień, bo Pana to nie interesuje.
    A braki mają wszyscy i wszyscy je tuszują. Ja nie tuszuję i mi napisali.

  20. Rafał pisze:

    Dzień dobry 🙂
    Nie mam tyle czasu, chciałbym mieć, ale nie mam, stąd moja znajomość Grupy Feliksa Lokatora jest znikoma, żeby nie powiedzieć żadna.
    Być może omija mnie/ominął fascynujący rozruch w Sieci – trudno, przeżyję.
    Ja sobie, bo Pani ma taką tendencję do stygmatyzowania, nie odcedzam tzw. moich klimatów od nie-moich, bo – co jest chyba naturalne – interesuje mnie wszystko, co ciekawe, inspirujące, niecodzienne, tak, tak jak Pani napisała, czego nie uświadczę na klatce schodowej, czy w drodze do pracy.
    Ale nie przychodzę tutaj mówić o sobie znowu nie wiadomo po co.
    Dlaczego Pani wyjeżdża? I co z Pani blogiem? I czy mogę liczyć na kartki z podróży? :))

  21. Ewa > Rafał pisze:

    Próbowałam tutaj wytłumaczyć Leszkowi Onakowi, ale on mnie nie zrozumiał, bo to jest wbrew interesom właściwie wszystkich, by mnie rozumieć.

    Przez całe życie miałam właściwie do czynienia tylko z animatorami sztuki, bo nawet, jeśli komisarz pleneru malarskiego wywodził się jedynie z lokalnego kółka rolniczego i wskutek upadku pegieerów i tzw. przekwalifikowywania zawodowego na tzw szpkensa robił szybko wieczorowe studia kulturoznawcze na UJ w Krakowie, by udźwignąć ciężar spotkania z wybitnymi malarzami z całej Polski – a plenery zawsze odbywały się w tzw. malowniczych zakątkach i szefostwo musiało być lokalne – to i tak chwytał też za pędzel. W sumie, ci wielcy malarze, którzy przyjeżdżali na te plenery, stawali się automatycznie animatorami, bo tylko taki mógł być kierunek takiej wspólnoty, nigdy odwrotny. Trzeba pamiętać, że zakompleksiony komisarz pleneru malarskiego, który nie wywodził się już z ludu, który w swoim środowisku uchodził za człowieka wtajemniczonego, bo nikt z tubylców nie pojmował, co sławni malarze z całej Polski pozostawiają na tych płótnach wyjeżdżając, musiał, żeby nie oszaleć, zamienić tych malarzy na animatorów. Oni chętnie się zgadzali na wszystko, bo kto się oprze np., wycieczce zorganizowanej przez takiego animatora do największego producenta wędlin w okolicy, który specjalnie dla największych artystów z całej Polski wydaje bankiet przy rożnie? Nikt.
    I co Pan myśli, że taki animator pohamowałby się od pokusy, by też być największym malarzem polskim? I że ktoś, kto przyjeżdżał – a przecież zapraszano tylko kilkunastu, a w samym Krakowie zrzeszonych, dyplomowanych malarzy jest zdaje się kilka tysięcy – ośmielił się mu powiedzieć, że nie jest?
    Sieć, Panie Rafale, to nic innego. A ja, żeby zaistnieć w Sieci, piszę różne „recenzje”, żeby mnie ktoś zauważył w tej masie artystów, bardzo dobrze wymieszanych przez naszą historię, artystów ratujących się jak potrafią. Przebierankami, lizusostwem, skandalem, obrazą, wszystkim, czym się da.

    Lecę, bo syn nie ma kiedy do Polski przylecieć i pogadać po polsku, ma żonę Amerykankę. Zdechł nam pies i pierwszy raz może ze mną polecieć mąż, bo zawsze ktoś musiał zostać z psem. Mąż poleci po mnie, bo już się nie dało biletu dokupić. Nie jestem wielką artystką i nie lecę za ocean na żaden festiwal, na otwarcie wystawy. Jestem absolutnie nikim. Jestem zmęczona, bo na blogu pisałam szczerze, bardzo się starałam pisać tak, jakbym za każdym razem docierała tylko do siebie i tę intymną relację – jedynie ja i tomik poezji nieznanego mi poety, czy powieść pisarza, i, jakby żadne względy inne nie istniały. Myślałam, że Sieć jest właśnie po to, by docierać do siebie, by tę drogę móc pokazać jak ja to robię i zobaczyć, jak robią to inni. Tak pojmuję rolę twórczości artystycznej, która chyba w dalszym ciągu jest porażona kolektywizmem, mimo, że już wszyscy tworzą jak chcą, ale tu nie ma nikt odwagi robić nic po swojemu. Dlatego grupa Feliksa Lokatora była tak tępiona, bo była inna, ja też jestem tępiona właśnie za to, chociaż Pan od razu z oburzeniem obłudnie zaprzeczy. Ale Pan nic nie rozumie, bo w Pana interesie jest niczego nie rozumieć.

    A mój wyjazd to jest też takie oddzielenie i ja nie wiem, jaka ja wrócę. Bo ja zbliżam się do sześćdziesiątki i ja jestem nikim. Nikt mnie nie wydrukuje, nikt mnie nie ceni, nikogo nie obchodzi moje osobiste czytanie współcześnie wydawanych książek, bardzo się w Sieci uważa, by mnie przemilczeć, nigdy się na mnie nie powołać, a chętnie kraść nawet całe zwroty, a jak już, to jestem cały czas wystawiona na drwinę, na lekceważenie. Wykonuję gigantyczną pracę na tym blogu, a dostaję w zamian… Pan widzi, co dostaję w zamian. Jaki wysiłek? Jeśli zakładający wątek na Liternet pl., a samo zakładanie takiego wątku, to jest już zdaje się auto-da-fé. Albo liczenie na potępienie mnie jak na akademii zakładu pracy w PRL, gdzie Partia wyznaczała delikwenta do osądu kolektywu, albo ośmielają się bez komentarza o mojej twórczości mnie zlekceważyć, jakieś półgębkiem pisanie… takie jeli, jeli… najchętniej nie o tym, najchętniej nie w tym miejscu, najchętniej porównać mnie do jakiejś brzydkiej, pyskatej baby z radia… Czy ja napisałam tu o kimś w ten sposób? Mnie tak oceniać, która dziesięć lat pisze w Internecie. (Pani mirko, bardzo dziękuję za wsparcie, ale wątek był o twórczości krytycznej, a mój cykl „Ameryka” to bardzo osobiste wyznanie, nie mające nic wspólnego z wiodącym tematem wątku) .
    Ja jestem przecież zupełnie bezbronna. I ja nie mam limitu nieskończoności, ja się przecież kończę.

  22. Rafał pisze:

    Pani Ewo, przykro mi, że Pani podejrzewa mnie o obłudę, i że twierdzi Pani, że obłuda jest w moim interesie. Nie jest – i czy nie moglibyśmy przejść już ponad Pani niesłusznymi posądzeniami mnie o jakieś niecne intencje? i zająć się czymś ciekawszym?
    Czy nie widzi Pani, że przychodzę tutaj, na Pani blog, właśnie dlatego, że jestem pod wrażeniem tego przekładania na język bloga Pani intymnych relacji z literaturą.
    Wracam do obowiązków. Miłego dnia 🙂
    Pani oddany czytelnik 🙂 no

  23. Ewa > Rafał pisze:

    Wierzę Panu, Panie Rafale, proszę nie brać tego określenia tak po mieszczańsku, bo Pan w moim pojęciu zbyt ufa samopoznaniu, i bierze świat takim, jakim go Pan widzi i Pan robi słusznie, bo ja robię to identycznie. Tylko, że za mną stoi czterdzieści lat dodatkowych przeżyć (zakładam, że Pan nie ma jeszcze trzydziestki) i Pan cały czas ma ze mną relację pokoleniową matki i syna. A ja potrzebuję relacji równości, żeby się porozumieć. Stąd to osądzenie o zakłamanie, bo, by Pan miał ten komfort czystości tej relacji, musi Pan ją zakłamywać. Nich Pan uwierzy, że ja już nie. Stąd to w Pana pojęciu niesprawiedliwe oskarżenie. Proszę się nie gniewać.

    Bardzo Panu współczuję, że Pan musi pracować. Ja nie muszę, bo mnie nikt już nie chce. To jest chyba najszczęśliwsza rzecz, jakiej doczekałam w życiu: społeczeństwo mnie nie chce, a ja nie przebywam ani w więzieniu, ani w psychiatryku.

    Miłego dnia.

  24. mirka pisze:

    Pani Ewo, mnie chodziło przede wszystkim o wpis jakiegoś nicka, ze Pani nie umie pisać po polsku, że, to co Pani pisze, jest bełkotem. Trzeba się napalić nie wiem czego, żeby taką niedorzeczność wystawiać na światło dzienne. No, a potem – chodziło mi jeszcze o coś innego, dlatego Liternet jest już dla mnie tylko niezbyt miłym wspomnieniem – szczęśliwie, to był krótki pobyt na tej, w mętnych wodach pływającej wyspie. Życzę spokojnego pobytu i czystego nieba w czasie lotu.

  25. Ewa > mirka pisze:

    Pani Mirko, to, że jestem grafomanką, że nie potrafię pisać po polsku, że nie mam pojęcia o składni, to to jest w Sieci bardzo dobrze już znane i ugruntowane. Pierwszy taki wyrok na mnie wydał Lech Bukowski tutaj i na jego blogu, jak się dobrze poszpera, można przeczytać. Podaję link bloga, http://lechbukowski.blog.onet.pl/
    Nie wiem, czy Leszek czyta mojego bloga, wątpię, ale jeśli, to może to tutaj dla przykładu przekleić jakby mu się chciało, bo nie wiem już gdzie to jest. Może Pani Kira to sobie tam przykleić na portalu na dowód mylności Pani sądów o mnie, Pani Mirko.

    Faktycznie, piszę na blogu a vista, nie mam czasu nawet poprawić, chociaż mam przecież możliwość edytowania, zależy mi na tym uchwyceniu moich bezpośrednich wrażeń, a nie na finalności tekstu. Gdybym to wszystko cyzelowała, to przecież nie dałabym rady, ten blog jest bardzo pojemny. Uważam, że nie ma sensu wytracać czasu, skoro to nie idzie do druku, nie mam przecież żadnych korektorów opłacanych z budżetu państwa, jak jest w dotowanych przez społeczeństwo gazetach i redakcjach. Trzeba pamiętać, że przecież równolegle piszę swoje teksty, których nie publikuję i blog jest tylko taką moją witryną, bym była w Sieci i bym mogła pokazać moje przemyślenia i moje intencje. Myślałam, że skoro Jarek i Pani czytacie mój blog – a jest to akt dobrowolny i jak ktoś nie czyta to niech się publicznie nie wypowiada – napiszecie przynajmniej bardziej analitycznie. Bo wpisywane gorliwie afirmujące formułki pod tysiącami wierszy i opowiadań codziennie na dwóch dużych portalach literackich zupełnie starły znaczenie słów.
    Ja Pani Mirko niczego nie oczekuję od tego pół tysiąca, które mnie codziennie odwiedza. Ja tylko pragnęłabym, by głos publiczny w Sieci nie ograniczał się do pisania na odwal się, nie na temat i zamiast oddać człowiekowi sprawiedliwość, jeszcze się mu szkodzi. Naprawdę, za wzięcie udziału w tak ułomnym wątku na mój temat jestem bardzo Pani wdzięczna, że się Pani odważyła jednak tam coś wpisać.
    Ale jakość wpisów to nie jest to wcale dowód na słabość Sieci czy danego portalu, tylko na słabość ludzi tam piszących. Jeśli, a nie piszę teraz o moim wątku, tylko też o innych – niewydolność komentatorska jest tak przerażająca, to co można powiedzieć o tej twórczości artystycznej ludzi pióra dotyczącej poezji i prozy? Przecież nie lepiej jest na TRUMLU, nich Pani się przyjrzy wątkom dotyczącym powodów pisania poezji i tym podobnym. Ja na blogu bronię każdego miejsca literackiego w Sieci, napisałam o obronie istnienia Rynsztoka i chciałabym, by istniała i Nieszuflada dalej, i dalej istniał Liternet pl. i TRUML. Mój głos sieciowy dotyczy tylko jakości, bo wątek dotyczący mojej osoby jest tam jawnym przykładem.
    Dziękuję za życzenia, również wszystkiego dobrego Pani, Pani Mirko życzę.

  26. M.R pisze:

    Ponieważ nie jest to mój blog i jestem gościem nie będę dyskutował z niejakim Rafałem i wdawał się w osobiste polemiki i reagował obszerniej na impertynencje pod swoim adresem. Podejrzewam jednak, że ja dłużej czytam Nietzschego(i o Nietzschem) niż niejaki Rafał żyje, proponuję poczytać Listy Nietzschego. Jest tam coś o jego zewnętrznej grzeczności, można znaleźć, osobisty sąd Nietzschego o samym sobie: jedno przychylne spojrzenie, przyjazna rozmowa powoduje, iż on sam zaczyna wątpić w sens swojej filozofii, w nadczłowieka itp itd. No i teraz przejrzałem blog rafky itd i podejrzewam, że to literat (w tym sensie jak to pisał o literatach R.Musil w swoich esejach) i polonista może. Literat i co gorsze z młodego, butnego pokolenia. Ja niestety nie literat tylko nauki ścisłe kończyłem, tak jak przytoczony Musil

  27. M.R pisze:

    tak to jest literaci kiszą się we własnym gronie, czytają Stokfiszewskiego i Klejnockiego na ten przykład, a nie-literaci czytają Nietzschego i Kierkegaarda czy Szestowa. Bo któż to jest taki Szestow obecnie, a Stokfiszewski to jest dziś ważny gość. Ale nieuprzedzony jestem poczytam blog rafky-iego i zobaczę co tam u literatów słychać, o co burza w szklance wody

  28. Rafał > M.R. pisze:

    Przepraszam za wczorajszy wyskok w pańskim kierunku. Wczoraj walczyłem tutaj o prawdy absolutne 🙂 Dzisiaj gonię po balkonie z pędzlem w ręku.
    Kto czytał dłużej, ja czy Pan, niech to jednak pozostanie nierozstrzygniętą kwestią.
    Nie jestem z tych młodych, butnych, nie.
    Ten wczorajszy wyskok był szczeniacki, fakt. Proszę wybaczyć (cholera, nic nie robię tutaj innego, tylko kajam się, tłumaczę, heh, co za miejsce 🙂 )

  29. M.R pisze:

    Ja tak łatwo nie obrażam się. Ale sam niekiedy mam wątpliwości co do swojej tu obecności i nawet pisząc wczorajsze notki, po opublikowaniu czułem niesmak sam do siebie. Może i trzeba zamilknąć… i nie narzucać się…

  30. Rafał > M.R. pisze:

    Proszę mnie zrozumieć, wczoraj to ja biłem się tutaj o swoje dobre imię i trochę w przypływie szaleństwa 🙂 pozwoliłem sobie na taką uwagę.
    Prosiłbym też nie omawiać mojego bloga tutaj, bo ja później mam wątpliwości czy znowu nie zostanę posądzony o robienie wokół siebie sztucznego tłoku, wykorzystywania tego miejsca w sposób celowy i bezczelny do zwoływania czytelników do siebie.
    Jeżeli chce Pan mój blog schlastać, to proszę jednak tam lub pozostać przynajmniej przy zdaniu, że ze mnie polonista z koziej wólki, itp. Będziemy – jeżeli zależy Panu na satysfakcji – kwita.
    pozdrawiam

  31. Ewa > M.R pisze:

    Jest na Liternet Pl. zdjęcie Pana Rafała, takie z papierosem, w profilu „Rafał Klan” i chyba to młody chłopak, musi być, jeśli on to on i Pan musi mu wybaczyć. Faktem jest, że z tych sieciowych wypowiedzi trudno coś wnioskować, bo nie wiadomo ile mają lat właściciele blogów i kim są i się człowiekowi nie chce tłumaczyć im wszystkiego od Adama i Ewy, bo nie wiadomo, co wiedzą, a czego nie wiedzą i jakiej są profesji. Ja nigdy nie udawałam, że jestem naukowcem i badaczem literatury, nigdy nie pisałam, że piszę recenzje, zawsze miałam szacunek do recenzji profesjonalnych pisanych przez ludzi mających do tego narzędzia. Piszę na blogu o tym, co czytam i to co przeżywam, daję temu wyraz. Do napisania o wierszach Piotra Matywieckiego przygotowywałam się 3 miesiące. Przeczytałam cięgiem dwa razy cały tom i potem przy analizowaniu wierszy poszczególne zwrotki. I na Liternet pl. Pani Kira Bednarska napisze:
    „P. Mirko,
    spędziłam na blogu p. Ewy Bieńczyckiej aż dwie godziny i po przeczytaniu kilkunastu pseudo-recenzyjek zrobiło mi się słabo.”

    Więc nich Pan nie zwraca uwagi na impertynencje internautów, bo ten brak szacunku jest wpisany w dzisiejszą młodość. Nie mówię o wieku metrykalnym, bo można umierać będąc infantylnym, a wiadomo, że teraz się nie dojrzewa, bo nie ma powodu, skoro na wstępie wszyscy wszystko wiedzą, a jak nie wiedzą, to się dowiedzą od tych, co wiedzą. A kto wie? Pani Kira Bednarska.
    Podobnie Pani Kira wie wszystko na temat duszy ludzkiej:

    14 września 2010, 14:03:51

    Kira Bednarska Wypowiedź p. Bieńczyckiej o duszy J. Mansztajna:

    “Warto może jeszcze kilka słów napisać o treści tych wierszy. Co poecie w duszy gra, a ponieważ duszy poeta Mansztajn nie posiada, cóż więc gra w tym młodym męskim ciele?”

    Jakimż to deteskopem rentgenowskim czy innym wykrywaczem ludzkich dusz dysponuje ta pani?

    Teorię Nietzschego na temat duszy ludzkiej i duchowości to Pan przecież zna. Według mnie posiadanie duszy ludzkiej to jest bardzo duże życiowe osiągnięcie, zdobywa się ją w czasie całego życia. W tym stadium twórczości z pewnością duszy nie posiada ani Jakobe Mansztajn (wystarczy poczytać jego blog [jakobe.blog.pl]), ani Kira Bednarska, która po poświęceniu „aż dwóch godzin” mojej dziesięcioletniej pracy blogowej tak lekceważąco o mnie pisze.

  32. Rysie listonosz > Ewa pisze:

    Wybacz Pani Kirze Bednarskiej, bo Pani Kira rozciąga swoje badania na twórczość literacką także na swojego szczurka i żółwia błotnego.
    W tym szaleństwie jest metoda:
    http://liternet.pl/grupa/krytyka-literacka/forum/167-krytyka-literacka-ewy-bienczyckiej

  33. Ewa pisze:

    Nie wybaczam Pani Kirze Bednarskiej.
    Ale na przyszłość Rysiu lepiej dawaj cytaty, a nie linki, bo jak pójdzie ten portal do kasacji z powodu takich badań literackich, to u mnie na blogu znowu nie będzie wiadomo, o co chodzi.

  34. Rysiek listonosz pisze:

    A taki fragment, jak napiszą Tobie, która zostawia na blogu nawet ślad, jak właściciel komentarza prosi o usunięcie w wpisu, Tobie, przy obecności tych wszystkich, którzy czytają Twój blog i wiedzą, jak jest prowadzony uczciwie, tak napiszą:

    Kira Bednarska 14 września 2010, 20:47:5
    „P. Mirko,
    nie wiem, dlaczego p. Tajna Polska założył tutaj ten wątek.
    Dlaczego nie rozmawiam o tekstach p. Ewy na jej blogu? Mam pewne obawy, że moje komentarze zostałyby zmodyfikowane lub okrojone.”

  35. Ewa pisze:

    No właśnie Rysiu, tu chyba następuje insynuacja. Nie mam pojęcia jak to się prawnie nazywa, ale jeśli Przemkowi Łośce modyfikowali na portalu niedoczytania pl. komentarze i on w proteście przestał tam pisać, to widocznie dla Kiry Bednarskiej takie praktyki wydają się na porządku dziennym.
    Całe szczęście, że na tym portalu się nie zarejestrowałam, bo by mi jeszcze modyfikowali moje teksty!
    Jakie to wszystko zdeprawowane. I ten żałosny Kamil, który w nocy śle mi na skrzynkę maile…Okropne. Aż się kurczę za nich ze wstydu, jak to wszystko czytam. Prawdę mówiąc, to jak by ich tajna nie sprowokował, to bym się nigdy nie dowiedziała…
    Dziękuję, Tajna!

  36. Belfi pisze:

    Szanowanko dla Autorki bloga za obiektywizm, resztę zbywam szyderstwem. Tak tu sobie gwarzą w nieświadomości, a ja mam wiedzę.
    Kiedyś powiedziałem Stachnikowi w odwecie na jego prymitywizm zachowania, że dla mnie jest bez wzruszenia, że spałem na ciepłych flakach martwych ludzi i mam zimną krew w najbardziej podłym dole. Ale nie o dywagacje idzie tylko o podlość, której nosy ukręcam zadarte głupio w próżniach etc.
    XXXX XXX he he, drobna kreatura z dodatkiem kiepskiego powonienia mostowym alfonsem…
    To on z XXXXXXX jako mierni włamywacze ( w oparciu o dane uzyskane na trumlu, hasła, maile itp. ) przejęli dwa konta Naćpanej Światem, w tym YouTube z jej klipami muzycznymi i blog na wordpress z jej poezją. Nikczemnie i sadystycznie każdego dnia powolutku usuwając kolejne pozycje struktury. To miał być efekt?, żałosne, ale obrazowe dla sprawców. W odpowiedzi dopuszczali się szantażu, cóż za ostatni gnój pod nogami i bezsilność intelektualna – bucyzm kardynalny he, he

    Wiem co widzę i spełniam przeznaczenie z nieśmiertelności nieodwołalnie.
    ” nie polezie Orzeł w gówna… “, jak powiedział pewien całkiem niezły w swoim czasie Poeta.

    ucałowanka, posyłam ” rybę”
    / Belfi

  37. Ewa > Belfi pisze:

    pisząc, że literatura to donos, nie myślałam o czymś podobnym… liczyłam na inteligencję… że zrozumie się moją poetycką przenośnię…
    Przecież ja nie mogę dać wiary pomówieniom, ja nie mam pojęcia, co się wewnątrz portali i blogów wyrabia, nawet nie uchwycę wszystkiego, co jest widoczne, nie doczytam…Faktem jest, że miałam nadzieję, że wchodzą na mój blog ludzie, którzy mnie kochają, a nie dla jakiś rozgrywek… jestem w tej chwili do czegoś używana? Nie wiem już… A tak na marginesie, to czemu nie ma bloga Naćpanej? Czemu oficjalnie nie ma żadnych komunikatów na blogu Feliksa Lokatora? I czemu Was nie ma na liternet pl?

  38. Belfi pisze:

    nie gram, nie używam i nie kalkuluję etc.
    Czemu nie ma komunikatów?, a no temu, że my sztuką zajmujemy się i szkoda nam czasu na jałowe ciągania jałopów do chlewa. Ściek zawsze będzie, tylko musi płynąć swoim korytem i ot cała filozofia.
    Na liternet. pl zaczęły się dość szybko kompromitujące dawki zachować i zalatująca denność, podszywania, fałsze, manipulacje, jak w najgłęgszej ubecji. Szkoda czasu i inwencji trafiających potem w kosz i bez kontynuacji, bez reakcji twórczych – mdłość. Ludzie sztuki zaskakują natychmiast, niczem silniki potężnych maszyn, a badziewie pobełkotuje i prycha.
    Nikt nami nie dysponuje, wchodzimy i wychodzimy sami kiedy nam się żywnie spodoba i na tym polega ogląd czasu. Ujawnimy sporo tekstów o specyfice epoki w stosownym czasie i atmosferze publiczności doborowo wysublimowanej. Stąd poszukiwania.., zupełnie przypadkowo trafiłem tu na wynurzenia rafała muszera i należało się odnieść, aby nadać jasność.
    Jedziemy dalej, pozdro

    http://www.flokator.gofreeserve.com

  39. Ewa > Belfi pisze:

    Ach, Belfi, to pomyłka! To nie Rafał Muszer, on u mnie nigdy nie komentował, nie sądzę, by mnie nawet kiedykolwiek czytał. Podobnie Waldemar Kazubek! Oni w TRUMLU są tylko, nie widzę ich na innych portalach, być może, że pod nickami, lecz nie u mnie! Ale w tym wątku wypowiadał się inny Rafał, Rafał Klan, który ma swojego bloga i go tutaj wcześniej linkował. Myślę, że to były wypowiedzi z nieznajomości i niedoczytania, nie wszyscy przecież wszystko czytają i śledzą. On chyba na TRUMLU nie jest zarejestrowany.
    Tak, obserwuję liternet pl. i tam chyba już nic się nie da zrobić, tylko się wycofać. Szkoda wielka, bo portale powinny jednak stanowić taką większą płaszczyznę dla konfrontacji, a komentowaliście tam tak pracowicie i taki wkład pracy…Teraz to tam nie ma co czytać właściwie. Wprowadzaliście tam życie! I jeszcze ten antysemita Łukasz Jasiński, ta totalna żenada zakłada widzę następny wątek… Ale Sieć bardzo dobrze odzwierciedla stan tej polskiej literackiej jałowizny i trzeba to jednak śledzić.
    To powodzenia życzę! (Dopiero się obudziłam i uaktywniłam komentarz, bo z linkiem blog wstrzymuje wyświetlenie) Będę czytać blog Feliksa Lokatora, ale tam na razie niewiele jest…

  40. Rafał pisze:

    Za chwilę wpadnie tutaj przyszła żona Rafała Mohra, którą Rafał Mohr spotka późną, mokrą jesienią za jakieś nie daj bóg pięć lat w podupadłym miasteczku, któremu jakaś wydumana administracja odbierze status powiatu i powie: AHA!

    Literatura to donos, hehe, dobrze, że nie codzienny, nieustanny donos, bo wpadaliby tutaj wszyscy frustraci. Jeżeli już mnie z kimś mylić, to proszę z Jackiem Nicholsonem, heh.

  41. Ewa > Rafał pisze:

    Rafale, Pan myli – na TRUMLU działa żona Pana Rafała Musera, Milena Muszer. Więc nie ma sensu wprowadzać nowych postaci do fabuły, skoro są. Natomiast Belfi to bardzo rozczłonkowany byt sieciowy złożony faktycznie z większej ilości osób albo i jeden ze zdolnością syntezy i rozpadu, zależnie od potrzeb. Bierdiajew w ubiegłym wieku przestrzegał przed zacieraniem płci, postulował utrzymanie odrębności płci, ale chyba nie przypuszczał, że nastąpi tak łatwo zjawisko szkodliwe, jak zacieranie tożsamości, czyli czegoś, co właściwie mamy najcenniejszego. I widzi Pan, jak ja tu bronię Pana tożsamości: jak lew!
    Donos musi być nieustanny Panie Rafale, jestem dzieckiem PRL-u więc wiem… Ale tu przecież chodzi, o jakość donosu, donosu przetworzonego na sztukę. Więc nie żadna sztuka być maglarą, sztuką jest być księciem.

  42. Belfi pisze:

    szukamy artystów prawdziwych z nadania genem i nieustających poprzez ciaglość życia, a tych w mgnieniu oka po specyfice reakcji poznać. Jest barometr głęboki, bardziej niż powołanie, ale o tym słowem nie da się przełożyć. Zatem? – akcja reakcja i rzeka smaków do wzięcia spod ręki, proste?. Dla obdarowanych i desperados z galaktyk, tak.
    Nie mieszamy w zbędność, pomimo nieśmiertelności warto wyważyć ceremoniał zawsze otwarty i bez pokuty w rozpędzie.
    Przy otwarciu było rzeczone: ” Alea Iacta Est”, zapraszając zawsze do usług
    / Belfi & Team – AIE

  43. Rafał > Ewa pisze:

    Pani Ewo, a jednak przez chwilę zawahała się Pani, więc, owszem, doceniam tę lwią przysługę, ale proszę następnym razem nie kręcić się, nie zastanawiać głośno nad – czy aby to nie spisek ogromny? tylko natychmiast ciąć, rwać, dawać świadectwo jak mówił jakiś niespełniony poeta.

    Przeglądam Sieć pod kątem Feliksa i Naćpanej i Don Paco i kogo tam jeszcze. Jak już wszystko ogarnę, to dam znać.

  44. Ewa > Belfi pisze:

    nie wiem Belfi o co chodzi, bo Twój język jest tak pogmatwany, że trudno zrozumieć intencję. Nie ma nikt prawa kwestionować u kogoś wrodzonego talentu, ja to robię nagminnie, ale przecież ja nie jestem decydentem, nikogo nie skazuję na niebyt, bo ja jestem nikim. Mnie chodzi cały czas w pracy blogowej o wyjaśnianie, a nie zagmatwanie i jeśli Naćpana Światem pod koniec działalności na liternet pl. zaczęła z taką samą mocą chwalić w komentarzach autorów, których uważa wcześniej za niegodnych pochwał, to ja nie uważam, że takie postmodernistyczne podejście, że wszystko znaczy wszystko, nie jest godne pochwały. I jeśli brak lub posiadanie talentu jest sprawą nie weryfikowalną do końca, to takie zmienianie opcji – od potępienia do euforii, już jest. Dlatego upominam się w Sieci o wiarygodność. Bo uważam, że jest, istnieje spisek oficjalnych wydawnictw, by Sieć deprecjonować. Siły są niewyobrażalnie nierówne, bo osoby dobrze zakorzenione w świecie literatury oficjalnej na dodatek bardzo intensywnie działają w Sieci szkodząc tym, którzy tylko mogą zaistnieć w necie.

  45. Ewa > Rafał pisze:

    Ten, co dawał świadectwo, był spełniony. Zawsze Panie Rafale poeci i pisarze dający świadectwo się właśnie tym spełniają, tak jak np. Jelinek czy Bernhard pisząc bezustanny paszkwil na Austrię. Nie zawahałam się, tylko ja Was naprawdę nie rozumiem. Ja się tak staram, przecież ja jestem taką szczerą osobą… Nie mam pojęcia, o co chodzi. Jestem Księciem Myszkinem, jestem Iwoną, księżniczką burgunda, jestem kimś całkowicie bezbronnym. To nie żadna kreacja sieciowa. Naprawdę jestem genetycznie uszkodzona. Belfi się pomylił, niech Pan patrzy, jakie buduje sieciowe imperium, ile ma blogów i jakie to wszystko jest czasochłonne. Nie czyta ani mojego bloga, ani Pana Panie Rafale, nic go nie obchodzimy tak naprawdę, ale wyszukiwarka googlowska nagle ten wątek dotyczący jego wyświetliła, więc postanowił tu się wpisać. I to wszystko.

  46. Belfi pisze:

    nieprawda. Jestem i mnie nie ma, a człowieka we mnie tyle ile ciała wziętego na podróż w waszej płaszczyźnie czasu.
    Nie muszę ” wiosłować “, nie wyjaśnię tego waszym językiem, a pochodzę z pozytywu – obraz powie najwięcej … wystarczy płynąć.
    Bywajcie
    / Belfi

  47. Ewa > Belfi pisze:

    nie musisz się Belfi tak dystansować, nikt Cię tu na chama nie utożsamia. ...„leć, kędy cię niesie twych piórek zwiewność i krwi młodej tętno”…

  48. Belfi pisze:

    nie dbam o utożsamianie, rzecz poza mną.
    młodość czy starość? – złudzenie pewnego wymiaru i egocjonalnie szkodliwa sugestia. Zalecenie? – nie używać.
    wieczna prawda: Infinity = Constans (wg. fizyki kwantowej ze wszchświatów bez końca i początku, proste? – tak.)
    pozdro / Belfi

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *