AKT XX
Chodź, chodź, magiczność trwa;
chodź, chodź w zmienność dnia;
chodź, chodź, zaświadczyć za,
chodź, chodź, choć iść, to też strach…
Nic się nie zakończyło:
w komie śmiertelność byłą
pozorami racji,
przywraca pozór akcji!
Wchodź, nie ma co czekać,
wchodź, czas nam ucieka
wchodź, nie marnuj chwili,
choć żeśmy tu już byli…
Nie drgnie. Jak się ma starać
milczenia szczelna ściana
jak w trumnie. No i czemu
zamknięta? Wyjść z niej zmarłemu?
Idź, się nie oglądaj!
Wypite do dna,
idź, idź, nikt nie kroczy
za tobą, idź, sam skoczysz!
Rozpostarł słów baldachim,
zwichnięty zapis straceń.
Znikają ruchem wiatru
jak sadza. Myloną matnią
sidlony tak, że potem
nawet lotem
już nie da się więcej,
jak są już wolne ręce…
Zdejm, zdejm, pójdziesz nago,
zdejm, fałsz rozwagą!
Zdejm, co ci zależy
zdejm, zdejm. Nikt nie uwierzył.