On zmarł
pies już nie będzie
mu spał na ziemniakach
by nie zamarzały
przez zimę
on zmarł
stary bękart –
ten drań. Ponieważ
nie ma nic
w nim wierzytelności w niczym
więc
na śmierć
jest chory
on
sieroce kuriozum
braku
żywego tchnienia
cały jest niczym
on zmarł –
skurczona skóra.
Głowę połóż
mu na krześle
a nogi na innym
tak dynda
jak akrobata
Miłości brak.
Utracił więc
ją, jest nieznośny –
bowiem
musi się golić
uprawiać miłość,
w środku wyje
w upadku i trwodze –
urodził go człowiek
i on też
go spłodził
oszust
śmierć
w oczach
wywróconych wstecz
a światło – wydrwione
i
miłość pierzcha
zakopcie to
ukryjcie twarz
bo wstyd.
poszukując w Sieci informacji na temat powodów powstania tego wiersza, natrafiłam na jakimś amerykańskim blogu zdanie, że poeta napisał go na wieść o śmierci ojca w 1918 (rodzice zostali na Wyspie, a Williams pozostał już na stałe w Stanach). Ale nigdzie nie doczytałam, czy chodzi o człowieka zwanego w wierszu pogardliwie „psem”, czy o to, że on miał psa, którego tak bezwzględnie traktował. Wtedy zmarły bohater wiersza sam by spał na kartoflach, co byłoby jeszcze śmieszniejsze.
Nie pomogłaś Piotrowi Matywieckiemu wejść do czołówki Nominowanych do NIKE. Ale Jackowi Dehnelowi pomogłaś.
Tam wszedł Rudnicki i z przyjemnością tu o nim napiszę, bardzo lubię tego pisarza. Janusz Rudnicki, “Śmierć czeskiego psa”. Bardzo bym chciała by tę nagrodę dostał.
Zdecydowałem się jednak wkleić tu moją propozycję przekładu. Ja naprawdę kiepsko umiem tłumaczyć poezję, więc wybaczcie potknięcia.
William Carlos Williams
Śmierć
Nie żyje.
Pies już nie będzie musiał
Spać mu na klejnotach,
By chronić je przed
Zmarznięciem.
Nie żyje.
Ten stary sukinsyn.
Tak, jest bękartem, ponieważ
Nie ma już nic,
Co by się za nim wstawiało.
Nie żyje.
Śmieć wzięła go jak zaraza.
Oto on –
Wzgardzone przez Boga kuriozum
Bez oddechu.
Jest już niczym.
Umarł
Skurczony do samej skóry.
Położyć mu głowę na krześle,
A na drugim stopy,
A pozostanie tam balansując
Jak akrobata.
Miłość pokonana, to on
Ją zniszczył. Dlatego jest teraz
Jednym utrapieniem.
Utrapieniem, które
Musi się golić, uprawiać miłość.
Z jego trzewi bucha
Krzyk boleści i klęski.
Zrodzony z człowieka
Sam człowiekowi dał życie.
Ten oszust!
Trup
Z oczyma odwróconymi
Od światła – sama drwina,
Której miłość
Już nigdy nie muśnie.
Zakopcie to!
Schowajcie tę gębę,
Bo aż wstyd patrzeć.
Przekład Marcin Królik
Aj, byk! Miało być: “Sam człowiekowi dał życie”. Zmień to Ewa, jeśli możesz. Potatoes… wydaje mi się, że tu jednak chodziłoby o idiom dotyczący genitaliów mężczyzny, na których sypiał pies i było mu ciepło, a teraz już tego nie potrzebuje, bo umarł. Ale może wypowiedziałby się jakiś spec, np. Piotr Sommer.
Poprawiłam. Faktycznie, zupełnie nie przyszło mi do głowy, że jeszcze może być wariant spania wzajemnego: psa na człowieku. Mówi się przy sikaniu: odcedzić kartofelki… Chyba masz rację. To pewnie o to chodziło.
Wiesz, u mnie jest taka sama ilość sylab w każdym wersie, jak w oryginale, dlatego ja tak długo tłumaczę, bo ja to wszystko liczę i nawet zmieniam na korzyć oryginalnego brzmienia. Wyznaję teorię, że jak prawdziwy wiersz się pojawia na świecie, to on i tak już kiedyś był i musiał być też w innym języku, dlatego tłumaczenie musi być bliskie temu, kto odkrył go pierwszy. W tym wypadku Amerykaninowi. Tak jak dzieci, nigdy nie są nasze.
Więc nie będę zmieniać, bo to już wszystko zważone i policzone… Chyba, że zaprotestuje Piotr Sommer… Cholernie mu pewnie zależy na tym, by po blogach chodzić i sprawdzać, albo szukać nowych tłumaczy do „Literatury na Świecie”, bo tam brakuje rąk do pracy.
Dzięki wielkie.
Ha, to może się załapiemy, co? Zauważyłem, że starasz się jak najwierniej, także pod względem ilości sylab oddać oryginał. Ja też uważam, że przekład powinien maksymalnie odzwierciedlać pierwowzór, ale warstwę znaczeniową przedkładam jednak nad formalną. Tylko jeszcze raz zaznaczam, że to tylko takie moje sobie amatorskie dywagacje. Pamiętam jak okropnie się męczyłem, żeby oddać strukturę metryczną Keatsa.