Nominowani Nike 2010: Jacek Dehnel „Ekran kontrolny”

„Ekran kontrolny” nie przynosi niczego nowego w twórczości Jacka Dehnela, nie rozwija, zadawało się, obiecujących w poprzednich utworach możliwości, nie wzbogaca poznawczo ani samego autora, ani na planie szerszym wypowiedzi wstępującego jego pokolenia, które Jacek Dehnel reprezentuje.

Jeśli, czytając jego wszystkie tomiki miałam jakiś wzgląd na młodzieńczy, niedojrzały charakter jego utworów, na roztaczane feromony „arytysty-jeszcze-dziecka” – bo wiadomo, młody, ambitny, ale przecież jeszcze nie zdążył poznać świata i życia – wspiera się licznymi zastępczymi maskami i pozami, by to drzemiące w nim jądro poezji mogło dojrzeć i się dopiero wtedy uzewnętrznić i z całą okazałością objawić, to widzę, że się myliłam. Właśnie „Ekran kontrolny” jest takim stanem granicznym, jest takim ekranem sprawdzającym na tym etapie twórczości artystę, który mówi, czy rokuje, czy nosi ze sobą unikalne pokłady nieuświadomionego, które nam czytelnikom, jak wulkan, objawi. I wstawiam ten ekran kontrolny i nie widzę tam nic, oprócz pustej, estetycznej poezji, widzę symulacje wytartych i modnych tematów, które się tutaj podaje jako osobiste objawienia i katharsis.

Przy najlepszej woli i braku uprzedzeń, bardzo trudno uwierzyć egzaltowanym strofom wierszy powstałych jak gdyby na zamówienie społeczne, mówiących o ujarzmionym niepokoju poety, dokładnie zaplanowanym i całkowicie kontrolowanym.
Prawdę mówiąc, czytając ten tomik, miałam wrażenie, że kontroluje mnie nie orwellowski Wielki Brat, że nie znajduję się w przestrzeni Matrixa, ale jestem w uścisku bardzo zasadniczej i jednoznacznej kontroli Wielkiego Jacka Dehnela, który sterroryzował świat, by narzucić mu swoje obrazowanie.
Dzieje się w tej poezji coś zupełnie odwrotnego, niż powinno się dziać w poetyckiej przestrzeni: to poeta-demiurg stwarza światy, zakrywając swoją wizją jakby istniejące, jakby potrzebował robić to nie dla poznania, ale właśnie dla totalitarnego reżimu, jakby tę całą naturalność poezji, która wyzwolona ze świata realnego, świata obłudy i zakłamania, została w twórczości Jacka Dehnela zagospodarowana ponownie, właśnie dla przyporządkowania jego potrzebom i przebywania na jego usługach. Ten nierozpoznawalny, być może, dla prostego czytelnika zabieg podmiany szlachetnego kruszcu poezji, który zabezpieczał ludzkość od zarania jego dziejów, który jest i w glinianych tablicach i hieroglifach, Jacek Dehnel podmienia na inteligentną symulację poetyckiej prawdy. Myli larkinowski sposób obrazowania, myli zabawę z formą, myli wielość i różnorodność wersyfikacji z ekwilibrystyką stylistyczną, a przesłanie moralne z rzekomą empatią do przedstawianych ofiar dzisiejszej cywilizacji. Kicz tej poezji jest trudno uchwytny, zakrywa ją pozór wtajemniczenia, który jeszcze trudniejszy jest do zweryfikowania, ponieważ łatwa dostępność internetowej wiedzy kamufluje też i prawdziwą niewiedzę. Jacek Dehnel nie wie, kim jest prawdziwy poeta, nie ma pojęcia, do czego służy prawdziwa poezja i jakie są powinności orędownika tej znaczonej przecież różnymi odnogami w czasie i osobach, spuściźnie. Anektuje tereny nie swoje, przyswaja ubiegłowieczne techniki w złej sprawie, jak barbarzyńca wydziera, wysnuwa z otaczającej nas rzeczywistości obrazy i przysposabia do służby nie poezji, a tyrańskiej metodzie jedynie własnej poetyckiej pracy.

I teraz warto by się przyjrzeć tej metodzie, o której, by nie pisać za dużo, wiele naczytałam się pod wierszami, które weszły do tego tomiku, a wcześniej zamieszczonych przez Jacka Dehnela na nieszuflada.pl w tasiemcowych komentarzach internautów.
Tomik to zbieranina utworów z kilku lat i trudno właściwie w tej jednorodności doszukać się przesłania, o którym reklamujące wydawnictwo książkę mówi: „Jacek Dehnel próbuje pokazać szanse i zagrożenia, jakie stają przed współczesnym człowiekiem uwikłanym w mass media.”
Można te wiersze podzielić dla ułatwienia analizy, na te, pisane pod bezpośrednim wpływem siedzenia przed telewizorem, internetowych filmikach YouTube czy innych mediach dostarczających mam wiedzy o świecie w sensie szerszym. I te z licznych podróży poety, spisywanych refleksji w hotelach, dworcach, pociągach czy z ulicznych przechadzek. Wszędzie towarzyszy poecie tzw. „oko Boga”, czyli perspektywa kosmiczna, co miejscami jest niezamierzenie bardzo śmieszne, bo zwyczajność Jacek Dehnel demonizuje, jakby odwrotnie do zamierzeń. Ponieważ nie jest osobą duchową i nie ma pojęcia, co oznacza duchowość, naturalnym dla niego zdają się przymiarki do obrazowania ze spotkań ze zwykłą rzeczywistością, traktując je, jako zjawiska nadprzyrodzone. Bo jeśli u Marii Konopnickiej, chłop Skrobek faktycznie widzi w taszczonej na jego wóz przez krasnoludki nie słomę, a sztabki złota, a zamiast rosy brylanty, to Jacek Dehnel, pozbawiony od urodzenia magiczności i baśniowości, widzi jedynie przysłowiową słomę. Analizowany niemiłosiernie długo na portalu nieszuflady wiersz „Pleśń (Warszawa Centralna)” pisany jest właśnie z pozycji pogardy paniczyka do grającej na dworcu ubogo ubranej kobiety i jakkolwiek poetycko ten obraz Jacek Dehnel uwzniośla i stara się powiedzieć czytelnikowi, że kocha tę grającą zarobkowo na instrumencie panią, to uzyskuje efekt zawsze odwrotny: uzyskuje prawdziwą, apoetycką pleśń i cuchnące, niesmaczne strofy.
Podobnie rzecz dzieje się w wierszu „Bażant”. Nic nie pomaga ptakowi, ani przyrównywanie go do szlachetnej plamki rdzy, do paciorka, do czegoś metafizycznego, do magicznego zjawiska. Im bardziej poeta stara się rzecz czytelnikowi zaczarować, tym bardziej ptak zwyczajnieje i staje się nie tyle nawet nieważny, co jakimś już martwym, gipsowym krasnalem ogrodowym.

Odłam wierszy zżymających się, bądź wychwalających sławne postacie z filmików YouTube niesie w sobie zamysł konfrontacji z tą technologiczną nowością kulturową, jednak nie wyczuwam tam ani troski, ani żalu, ani zachwytu, ani potrzeby pisania o tym wierszy. Nie wiem, co mówi nam ocena dzisiejszej interpretacji pieśni Szuberta poza pogardą i szyderstwem zawartym wobec nie tyle dziwaczności świata, ile nieprzypadkowej konfrontacji poety z niesmakiem.

Ale najszerszy komentarz należy się kończącemu tomik obszernemu utworowi „Ekran kontrolny”, zawierający mocny akcent protestu i wyjaśniający wprost, o co poecie Jackowi Dehnelowi właściwie chodzi.
Otóż poecie Dehnelowi chodzi o to, by nie zajmować żadnego stanowiska wobec dziejących się na jego oczach przemian. Zastępczo znów jest ta pogarda w kształtowaniu nazwisk, charakterystyczna dla wszystkich niemal utworów Jacka Dehnela – czy poezji, czy prozy – to zirytowane wydziwianie i niezamierzone podkreślanie ich gminnej proweniencji . Bo nawet, jeśli jest dziennikarz Damian Michał Dziądziel i nawet, jeśli Jacek Dehnel jest tutaj niewinny, jako używający tylko przeniesienia z rzeczywistości i cytujący, to ten wybór go wini, bo dziennikarzem tutaj nie jest Radziwiłł, a przecież mamy dziennikarzy i postacie medialne i o tym nazwisku. Pogarda, tak charakterystyczna dla wszystkiego, o czym mówi poeta, mieści się właśnie w tym dystansie i niewinności, na krytyce świata, który powstał przeciwko niemu, świata, gdzie nie da się Goethego śpiewać szlachetnie i nie da się zapobiec masakrom w odległych zakątkach kuli ziemskiej.
Przypomina to wszystko pogadanki misjonarzy z Radia Maryja, którzy słuchaczom mieszkającym w zacofanych polskich dziurach serwują opowiastki, jak to małym Indiankom w dżungli tłumaczą cierpliwie, acz bezskutecznie, co to jest AIDS i jak temu zapobiec, a słuchacze z czerwonymi od lubieżności uszami chłoną każde ich słowo.

Bo kicz, totalny, światowy i międzynarodowy kicz kulturowy nie polega na tym, że kultura wysoka schodzi na psy i że płaczemy przed wylanym mlekiem. Dzisiejszy artysta ma obowiązek odsłaniać niedostępne zwykłemu zjadaczowi chleba tajniki globalnego zniewolenia nie tyle konsumpcją, nie tyle zaprojektowanym od kołyski mu życiem, ile właśnie ochroną jego indywidualności, jego prawa do innego oglądu świata, niż pokazują mass media. I, jeśli wiersze w „Ekranie kontrolnym” o to wołają, to tu zostało zrobione akuratnie coś odwrotnego: „Ekran kontrolny” utrwala stereotypy, utrwala wszystko, co wiemy o dzisiejszym świecie, łącznie z tą nieprawdą, że nie mamy z tej pułapki wyjścia. A prawdziwa sztuka jest, była i będzie zawsze ratunkiem i zabezpieczeniem.
I jeśli konfesyjnie pada skarga podmiotu lirycznego w kolejnych zwrotkach utworu o jego rzekomej męce i cierpieniach za miliony, to przecież i tak Jacek Dehnel postąpi tak, jak zawsze, jak we wszystkich swoich utworach:

(…)Bierzesz pamięć jak otwartą kasztę
i wyjmujesz przyjemne wspomnienia; jak ptaszek
wydziobujesz z niej czcionki-ozdobniki. Słodkie,
z pamiętającym lepsze czasy zawijaskiem(…)”

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

128 odpowiedzi na Nominowani Nike 2010: Jacek Dehnel „Ekran kontrolny”

  1. Rysiek listonosz pisze:

    Czytam właśnie dowcipny tekst na blogu Patryka o Franaszku: http://nacodzien.blog.pl/
    i tak zastanawiam się, dlaczego w Tobie jest tyle jadu i goryczy, a przecież można to samo napisać w taki szyderczy i zabawowy sposób, jak Patryk. Najprawdopodobniej poezja dzisiaj służy tylko franaszkom, by mieli o czym pisać, a poeci, o których się pisze, też przecież coś z tego mają i tak to się wszystko kręci. Nie wiadomo, po co wkraczasz w ten bardzo spójny, przejrzysty i ze wszech miar pożyteczny układ, bo przecież normalny człowiek poezji nie czyta i cieszy się, że nie musi, i że robią to za niego inni, bo ma wmówione w szkole, że poezja jest niezbędna ludzkości, więc cicho siedzi i nie kwestionuje. A Ty, jako trzecia siła, to wszystko niszczysz. Możesz mi powiedzieć, po co?

  2. Ewa pisze:

    Rysiu, co ja Ci będę tłumaczyć do czego potrzebna jest Trzecia Siła. O tym już się wypowiedzieli rewolucjoniści, męczennicy idei, o tym pisał Raoul Vaneigem, Guy Debord, trąbiły wszelkie ruchy artystyczno społeczne, anarchiści i wywrotowcy, buntownicy i prorocy.
    A ja przecież jestem tylko blogerką, która sobie tutaj pisze, która wie, że nikt się tym nie przejmuje, że mój trud łatwo wszystko zamienić na jeszcze większą afirmację tego, przeciwko czemu występuję, ponieważ zawsze jednak ktoś o tym pisze i się wścieka, a jak się wścieka, to jest to znak, że działa podczas permanentnej martwoty, i jak Patryk pisze, sztucznego, prowincjonalnego fermentu nachalnie wszczynanego po różnych periodykach. Takie teksty tylko umacniają władzę i terror autorytetów, mogę jedynie pomóc jakimś siłom, które właśnie aspirują, a na razie są w odwodzie, ale przecież to wszystko ruchy skutkujące już przeze mnie wywołanymi drgawkami i ja na to wpływu nie mam. Uwierz mi, że ja się autentycznie przejmuję, zadziwiam i czytam tylko po to, by wiedzieć, co mówią nam, maluczkim, wybrani z wybranych. Tak, jak w polityce, wybiera się elity i to jest przecież kosztowne, to trud wielu i szkoda, by taki polityk przepadł, skoro nic a nic nie różni się od innych polityków. I jeśli np. na tegorocznych wyborach prezydenckich ogólnie się szemrze, że tak naprawdę, to żaden z kandydatów się nie nadaje, to jednak nikt nie wyobraża sobie, by było tutaj bezkrólewie. Trzeba kogoś wybrać i już. Podobnie jest na rynku sztuki.

  3. Marcin pisze:

    Na rynku sztuki niezupełnie jest podobnie. Bez niej można – jak kiedyś napisał chyba Jeleński – spokojnie się obyć. Bez polityki ponoć też, ale jednak ona ma na nasze życie większy wpływ niż wymuskane syntaksy Jacka Dehnela i frakcje epigonów bądź antagonistów. To nie Dehnel, Kaczka ani Maliszewski decydują o budżecie, wysokości podatków czy kodeksie karnym. Oni (my zresztą też) są jak wisienki na torcie rzeczywistości – wzbogacają estetykę i smak, ale bez nich tort też byłby zjadliwy.

  4. Ewa pisze:

    No właśnie, wszyscy chcą mój blog kierować na te rejony, które mnie ani nie interesują, ani do badania nie są potrzebne. Jeśli ja piszę o pewnych mechanizmach, to tylko po to, by udowodnić, że nic wspólnego ze sztuką nie mają i jeśli ludzie jak barany idą głosować, bo nie wyobrażają sobie innej postawy obywatelskiej, to podobnie jest ze sztuką. Jeśli tutaj na blog najdzie jeden za drugim komentarz w którym napiszą, że jednak szybciej uwierzą uznanemu krytykowi Winiarskiemu a nie mnie co do pewnych ocen, bo sobie nie wyobrażają, że ktoś bez społecznego przyzwolenia nie może zabierać głosu o tym, o czym czyta, to ja jestem bezsilna. Pewnie, że chałupnictwo chałupnictwu nie równe, że znachor jest czymś zupełnie innym od dyplomowanego lekarza, ale też i rejony sztuki na całe szczęście nie poddają się takiej rejonizacji i w tym leży ich siła.

    A jeśli chodzi Marcinie o te wisienki, to ja nie piszę nigdy o wypowiedzi artystycznej w kategoriach ozdoby, czy sprostaniu wymogom kubków smakowych. Ja piszę o przeżyciu metafizycznym, odwiecznie związanym z człowiekiem na ziemi. Piszę o tym, co towarzyszyło człowiekowi w grotach Altamiry i jaskiniach Lascaux, i wtedy, gdy nie było ani krytyków, ani rynku sztuki, a potrzeba jednak była i jeśli te malunki powstały, to jednak człowiek nie mógł się bez nich obejść.

  5. Rysiek listonosz pisze:

    Chętnie bym zacytował jakiś fragment z recenzji Jakuba Winiarskiego na dowód, że czytał chyba zupełnie inną książkę niż Ty, ale tam, na tym seksualnym blogu, jest wszystko zabezpieczone niemożnością kopiowania, a nie będę przecież prosił autora o pozwolenie wykorzystania jego tekstów w tak niecnym celu.
    Ale jeśli chodzi o końcową wymowę komentarza Marcina i Twojego, to jednak przyznam się, że wolałabym, by Jacek Dehnel nie cierpiał za miliony, nie ślipiał przy „czaszce” czarnego ekranu kontrolnego, tylko pisał tak, jak zakończyłaś cytatem swój tekst o tej książce: o wisienkach, o ptaszkach i o zawijaskach. W końcu to też jest nasze życie i ważna strona człowieczego przeżywania. Właśnie pisanie o zwierzątku jak je Pan Bóg stworzył, a nie jakieś karkołomne przymiarki człowieka do zwierzątka. No i ten złoty chłopak… czemu nie napisałaś o tym? Na nieszufladzie dyskusjom na temat wiersza „Golden Boy (New York 1990)” nie było końca i jego analiza toczyła się wartko jak złoto.

  6. Ewa pisze:

    A bo wiesz, Rysiu, ja już nie mam siły do poetyckich opisów malarstwa w wierszach. Czy Ty zauważyłeś ile dziennie powstaje na portalach wierszy o Van Goghu? Ile na „rynsztoku” Arkadiusz Burda wyprodukował wersów o czymś, o czym nie ma pojęcia, kim był ten malarz i jego brat? Teraz piszą o nim jak wściekli na portalu „Truml”. I oczywiście u Jacka Dehnela nie obeszło się bez przysłowiowych „słoneczników”. Pamiętasz scenę u Barei, jak pomylono piętra, a tu wszystko identyczne, i tu i tam wiszą na ścianie „Słoneczniki”. W przypisach do wiersza „Windsent van Gogh, Aries, oczy szeroko otwarte”, tłumaczy się Jacek Dehnel, że inspiracją do jego napisania był wiersz Kamila Brewińskiego. Ja jednak widzę w nim wyraźne wpływy Arkadiusza Burdy, bo wiesz, jak u Barei, to jest bez znaczenia.

    Podobnie jest z tym goldenboyem. Napisanie miłosnego aktu strzelistego do wizerunku na bilbordzie z fotografii Alberta Watsona jest o tyle niebezpieczne, że tam są odwołania do sztuki wysokiej, do Szekspira, a właśnie Szekspir jest takim odcięciem się od charakteru sztuki w służbie podniety, epatowania erotyką dla wywołania emocji seksualnej. Watson reprezentuje właśnie ten medialny styl przejścia na inną stronę, tę bezwstydną. To tak, jak w renesansie wielkim nietaktem i barbarzyństwem były odlewy z ciała, artysta musiał ciało wyrzeźbić i jakby „przepuścić” przez własną osobowość. Podobnie jest z fotografią, która jakby obrazuje już z pośrednikiem, z aparatem i to jest dla wywołania jednoznacznego efektu. Ociera się to o kicz jak te Pin-up girl w szoferkach tirowców, służące im do jednego celu. Jacek Dehnel musiałby w tym wierszu się bardziej zdystansować, zironizować rzecz lub ją jawnie zwulgaryzować (czego nie może zrobić, jako dandys), a nie się to tego boya modlić, bo nie jest pedofilem, tylko artystą.

  7. Marcin pisze:

    Poczytałem sobie trochę Dehnela na Nieszufladzie. Jest w jego wierszach coś takiego, jakaś jakby pretensja do świata, że jest brzydki. A on ogląda go z grymasem niesmaku niczym turysta, który wszedł do pawilonu z zamkniętymi w gablotach dziwolągami.
    Nie wiem czy to u niego naturalne, czy raczej bierze się z tej idiotycznej pozy dandysa, artysty archaicznego, dzięki której się wykreował, a teraz nie może się od niej uwolnić. Jemu już po prostu nie wypada pisać inaczej niż z piedestału i mając za plecami oddech dawnych lepszych epok.
    Rzeczywiście, jest w tych wierszach coś takiego jak piszesz, że czytając je, zaczynam odruchowo czuć się winny, że pochodzę z zabitej dechami mazowieckiej wsi i pierwszy w rodzinie zrobiłem maturę.

    A odnośnie Twojej nieważności jako piszącej sobie gdzieś na peryferiach blogerki. Sieciowi krytycy są ważniejsi niż im samym się wydaje. W pewnym sensie skorumpowali zawód krytyka doprowadzając do tego, że czasopisma i portale nie chcą płacić zawodowcom, bo wolą darmowe opinie klientów internetowych księgarń czy właśnie blogerów.
    Stare wygi oczywiście trzymają się twardo, w pionie trzyma ich ranga nazwiska. Ale początkującemu właśnie przez sieciową produkcję cholernie trudno wejść do zawodu i z tego żyć. Coś o tym wiem, jako zmuszony ostatnio szukać alternatywnych źródeł zarobkowania.

  8. Ewa pisze:

    Marcinie, uwierz mi, że ja też bym chciała za to, co piszę dostawać kasę, bo ja wyjeżdżając z psem na wieś jako stuprocentowa wegetarianka odżywiam się tylko rosołem po porcji rosołowej, która tu jest w sklepie gminnym wyjątkowo tania, 1,80 za kg i mój szesnastoletni pies nie bierze tego rosołu do pyska. Więc ja piję rosół, a pies zjada resztę. I tak od miesiąca. Marzę o chałwie, która w tym samym sklepie gminnym jest dla mnie za droga, a o jakiś dopalaczach czy substancjach poszerzających wyobraźnię, nie mam co marzyć, bo się przecież próżniaczę i nie zarobkuję, a „kto nie pracuje, ten nie je” (zdaje się, Lenin).
    Wiesz, ja naprawdę chciałam napisać tutaj afirmujący i strzelisty akt miłosny do Jacka Dehnela (a nie wiedziałam jeszcze, że wiersze z nieszuflady, które wcześniej czytałam, weszły w skład tego tomiku, myślałam że to zupełnie nowe utwory, stąd ta nominacja), uwielbiam mężczyzn o takiej orientacji seksualnej i niejednokrotnie to na blogu pisałam. I chciałam też na złość zrobić wszystkim, którzy go nienawidzą i dają temu w Sieci wyraz. I czytając, i potem to pisząc, robiłam to w wielkim stresie i niezgodzie, ale ja nie mogę pisać tego, czego nie przeżywam w czasie czytania, bo ja przecież tylko po to to robię. Zawsze wierzyłam w talent Jacka Dehnela i w dalszym ciągu wierzę, bo mimo wszystko na tle tych „świetnych” nieszufladowych czy teraz, trumlowych wierszy Jacek Dehnel w dalszym ciągu wszystkich dystansuje, bo przecież tamci też reprezentują ten sam syndrom alienacji kulturowej, w której znalazło się Wasze pokolenie. I jeśli piszesz o pozach, to przecież, przywołany w tomiku poeta Kamil Brewiński i jest taką odwrotnością Jacka Dehnela, bo w miejscu dandysa wystarczy wstawić punkowca którego kreuje Brewiński, a kim wcale nie jest. Przebrania się wyalienowały i służą, jak piszesz i jak ja pisałam, do terroru. Przemoc będzie zawsze takim mechanizmem, nawet jak jest stosowana na wstępie twórczości, by się wybić: tak jak prostytutka, która składa pieniądze, by założyć nobliwą i szacowną rodzinę. To się nie udaje, bo kłamstwo i sprzeniewierzenie, tak niewidoczne w życiu, zawsze w sztuce wyjdzie. Dlatego jawność artystów morderców, bandytów i kanalii, którzy tworzyli w oparciu o afirmację zła, będzie zawsze ponadczasowa i genialna (de Sade), bo jest nie dla terroru, a dla uwolnienia. Sztuka, poezja, to uwolnienie poprzez samego artystę siebie i tych, którzy go odbierają. Bo przecież nie da się oddzielić nadajnika od odbiorcy. I jeśli Pan Jacek się wścieka, że ktoś mu tu na blogu bruździ, to można tylko go nie czytać. Ale jak się przekonać, nie czytając?

  9. Jacek Dehnel 87.205.87.234 von.dehnel@wp.pl pisze:

    Etam, przecenia Pani swoje możliwości. Nie wściekam się. Ale dziwię się, że można przeczytać książkę i tak zupełnie się minąć z jej sensami.

    Proponuję jeszcze raz zaangażować “pełnię dobrej woli” i spróbować zrozumieć o co tam chodzi.

    Pozdrawiam
    JD

  10. Ewa pisze:

    Dodałam do Pańskiego nazwiska IP i adres mailowy, bo może to nie Pan.
    Faktycznie, nadmiarowo napisałam, że się Pan wścieka, nie powinnam liczyć na żadne emocje. Pan napisał, ja przeczytałam i nie da się tych dwóch faktów zakwestionować. A jak Pan napisał i jak ja przeczytałam, też.
    Również serdecznie pozdrawiam.

  11. Jacek Dehnel pisze:

    Dziękuję. Adres prawdziwy (ten sam, co na Nieszufladzie). Chce Pani osobnego maila potwierdzającego?

    Nie da się zakwestionować tego, że przeczytała Pani “Ekran” i wyciągnęła takie wnioski jak powyżej. Na szczęście ma Pani szansę przeczytać jeszcze raz i zrozumieć lepiej. Choć nie sądzę, żeby się Pani skusiła, bo i w dobrą wolę niespecjalnie wierzę.

    DJ JD

  12. Ewa pisze:

    Nie, nie trzeba maila, cieszę się, że to jednak Pan.
    Ach Panie Jacku, Pana stara indiańska metoda, by na wstępie deprecjonować dyskutanta i imputować mu mały rozumek. Wchodzi Pan tylko po to by mnie pomniejszyć. Inni pofatygowali się nawet zacytować tu moją twórczość i ogłosić moją grafomanię, Pan wchodząc tutaj, jak Pan określił wcześniej, na ten „bazarek” ogranicza się jedynie do dyskusji o sobie. Nie zauważył Pan, że wykonałam tu kawał roboty, podczas gdy Pan ogranicza się do kilku szyderczych słów. Nie wyczuwa Pan tutaj braku symetrii i w sumie nieprzyzwoitości, bo mimo wszystko, Pan na moim blogu jest gościem i jeśli mówię tutaj o Pana własności, czyli o tomiku „Ekran kontrolny” to chyba zdaje sobie Pan sprawę, że wydając go, staje się własnością publiczną, czyli i moją. Oczywiście, mówię o własności mentalnej. I tu już Pana władza nad utworem się kończy, bo przecież nawet jak Pan będzie dowodził, że nieodpowiednie osoby czytają Pana i się na dodatek o tym wypowiadają, to musi Pan pogodzić się i z tym, że robią to i takie, według Pana, nieodpowiednie osoby, jak ja.

  13. Marcin pisze:

    Dzięki Tobie Ewa znów po kilku latach zajrzałem na Nieszufladę. I muszę przyznać, że kilka rzeczy zmieniło się tam na plus – na przykład to, że niektórzy autorzy podpisują się imionami i nazwiskami, czy też czymś co przynajmniej je przypomina. To może rodzaj zboczenia, ale ja jakoś wolę czytać Jacka Dehnela, czy choćby Grażynę “Grażkę” niż Naćpaną Światem albo Ugabuga!!!
    Może nawet bym się tam zarejestrował, gdybym częściej pisywał wiersze i bardziej w poezję wierzył. Ale kto wie – może się skuszę.

    No cóż, etos krytyki literackiej niewątpliwie się zmienił. Dziś to, za co 30, 40 lat temu płacili Wyce lub Błońskiemu – czyli traktowanie literatury tak jak piszesz, jako przeżycia metafizycznego – przeniosło się do Sieci i trudno na tym zarobić. Dziś płaci się za teksty reklamowe. Tak więc krytyka jako profesja się spauperyzowała, ale za to rozkwita, miejscami nawet bujnie, na blogach czy choćby w BiblioNETce (niektóre z zamieszczonych tam tekstów to prawdziwe eseje w starym dobrym stylu).

  14. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    gdybym uważał, że ma Pani mały rozumek, to wzywanie Pani do kolejnej pracy nad lekturą nie miałoby sensu. Właśnie dlatego Panią do tego zachęcam, że wierzę w Pani rozum (a nieszczególnie w wysiłek czytelniczy). Zna Pani “Sen Nocy Letniej”, rozumie Pani tekst pisany, poświęca czas na czytanie – jak zatem może Pani podejrzewać nawet, że “Golden Boy” to jakiś akt strzelisty miłości? Co to w ogóle ma do rzeczy? Przecież ten tekst w ogóle nie ma nic wspólnego z miłością, z seksem, itp, to jest – na Boga! – zdjęcie dziecka. Dla mnie zupełnie aseksualne, bo zdjęcia dzieci są dla mnie aseksualne z zasady.

    Nie ogłaszam Pani grafomanii, niczego nie chcę Pani umniejszać czy powiększać. Napisała Pani tekst, w którym raczej pisze Pani o odczuwaniu mnie i Pani wyobrażeniach na temat tego, co chcę robić w tekstach, a nie o samych tekstach – ocenia mnie Pani, że nie mam pojęcia o duchowości (do głowy by mi nie przyszło żeby coś takiego zarzucać osobie, której w ogóle nie znam) a tam, gdzie rzeczywiście o wierszach, to rozczarowująco mija się Pani z tekstem. Tak dalece, że – mam wrażenie – w ogóle nie przyłożyła się Pani do jego lektury.

    Oczywiście, że autor publikując książkę daje ją na pożarcie czytelnikom. Ale tak, jak czytelnik ma prawo oczekiwać od autora rzetelnosci w pisaniu (choć często się zawiedzie), tak i autor może od czytelnika oczekiwać rzetelności w lekturze (choć i on się często zawiedzie). Pani w swoim tekście mówi o rozczarowaniu moją pracą – czemuż ja nie miałbym prawa do zaznaczenia mojego rozczarowania pracą Pani?

  15. Ewa > Marcin pisze:

    Mylisz Marcinie pożyteczną zabawę portalową z nagrodą Nike, z książką wybraną, wyselekcjonowaną z wyjątkowo obfitej w dzisiejszej Polsce twórczości poetyckiej. Ja tu analizowałam nie to, co mi się podoba, czy nie podoba, tylko próbowałam dociec, co polski poeta, tak wysoko wyceniony nominacją mówi nam dzisiaj. Uważam, że bardzo precyzyjnie to wypunktowałam i nie ma sensu się powtarzać.

    Natomiast, jeśli przywołałeś portal nieszuflady, to faktycznie, w jednym z komentarzy Jacek Dehnel pod swoim wierszem, który wszedł do tego tomu napisał, że daje je na portal przed oficjalnym drukiem, by móc ewentualnie ustrzec się błędów i wiersze zmodyfikować, jeśli komentarz uzna za trafny i właściwy.
    A jeśli chodzi o innych użytkowników nieszuflady, to Naćpana Światem została stamtąd wyrzucona i nie możesz jej już czytać i jak piszesz, psuć sobie jej twórczością poetyckiego gustu. Ja tego nie potwierdzam, to młoda dziewczyna i nie pisze gorzej od innych, po prostu była pod złym wpływem poetów nieszuflady, a teraz jest Trumla, w końcu to ci sami ludzie.
    Był tam w pewnym momencie bardzo pozytywny ferment takiej grupy: Szel, Krzynio, Naćpana pod wodzą Feliksa Lokatora, który najprawdopodobniej inspirował się estetyką futurystów i to było bardzo gorące i bardzo twórcze. Nie wiem jak to się wszystko zakończyło, bo nie wszystko czytałam. Poezja musi mieć element zabawy, musi próbować i smakować wszelkich możliwości twórczych, nie może mieć ograniczeń, szczególnie na poziomie laboratorium, czy warsztatu, a taki ma charakter ta część nieszuflady. Śmiercią poezji jest jej zastygła forma i służba jakiejś sprawie czy grupie ludzi. Im bardziej świat jest zniewolony, tym bardziej powinny być wykorzystywane wszelkie wolnościowe możliwości i tym jest Internet.

  16. Ewa > Jacek Dehnel pisze:

    Rozczarowanie.
    Proszę Pana, Pan mi tutaj imputuje, że ja nie przeczytałam tekstu dokładnie, że mam przeczytać jeszcze raz. Ja Panu nie napisałam, niech no się Pan weźmie porządnie do pracy i napisze takie wiersze, które by były godne nagrody Nike! A Pana słowa odczytuję w ten sposób: niech no Bieńczycka weźmie te szmatę i tu jeszcze raz przetrze podłogę, bo tu w dalszym ciągu nie posprzątane!

    Przecież Pan tak oddziela człowieka od twórczości, dlaczego Pan uważa, że ja mam Pana osobiście znać, by wiedzieć, czy Pan jest osobą uduchowioną. Uważam, że w Pańskiej twórczości nie ma duchowości, ponieważ widzi Pan powinowactwo z Szekspirem w reklamowych fotosach, co, analizując ten wiersz „Golnen Boy” wyjaśniłam. Właśnie dział reklamy ma oficjalnie zakodowane impulsy seksualne, mały chłopak je właśnie wysyła u Alberta Watsona, a u Szekspira Puk nie. U Szekspira nie ma przyzwolenia na oddzielenie, tam seksualność jest związana z miłością, tam nie nastąpiło jeszcze burżuazyjne zniszczenie cudzołóstwem, tajną płatną miłością i zniszczenie jedności człowieka z Logosem poprzez miłosne współistnienie. W każdym razie Szekspir się zawsze za taką wizją świata opowiada, kreśląc jego najczarniejsze strony. Napisałam, że Złoty chłopak jest właśnie reprezentantem tego, co wymaga krytyki, a Pan się zachwyca jego czystością. Czysty był Puk, Złoty chłopak nie jest czysty, bo on nie dla czystości został wyprodukowany w tych złotych barwach. Jeśli Pan nie jest tak przenikliwy i nie widzi erotyzmu tego chłopca, w co wierzę, to przecież tylko na minus, bo artystę nie usprawiedliwia to, że nie ma robaczywych myśli. To tak jak brzydka kobieta, która jest dumna, że żyje w czystości.

    I wracając do rozczarowania, miałam nadzieję, że Pan diabelstwo świata wyszczególni, bo poeta to taki ktoś, kto jest zawsze przeciw swojej epoce. A Pan, jak ten wieloryb, płynie za ławicą.

  17. Jacek Dehnel pisze:

    Cóż, jeśli nadal w tekście, gdzie nie ma nic o szmacie, sprzątaniu, itp. będzie Pani to znajdowała (czyli: będzie Pani czytała swoje uprzedzenia, nie mój tekst), to dalej do niczego Pani nie dojdzie. Ale to Pani święte czytelnicze prawo.

    Widzi Pani: żeby powiedzieć o moich wierszach “są pozbawione duchowości” wystarczy je przeczytać i nabrać takiego (prawdziwego lub nie) poglądu. Ale Pani nie napisała: “wiersze Jacka Dehnela są pozbawione duchowości”. Napisała Pani – widocznie Pani zapomniała, więc zacytuję: “[Jacek Dehnel] nie jest osobą duchową i nie ma pojęcia, co oznacza duchowość”. Żeby wyrażać takie kategoryczne sądy o człowieku (nie o twórczości) trzeba kogoś bardzo, bardzo dobrze znać.

    Dla mnie Golden Boy nie jest w ogóle zdjęciem erotycznym (ale co się komu kojarzy; natomiast proszę nie oczekiwać, że każdemu się będzie kojarzyło tak, jak Pani), nie był też chyba zdjęciem reklamowym (ale co do tego nie jestem pewien akurat); powinowactwo z Szekspirem łatwo zrozumieć znając “Sen Nocy Letniej” i zdjęcie (proszę sobie przypomnieć czym czarował Puck, na przykład). Teoria, że u Szekspira nie nastąpiło oddzielenie miłości od seksu jest nader śmiała, ale zostawmy to na boku.

    Nie zachwycam się też czystością Golden Boya. Niech Pani przeczyta uważnie ten tekst – bardzo proszę – i niech Pani spróbuje napisać co Pani zdaniem mówi, ok?

    A co do diabelstwa świata – hm, właśnie o tym jest sporo w tej książce. Że Pani tego nie widzi – trudno. Inni widzą.

  18. Ewa pisze:

    Pan rozmawia ze mną jak prokurator ze swoją sprzątaczką. Takie mam odczucie, nic na to nie poradzę, tak jak nic na to nie poradzę, że jestem tak lubieżna, że w Złotym chłopcu widzę dwudziesto pierwszo wieczny, nieznany wcześniejszym wiekom, zakamuflowany bezwstyd, ponieważ pod pozorem skrzywdzonej minki chłopca artysta zawarł podtekst seksualny. Nic na to nie poradzę, że widzę to, co ludzie chcą ukryć, ponieważ uważam, że artysta tylko się po to narodził, by to wszystko demaskować. Nie ma ozdabiać pięknymi strofami swojego więzienia, tylko ma wygarnąć, jak jest w dzisiejszym świecie uwieziony, uprzedmiotowiony i oszukany. Jeśli podmiot liryczny Pańskiego wiersza został zahipnotyzowany tym ogromnym fotogramem, bo pisze Pan w wierszu, że on uwiódł swoją urodą całe miasto, to właśnie od poety domagam się głosu diagnozującego ten fakt uwiedzenia. W końcu wizerunki Stalina były podobnej wielkości i kobiety mdlały na jego widok właśnie z powodu gruzińskiej urody, a jednak pewien niesforny poeta zobaczył w nim jedynie wąsatego karalucha. Reżim reklam, konsumpcji jest bardzo trudny do potępienia, ponieważ jest uwodzicielski i posługuje się pięknem. Właśnie dlatego, że tej książce patronuje idea rozszyfrowania, co się na tym świecie dzieje, Pan temu zadaniu nie podołał. Musiałyby być to bardzo wstrząsające wiersze i nie wymagam od Pana, by Pan podawał w poezji rzeczy nam, zwykłym ludziom, zakulisowe, nieznane. Ale Pan podaje fakty ogólnie znane, jakby Pan czerpał to wszystko z telewizji czy mediów służących do podania odpowiedniej racji papki tłumom. To jest zbyt populistyczne. Nie wiem, czy Pan nie chce mnie zrozumieć, czy Pan mnie celowo nie rozumie. To są bardzo trudne zagadnienia, bo jesteśmy w świecie cały czas skłamanym przez różne siły i różne interesy, w świecie walki tych władz (pieniądza, strefy wpływów, niewolnictwa, walki o rząd dusz, czyli sekt religijnych itp.) . Duchowość polega właśnie na przenikaniu tych skorup, tych stereotypów, to nie musi być kasandryczne, ale fluidy, niepokój towarzyszył każdej epoce i to prawdziwi artyści potrafili wychwycić. Myli Pan duchowość Złotego boya, bo to jest atrapa, to jest sztuczność i podmiana. I już nie czepiajmy się czy chodzi o Pańską prywatną duchowość, czy poety, czy podmiotu lirycznego, bo tak można dyskutować w nieskończoność, szczególnie, że sam termin można interpretować wieloznacznie. Użyłam tego określenia w sensie braku trzeciego zmysłu, intuicji, magiczności, czegoś, co artyście pozwala powiedzieć więcej, niż powiedział.

  19. Marcin pisze:

    Aż normalnie ja ten wiersz o Złotym Chłopcu jeszcze raz przeczytałem i nieśmiało wcinam się do dyskusji drżąc, że trywialność i naiwność mojej interpretacji narazi mnie na śmieszność.
    Według mnie ten wiersz jest o tym jak popkultura konsumuje jednostkę ludzką, przetwarza ją, odrealnia, uwzniośla w ikonę i zarazem upadla, prostytuuje. Miasto przegląda się w Chłopcu jak w niedościgłym marzeniu o sobie samym jako czymś lepszym, co on uosabia i symbolizuje. Ale prawdziwy człowiek, który posłużył za model do stworzenia tego Idola, jest nieważny, nie ma z tworem nic wspólnego. Nigdy nie byli tak naprawdę tożsami. Złoty Chłopiec to symulakra.
    W tym sensie jawi się raczej jako byt anty szekspirowski. Jeśli może wywołać jakiekolwiek odczucia seksualne, to będą one równie fantomatyczne jak on sam. Nie ma zatem nic wspólnego z żywiołem natury, stanowi raczej jej antytezę.

    Ewa, nie wiem, czy zauważyłaś, ale Twoje wpisy często przyjmują postać dość wojowniczych manifestów programowych. Płoniesz w nich w obronie czystości sztuki niemal jak Fidel Castro w swoich dobrych latach deklarujący, że Ojczyzna albo śmierć.
    Ale to tylko tak na marginesie 🙂

  20. Ewa> Marcin pisze:

    Właśnie wręcz przeciwnie, Marcinie. To nie ja jestem w tym dialogu tyranem, to ja próbuję wrócić sztuce jej pierwotny sens, czyli opowiadam się za rolą artysty wolnego, nie będącego ani tubą pozornej rzeczywistości, ani narzucania światu własnej choroby. Cały czas tutaj powtarzam, że świat sztuki jest światem prawdziwym, natomiast żyjemy w świecie permanentnie skłamanym. Nie ma sensu, by fałszywi poeci powielali i utrwalali te kłamstwa.
    Pewnie, że Złoty chłopiec nie jest jawnie pedofilski, bo żadne miasto by nie dopuściło, by był, zaraz by były procesy, jak ten o bilbord księdza z całującą się zakonnicą. Przecież mnie te wszystkie reklamy się piekielnie podobają, ja w Nowym Jorku płakałam z zachwytu. Co wcale nie znaczy, że to jest niewinne.

  21. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    nie wiem, nie byłem nigdy świadkiem rozmowy prokuratora ze sprzątaczką, nie odpowiadam za Pani odczucia. Skoro jednak pracujemy na tekstach (wierszy i komentarzy) to skupmy się może na tym, co jest w tekstach.

    Nie twierdzę, że Pani Golden Boy nie kojarzy się seksualnie. Ale proszę nie mieć pretensji, że ktoś pisze wiersz wychodząc ze skojarzeń własnych, a nie Pani. Że demaskuje co innego niż Pani by zdemaskowała w swoim wierszu (który zawsze może Pani napisać o tym zdjęciu).

    Nigdzie nie piszę, że “uwiódł swoją urodą całe miasto” – to Pani dopowiedzenie/fantazja. W wierszu jest tylko o jego wszechobecności i pożerczej sile. I tajemnicy (groźnej i niewyjaśnialnej) która w nim siedzi (w nim – obrazie, nie w nim – rzeczywistej osobie, z której się ulotniła). W tym sensie rację ma Pan Marcin w swoich intuicjach, że to nie model jest ważny, ale obraz modela. Który odsyła do czegoś większego, co wprawdzie się w nim (człowieku) zawiera, ale do czego sam nie ma dostępu. Tutaj proponuję Pani zajrzeć do innego wiersza z tego tomu (Ph. Glass, Facades), który nieco tu dopowiada.

    Pani cały czas wchodzą w głowę te reklamy, ale gdyby Pani się przyjrzała, to z tekstu w ogóle nie wynika, że Golden Boy jest zdjęciem reklamowym – jest po prostu głównym obrazem wystawy (tak samo Nike z Samotrake nie jest “rzeźbą reklamową” tylko dlatego, że reklamuje Luwr). Watson robił trochę zdjęć reklamowych, ale to (o ile dobrze pamiętam) pstryknął po godzinach w wolnym czasie.

    PS: Czemu Pani pisze nagle “nie czepiajmy się czy chodzi o Pańską prywatną duchowość, czy poety, czy podmiotu lirycznego, bo tak można dyskutować w nieskończoność”, skoro napisała Pani, że chodzi o moją duchowość, osobistą? Jeśli się Pani pomyliła i zagalopowała, to wystarczy ugryźć się w język/klawiaturę i przeprosić, każdemu się zdarza. Ale proszę nie robić uników w stylu “tak można dyskutować w nieskończoność, szczególnie, że sam termin można interpretować wieloznacznie.” Użyła Pani terminu w stosunku do mnie, nie do wierszy, koniec, kropka – tekst jest wklejony u góry i widać to jak na dłoni.

  22. Jacek Dehnel pisze:

    A Pani mówienie o niejawnej pedofilii zdjęcia Watsona przypomina mi nieco ten dowcip o seksuologu, który rysuje pacjentowi figury geometryczne. Trójkąt:
    – Z czym się panu to kojarzy?
    – Z dupą.
    Koło.
    – A to z czym się panu kojarzy?
    – Z dupą.
    Kwadrat
    – A to?
    – Z dupą.
    – Panie, pan jesteś zboczony.
    – Ja, ja jestem zboczony? A kto mi te świństwa rysuje?

    Nie jest moją winą, że kwadrat kojarzy się Pani z dupą. Ale niech Pani nie wymaga ode mnie, żebym w kwadracie dupę demaskował, skoro to Pani ją tam widzi, a nie ja. Ja sobie będę pisał o kwadracie, ewentualnie o sześcianie czy prostopadłościanie, który się otwiera wewnątrz tego kwadratu.

  23. Ewa pisze:

    Ależ Pan jest prostacki, Panie Jacku. Po tych Pana tutaj komentarzach, a już niemal uwierzyłam, że Pan chce ze mną przeprowadzić, jeśli już nie profesjonalną dyskusję, ale uczciwą rozmowę, to teraz z całą odpowiedzialnością tu piszę, że Pana już poznałam na wylot, że w Panu nie ma duchowości, ani w człowieku, ani w poecie, ani w narratorach i bohaterach Pana wierszy. Smutne to bardzo, że Pan ośmiela się ze mną rozmawiać na takim poziomie, tak nisko mnie wyceniając. Kończmy, więc, pozostańmy w stanie wyjściowym, czyli permanentnego i obopólnego rozczarowania. Dobranoc.

  24. Jacek Dehnel pisze:

    Och, jakie to rozczulające, że wzywa Pani do łamania reguł, przywołuje de Sade’a, a kiedy przywołuję jako przykład dowcip ze słowem “dupa”, Pani skupia się nie na sensie, tylko na dupie, szura falbanami i wypowiada kwestie fukającej mieszczki.

    Zawsze mnie wzrusza, kiedy spod frazesów o wolności i bezkompromisowości wychodzi ta sama, dobrze znana Dulska.

  25. Ewa pisze:

    Mówi Pan, Dulska? Pan widzę, ma takie samo rozeznanie w świecie bezpośrednio Pana otaczającym, jak i w Pańskiej poezji. Myślałam, że ja rozmawiam z człowiekiem na poziomie, a widzę prostaka poszywającego się pod intelektualistę.
    Nie przywoływałam, jak Marcin, symulakrów, bo deszyfracja dzisiejszego świata Baudrillardem to podstawa i elementarz, nie będę się tutaj przecież popisywać. Ale nie wiem, czy Pan tę rozmowę specjalnie sprowadza do magla, by udowodnić różnym głupcom, którzy to teraz czytają, że ja jestem na tym poziomie? To taka Pana strategia? Bo że jest to nagminna metoda Pana przyjaciół z nieszuflady, to wiadomo. Ale oni nie są sztandarowymi polskimi poetami, pretendującymi go głównej polskie nagrody literackiej. Proszę się tak nie kompromitować.
    I proszę sobie przypomnieć ze szkoły, o czym był de Sade, bo zdaje się w Pana rocznikach wszedł już do lektur obowiązkowych. De Sade nie pisał o dupie Maryni, tylko pisał o obłudzie świata, który bardzo sprytnie wykorzystał ludzki popęd płciowy do władzy nad drugim człowiekiem i do utrzymania niewolnictwa, które praktycznie trwa do teraz.

  26. Jacek Dehnel pisze:

    Do poziomu magla? Ależ to Pani od początku tego wątku mówi o mnie (nieodmiennie niepochlebnie), ja wyłącznie o Pani komentarzach. To zasadnicza różnica (najmądrzejszemu człowiekowi zdarza się palnąć głupstwo – co nie znaczy, że jest głupcem; dlatego lepiej mówić o tekstach, niż o osobach).

    Mógłbym napisać tu wiele o Pani – byłoby to z pewnością niemiłe, bo łatwo mówić niemiłe słowa w sporze – ale nie jest to moją strategią właśnie. Szanuję Panią jako podmiot, ale trudno mi szanować Pani niemiłe komentarze.

    Niech Pani jeszcze raz przeczyta komentarz o seksuologu i spróbuje zobaczyć las, a nie drzewa.

    PS: De Sade nie był – o ile wiem – nigdy lekturą szkolną, ale (z niejakim znudzeniem) przeczytałem z niego to i owo. Nie twierdziłem, że pisał o dupie Maryni (czy raczej: dupie Justyni)

  27. Ewa pisze:

    Więc czego Pan jeszcze na tym blogu ode mnie oczekuje? Dyskusja jest wysoce niemiła, mimo, że ani Panu z tego mojego pisania korona z głowy nie spadnie, ani mnie niczego nie przysporzy, a jednak odmawia Pan ze mną dialogu od początku, jak Pan się tylko pojawił. Na wstępie Pan zakwestionował zupełnie elementarne kwalifikacje pozwalające mi pisania o Panu. Pan zakwestionował sam proces mojego czytania Pana utworów. Więc czego Pan jeszcze ode mnie oczekuje. Przejdę do kolejnej przeczytanej przeze mnie książki innego autora i wszystko na blogu potoczy się życiem blogowym. Jeśli Pana nie zaciekawiła rozmowa z Pana czytelnikiem, czyli ze mną, jeśli jako czytelnik nie sprostałam Pańskim wymaganiom, to nie ma sensu tego kontynuować. Jestem po prostu przerażona Pańską osobowością i tym, że takie opcje na terenie sztuki wysokiej teraz wygrywają. Ale przecież nigdy się nie dowiem, jak się nie przekonam na własnej skórze. Przekonał mnie Pan już, już nie mam żadnych złudzeń.

  28. Jacek Dehnel pisze:

    Prosiłem Panią o jedno: o uważne, nieuprzedzone czytanie tekstów. Skoro jest to niewykonalne i cały czas prze Pani do pisania (niepochlebnego, ale akurat wszystko jedno jakiego) o mnie, nie o moich tekstach, to trudno.

    Widzi Pani, ja bardzo uważam na zdanie czytelników – co roku jeżdżę na całkiem sporą ilość spotkań (w ubiegłym roku było ich pół setki) i rozmawiam z czytelnikami. Ale też są to na ogół rozmowy o tekstach, nie o mnie. To, co Pani ma do powiedzenia o mnie, zupełnie mnie nie obchodzi. A o tekstach mówi Pani niewiele i zawsze obok.

  29. Ewa pisze:

    Czyli ten cały tekst o „Ekranie kontrolnym” jest o Pańskiej osobie? Co Pan tu za bzdury imputuje. Przeanalizowałam Pana wiersze, napisałam, co miałam do powiedzenia i wybrałam najistotniejsze refleksje. Jeśli nie jeżdżę na Pana spotkania z czytelnikami, to chyba jest najlepszym dowodem, że Pana osoba prywatnie mnie nie interesuje. I niech Pan nie insynuuje mojej tendencyjności, bo o większości tekstów literatury współczesnej na moim blogu pisze źle i niepochlebnie, i nie widzę żadnego powodu traktowania Pana twórczości inaczej.
    Skoro Pan pisze, że moja ocena „Ekranu kontrolnego” jest odosobniona, jeśli, jak Pan napisał, inni mają inne zdanie, to cóż Panu szkodzą te moje tutaj słowa, z którymi Pan się nie zgadza i nie zgadza się kilkaset Pańskich czytelników, którzy mówią to Panu osobiście. Ja rozumiem niezręczność sytuacji, że ja Panu napisałam tutaj nieprzychylny tekst o Pana twórczości, a Pan mnie jednak wizytuje. Jeśli celem Pana wizyty byłoby wyjaśnienie czegokolwiek, to może to byłoby zasadne. Ale Pan przychodzi tu tylko, by mnie sprowokować i wyśmiać, Pan szuka tylko w moich słowach zaczepki. Ja nie walczę z Panem, moim zadaniem jest zapoznanie sie ze zjawiskiem artystycznym „Ekran kontrolny” i nic więcej. Nie mogę napisać tak jak Pan napisał o geniuszu epoki, Markizie, że się nie podoba, bo to nie jest problem podobania się. Przez pewne utwory trzeba po prostu przejść.

  30. Jacek Dehnel pisze:

    Pani Ewo,

    proszę czytać uważnie. Zarzuca mi Pani opinie (po raz kolejny), które nie mają żadnego pokrycia w moich komentarzach. Napisałem, że o fragmenty o samych tekstach są (moim zdaniem) nieuważne i że skupia się Pani na mojej osobie. Czy mam wypisać Pani wszystkie fragmenty w tych wypowiedziach, gdzie pisała Pani o mnie, a nie o tekstach? Jest tego całe multum w tym wątku. NAPRAWDĘ Pani tego nie zauważa?

    Nie mam nic przeciwko tendencyjności; każdy sąd estetyczny jest subiektywy, ergo tendencyjny. Mam natomiast przeciwko niechlujnemu czytaniu.

    Nie wiem, czy Pani ocena “Ekranu” jest odosobniona – nie prowadzę badań statystycznych; zauważam tylko (z kontaktów z czytelnikami) że wchodzą oni znacznie głębiej w te teksty i znajdują tam o wiele ciekawsze rzeczy niż Pani opisała w tym tekście.

    Mam zatem wrażenie, że jest Pani zdegustowana brakiem grzybów w lesie, z którego inni wychodzą z pełnymi koszykami, ot co. Ale to Pani sprawa, w sumie – może Pani nie mieć grzybów w wiankach tylko sam sznurek. Egal.

  31. Jacek Dehnel pisze:

    (ale gdyby Pani rzeczywiście chciała poznać te teksty i wgryźć się w nie, to proszę bardzo – podejmuję się roli cierpliwego przewodnika; ale w tym celu musimy pracować na tekstach w książce, a nie na tym, co Pani sądzi o autorze, którego Pani nie zna).

  32. Ewa pisze:

    Panie Jacku, zastanawiam się tylko, czy ten ton politowania, serwowany mi tutaj, obecny przy wszystkich analizowanych tutaj przeze mnie Pana utworach z udziałem Pańskiego głosu w dyskusji komentarzowej, towarzyszył też tej pół setce spotkań autorskich, o których Pan pisze. Oglądając filmiki YouTube nie uchwyciłam takiej relacji z czytelnikiem, widocznie jestem jedynym takim czytelnikiem na świecie, który wymaga na gwałt perswazyjnej interwencji. Wysyłając mnie na lekcje do Pana, które litościwie i charytatywnie chce mi Pan udzielić w oparciu o własną twórczość, w ramach – pewnie poprawy kondycji Świata Ducha, który według „Ekranu kontrolnego” chyli się ku upadkowi – chce mnie też Pan uleczyć z choroby złego czytania Pana utworów. Proszę naprawdę uwierzyć w moc swoich wierszy, które mówią same za siebie i nie potrzebują adwokata.

    Pomijając przecież obopólne zmarnowanie czasu, a piszę to naprawdę poważnie i proszę się na mnie nie gniewać, że odmawiam: ja bardzo długo się przygotowywałam do pisania o „Ekranie kontrolnym” na moim blogu. Czytałam wiesze kilkakrotnie, przeczytałam powtórnie tłumaczone przez Pana wiersze Larkina i wyszukiwałam na YouTube te wiersze, które Pan przetłumaczył czytane przez Larkina. Powtórnie przeczytałam wszystkie komentarze do wszystkich wierszy opublikowanych na nieszufladzie, które weszły w skład tego tomiku. Pan tam bardzo szczegółowo odpowiada nieszufladowcom i referuje wszystkie problemy tych wierszy. Ja wiem, o co Panu chodzi, może Pan złośliwie, jak w szkole tu napisać, że skoro tyle czasu na to wszystko poświęciłam i nic, to znaczy, że jestem zbyt mało rozgarnięta.

    Poezja niestety, jak i polityka, podlega też takiemu mechanizmowi narzucania. Osobowość o władczej naturze potrafi narzucić swoją wizję świata nie dlatego, że ona wynika z tego świata, tylko dlatego, że ona wynika tylko z tej osobowości. Mój blog mówi o wolności, która spełnić się może w twórczej jednostce pod wpływem właśnie uwolnienia z gorsetu estetyki, ideologii czy fałszywego humanizmu. Poszukuję takich artystycznych wypowiedzi i uważam, że to jest jedyny powód pisania wierszy. Nie znalazłam tego w Pana tomiku. Nasze wspólne poszukiwanie, jakie mi Pan proponuje w relacji uczeń-belfer, gdzie ja jestem uczniem, niczego nie stworzą. Przecież świat pana uznał, czego Pan jeszcze się domaga. Nominacja to już jest wygrana. Ja jestem przeciwko temu światu.
    Gdyby Pan czytał mój blog, nigdy by Pan mi czegoś podobnego nie zaproponował. Proszę tylko o sprawiedliwość, i jeśli Pan mi pisze, że Pana źle czytam, to jakkolwiek czytam, to czytam. Pan czyta tylko siebie na moim blogu.

  33. Jacek Dehnel pisze:

    Wie Pani, poza tzw. “świrami spotkaniowymi” (o których pani bibliotekarka mówi pólgłosem: proszę się nie przejmować, to pan Waldemar, on tak ma) ludzie na ogół nie rozpoczynają rozmowy od “a pan to jest taki, siaki i ogólnie beznadziejny” – a takie otwarcie (daję to Pani pod rozwagę) ustawia nieco rozmowę.

    Nie chcę Pani leczyć – zaproponowałem rozmowę, która koncentrowałaby się na tekście, a nie na epitetach personalnych i przedsądach o autorze. Ale szanuję Pani decyzję, że ma Pani moją propozycję w nosie.

    Bye.

  34. M.R pisze:

    Nie widzę powodów dla których Pani Ewa miała by się leczyć. Niezależenie co sądzimy/sądzę o poezji pana Dehnela i kto ma rację (bo ja jako człowiek zajmujący się zgoła czym innym nie mam czasu na śledzenie czy nawet czytanie poezji) i nawet niezależnie od tego co dzieje się w polskiej poezji jest to szersze zjawisko w kulturze polskiej a i może ogólniej. A dlaczego piszę, że nie ma powodów aby Pani Ewa leczyła się : bo ja myślę identycznie (i dlaczego z dużym zainteresowaniem czytam ten blog), choć nie o poezji lecz o innych sferach kultury. Moim zdaniem pani Ewa trafnie diagnozuje to co się dzieje w kulturze i nie tylko. Szczegóły (czyli ten czy inny poeta) są nieistotne dla mnie. Czyli jeśli już leczyć to ja też. Może inni też. Choć ja jestem tak normalny zewnętrznie i stabilny emocjonalnie, że nikt mnie nie może podejrzewać o “świrowanie spotkaniowe” bo z zasady nigdzie nie chadzam
    A ostatnio w bibliotece spotkałem panią artystkę, co za bardzo chyba jest artystką. Planowała swoje spotkanie z czytelnikami z bibliotekarką. Ostatnio prześladują mnie poeci i artyści, bo przypadkiem oglądając lokalną telewizję znów natrafiłem na jakiegoś Przemysława Owczarka rowerzystę (nie wiem czy to ten poeta). Tym razem wypowiadał się jako anonimowy rowerzysta, którego przypadkiem reporter na ul. Piotrkowskiej zaczepił i pytał w ulicznej sondzie o stojaki dla rowerów. Jeśli to ten to ciekawy zbieg okoliczności byłby

  35. M.R pisze:

    A oglądałem lokalną telewizję aby obejrzeć program o miejscowym teatrze. Wszystkie możliwe nagrody (przyznawane przez lokalnych recenzentów), rozgłos ze strony mediów, uznanie i wsparcie polityków. Po prostu geniusze i bogowie, wielcy artyści… namaszczeni i wspierani przez miejscowe elity. A pieniądze jakie… wiele nagród i stypendiów dla anonimowych a nawet znanych poetów można ufundować Jak to obejrzałem to tylko paść na kolana i modlić się do nich… Potęga i sława na tronie (na tronie bo w programie telewizyjnym występowali na tronie na podwyższeniu jeszcze). Trochę z innej beczki ale o poezji też coś było tzn anonimowy poeta na rowerze w anonimowym wywiadzie. Może mam jednak urojenia i natręctwa więc kto wie z tym leczeniem

  36. Ewa pisze:

    Pan Jacek pisze, że mam w nosie. Tylko apeluję o zdrowy rozsądek. W odróżnieniu od Pana, Panie Marku, jestem z branży, mam przez Państwo w dyplomie ukończenia uczelni wyższej nadany tytuł „magistra sztuki” i poniekąd mam obywatelski obowiązek, bym tymi sprawami się interesowała z Urzędu, bo jak Pan wie, w komunizmie szkoła była z a d a r m o, i jestem zobligowana jako obywatelka do lojalności społecznej. Ale przecież ten dyplom ukończenia Akademii Sztuk Pięknych dał mi też tytuł „artysty malarza” i idąc tym państwowym rozumowaniem, to ja jestem bardziej artystką, niż urzędnikiem. Dlatego prowadząc blog 10 lat, nie zajmuję się tropieniem nieścisłości i podziałem pieniędzy podatnika wydatkowanych na artystyczne imprezy, tylko artefaktami. I jeśli piszę o tym, co je upowszechnia, winduje, lansuje i sprzedaje publiczności, to to przecież nie jest docelowo tym, czym się zajmuję. Jestem u schyłku życia i mnie nie interesuje już właściwie życie artystyczne, bo przez to wszystko już przeszłam i mam to za sobą. Ale przecież jestem tylko człowiekiem i nie mogę się nadziwić widocznym analogiom ze starym systemem, polegającym przede wszystkim na lenistwie. Widzi Pan, dziennikarzowi wygodniej, jak w Pana przykładzie, symulować wywiad, niż realizować swój zawód, przecież pełen zagadek niespodzianek i umożliwiający wkraczanie w tajemnice mieszkańców wywiadem, poznaniem, przygodą. Podobnie te bibliotekarki, o których mówi Pan Jacek. Najprawdopodobniej Waldemar był w tym miasteczku – gdzie odbywało się spotkanie autorskie ze sławnym polskim poetą współczesnym, Jackiem Dehnelem, nagrodzonym Nagrodą Kościelskich i i Paszportem Polityki, mianowanym kilkakrotnie do nagrody Nike – jedynym potencjalnym poetą, który poezję naprawdę rozumie. Oczywiście dla oficjalnego tzw. ruchu kulturalnego najwłaściwszym miejscem przebywania prawdziwych artystów jest tylko szpital psychiatryczny, i oni faktycznie za jego przyczyną tam zamieszkują. Jeśli Pan Panie Marku, tak się interesuje, to niech Pan przepyta na okoliczność sztuki, losowo wybraną bibliotekarkę, zazwyczaj to są tłuki straszne, nabzdyczone i nafumane kulturą. A zasiadają w jury prowincjonalnych konkursów. Po prostu nie ci ludzie, nie na tych posadach. Artysta w psychiatryku, a potworny babus na etacie. A przecież synekura w magistracie w Zamościu uratowała Bolesława Leśmiana, on by nigdy bez niej o tym malinowym chruśniaku nie napisał.

  37. Jacek Dehnel pisze:

    Świr spotkaniowy z reguły w ogóle nie zajmuje się sztuką, przychodzi na spotkanie żeby się wygadać, pokazać, przemówić. Opowiedzieć o swoich fikusach, sprzeciwić się wyrębowi topoli na ulicy takiej a takiej. To są głęboko nieszczęśliwi ludzie (na ogół) i należy im dać się wygadać. Z rzadka tylko są agresywni i zaczynają od personalnych komentarzy pod adresem osoby, z którą prowadzi się spotkanie.

    Spotkałem ogromną liczbę bibliotekarek i myślę, że Pani zdanie jest bardzo krzywdzące i niesprawiedliwe. Ale wiem też, że na nic jakakolwiek rzetelna rozmowa na tym blożku.

  38. Ewa pisze:

    O, widzę Panie Jacku, że na dniach Pan założy własnego bloga, który nie będzie żadnym „blożkiem”, ani „bazarkiem”, tylko prawdziwym, rasowym blogiem.
    Bo jeśli Pan na portalu nieszuflada ciągle komuś radzi, by sobie założył bloga i się na portalu nie wpisywał, to przecież nie wierzę, by Pan dawał rady komuś nie będąc przekonanym o ich słuszności. Nie czyni przecież Pan nikomu tego, co Panu niemiłe. I z pewnością na Pańskim blogu będzie wiele o ochronie bibliotekarek, zaszczutych i pomawianych na innych blogach.
    Ale zapewniam Pana, że znam o wiele więcej bibliotekarek niż Pan, z racji mojego sędziwego wieku i tego, że jeździłam na plenery malarskie po całej Polsce, a plenery wtedy trwały miesiąc i poznawałam lokalne zwyczaje na wylot kulturalnej prowincji w tym i bibliotek. Znam też biblioteki nie tylko Wrocławia, z czasów moich pięcioletnich studiów, ale też blisko czterdzieści fili mojego miasta w większości których jestem zapisana. Wiele kierowniczek jeszcze pracuje i znam je dziesiątki lat. Jednak nie zaprzeczam, że w każdym zawodzie zdarzają się przyzwoici ludzie. Nawet podobno esesmani się zdarzali.

  39. Jacek Dehnel pisze:

    A, to zabawne. Bo akurat dzisiaj po południu założyłem sobie bloga.

    Porównanie bibliotekarek do esesmanów – bezcenne. Dziękuję Pani za tę finezję.

  40. Ewa pisze:

    Pan mi zarzuca, że źle czytam. Ale nie czytam tak tendencyjnie, jak Pan. Gdzie ja porównałam bibliotekarki do esesmanów? Gdzie to Pan wyczytał? Napisałam, że anioły zdarzają się wszędzie, w każdej grupie zawodowej. W czasie wojny przecież odnotowano też heroiczne czyny przeciwstawienia się, nie wykonania rozkazu przez Niemca o wysokiej randze oficerskiej.

    To powodzenia życzę Panu w pracy blogerskiej. Ja tam na pewno Pana bloga tak pogardliwie nie będę nazywać.

  41. Jacek Dehnel pisze:

    No to proszę przeczytać sobie jeszcze raz ten post, w którym Panią poniosło.

  42. andrzej pisze:

    Boże, jaki ten Pan Dehnel maleńki. A ja myślałem o nim, jak o zarodku giganta.

  43. Ewa pisze:

    A, witam Panie Andrzeju!
    Przeczytał Pan wiersze Jacka Dehnela w tomiku „Ekran kontrolny”? Są na portalu Nieszuflady i na portalu Biura Literackiego.

  44. andrzej pisze:

    Powiem tak: moja ocena wynikła z oceny zachowania się Pana Dehnela w dyskusji, wynikała z oceny jego argumentacji, dość, a może bardzo, płaskiej, takiej, jaka używają stare kłótliwe przekupki. Ale zaraz potem zabrałem się do czytania wierszy Pan Dehnela, starając się czytać te właśnie z omawianego tomiku. Bo wcześniej do czynienia z poezją Pana Dehnela miałem raz jedynie, jak szukałem wzorców do napisania vilanelli, znalazłem ze dwie (dzisiaj także) ale ostatecznie zaimponował mi Barańczak. Dzisiaj przeczytałem z uwagą z 15, wierszy i przyznam szczerze, że więcej mi się nie chce. Akurat jestem w trakcie poznawania poezji Aleksandra Wata, jestem nią zafascynowany, i szkoda mi czasu na inne wiersze, a czasu mam niewiele. Bo w mojej ocenie Pan Dehnel jest świetnym poetą od opisywania nie sztuki samej, nie życia, które pulsuje, ale dekoracji, w jakich ta sztuka, życie się odgrywa. To piękne wiersze, ubrane w słowa, dużo słów, by upiększyć, by zapełnić wers sylabami, ale to tylko opisujące dekoracje ozdobniki.
    Jak sam pisze w jednym z wierszy:
    „i że nic nie wynika z tego, że jest brzuch,
    firana, gg, email. Bo pod wszystkim jest
    inna rzeka, najgłębsza, i płynie bez słów”.

    Takie jest marzenie Pana Dehnela, by to życie płynęło pod dekoracjami bez słów. Ono płynie, ale nie w tych wierszach.
    Przykro mi. Zapewne tym, że nie zachwyciłem się wierszami Pana Dehnela, że wolę czytać Wata, Pan Dehnel się zupełnie nie przejmie. Ja też się nie przejmuję tym, co twórca sobie o mnie pomyśli i piszę co myślę, mimo żem nie kształcony w literaturze. Ale mi wolno. Ale mimo tego życzę Panu Dehnelowi odkrycia tego nurtu, który płynie nawet bez słów, choć tak całkiem bez słów nie może, bo na cóż by byli poeci. A nawet jeśli może, to tylko wtedy, jak jest zauważony, jak poeta go czuje. A mam przeświadczenie, że Pan Dehnel nie czuje go, że jest tylko bystrym obserwatorem dekoracji, pod którymi, w których coś się dzieje..
    Pozdrawiam i Panią Ewę i Pana Dehnela

  45. Ewa pisze:

    To, że Jacek Dehnel jest według Pana, Panie Andrzeju poetą dekoracji, to nie jest żaden zarzut. Takim malarzem życia sztucznego i właśnie dekoracji, szminki i nienaturalności był dziewiętnastowieczny dandys francuski, Charles Baudelaire. Na pewno się za to określenie Pan Jacek nie pogniewa, bo żyjemy w matrixowej nierzeczywistości i to tylko na plus.
    I nie wolno dziennie czytać tylu wierszy na raz. (15!) Najwyżej jeden.
    Pozwoliłam sobie edytować Pana komentarz, bo w poprzednim komentarzu Pan poprawnie napisał nazwisko omawianego tutaj poety i myślę, że pomyłka wskutek lipcowego upału, a nie celowe działanie, by wyszukiwarka tego nie odnalazła. Chociaż, kto wie. Jeśli celowe, to proszę napisać, a cofnę korektę.

  46. Andrzej Talarek pisze:

    Dziękuję za korektę. Jednak dla mnie to jest zarzut w stosunku do poezji Pana Dehnela, który w prostszych słowach sprowadza się do tego, że poezja ta reprezentuje wyrafinowane rzemiosło, które potrafi stworzyć piękne opakowanie, ale które to opakowanie jest puste w środku. Więcej może innym razem
    Pozdrawiam

  47. Jacek Dehnel pisze:

    Pfif! Gdybym był Panem czy kimkolwiek innym i miał na stoliku wiersze Wata i Dehnela, to też bym wybrał Wata, bo to świetny poeta. A ja jestem dopiero czeladnikiem, któremu ledwie stuknęła trzydziestka.

  48. Jacek Dehnel pisze:

    (a przy okazji polecam niedawno opublikowane w słowo/obraz terytoria “Wiersze zebrane” Brunona Jasieńskiego: pięknie edytorsko przygotowany zbiór całości polskojęzycznych utworów z obszernymi komentarzami, opracowaniem, itd., ponad 500 str.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *