Nie zdążę spraw tak oczywistych:
jedzenie, spanie, ubieranie
umieścić w ruchach mimochodem,
rozdanych zawsze roztkliwieniem…
Przeszło z ostrości znów w kształt mglistych
chwil, jak wspomnienie w zapomnienie:
jakby w skwar lata dmuchnąć chłodem
to niemowlęce rozbawienie…
Otumaniona minut biegiem,
przesianych latem lip zapachem,
rozklekotanym wózkiem wiozę
dnie i tygodnie bez powrotu…
Jeszcze czarujesz min szeregiem,
chwalisz się już przeżytym czasem,
dziecięcą, najuczciwszą pozę:
zakłopotaniem bez kłopotu…