Wszystkim, którym nieobce są drżenia i rozterki współczesnych artystów pragnących je zrozumieć i rozwikłać na tle szybkich przemian sztuki współczesnej, polecam gorąco wydawany przez Zarząd Główny ZPAP „Artluk”, magazyn pisany przez artystów dla artystów sztuk wizualnych.
Dla kronikarskiego porządku warto zaznaczyć, że przedwyborczy Październik 2007, dla młodych artystów Śląska miał barwę czerwoną. W przebudowanym kinie „Kosmos”, Młodzi socjaliści usiłowali na podstawie arcydzieł najnowszego kina europejskiego zwrócić uwagę śląskiej publiczności sztuki ambitnej na coraz częstsze i bardziej słyszalne głosy artystów dotyczące tematyki społecznej. Žižkek, Lacan, Adorno weszli trwale w intelektualny żywioł lewicujących środowisk artystycznych propagowanych przez warszawską Krytykę Polityczną. W bytomskiej galerii Kronika, od lat walczącej o prawo własnego indywidualnego wizerunku w możliwości prezentowania awangardy światowej i polskiej odbywał się w Czerwonym Październiku Festiwal Literatury Politycznej w ramach ogólnopolskiego projektu Instytutu Książki, Korporacji Ha!art i Krytyki Politycznej.
Powyborcze zwycięstwo innych barw i orientacji politycznych naszego regionu nie powinno zahamować swobody artystycznej wypowiedzi, ani temperatury młodzieńczych poszukiwań.
Katowice
Galeria „Na żywo” pokazała dorobek plastyczny Lecha Szarańca, piastującego w naszym województwie najwyższe funkcje administracyjne (wieloletni dyrektor Muzeum Śląskiego). Miło dowiedzieć się, że władający naszymi losami, dystrybutorzy niezbędnych artystom środków materialnych, uczestnicy wszelkich komisji decydujących, kto jest artystą, a kto nie, skrywa pod urzędniczą bezwzględnością delikatną artystyczną duszę. Do obszernej recenzji z twórczości plastycznej doktora Lecha Szarańca, analizy subtelnych rysunków piórkiem i kubistycznych obrazów olejnych – wszystkich zainteresowanych odsyłam na witrynę Radia Katowice, gdzie prowadzący radiową galerię – Maciej Szczawiński poetyckim piórem rzecz dokumentuje.
Górnośląskie Centrum Kultury
Do połowy miesiąca można było zobaczyć prace kanadyjskiej artystki Davidy Kidd „Pomiędzy nieuchwytnym a nieuświadomionym”, absolwentki kompozycji muzycznej oraz komunikacji wizualnej (dyplom w zakresie Print Media, 1988, Uniwersytet Alberta w Edmonton.
Ponieważ jest laureatką Grand Prix Międzynarodowego Triennale Grafiki w roku 2003, warto zadumać się nad ogromnymi wydrukami cyfrowymi i drukowanym złotą (!) czcionką dwujęzycznym, luksusowym katalogiem. Moje zapiski tutaj reprezentują wyłącznie moje sympatie i bardzo odosobnione oceny w morzu zachwytów. Jeszcze długo po opuszczeniu sali wystawowej i gmachu GCK niełatwo było mi pozbyć się niesmaku i przerażającej wizji ludzkiego upadku. Trudno odmówić artystce uczciwości w artykułowaniu takiej, a nie innej wizji, korzystając z okazji, że narzędzie, jakim opowiada o swoim świecie nie stawia żadnego technicznego oporu. Dawida Kidd więc prezentuje wszystko – od dziewczyńskiego pokoju z perwersją sfery seksualnej – po społeczne dygresje na temat niemocy międzyludzkiego porozumienia i społecznego przebicia. Wszystko w aurze dzisiejszego horroru i straszenia, czyli utraty pierwotnej siły na rzecz martwego fantazjowania i zderzenia znaków, które kiedyś tę moc posiadały. Widz otrzymuje przestrzenie martwe, niepotrzebne, krzyczące o cywilizacyjnej zamianie człowieka w maszynę i zepsuciu duchowym, które robaczywieje, nie mając możliwości ucieczki z przestrzeni obrazu, zamknięte na zawsze pod powierzchnią lakierowanej, wyczyszczonej, wizualnej skorupy.
Pod koniec miesiąca galeria otworzyła wystawę Renaty Szułczyńskiej, niedawnej absolwentki Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu i w Atenach.
Czara – instalacja złożona z dziesięciu, niemal metrowej długości boku kwadratowych blejtramów złożonych w dwa rzędy i stanowiących zwartą płaszczyznę w tonacji ciemnych błękitów. Nie ma to nic wspólnego z „Nenufarami” Moneta, gdyż płótna odwołują się do stojącej w drugim kącie, zrobionej z żywicy czary napełnionej atramentową wodą (45 x 35cm), a rozrzucone po sali kamienie zrobione tak jak czata z matowej, białawej żywicy, sugerują misteria osiągnięcia wiedzy duchowej przy pomocy archaicznych symboli, a nie tak jedynie, jak robili to geniusze pędzla epok minionych. Czytając obszerne teksty artystki w katalogu i oglądając prace inne, zazdrościmy, że artystce udaje się, jak zapewnia, wejść w owe światy, podczas gdy my, profani i bluźniercy, my, widzowie i niegodni uczestnicy, trwamy ciągle na zewnątrz.
Rondo Sztuki
Ten piękny obiekt, chluba naszego miasta pozostaje konsekwentnie w klasycznej atmosferze twórczości plastycznej mającej, jak zapewnia organizator najnowszej ekspozycji prof. Stanisław Kluska – aspekt nie tyle edukacyjny, co pokazujący tej edukacji konsekwencje. Organizator – Akademia Sztuk Pięknych podkreśla intencję przedsięwzięcia, czyli pokaz nastawiony na absolwentów uczelni, którzy dzięki swojej wybitności na niej pozostali przekazując warsztat i mistrzostwo artystyczne następnym pokoleniom. Dzięki temu widz otrzymuje wybór najlepszych osiągnięć w grafice warsztatowej przy równoczesnym pokazie niemal wszystkich klasycznych technik. O klasycznym wręcz wymiarze wystawy świadczy chociażby fakt, że techniką video wykonana jest tylko jedna praca.
Wystawa prezentuje prace takich artystów jak: Andrzej Czeczot, Jan Nowak, Andrzej Pietsch, Aleksander Rak, Tomasz Struk, Roman Kalarus i Joanna Piech-Kalarus.
Godna pochwały jest miejska decyzja pokazywania darmowego prac dostępnych mieszkańcom naszego miasta spacerującym obok fontanny i oczekującym na przystanku tramwajowym. Przystępny jest też charakter prezentowanych grafik – tematycznie, jak i formalnie.
Teatr Śląski
W chwalebnej inicjatywie małych wystaw przeznaczonych głównie dla widzów teatralnych, którzy w antraktach je oglądają, pokazano bardzo kobiece obrazy „ze snu, z nocy?” Ewy Jędryk-Czarnoty. Niestety, młoda malarka, absolwentka katowickiej ASP na razie nie wychodzi poza czysto estetyczne i ornamentacyjne zabiegi nawiązujące do wspaniałości austriackiego modernizmu z całym bogactwem nasyconej palety i mocnym wizerunkiem zdefiniowanej strojem i biżuterią kobiety. Kobiety nie wychodzą ani ze snu, ani z nocy, jedynie, jak na teatr przystało, udają swoje malarskie wcielenia.
Muzeum Historii Katowic
„Gęby” Jerzego Dudy-Gracza już w samym tytule akcentują zbędną kpinę. Mimo prezentowanych tu wizerunków nie byle kogo (Olgi Lipińskiej, Aleksandry Śląskiej, Kazimierza Rudzkiego, Wiesława Ochmana, Tadeusza Kantora, Wojciecha Kilara, Tadeusza Sławka, abpa Damiana Zimonia) i nie tych, których w epoce gierkowskiej portretował najchętniej, czyli śląskiego proletariatu – „gęby” nie są ani ironią, ani artystycznym, postmodernistycznym zabiegiem mentalnym. Portrety i autoportrety Dudy Gracza, rewelacyjne w biegłości warsztatowej, w nawiązaniu do najlepszych młodopolskich wzorów – jak i wszystkie obrazy naszego najsławniejszego artysty – nigdy nie wychodzą poza powierzchnię płótna. I cokolwiek się będzie mówiło i pisało, jakie peany na swoją cześć przedwcześnie zmarły malarz zbierze, nadinterpretacja i przypisywanie takiej twórczości wartości egzystencjalizmu, głębokiej duchowości i metafizyki, będzie zawsze recenzenckim nadużyciem.
Biuro Wystaw Artystycznych
Na 20 Biennale Plakatu Polskiego wpłynęło 699 plakatów 211 autorów, Komisja Kwalifikacyjna wybrała do ekspozycji 416 plakatów 150 autorów – jak donosi wstęp katalogowy do tej zasłużonej, wieloletniej imprezy.
Nie wiemy, co odrzucono, ale przechadzając się po wielkich salach BWA można odetchnąć z ulgą, że konsekwentna tyrania jurorów została zachowana. Ekspozycja tchnie jednością, mimo bogactwa i różnorodności sposobów wypowiedzi. Może dlatego, że plakat zszedł do podziemia kulturalnego, że stał się elitarnym głosem mówiącym do wąskiej kategorii ludzi nim zainteresowanych. Przestał, i słusznie, przemawiać do mas, zaczął przemawiać do intelektualistów. I mamy, oprócz uświęcania samych artystów sztuk wizualnych (wystawy stowarzyszeń, związków i grup artystycznych po wstawy indywidualne), cały kompleks plakatów sztuk teatralnych, a przede wszystkim arcydzieł literatury światowej. Dzięki tej pracy w duchowości, w wyłuskiwaniu najistotniejszych przesłań robotników delikatnej tkanki kultury światowej, plakaty automatycznie są przesycone podobnym imperatywem. Niestety, kategoria głosu samego autora, bez wsparcia o wielkie humanitarne autorytety światowej kultury jest jeszcze nieliczna i sygnalizowana kilkoma zaledwie pracami. Protest lub diagnoza mówiąca o naszym umiejscowieniu w świecie polityki, czy religii zostały jednak uhonorowane. Zaświadcza temu przyznanie Grand Prix Tomaszowi Bogusławskiemu z Gdańska za plakat “Noc Walpurgii”. Złoty Medal otrzymał Michał Jandura z Krakowa za plakat “Monotheistic Religions Poster Competition”, Srebrny Medal – Wiesław J. Rosocha z Warszawy za plakat “Gnieźnieńskie Spotkania z Plakatem, Spotkanie 7”, Brązowy Medal – Małgorzata Gurowska z Warszawy za plakat “Czerwony kapturek”.
Gliwice
Galeria “Esta”
Wydarzeniem na skalę ogólnopolską była sfinalizowana przez prywatną galerię pierwsza edycja ogromnego dorobku Güntera Grassa, mającego podobno aspekt wyłącznie warsztatowy i wspomagający pisanie wielkiego noblisty. Jednak tak nie jest. Szczególnie rzeźby – artysta studiował rzeźbę i w moim pojęciu czuje się w tej kategorii twórczości najlepiej – demaskują ambicje odrębne w tej, o innym temperamencie wypowiedzi – niż literatura – dziedzinie. Nie sposób jednak idąc śladem pojemności tematycznej pokazanych w Gliwicach dzieł rozszyfrowywać literacki nadmiar, której konsekwencje znalazła na całe szczęście bardziej pojemna literatura.
Galeria ZPAP ”po schodach”
Nasz Związek nie ustaje w intensywności i różnorodności organizowanych wystaw. W pierwszej połowie miesiąca Jerzy Jachowicz prezentował witraże i monumentalne rzeźby złożone z przeważającej części wypalanej ceramiki, czyniąc je, mimo eterycznego wyglądu i karkołomnych technicznie łączeń – rzeźby ogrodowe, czyli trwałe i niezniszczalne. Świat Jachowicza, (scharakteryzowany piórem doktora Niedzielskiego: patrz pod serią wernisażowych zdjęć w dziale Wystawy) odwołuje się do fantazji nie tyle komiksu, co plebejskich strachów i ludycznych, bardzo już przetworzonych zmaterializowanych niepokojów.
W drugiej połowie miesiąca Anna Śmieszek, młoda absolwentka Uniwersytetu Śląskiego fili w Cieszynie, pokazała Rysobrazy, czyli prace nazwane tak od zastosowanej w nich techniki własnej. Są to subtelne, rozedrgane wizje kobiecego świata w ustawicznej pogoni za przekroczeniem ograniczających artystkę środków wyrazu. Mimo rozbudowanej warstwy warsztatowej i poszerzenia możliwości technicznych o kreskę kredki, ołówka i pędzla, świat Anny Śmieszek pozostaje w dalszym ciągu w zamkniętej tajemnicy swojego niezdefiniowanego wnętrza. O ile artystka celowo nie dopowiada, cofając się – jak w tematyce erotycznej – przed niewiadomą – to pejzaże powstałe z impulsu wzrokowego, a nie tylko uczuciowego, syntetyzują jej uniwersum w nową twórczą, jakość czyniąc mglistość nazwaniem. Artystka, mimo że, jak powiedziała w wywiadzie, organizuje już siódmą indywidualną wystawę, jest w fazie niezdecydowania formalnego. Używając niewielkiej gamy kolorystycznej nie wiadomo jeszcze, jaką drogą pójdzie: czy w kierunku surrealistycznej wizji i literackiego rozdrobnienia, czy ascetycznych, zwięzłych rozwiązań formalnych dążących do syntezy i uogólnień.
Galeria Restauracji „Trzy światy”
Krystyna Jasińska, malarka średniego pokolenia, absolwentka katowickiej ASP jest znana w środowisku z niezmiennej, konsekwentnej twórczości galeryjnej, niewykraczającej poza ustalony od lat kanon plenerowego malarstwa afirmującego nie tyle przedstawiany świat – co na swojej internetowej stronie domowej sugeruje – ile taki sposób malowania. Ogromny dorobek, pozwalający na perfekcyjne opanowanie rzemiosła malarstwa olejnego w klasycznej manierze polskiego koloryzmu, z wyczuciem koloru i syntetycznym traktowaniem pejzażowych form nie wykracza poza powierzchowną, malarską rafinację. Prezentowane obrazy są niewielkim, starannie wybranym zestawem pejzaży tak płodnej i pracowitej artystki.