Agata

Teraz, kiedy mieli samochód, nie było to takie uciążliwe. Ale przybyło lat i gdy zbliżały się wakacje, a dzieci pozostawały w domu, nienawidziła tej pracy. W czasach, gdy musiała wstawać o 5 rano, żeby dotrzeć na autobus jadący godzinę, dzieci były małe, a ona młodsza. Zbliżała się do czterdziestki i poczuła starość.
Była sobota. Wcześniej wykłóciła się u szefa, że soboty ma mieć wolne. Zadzwonił jednak i kazał przyjść.
Jechała wściekła. Nowa malarka, która od jakiegoś czasu robiła swoje bohomazy na kaflach miała ją uczyć. Ją, która od 16 roku życia nie robi nic innego, tylko maluje.
Dopiero teraz zorientowała się, że pozycje jej w fabryce są słabe. Jej, która jest tu od początku, od jej powstania. Próbowała walczyć. Oburzyła się, że nowa z jej pędzli zrobiła miotły. Kupili oddzielne pędzle. Powiadomiła wszystkich, że nowa używa szklanek i kubków do rozrabiania trujących barwników. Pojawiły się plastikowe naczynia. Wreszcie zakwestionowała wartość pracy nowej. Zbyli ją grzecznym milczeniem.

Dzisiaj poznała nową. Była o 20 lat starsza i mogła być jej matką. Zdawała się nie angażować w pracę, ani jej zbytnio na niej zależało. Jednak ją, Agatę, nic nie oszuka.
Nowa spełniała wszystkie, nawet najgłupsze życzenia szefów zakładu. Pracowała szybko i łamała wszelkie zasady, jakich Agatę nauczyli w szkole zawodowej.
Rozmawiały ze sobą jak stare znajome podczas wspólnego malowania. Jedynie tak Agata mogła dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. W każdej chwili przecież mogą ją wyrzucić i zatrudnić na jej miejsce nową. Szczerze jej nienawidziła.

Nowa została polecona w momencie, gdy zakład przeżywał kryzys. Powstawało wiele konkurencyjnych zakładów, a naszkliwne zdobienie reliefów kafli przestało się podobać. Motywy ludowe były niemodne. Zapanowała moda na starożytność i malarstwo pompejańskie. Klienci po kwiatach i zwierzętach zapragnęli mieć ludzi.
Pięćdziesięcioletni szef nie chciał zatrudniać artysty plastyka. Jako były dyrektor budowlany, nie miał pojęcia o malowaniu. Był fanatykiem nie tylko piłki nożnej, interesował go każdy sport na poziomie.
Z pogardą wpadał jak burza do zakładu, kontrolował pracowników w sadystyczny sposób i nie gasząc nigdy papierosa, pogrążał się w układaniu wielogodzinnych czynności, które pracownicy mieli wykonać, a na których wykonanie nie starczało im i tak czasu. Po wydaniu rozporządzeń wracał do domu i nareszcie pogrążał się z butelką piwa w fotelu, naciskając kanały eurosportu.
Nową polecił mu jego kolega szkolny, zainteresowany w innej jakości kafli, które obiecał rozprowadzać po bardziej jasnych klientach.
– Kafle zdobione przez Agatę to szmira – powiedział.
Mam malarkę, po akademii, klepie biedę, zrobi ci to za grosze, zatrudnisz ją na czarno. Zresztą, wprowadzi ci jakieś nowe pomysły, ożywi. Co, nie stać cię na to?
Ostatni argument przeważył. Spotykali się przy eurosporcie i afiszowali zdobyczami. Ostatnio powiedział mu mimochodem, że kupił córce konia i domek letniskowy. Przy kłopotach jego fabryki szczególnie zabolało.

Tej soboty zadzwonił do Agaty. Zawsze miał jakieś opory właśnie przed nią. Zatrudniał 15 robotników, dwóch Rosjan na czarno i bezrobotną młodzież. Wszystkich zdołał złamać i zeszmacić. Dwudziestoletni Andriej, po 2 latach uwięzienia w jego fabryce był cieniem człowieka i młodości. Dziewczyny traciły wdzięk i ślęcząc całymi dniami przy szlifowaniu i gąbkowaniu, przejmowały szary kolor nie wypalonej gliny. Słynne kartki, które każdy pracownik dostawał z zadaniami, nigdy nie mieściły się w dniówce. Nawet najwięksi podlizywacze i ambicjonerzy bez szkody na jakości nie zdążali, a jakość była najważniejsza. Kończyli bez satysfakcji dobrej pracy, zawsze z poczuciem nie sprostania.

Nowa malowała rożne motywy starając się zaistnieć jak najlepiej. Przychodziła na drugą zmianę. Z trudem wynegocjowała 3 krotną stawkę Agaty. Miała do fabryki 20 km i właściwie ta praca zabierała jej wszystko, co mogła przeznaczyć na pracę twórczą. Jednak otrzymana gotówka, bez starania się o klienta i pewność otrzymania zapłaty za włożoną pracę motywowała ją . Była tu od niedawna. Marazm i monotonia, wzajemna nienawiść i nienawiść do niej za wyższą stawkę jeszcze jej nie dosięgnęła.
Agata była szczera. Malowały i opowiadała nowej swoje życie naturalnie, jakby każdemu należało się jej życie opowiedzieć. Nie było to kierowane do nowej. Taka autoprezentacja, taki wypełniacz rozmowy. Dla nowej intymność wypowiedzi wydawała się jej wyróżnieniem i powierzeniem. Cieszyła się, że pozyskała tak od razu zaufanie Agaty. Życzliwie wsłuchiwała się w słowa, komentowała i oburzała w stosownych miejscach.
Sobota upłynęła szybko. Namalowały dużo nowych wzorów. Jednak próby pomocy, czy uwagi ze strony nowej odnośnie jej malowania, nie znajdowały w Agacie rezonansu, ani zainteresowania.

Agata pracowała już od ukończenia podstawówki. Przy fabryce porcelany utworzono zasadniczą szkołę z internatem i zatrudniano w fabryce. Mając 16 lat zaszła w ciążę ze starszym o 20 lat formierzem, ojcem dwójki dzieci. Kobiety, malujące złote paski zazwyczaj miały trudności z zajściem w ciążę. Zakład dawał mleko i śmietanę na odtrucie, ale nawet zapłodnione, znosiły ciążę źle. Agata była na tyle młoda, że pokonała wszystkie biologiczne utrudnienia i nawet zaszła w ciążę ponownie. Dzięki swojemu zdecydowanemu charakterowi i przerażeniu formierza, rozwiodła go i pobrali się. Mieli już jakieś mieszkanie dla najuboższych. Wróciła do pracy i ze zdwojoną energią brała nadgodziny, a zakład znając jej sytuację, pomagał. Alimenty dla porzuconej rodziny stanowiły połowę pensji męża, toteż szybko wyeksmitowano ich z mieszkania za nie płacenie czynszu. Agata zmobilizowała wtedy wszystkie swoje siły i zdołała jednak wychodzić skromniejsze i biedniejsze, ale samodzielne mieszkanie.
Państwowy zakład porcelany upadł i wszyscy zostali zwolnieni. Odpowiedzieli z mężem na ogłoszenie. Szef miał kapitał z rozpadającej się fabryki domów z początku działo im się nieźle. Ale nie tak, by mogli czuć się bezpiecznie. Pensje zawsze były skromne z obietnicą lepszych stawek. Mijały lata, dzieci poszły już do szkoły, a oni w dalszym ciągu oddawali całe swoje życie temu zakładowi, który upadał.
– Za drogo sprzedają – mówiła Agata, szukając przyczyn. Wszyscy się bardzo starali i właściwie nikt nie wiedział, co dzieje się w ostatnich stadiach produkcji. Dystans zarządzających do załogi był olbrzymi, sympatie i grzeczność wytwarzała tylko pena.

Nowa przyjeżdżała na rowerze. Rower nie był tak upokarzający, dawał poczucie wolności. W kaflach tylko było magnetyczne to, co odbierali klienci na targach i wystawach: wolność i swobodę rzuconego niedbale motywu. Czy były to pejzaże, czy scenki rodzajowe, zawsze ich odrębność, indywidualność i wolność wewnętrzna przebijały. Agata nie mogła pojąć tego mechanizmu, zniewolona pracą od najmłodszych lat nie rozwinęła się i nie wiedziała o tym.
Zakład powoli upadał. Szef, nie mobilizowany sukcesami finansowymi, bombardowany smutnymi doniesieniami z giełdy, pogrążał się coraz bardziej w nieróbstwie i apatii. Wpadanie do zakładu, symulowanie pracy, połajanki i wściekłość na pracowników stały się histeryczne. Coraz rzadziej wzywał nową do malowania, by jej nie płacić i tak o wiele wyższej stawki. Wszystkie zlecenia, podpatrzywszy pracę i sposoby malowania nowej, wykonywała Agata.
Tymczasem kafle, malowane przez nową w niezależnych kręgach, nabrały rozgłosu. Firma dekoracji wnętrz zamówiła serię dla bogatego klienta. Ona gdzieś wyjechała, było lato. Ściągnięto ją z wakacji i jak zwykle, za umówioną stawkę, zabrała się do pracy.

Było upalne lato. Agata ciągle przychodziła do pokoju, gdzie malowała nowa. W czasie tego zlecenia ważnego przesunięto ją do upokarzającej pracy gąbkowania kafli. Ale to był przecież jej pokój, jej malarnia. Stały tu jej rośliny w doniczkach, jej pędzle i farby. Wchodziła wiec bezceremonialnie podlewać kwiaty, myć ręce i palić papierosy.
– Coś długo mnie tu nie było! Julia próbowała przerwać milczenie stojącej Agaty.
– Bo takich wzorów nie potrzebują – powiedziała spokojnie. Tylko moje, naszkliwne.
Zamykając drzwi, wyszła.

Nowa malowała długo. Większość pracowników już ukończyła pracę. Właściciele fabryki dawno rozjechał się luksusowymi samochodami. Agata stała na czatach. Widziała za matową szybą drzwi malarni i pochyloną w czerwonym kitlu sylwetkę nowej. Wiedziała, że wstanie dopiero, jak ukończy malowanie. Jej mąż już od dłuższego czasu miał przygotowane duże szczypce do ciecia kafli. Rower nowa zapinała na zewnątrz w załomie budynku. Podszedł do tylnego koła i włożył je w widelec. Lekko wygiął.
Dał znak Agacie, a ona wróciła do zajęć.
Kończyli. Nowa posprzątała warsztat pracy i wyszła. Sąsiednie drzwi też się otworzyły. Agata z mężem wychodzili. Otworzyła im grzecznie. Dumnie przeszli. Agata trzymała w dłoni zapalonego papierosa. Nie obejrzała się, ani pożegnała. Weszli do swojego starego, zniszczonego fiata.
Nowa podeszła do roweru. Sprawdziła powietrze. Wsiadła.

Dopiero w połowie drogi tylne koło wyleciało z widelca. Droga wiodła pod górę i dlatego nie upadła. Próbowała je włożyć i wtedy nadłamana końcówka widełek urwała się.
Przechodzący ludzie nie zwracali na nią uwagi. Zmierzchało. Wyjechała w upale, ale teraz było jej zimno.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2003. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *