Thomas Walter Laqueur „Samotny seks. Kulturowa historia masturbacji”(2006)

W czeskim filmie „Wycieczkowicze” na podstawie powieści Michała Viewegh’a jest taka scena, gdy grupa plażowiczów przyłapuje na podglądactwie płetwonurka i by uchronić go przed samosądem tłumu, ktoś na jego obronę rzuca pytanie o masturbację: kto się onanizuje, ma podnieść rękę. Z początku nieśmiało, potem już coraz więcej podnosi się las rąk do góry.
Scena podobna jest do chrystusowego: „Kto z was bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem”(J 8, 1-11), jednak bez podtekstu winy. Jezus pozwala odejść jawnogrzesznicy z obietnicą nie grzeszenia więcej, współczesny czeski film nie tylko sceny nie potępia, ale chce jedynie demaskować obłudę i hipokryzję dzisiejszej obyczajowości.

Takiego tabu książka o masturbacji nie przełamuje. Nie dowiadujemy się, czy samotnemu seksowi, chociaż raz w życiu uległ sam autor, historyk z Berkeley, tłumacz Maciej Kaczyński, redaktorka naukowa polskiego wydania Agata Bielik-Robson czy autor obszernej przedmowy do niego, Michał Paweł Markowski.
Czytelnik nie ma możliwości, jak w opisanej scenie z czeskiego filmu, publicznie o to zapytać i oczekiwać odwagi cywilnej autorów książki w przyznaniu się. Natomiast ponad czterysta trzydzieści stron formatu A4 opowiada mu głównie o tym, jak traktowali tę erotyczną osobność nasi przodkowie, niejednokrotnie zwierzając się z uprawiania tego procederu, a o ich „bezwstydzie” mogą marzyć tylko nam współcześni.
Najciekawszy jest wobec tego rozdział ostatni, właściwie już opowiadający o współczesnym onaniście jednorękim, o internaucie i o konsekwencjach takiej, wspomaganej technologią, samorealizacji. Jednak w dalszym ciągu nie dostajemy jednoznacznej odpowiedzi na hamletowskie pytanie: walić? Nie walić?
Trzeba zaznaczyć, że wulgarnych określeń na tę czynność w książce jest mnóstwo i kto wie, jak polski tłumacz wybrnął z tej niewdzięcznej sytuacji, bo wiadomo, że polski język przegrywa z kretesem wobec bogactwa języka angielskiego.
„Tantryczne trzepanie penisa”, „walenie konia” to polskie odpowiedniki różnych nazwań zagranicznych stron internetowych, gdzie opowiada się „Historie na jedną rękę”.

„(…)Melbourne Wankers, na przykład, działający od 1990 roku, przedstawiają się jako ruch awangardowy: Ranking to australijskie słowo oznaczające masturbację (czyli walenie konia), a wanker to dziwak, ktoś, kto wierzy w to co robi, i się tym cieszy, mimo że wcale nie należy do większości”, czytamy na ich stronie internetowej. Dzięki pornografii gejowskiej, przeznaczonej, jak większość pornografii, do ułatwiania masturbacji, ale też pełnej scen solowego onanizmu, „geje stają się widoczni”, a ich „pamięć się zachowuje”.(…)”

Ale mimo całego spektrum ukazania onanizmu w dziełach sztuki, od bardzo kontrowersyjnych (według mnie, naciąganych) interpretacji „Leżącej Wenus” na obrazach Tycjana czy Giorgione (której dłoń spoczywa na nagim łonie, a palce ma podwinięte), od monstrualnych przyrodzeń satyrów na wazach greckich, po Egona Schiele i jego „Autoportretów”, autor pyta wciąż o przydatność onanizmu naturze ludzkiej, bądź jego szkodliwość. I właściwie nie jest w tych poszukiwaniach bezradny, bo przeczesuje konsekwentnie nie tylko historię kultury, ale i historię myśli ludzkiej. I jeśli od zarania dziejów na erotyce zarabiało się bardzo dobrze, bo broszurki ilustrujące okaleczonych permanentną onanią ofiar nałogu, jak i edukacyjne broszury opisów technik masturbacyjnych, zawsze sprzedawały się wyśmienicie przynosząc wydawcom fortunę, to jednak wciąż pytano o skutki. Medycyny nie interesował Tomaszowy zapis Kościoła katolickiego o grzechu pożądania, luxuri.
Zresztą, wbrew rozpropagowanej przez literaturę i film nagonce na księży za ten grzech ciężki, karany nawet i śmiercią, Laquer pisze, że to nie Kościół sprowokował kampanię przeciwko onanii, nie dostrzegając w niej żadnych zagrożeń i jako rzecz tajoną, osobistą, niegroźną dla wspólnoty wiernych, to Freud swymi badaniami dowiódł, że samogwałt powoduje trwałe zmiany w organizmie człowieka poprzez nadmierność przeżywania orgazmu i łatwą do niego dostępność. Zarzuty Freuda aktualne są do dzisiaj i Laqueur, mimo niejednoznacznego przesłania książki, ich nie kwestionuje. Podkreśla też za Freudem brak motywacji poszukiwań partnera, skoro satysfakcja może być niejednokrotnie o wiele przyjemniejsza, trafniejsza, ekonomiczniejsza i nie obfitująca w potomstwo. Zagrożeniem nie jest dla gatunku ludzkiego brak prokreacji, ale czyste ludzkie lenistwo. Dobrodziejstwo masturbacji w rozładowaniu seksualnym przynależne biologicznie naszemu gatunkowi w wypadku osób losowo samotnych niejednokrotnie satysfakcjonuje tak bardzo, że nie inicjują już żadnych potrzeb szukania partnerów.
Wiele stron autor poświęca też zjawisku samogwałtu kobiet, które swego czasu ruch feministyczny poprzez wydawanie instruktażowych broszur doprowadzał do całkowitego braku zainteresowania płcią przeciwną, oziębłości i oschłości w kontaktach, a zadowalająca satysfakcja orgazmu kobiecego zamykała je na wszelkie inne potrzeby przeżycia miłosnego aktu z partnerem.
Autor podaje wiele nazw stron internetowych powołanych głównie do propagowania przemysłu gadgetów erotycznych, filmów porno i czasopism, podkreślając ich alienację z pierwotnej chęci niesienia pomocy seksualnej w biznes niebywale rozwiniętej gałęzi przemysłu. Ponieważ intymnej funkcji onanizmu towarzyszy zawsze ludzka wyobraźnia, osobność zjawiska jest o tyle wspólnotowa, o ile weźmie się pod uwagę fantazje seksualne, towarzyszące wsobnemu aktowi płciowemu. Na ich temat niewiele jest w tej publikacji, mimo, że Markowski we wstępie powołuje np. Brunona Schulza („Sklepy cynamonowe”) a Laqueur między innymi Walta Whitmana („Pieśń o mnie samym”).
Książka Laqueura to dzieło naukowe, w każdym razie ma takie zacięcie, przeznaczone jednak dla średnio wyedukowanego czytelnika, który traktując je jako ewentualny instruktaż – co ma ze swoją seksualnością zrobić dzisiaj gdy mu wszystko już wolno – nie bardzo sobie z przesłaniem książki poradzi. Oczywiście, wbrew ogromnemu wstępowi Michała Pawła Markowskiego wytaczającego argumenty za, jakoby Marcel Proust nie napisałby najprawdopodobniej „W poszukiwaniu straconego czasu” gdyby swojego bohatera nie umieścił w wygódce z dala od zagrożeń dla dziecka permanentnie kontrolowanego, Laguer pyta o rzecz przeciwną. Wymienia przeciwników samogwałtu, którzy skutecznie, jak Kant rezygnowali z całą świadomością z życia seksualnego w każdej formie, dając też światu dzieła wysokiej próby.
Czy onanizm zagraża zdrowiu i czy problem masturbacji nie jest sztucznie wyolbrzymiany, by dawniej mieć kontrolę nad samotnym człowiekiem, a dzisiaj czerpać korzyści z erotycznego przemysłu, żerującego na tej samotniczej działalności?
Daleki jest od udzielenia odpowiedzi, natomiast poprzez swoje ogromne dzieło wystawia ten zdawałoby się, marginalny aspekt ludzkiego życia do jakby ponownego przerobienia, bo przecież dzieje grzechu świata to też niebywała ludzka inwencja:

„(…)W połowie wieku XIX na rynku antymasturbacyjnym do znanych nam już tabletek i syropów dołączyły najprzeróżniejsze produkty. Podsycana przez lęk i poczucie winy paląca potrzeba czegoś, czegokolwiek, co pomogłoby zahamować wybujałe życie nowej choroby, wciąż narastała. Kapitalizm i wynalazki technologiczne podjęły wyzwanie: konstruowane w dużych ilościach wymyślne urządzenia – alarmy erekcyjne, skrzynki na penisy, nocne rękawiczki, łóżka-kołyski zapobiegające drażnieniu genitaliów przez prześcieradło, zaciski uniemożliwiające dziewczętom rozszerzanie nóg – doczekały się w samych Stanach Zjednoczonych co najmniej dwudziestu patentów. Rodzice namawiani byli przez liczne poradniki, aby wzmogli swą czujność, nawet jeśli nie ufają technicznym nowinkom.(…)”

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na Thomas Walter Laqueur „Samotny seks. Kulturowa historia masturbacji”(2006)

  1. Ewa pisze:

    Jednak Jaromirze jestem rozczarowana. Michał Paweł Markowski w sumie napisał wstęp mało nawiązujący do Laqueura, taki przyczepiony do modnego tematu, zdystansowany, jakby tu chodziło o sprawy fundamentalne, a nie frywolne, a Laqueur mało jest radykalny, raczej opisowy i bardziej sprowadzający rzecz do frywolności. Powołuje się ciągle na „Historię seksualności” Michela Foucault (jest do ściągnięcia na „Chomikuj”), a tej władzy nad ludźmi i manipulacji seksualnością jest u niego mało. To już w „Białej wstążce” Michaela Haneke doszukanie się w dziecięcym zakazie masturbacji źródeł faszyzmu i późniejszego ludobójstwa jest bardziej właściwe, bo zgodnie z zasadą odreagowywania to gwałt się gwałtem odciska. Ja mam już wgląd w całe życie ludzi i jak pamiętam domy rodzinne, surowych i kretyńskich rodziców, to tak to i pozostało do wieku dojrzałego zazwyczaj, produkcja choleryków i onanistów tylko. Im większy zakaz, tym większa folga w późniejszych latach.
    Wychodzę na zaległy wernisaż odroczony żałobą narodową, co się odwlecze to nie uciecze. Spotkam tam tłum onanistów, ofiar dziecięcych zakazów, nikt nawet na mnie nie popatrzy pożądliwym okiem, a ja nie popatrzę pożądliwym okiem na to, co wisi na ścianach. I takie to wszystko spójne.

  2. Jaromir Bury pisze:

    No bo widzisz Ty tak sobie powiesz, sprowadzisz do frywolności. I w sumie masz rację. A właśnie cały wstęp Markowskiego to jest opracowanie literackie. Ja tak patrzę co Ty mówisz i to są rzeczy oczywiste. Wszystko w takich przypadkach jest spójne i analogiczne.
    Miałem się rozwodzić nad tym wstępem, ale on jest specjalnie do książki. To trzeba by się było z nim bawić. Postawić tezę odwrotną i oczywistą dla każdego czytelnika: czytelnik nie jest onanistą tylko miłośnikiem.
    A masturbacja to temat rzeka, to trzeba by inną książkę napisać. Masturbacja ściśle się dzisiaj wiąże z pornografią, a ta z estetyzacją i wszelkim rodzajem konfabulacji. Wielość luster, ekranów i nieumiejętność przekroczenia pożądania – stymulacja z oddali w miejsce sublimacji z bliska. A ta stymulacja biegnie w nieskończoność i jest diaboliczna. Dlatego masturbacja prowadzi do nałogu. I to jest opium dla ludu dzisiaj.

  3. Jaromir Bury pisze:

    Dziś nie religia – sztuka jest opium dla ludu, obrazki. Dlatego się będziesz męczyć na tej wystawie. A nic nie zobaczysz.

  4. Ewa pisze:

    Wróciłam pijana, bo to był konceptualizm, a konceptualizm jest nudny, więc i tak wszyscy tylko opowiadali o tych strzałach karabinowych w Smoleńsku słyszanych na filmikach YouTube i to, że tam żadnej mgły nie było.
    Życie bieżące i tak wygra z najbardziej wyrafinowaną sztuką i nawet tak enigmatyczny temat, jak tajemnicze znikniecie ciał ofiar w Smoleńsku wygra z multimedialną instalacją, która ma ambicję odpowiedzieć na wszystkie egzystencjalne pytania, łącznie nawet z wszystkimi katastrofami i mordami, które były, są i będą na świecie.
    I podobnie wszystkie utwory o onanizmie, łącznie z obrazami typu „Wielki Masturbator” Salvadora Dalí, to nie są żadne ani symulacje, ani sublimacje, to są tylko ilustracje. Istotą jest zawsze brak i masturbacja zawsze będzie przede wszystkim brakiem, a nie nadmiarem. Wyrodzi się w nadmiar, jak piszesz Jaromirze, w nałóg, ale frakcje zdegenerowane nie są przecież pożądane, jak alkoholizm u smakoszy wina.
    Laqueur tam podaje, że surrealiści chcieli ustanowić trzecią kategorię seksualności, obok homoseksualizmu i związków płci przeciwnych. Ale to artystowskie fanaberie, które nawet nie były libertyńskie, bo były badaniem granic. Jednak zawsze jest w tym wszystkim jałowość i smutek, a przede wszystkim nuda, bo prawdę mówiąc, to książka nie dała odpowiedzi na to, czy sztuka pomogła seksuologom i medycynie w rozwiązywaniu problemów pacjentów. Bo przecież nieszczęśliwie zakochany nie będzie się nikogo pytał, jak ma sobie poradzić ze swoją rozpaczą. Nie każdy jest Werterem i całe szczęście.

  5. Ewa pisze:

    Ta książka to wypracowanie dla licealistów.
    I zgadzam się, że to szeroki temat i temat morze i nie można wszystkiego napisać w jednej książce. Ale książka jest konserwatywna i tendencyjna, nie ujmuje celowo poszukiwań współczesnych artystów i ich w dalszym ciągu męczarni w przełamywaniu tabu. Nieobecny w książce jest np. Wilhelm Reich, uczeń Freuda, którego badania nad orgazmem, mimo podziwu i wsparcia Freud jednak w konsekwencji zahamował. Chodziło przede wszystkim o bioenergetyczną funkcję orgazmicznej pulsacji, której neguje się istnienie, a Reich odkrył, że blokada jej krążenia jest przyczyną chorób psychicznych i wszelkich dewiacji.
    W Wikipedii polskiej piszą: „Pracował nad problemem napięcia związanego z niezaspokojeniem popędu seksualnego oraz z funkcją orgazmu. Prace te doprowadziły go do sformułowania pseudonaukowej teorii o energii życiowej, którą nazwał orgonem. Odkrył też biony. Wprowadził również technikę autoklawowania, by oddzielić biony od pozostałych cząstek (chilomikronów).”
    Ale nie piszą nic o kontynuatorach, np. o węgierskim artyście Istvanie Kantorze (jego pieśń rewolucyjną tu na blogu przetłumaczyłam), który w jednej ze swoich akcji performance leżał ukryty pod schodami onanizując się i przez megafon objaśniał wchodzącym do galerii swoje wrażenia. Został wyprowadzony przez policję. Ma dożywotni zakaz wstępu do Narodowej Galerii Sztuki w Ottawie. Podobnie, pod groźbą kary więzienia, nie ma on prawa wejść do kilku innych instytucji tego typu, z Muzeum Ludwig w Kolonii i Galerią Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku włącznie.

  6. Zbanowany: MARtro kar@dss.com 83.5.222.115 pisze:

    komentarz usunięty

  7. Ewa pisze:

    Jeszcze dokończę o tym, czego w książce nie ma.
    Reich utrzymywał, że energetycznym źródłem nerwicy jest zablokowanie seksualne. Proces życiowy jest procesem seksualnym, dlatego musi w nim działać energia seksualna, energia wegetatywna. Jeśli problem ten kulturowo zostaje albo przemilczany jako tabu, bądź sprowadzony do przyjemności, waga tej „frywolności” zostaje zbanalizowana i niebezpiecznie przesunięta na inny plan. Na alienację, a nie na nierozerwalnie spleciony z gatunkiem ludzkim dar, a nie przekleństwo.

  8. Jaromir Bury pisze:

    No popatrz Ty się jakich masz radosnych fanów, jakie Ci tu laurki smarują.

  9. Jaromir Bury pisze:

    Ja miałem jeszcze coś o tej masturbacji mówić ale mnie rozbawiło, te wpisy, to bardziej takie z kręgu zaburzeń analnych są – a to w sumie się łączy, to może wypadałoby rozwijać. Sam nie wiem. Ludzie chcą rozmawiać. Ja bardzo otwarty na ludzi. Jakby co to proszę ze mną rozmawiać. Marka aktualnie nie ma, ale może przyjdzie, może jest nadzieja.

  10. Jaromir Bury pisze:

    A mnie to zawsze dziwiło twierdzenie że sztuka może być sublimacją; akt twórczy nie jest przełożeniem ani przesunięciem, tylko przekroczeniem pożądania, nie pobudza i nie niesie ulgi tylko jest oczyszczeniem. Jeśli chodzi o poezję, o literaturę to normalny akt kończy się pewnym rodzajem wdzięczności albo zmęczeniem.
    Natomiast masturbacja, jak mówisz, jest niewiele znacząca, jest czystą rozrywką, do której nie ma chyba co dorabiać ideologii. Markowski ten wstęp kończy mową o wyobrażeniach i tutaj można wytyczyć granicę między sztuką-rozrywką i sztuką-sztuką. Sztuka jako wyobrażenia, fantazje, projekcje: rozrywka dla zabicia czasu i sztuka jako przeżycie, poznanie, kreacja: odnalezienie czasu. Proust pisał w związku z Albertyną a nie że siedział w wychodku. A czytelnik idzie do wychodka z gazetą raczej albo z czytadłem, chyba że to jest prawdziwy miłośnik literatury.

    A jak wrzucisz granat do szamba to widzisz co się dzieje.

  11. Ewa pisze:

    Właśnie nie wiem, czy tę energię twórczą mam zablokować, bo z tego samego IP są jeszcze dwa wpisy na portalu niedoczytania, równie mądre, a przecież zbanować, to nie żaden problem. Oni tam moderują komentarze (jak ostatnio czytałam przy awanturze z Przemkiem Łośką, gdzie usunęli mu jego wpisy) widocznie dla nich ta osoba jest cenna, skoro tak arcy wartościowy komentarz zostawili. A jak zbanuję, to się już nie dowiem, jaki jest stan energii seksualnej polskiego internauty. Można jeszcze ten numer wpisać w Google i przeczytać, co ma ważnego do powiedzenia w innych komentarzach na innych forach. Ale czasu na to szkoda. Myślę, że niech trochę będzie, a potem usunę.

    Piszę już notkę o „Królu Festynów”, ale ni w ząb nie wiem, o co mu tam chodzi. Paweł Konnak wypada o wiele lepiej na scenie.

  12. Ewa pisze:

    Nie, sztuki nigdy, z tego co wiem, nie zaliczano do sublimacji. Sublimacja jest tylko w religii katolickiej osiągalna modlitwą. Tak mnie przynajmniej uczono na religii i tak tłumaczono zawsze celibat księży i sióstr zakonnych. Natomiast artyści niczego takiego sobie nie aplikowali, by móc coś napisać, czy namalować. Cytowałam tu na blogu listy Flauberta dowodzące jego gargantuicznych potrzeb seksualnych. Ja zawsze miałam, od rozpoczęcia życia płciowego męża i ja nie potrzebowałam uciekać się do masturbacji. Ale osoby samotne nie mogą traktować samogwałtu jako tylko przyjemność, ale jako biologiczną potrzebę.

  13. Jaromir Bury pisze:

    Ja widzę masturbację na linii pornos-pożądanie, natomiast druga linia to jest eros-namiętność. Właśnie w tej różnicy między pożądaniem a namiętnością widać nieprzydatność masturbacji do niczego. Bo pożądania nie da się zaspokoić; dlatego istnieje niebezpieczeństwo masturbacji w nieskończoność tak jak nieskończone są układy figur porno. Ale też jak mówisz pornografia i onanizm do pewnego momentu są terapeutyczne. Właściwie to samo pożądanie nie istnieje, podniecenie istnieje; pożądanie samo w sobie jest sublimacją, przesunięciem, dlatego jest błędnym kołem. Jest nierozerwalnie związane z lękiem.
    W erotyce w ogóle nie chodzi o pożądanie ani ciało, tylko o obecność. I to nie jest kwestia przyjemności, tylko rozkoszy. W Samotnym seksie zdaje się jest powiedziane że orgazm nie różni się – i owszem można przeżywać przyjemność podczas masturbacji taką jak podczas kopulacji. Ale żeby przeżyć rozkosz potrzebna jest obecność partnera. Dlatego do pewnego momentu masturbacja świadczy o braku obecności, a od pewnego momentu jest objawem własnej nieobecności. Jest ucieczką i zastępczym schronieniem. Prywatność przekształca się w alienację, dlatego tam piszą że masturbacja była traktowana jako wywrotowa społecznie. Ale teraz to jest raczej komfortowa – właśnie jak lektura.
    Zresztą teraz wywrotowe społecznie to jest być może być normalnym. Bo np. nikt przy zdrowych zmysłach nie zobaczy tego gestu na obrazach z Wenus w ramach masturbacji. Ona jest swobodna i niewinna, po prostu się przesłania. Kładzie dłoń na sumieniu. Przecież to malowali ludzie którzy mieli jakieś doświadczenia albo chociaż intuicje źródłowe. To właśnie nie ilustrowali, przedstawiali.
    A wstęp Markowskiego to całkiem niezła stymulacja, ale w samym Samotnym seksie czytelnik-onanista dojdzie do połowy, a potem mu się odechce. Natomiast jeśli przyjąć kategorię miłośnika literatury to widać tam pęknięcie, takie przystosowanie do warunków kulturowych. Tymczasem w masturbacji jest zdecydowanie niebezpieczeństwo – przesunięcia psyche od erosa do pornosa. Kiedy przestaje być frywolna, staje się jakby toksyczna.

  14. Jaromir Bury pisze:

    No wiesz, właśnie wstrzemięźliwość to jest jedyny sposób wyzwolenia się od błędnego koła pożądań, to jest piękna idea, ale dla ludzi którzy świadomie wybierają taką drogę; jak jest narzucone to przynosi zupełnie odwrotne skutki.
    Są ludzie którzy mają wielkie potrzeby a są tacy co mają zupełnie małe. Tak że z tą energią to bywa różnie.

  15. Jaromir Bury pisze:

    Odnośnie tych wpisów to może daj ludziom swobodę wypowiedzi. To jest ta energia w stadium analnym, to ona ma szansę się rozwijać. Ja tam już widzę pewne przemieszczenia w stronę oralną, to może ktoś jeszcze coś dopowie, może jakieś rozwinięcia będą. To czyste jest, jak z kupą we własnej ręce przyjście; jak się przesunie w stadium oralne to wiesz, może ktoś pokaże jak tą kupę je albo liże, albo co, może być zabawnie. Nie skazuj ludzi na celibat bo im będzie wychodzić bokami i gdzie indziej będą Cię obsmarowywać i uprawiać w związku z Tobą te swoje masturbacje.

  16. Ewa pisze:

    Ja to już na Naszej Klasie pisałam, tę anegdotę, jak nasza szkoła w Liceum Plastycznym pojechała do Drezna z kustoszem Pałacu w Pszczynie i jeden z uczniów miał na nazwisko Swoboda, i stojąc przy tym kobiecym akcie Giorgione profesor Płazak powiedział: Wenus leży ze swobodą. I uczeń Swoboda się zaczerwienił, a wszyscy w śmiech. Nie mam pojęcia, jak ta „Śpiąca Wenus” we śnie miałaby się masturbować. Byłam w Dreźnie jeszcze w wieku dorosłym, jak pojechałam pracując w kopalni „Gliwice” na wycieczkę do enerdówka (byłam jedyna, która poszła do Muzeum, reszta do sklepów) i stojąc przed tym ogromnym obrazem nigdy mi do głowy nie przyszło, że to gest samogwałtu.

    W filmie „Pianistka” pokazano, że z masturbacją wcale nie jest tak łatwo, jak bohaterka siedzi w kabinie porno i ogląda mające podniecić ją obrazy. W książce Jelinek wyjaśnia, że tytułowa „Pianistka” nie przeżywała rozkoszy nigdy i poniżej pępka była martwa i zimna. Jej odwiedziny w sklepie porno, gdzie widzą ją jej uczniowie, to akt rozpaczy, a nie przyjemności. Ja zresztą też nie opanowałam sztuki samogwałtu więc nie mam pojęcia, jaka jest różnica. Ale najprawdopodobniej nie o to chodzi. Bo fantazje seksualne przy pewnych skłonnościach, czy ranach z dzieciństwa w każdym wypadku będę takie same. Orgazm i tak jest przeżyciem osobnym, tak jak śmierć. I to stwierdzenie w „Samotnym seksie” jest. Takie publikacje mają zawsze na celu przywrócenie ładu i w sumie jakieś ozdrowieńcze ambicje, bo szukają odpowiedzi realnych, a nie mitów. Jednak można o pewnych sprawach mówić tendencyjnie i ja uważam, że i Markowski pisze tendencyjnie i Laqueur. Markowski rzecz estetyzuje i się wymądrza, a to jest przecież w dalszym ciągu o dupie Maryni, jakby na to nie popatrzyć. Laqueur przynajmniej bardziej jest światowy i wolny, wie, że tylko ordynarność jest w kulturze odpowiednikiem masturbacji, na razie nie ma innego odbioru. A przecież taki jest tytuł książki: Kulturowa historia masturbacji. Historia włochata, kącikowa, pełna moczopłciowych dowcipów, niewybrednych aluzji i oburzenia. I tak jest i nie ma sensu żadna sublimacja.

    Jaka tam wstrzemięźliwość, jaka tam mała potrzeba. Wszyscy jesteśmy ludźmi, a nie automatami. Powinniśmy walczyć o to, by być w dalszym ciągu ludźmi.

    Za późno Jaromirze napisałeś, zbanowałam już i usunęłam wpisy, niech pisze na niedoczytaniach. Tam jest odpowiednie miejsce, i tak o mnie już tam napisali, że jestem grafomanką, więc niech piszą dalej.

  17. Jaromir Bury pisze:

    Markowski pisze wstęp bo pewnie dostał zlecenie, to musi coś napisać. A sam Samotny seks to bardzo wartościowe opracowanie, ale od połowy jakby się powtarza.
    Ale Ty mówisz że to historia włochata… Dzisiaj jest wprost przeciwnie – to gładkie, wydepilowane. Dzisiaj ta prywatność nie jest pokątna, tylko jak mówłem komfortowa. Internet tu zupełnie nowe możliwości wprowadza, nowe formy już nawet nie sublimacji tylko manipulacji pożądaniem – można się onanizować w sposób tradycyjny ogladając pornografię albo w jakiejś relacji na czacie, być kobietą mężczyzną, realizować fantazje hetero- bi- homoseksualne a nawet ze zwierzętami.
    W ogóle wydaje mi się że masturbacja jest zupełnie innym rodzajem potrzeby, że obok tej frywolnej która niesie ulgę i tej nałogowej która degeneruje, jest jeszcze trzeci rodzaj – potrzeba ekspresji treści podświadomych oraz kreacji, a to się wiąże z poznaniem. Ja jakiś czas temu czytałem tą książkę to nie wiem czy dobrze pamiętam, ale tam chyba jest mowa o tym że masturbacja może być poznaniem siebie. Tyle że jak człowiek jest nieświadmy to tylko folguje fantazjom i to są marzenia, ale kiedy siebie widzi – to tak zwykły zjadacz chleba jak i artysta – filozofuje, rozmyśla, czyli nie uprawia samogwałtu, uprawia samopoznanie.
    Lequeur już tam na wstępie się zaraz tłumaczy że już starszy, że dopiero teraz o tym pisze żeby nie wzbudzać podejrzeń, to on ma właśnie stare materiały i sięga do historii. Nie wiem czy mu wierzyć, bo mężczyżni masturbują się chyba przez całe życie i bez względu na to w jakich są związkach. To są bardzo ciekawe tematy, ale kto by to miał siłę zgłębić. Ja też bardzo udany seks mam z małżonką, to przecież aż tak dla książek się nie poświęcę.

  18. Ewa pisze:

    Czytając tak dużo stron poświęconych tematom pobocznym i ogólnie znanym, jak terroryzowanie dzieci i walka z masturbacją dziecięcą, miałam nadzieję, że właśnie równie dużo odda fantazjom seksualnym, jak co jakiś czas obiecywał zrobić. I mimo, że jak piszesz Jaromirze, seks nie jest już dziś włochaty, a depilowany, seks w fantazjach, szczególnie ze zwierzętami włochaty być musi, stąd pewnie to autorskie wycofanie i niezręczność. Bo jeśli to jest powodem masturbacji – samopoznanie, czyli, wiedza, co w nas tak naprawdę siedzi, to autocenzura autorska najprawdopodobniej wynika z przerażenia. Makarowski na dodatek sugeruje, że to jest materia najszlachetniejszej literatury. Nie wiem, jak jest w Sieci, ale myślę, że tak jak opisują to psychiatrzy, bo przecież Lacan czy Reich nic innego nie robili, tylko to spisywali. Dlatego wartościowsze są mimo wszystko badania lekarzy, niż kulturoznawców czy filozofów. Popatrz, jak badał Reich:

    „(…) Potrzebowałem ponad dwóch lat na zebranie doświadczeń, aby w pełni uwolnić od tej powszechnie kultywowanej powściągliwości i móc rozpoznać, że ludzie mylą „pieprzenie” z czułym obejmowaniem.
    Im dokładniej moi pacjenci opisywali, jak się zachowują i czego doświadczają podczas stosunku seksualnego, tym bardziej upewniałem się w moim przekonaniu, że wszyscy oni bez wyjątku są ciężko zaburzeni. A zwłaszcza ci mężczyźni, którzy najgłośniej przechwalali się, że zdobyli wiele kobiet i że „mogą wiele razy w ciągu jednej nocy”. Obraz był jednoznaczny: chociaż posiadali dużą potencję w zakresie erekcji, to w momencie wytrysku nie doświadczali żadnej lub jedynie niewielkiej przyjemności, a często wręcz przeciwnie — pojawiało się uczucie wstrętu i przykrości. Dokładna analiza fantazji, jakie występowały podczas stosunku, ujawniała najczęściej sadystyczne bądź pełne samouwielbienia nastawienia u mężczyzn, u kobiet zaś na jaw wychodził lęk, zahamowania lub przejmowanie męskiej roli. Akt seksualny oznaczał dla takich pozornie pełnych potencji mężczyzn wdzieranie się w kobietę, zwyciężanie jej lub zdobywanie. Pragnęli po prostu dowieść swojej potencji, albo też być podziwiani za umiejętność długotrwałego utrzymywania wzwodu. Łatwo było zburzyć taką „potencję” odkrywając jej motywy. Wychodziły wówczas na jaw ciężkie zaburzenia wzwodu i wytrysku. W żadnym z tych przypadków nie było nawet śladu zachowania mimowolnego bądź utraty kontroli podczas stosunku. Stopniowo, krok za krokiem, poznawałem oznaki impotencji orgazmicznej. Całe dziesięciolecie minęło, zanim w pełni udało mi się zrozumieć to zaburzenie, opisać je i opracować dla niego właściwą technikę terapeutyczną.
    Badanie impotencji orgazmicznej znajdowało się zawsze w centrum uwagi ekonomii seksu i daleko jeszcze do jego ukończenia. Impotencja odgrywa podobną rolę w ekonomii seksu jak kompleks Edypa w psychoanalizie. Kogoś, kto nie rozumie dokładnie tego problemu, nie można uznać za reprezentanta ekonomii seksu. Nigdy nie będzie w stanie pojąć wszystkich konsekwencji, jakie pociąga za sobą impotencja orgazmiczna. Nie zrozumie ani różnicy pomiędzy chorobą a zdrowiem, ani lęku przed przyjemnością, ani patologicznej natury konfliktu między dzieckiem a jednym z rodziców, ani cierpień współmałżonków. Być może spróbuje przeprowadzić reformę seksualną, jednak nigdy nie dotknie istoty seksualnego cierpienia. Będzie podziwiał eksperymenty związane z bionem, zechce je może nawet powtórzyć, ale nigdy nie będzie prowadził prawdziwych badań na polu ekonomii seksu. Nie pojmie ani ekstazy religijnej, ani faszystowskiego irracjonalizmu. Ponieważ brakuje mu najbardziej istotnych podstaw, z konieczności będzie musiał przeciwstawiać sobie naturę i kulturę, instynkt i moralność, seksualność i efektywność. Nie będzie w stanie rozwiązać w rzeczywisty sposób ani jednego pedagogicznego problemu. Nigdy nie zrozumie tożsamości procesu seksualnego i procesu życia, a tym samym seksualno-ekonomicznej teorii raka. Chorobę uzna za zdrowie, a zdrowie za chorobę. W końcu fałszywie zinterpretuje ludzką tęsknotę za szczęściem i nie zauważy lęku przed szczęściem. Krótko mówiąc, będzie mógł być kimkolwiek, tylko nie przedstawicielem ekonomii seksu, wiedzącym, że ludzkość jest jedynym gatunkiem biologicznym, który zniszczył w sobie naturalną funkcję seksualności i cierpi teraz z tego powodu.(…)”

    Wilhelm Reich „Funkcja orgazmu”przekład: Natasza Szymańska

  19. Winnetou pisze:

    Myślę, że napiszę antypowieść specjalnie dla pani pod tytułem:100.000 suwów tłoka w cylindrze, czyli historia smagła dieslowskiego kowadła.Termodynamiki historia w 30 tomach. Będzie to hermeneutyczne ujęcie lacanowskiej esencji równe co najmniej pitagorejskim sferą doskonałym, a treść będzie więcej jak usypiająca, zaabsorbuje każdego. Zwroty akcji to będą tylko zmiany oleju w silniku, niczym wędrówka dusz przechodnia jest jego w silniku rola.Platońska dopadnie was wówczas zmora:)
    Pozdrawiam Howgh!

  20. Ewa > Winnetou pisze:

    To powodzenia życzę, nie musi być dla mnie, proszę pisać dla świata!
    Howgh!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *