W posłowi do tej gigantycznej (ponad sześćset stron formatu A4) antologii wierszy, obejmującej trzydzieści lat polskiej poezji współczesnej, Marian Stala, po buchalteryjnej segregacji autorów w pęczki, ścieżki i grupki napisał z rezygnacją:
„(…)Czy tak tylko można czytać i rozumieć tę antologię? Oh, można ją czytać zupełnie inaczej… i znajdować w niej odmienne sensy i porządki. I opatrywać te sensy szczegółowymi komentarzami. Sprawdzenie tej oczywistości pozostawiam Czytelnikom.(…)”
Ale w tej przecież niedawnej diagnozie sytuacji polskiej poezji, jaką jest ta antologia, wydanej przez “Słowo/obraz Terytoria” raptem cztery lata temu, nie lisie posłowie Mariana Stali, by nikogo broń Boże nie obrazić jest ważne, ale podsumowujący aneks krytyczny oraz wybór poetów, którzy ten stan reprezentują.
Aneks krytyczny to druga część antologii, złożony właściwie tylko z dokumentów epoki, czyli z przedruków dyskusji na temat czasów, w których poezja była tworzona, i w jakich do publicznej wiadomości się przedostała.
Ze względu na ogrom zawartego tam materiału ograniczę się do kilku uwag nasuwających mi się, nie powiem, po bardzo interesującej mnie lekturze, bo zazwyczaj w „Aneksie krytycznym” występują te same osoby, które biorą też udział w części pierwszej, czyli zbiorze wierszy 135 autorów.
I, jak poeta Tadeusz Dąbrowski, autor antologii donosi o gigantycznej pracy własnej: „Lektura ponad tysiąca książek poetyckich, w większości po prostu książek z wierszami, ich wybierania do tego zbioru” to jako matka syna w wieku Redaktora Dąbrowskiego przejęłam się bardzo, jaki to ciężar wielki na jednego poetę spadł, podobny do przerzucenia przez Marię Skłodowską ton rudy uranowej, by wydobyć gram polonu!
Ale przyjrzawszy się tej piekielnej robocie segregacyjnej mającej wyłonić reprezentatywną reprezentację poetów 30 lat, a czytamy, że wiersze wybrano najpiękniejsze – nie bardzo widzę, by Tadeusz Dąbrowski aż tak bardzo się namęczył.
Recepta według której działał jest prosta i bynajmniej nie męcząca:
Bierzemy trochę kobiet, nie za dużo, ot 17 sztuk. Kilka żon poetów (np. Anna Janko, Agnieszka Wolny Hamkało), musowo te co dostały Nagrodę Kościelskich, bo zaraz mamy za kobietami tę kategorię: dwie kobiety z Nagrodą Kościelskich (Marzanna Bogumiła Kielar, Jolanta Stefko) i kilka redaktorek, najchętniej Naczelnych (Joanna Mueller, Krystyna Lars). Poetki nie nalezą do kategorii teologów, nie pobrano żadnej zakonnicy ani osoby przynależnej innej religii, gdzie płeć nie ma znaczenia. W kategorii teologów mamy więc tylko mężczyzn, trzech księży, ale tylko katolickich: Janusza Stanisława Pasierba, Wacława Oszajcę, Jerzego Szymika. W kategorii redaktorów (najczęściej Naczelnych), jest aż 28 sztuk: Zbigniew Joachimiak, Władysław Zawistowski, Piotr Sommer, Kazimierz Brakoniecki, Wacław Oszajca, Krzysztof Kuczkowski, Piotr Mitzner, Jan Polkowski, Antoni Pawlak, Jerzy Jarniewicz, Janusz Drzewucki, Konstanty Puzyna, Marcin Baran, Andrzej Niewiadomski, Andrzej Sosnowski, Robert Tekieli, Darek Foks, Mariusz Grzebalski, Michał Kaczyński, Dariusz Sośnicki, Wojciech Bonowicz, Stanisław Dłuski, Roman Honet, Wojciech Boros, Jarosław Lipszyc, Tadeusz Dąbrowski, Michał Piotrowski, Paweł Lekszycki.
Laureatów Nagrody Fundacji im. Kościelskich mężczyzn mamy 15: Jacek Dehnel, Tadeusz Dąbrowski, Adam Wiedemann, Wojciech Wencel, Andrzej Stasiuk, Marcin Świetlicki, Andrzej Sosnowski, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Maciej Niemiec, Jacek Podsiadło, Marek Wojdyło, Antoni Pawlak, Jan Polkowski, Grzegorz Musiał.
Jak widać wiele nazwisk mieści się w tych dwóch kategoriach, a jest jeszcze kilku poetów patriotów, do których zaliczyłabym barda Jacka Kaczmarskiego i męczennika, Grzegorza Przemyka. Jest jeden rektor wyższej uczelni, Tadeusz Sławek i dwaj poeci, mężowie żon posiadających wydawnictwa: Andrzej Stasiuk i Karol Maliszewski. Reszta, która się znalazła w antologii nie wiadomo dlaczego jest naprawdę ilością śladową, jak w każdej recepcie ilość przeznaczona na rozkurz. By nie obrażać tych, którzy zostali zakwalifikowani przez Redaktora Dąbrowskiego z niewiadomych przyczyn, można dywagować i konfabulować. Np., być może, że poeta Wojciech Kass Dyrektor Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu, czy Janusz Szuber, wypromowany przez Zbigniewa Herberta, znaleźli się poprzez wprowadzenie ich przez poetów wielkich. Albo Ryszard Kapuściński, za przyczyną międzynarodowej sławy.
Przeczytałam kilkakrotnie wszystkie wiersze 135 poetów antologii, co nie jest trudne, ani czasochłonne, bo reprezentanci uwidaczniają się w zaledwie trzech, czterech wierszach, a np. redaktor bruLionu, wierszami niezwykle oszczędnymi, pozbawionymi nawet, pewnie dla oszczędności i skromności, wielu liter w słowach.
Ponieważ tak podany autor nie może być w żaden sposób zapoznany bez całej jego twórczości, te zwiastuny zaledwie, te jaskółki poezji nie czynią, ani jej nie negują. Czasy były trudne.
I o tych właśnie czasach marnych, w które poetów polskich zły los wrzucił, mówi „Aneks krytyczny”.
I gdyby był to zwykły, kuchenny aneks, w którym poczulibyśmy się po domowemu, gdzie gawędzi się krojąc cebulę i miesi ciasto, może dałoby się rzecz poezji polskiej rozwikłać. Ale nie. Aneks przypomina gromadę polityków, którzy od lat siedzą w polityce, zmieniają tylko partie i ugrupowania, i cały czas, jak się spotkają na jakiejś spektakularnej politycznej biesiadzie telewizyjnej, narzekają na złe ustawy. Ponieważ oni je ustanawiają, więc trudno szukać gdzieś winnych. Podobnie mamy w tym „Aneksie”: kilkudziesięciu autorów artykułów krytycznych, które pojawiły się na przestrzeni tych 30 lat w „Nowym wyrazie”, „Życiu Literackim”, „Tygodniku Powszechnym”, „Odrze”, i innych, liczących się pismach literackich, o niczym innym nie piszą tylko właśnie o tym, że polska poezja nie wykorzystuje swojego potencjału. Albo zmieniające się grupy trzymające poetycką władzę idą za modą, stadnie czytają Kępińskiego i Canettiego, albo wieszają się epigońsko na Zagajewskim i powielają jego estetykę, albo są zbyt prywatni i nie łączą się z absolutem, lub są zbyt religijni, by Boga nie zsyłać na ziemię (głos księży krytyków).
Najwięcej poświęcono kontestacji „bruLionu”, chwaląc w konsekwencji nawrócenie religijne Tekielego, ale i doceniając bunt poetów nareszcie wyszukanych spoza układu.
Trudno jednak nie dostrzec wsobności głosów, które z taką troską i poświęceniem ubolewają nad upadkiem polskiej poezji. Bo, cokolwiek by nie wyczytać z tej minorowej polifonii, nie ma tam ani zachwytów, ani nadziei na pojawienie się Wielkiego Polskiego Poety. I słusznie, bo wiersze trzydziestu lat polskiej poezji są zapisem poprawności języka polskiego, a nie doświadczeniem ducha, który w ani jednym wierszu konsekwentnie nie zagościł.
* * *
wiersz o polsce
jeszcze nie przyszedł
czekają na niego
coraz bardziej zniecierpliwieni
polscy poecipolscy poeci
poeci z krakowa z warszawy z Wrocławia
z gdańska z kozich wólek
polscy poeci z getyngi z paryża
z chicago kapsztadu sydney
ze lwowa wilna
wiersz o polsce
podobno widziano go nad bałtyckim morzem
na plaży w ustce pod wieczór
nagi wszedł do wody i popłynął(…)”
[Piotr Cielesz fragment ***]
chyba nie. Teletubisie mam przerobione, przynajmniej jeszcze żadne pokolenie się na nich nie wychowało, byśmy znali efekty. A mi chodzi tylko o resentyment. Rodzice podsuwają dzieciom, bo pamiętają, że to było fajne. I jak piszesz, jest w pewnym momencie fajne, bo to było dobrowolne, nikt nie zmuszał, to nie była lektura i wyście to pożądali. Ale takie księgi zbójeckie nie są bezkarne. Napisałam na naszej klasie o „Zapałce na zakręcie” Siesickiej, to przeczytałam, bo książka krążyła po ławkach i jak doszła do mojej, to ją przeczytałam. I dałam to też na blog. Mam największą ilość wejść na ten post, nie ma dnia, by ktoś mi tego nie czytał. I się zainteresowałam, weszłam na fora internetowe. I tak jak przypuszczałam. Córuchny mają to od swoich matek, wnuczki od babć, one im to poleciły. A to jest naprawdę szkodliwa książka nawet na poziomie czytadeł. Z pewnością ojcowie już zacierają rączki i tylko czekają by swoim synom czytać komiksy ich młodości. I tak sie infekuje kolejne pokolenia. Czytałeś całego Tytusa teraz? Ja przeczytałam, jak byłam na blogu Marka, bo tam to jest lektura obowiązkowa. Przeczytaj teraz i zobacz, jaka tam jest zawartość mentalna i jakiej jakości jest dowcip w „Tytusach”.
Mnie chodzi tylko o samoograniczenia. Mamy otwarty świat i tkwimy w bolszewickich lekturach.
No, dla mnie Beatlesi to Mozart niestety. Jestem bardzo mało muzykalna.
Tytus to było kolorowe i jakby swobodna kreacja. Przecież tam cała sympatia jest po stronie Tytusa – oni chcą go uczłowieczyć, wcielić, a się nie daje. No wiesz, dziecko nie śmieje się z dowcipów na poziomie. A że teraz dorośli wciąż to czytają i Ty teraz to wszystko czytałaś to co ja poradzę. Ja Ci tylko mówię jak było. Nie mam żadnych sentymentów.
Nie wiem czy widziałaś dzisiejsze komiksy z Kaczorem Donaldem. Dialogi tam są typu: łuuup, bęc, paff… Przy nich Kapitan Żbik to szczytowe osiągnięcie gatunku i źródło ogólnoludzkich wartości.
Dziecko jak czyta to samo chodzi do biblioteki i wybiera sobie książki. Nie wiem jak to teraz z Zapałką… “Matylda” Dahla jest świetna.
No właśnie. Chodzi o to, by czytać Roalda Dahla, Sue Townsend, Joanne Kathleen Rowling. Literaturę pisaną w wolnych krajach przez wolnych ludzi. U Krystyny Siesickiej jeden z bohaterów jest pracownikiem MO.
Przecież te wszystkie komiksy były ocenzurowane. Zawierały zakamuflowane instrukcje dydaktyczne. Nie ufałabym takiej nieczystej literaturze. Jest co unieśmiertelniać przecież.
Przypomina mi to czasy, jak w liceum pracowałam na praktyce uczniowskiej w fabryce zabawek i tam były ładnie zaprojektowane przez plastyków zabawki, które produkowano na eksport i naprawdę to był pierwszy sort. Ponieważ fabryka była poniemiecka, we Wrocławiu, to pracownicy wyjęli z piwnic poniemieckie formy z faszystowską szmirą, figurki bawarskich dzieci ze spuszczonymi majtkami. To produkowano tajnie, przemycano, miało to widocznie jakiś niebywały zbyt, ale głównie, to każdy w fabryce chciał to mieć na telewizorze w domu.
Witam 🙂 trafiłam tu przypadkiem po wpisaniu mojego nicka w google i chcialabym sprostować informację o mnie. Otóż nie jestem Feliksem Lokatorem , ani nie jestem żadną religijną prowokacją . Jestem normalną nastolatką która kocha poezję i literaturę . Zaczełam pisać dopiero wiersze od stycznia tego roku, moze nie są jeszcze technicznie dobre ale pisząc spełniam się wewnętrznie. Pisząc na nieszufladzie poznałam tam Feliksa Lokatora który udzielał mi wskazówek dotyczących warsztatu literackiego i czasami służył pomocą przerabiając moje wiersze na bardziej czytelne. Zauważyłam już wiele informacji o mnie w necie i o moim związku z Feliksem Lokatorem i jest w tym trochę prawdy gdyz oboje darzymy się sympatią a z mojej stronie płynie dodatkowo fascynacja tą osobą.
Z nieszufladą jest taka prawda ze Feliks Lokator nie zniknął tylko został zbanowany jak i również ja , i nie mam pojęcia z jakich powodów administracja tak postapiła. Moje próby umieszczania wierszy pod kolejnymi nickami Naćpana Światem tez kończyły się kasowaniem konta. W odpowiedzi od administracji portalu po wielu zapytaniach dostawałam tylko odpowiedź że nie życzą sobie mojej obecności na tym portalu. Naprawdę nie wiem czy jestem takim zagrożeniem dla tego portalu że boją się mnie publikować abym czasami nie zrobiła kariery poetyckiej . A jeżeli chodzi o Feliksa Lokatora to został potraktowany przez administrację jako troll bo smiał miec własne zdanie na temat użytkowników zaprzyjaźnionych z portalem. Napisałam również skargę do Fundacji Literatury w Internecie która jest pomysłodawcą nieszuflady ale do tej pory nie dostałam odpowiedzi od tej instytucji która jest niby instytucja pożytku publicznego.
Muszę jeszcze sie pochwalic ze chyba jako jedyna w necie mam kontakt z Feliksem Lokatorem który trafił na mój blog poetycki i zostawił mi namiary na siebie. Więc tym bardziej jest mi miło ze przyjaźń z nieszuflady jaka między nami sie stworzyła może się dalej rozwijać a co najważniejsze że mogę u Feliksa Lokatora liczyc na wyczerpujące wskazówki dotyczące technicznych stron wierszy a także na miłe dyskusje o poezji i literaturze, bo osoba ta jest wszechstronnie wykształcona i ma wielką wiedzę z którą chętnie sie ze mną dzieli. Dzięki temu czuje się tym bardziej wyróżniona bo czytałam na Pani blogu także pochlebne notki o Feliksie Lokatorze, więc jestem w dobrych rękach 🙂
Na zakończenie chciałabym Panią serdecznie pozdrowić i miło było przeczytać o sobie na Pani blogu 🙂
Dziękuję za odwiedziny, szkoda, że tylko wyszukiwarce netowej , a nie jakości mojego bloga zawdzięczam tę wizytę, no ale trudno. Ja Pani blog odwiedzam codziennie i Panią czytam nie dlatego, że szukam tam swojego nazwiska. Czytam dziennie około 20 blogów i nie szukam w nich siebie, ale właśnie autorów i interesuję się tylko nimi, a nie sobą w nich (mnie tam i tak nigdy nie ma, jedyny wpis o mnie natrafiłam na portalu kumple, gdzie Tajna Polska podziwiał mój heroizm prowadzenia bloga, bo powinnam według niego pić kawę w klubie seniora).
Czytałam nieszufladę, bo szukałam tam wpisów Feliksa Lokatora, uważam, że był jedyną tam osobowością i żywym głosem, bardzo spontanicznym i różnorodnym, i odważnym. Niestety, nie uchwyciłam momentu, kiedy i za co został zbanowany, czy wyrzucony. Nie mogę się więc wypowiadać na temat słuszności tych decyzji, uważam jednak, że właściciele portali mają prawo decydować o jego kształcie, są za niego odpowiedzialni i jeśli następuje tam bezpośrednia obraza innych użytkowników, mają wręcz obowiązek ingerować.
Miałam o to żal np. do portalu Niedoczytania, że jak mnie tam obrażano, właściciel nie zareagował w mojej obronie, natomiast ocenzurował zupełnie niewinny i nikogo nie obrażający wpis poety Przemka Łośki. Miałam żal do właściciela bloga „Historia moich niedoli”, że obraził mnie tam i poeta Władysław Gomułka i Izabella z Jeleńskich Kowalska, i Radosław Wiśniewski, i Marek Trojanowski i właściciel bloga nie zareagował.
Jeśli więc Pani obraziła kogoś na nieszufladzie, i zrobił to Feliks Lokator, to słusznie zostaliście zbanowani. Dziwię się wprawdzie, bo na nieszufladzie obraził mnie Arkadiusz Burda, Aleksandra Zbierska i Ako Ros i nigdy zbanowani nie byli, więc działa to widocznie jak wszystko w Polsce – niesprawiedliwie.
Przepraszam Panią, jeśli tutaj robiłam jakieś aluzje co do Pani tożsamości, niestety, ulegam takim internetowym tożsamościowym zamazywaniom i jeśli dla młodych ludzi jest to szampańska zabawa, to dla mnie jest po prostu męczące. Uważam po staroświecku, że trzeba budować swoją osobowość i swój wizerunek warstwami, wydaje mi się, że w sztuce nie ma innego wyjścia, bo każda sztuka, poezja, jest zrobiona z nas i z najprawdziwszej prawdy, natomiast to, co nas otacza, jest nierzeczywistością i skłamaniem. Proszę mnie zrozumieć, ja nie jestem za policyjnym czy prokuratorskim tropieniem faktów, ale każda kreacja artystyczna rządzi się też regułami.
Jeśli Pani się zaprzyjaźniła z Feliksem Lokatorem, to nie powinniście egzystować na prawach mistrz – uczeń, ale jako dwoje równoprawnych artystów. Ponieważ poezji nie można się nauczyć, dzieli Was różnica wieku i macie inne doświadczenia życiowe. Jak ktoś, kto zna więzienną grypserę może wiedzieć, co gra w duszy panience z dobrego domu? W Katowicach poezji w Pałacu Młodzieży nauczyli poetę Krzysztofa Siwczyka i Martę Podgórnik. I takie są tego efekty. Proszę pamiętać, że Fernando Pessoa był tylko urzędnikiem przez całe życie i nigdy nikt go poezji nie uczył.
Poezji można nauczyć się czytając wielkich z u ubiegłych epok, czytając klasyków starożytnych, Horacego, a nie Feliksa Lokatora. Feliks Lokator może Pani dać jedynie wsparcie emocjonalne, ale nie da Pani warsztatu, bo warsztat nabywa się przez oczytanie. Ale nie przez oczytanie współczesnych. Dlatego błędem nieszuflady jest co i rusz odsyłanie do „oczytalni”. Potem mamy takie kurioza, że naśladuje się, pisze pod Miłobędzką, Sosnowskiego, Dehnela, starsze pokolenie – pod Zagajewskiego. Warsztatowo nieszuflada niszczy komentarzami wstępujących, delikatnych poetów, manieruje ich i wpaja poetycki kicz myląc go z poetycką poprawnością.
Tak było na uczelniach plastycznych. Uczono wszędzie malarstwa abstrakcyjnego, bo panował taki kierunek. Nie wolno było malować figuratywnie, nie dostawało się zaliczenia. Nieszufladowa wiedza o poezji jest właśnie taką panującą modą.
Nie mam pojęcia, gdzie w Sieci pisać, by nie wytracać energii na nietwórcze i destrukcyjne kłótnie. Zapisałam się na portal Truml, nie wiem, co z tego wyniknie. Uważam, że powinno budować się nowe struktury, na tyle silne, że zniszczą skostniałe i nietwórcze portale. Ale musieliby je budować prawdziwi poeci. Żyjemy cały czas w postkomunistycznym kraju, wszelkie wspólnotowe inicjatywy są chyba niemożliwe. Społeczeństwo jest nieufne, lizusowskie, zatomizowane. Każdy sobie rzepkę skrobie na swoich blogach i modli się do silnych, a silny jest portal nieszuflada. Nikt nie wierzy już, że może niewielka grupa ludzi zdziałać cuda. Ja już też nie wierzę. Wielokrotnie o tym tutaj pisałam, ale jak groch o ścianę. Jestem w tej chwili kompletnie sama z 300 dziennie podczytującymi. Czasami pomoże mi komentarzem Pan Jacek Dehnel jeśli, tak jak Pani, natrafi na swoje nazwisko w wyszukiwarce.