Rewolucja u bram

Przeglądając internetowe portale feministek, młodych ugrupowań politycznych, obyczajowych i artystycznych poszukujących swojego miejsca w naszej rzeczywistości, można się tylko zdumiewać nieznajomością pułapek już zdawało się, raz na zawsze skompromitowanych. Nie wystawia to najlepszego świadectwa dzisiejszej młodzieży, świadczy jedynie o ich nieuctwie i ignorancji.

Histeria i trwoga wyznawców sekciarskiego amoku widoczna jest jeszcze w oczach kubańskich komunistów, wpatrzonych w telewizory na gasnącego Fidela.

Ortega y Gasset pisał już we wstępie do „Buntu mas” 70 lat temu:

Prawicowość lub lewicowość to wybór jednego z nadarzających się człowiekowi niezliczonych sposobów bycia głupcem; obydwie są w istocie formami połowicznego paraliżu moralnego. [… ] Zatoczyliśmy krąg doświadczeń, którym one [te określenia] odpowiadają, jak widać stąd, że dzisiaj prawica obiecuje rewolucje, a lewica obiecuje tyranię.

Dzisiaj Slavoj Žižek we „Wzniosłym obiekcie ideologii” nie pisze nic nowego, odnośnie zjawiska permanentnej rewolucji i fenomenu religijnej wiary w jej konieczne trwanie:

Potwierdza to właśnie fakt, że owi wszyscy inni-mistrzowie do społecznego ugruntowania swoich zakazów muszą posłużyć się wyobrażeniem jakiegoś niezniszczalnego i odcieleśnionego “obiektu”, który mógłby sobą “zwieść” i efektywnie “związać” pragnienie członków danej społeczności. Musi to być więc obiekt wykreowany przez fantazmat, który by z jednej strony zakrył przed oczyma danej zbiorowości permanentny brak w Innym, z drugiej zaś stworzył iluzję uzasadnienia ofiar, jakie owa zbiorowość musi ponieść dla realizacji “wyższych” celów ideologii. To właśnie zauroczone niezniszczalnym pięknem tego “wzniosłego obiektu” – a więc różnych postaci sacrum, pieniądza, idei rewolucji, rasy, komunizmu itd. – jednostki tworzące ową zbiorowość gotowe są podporządkować mu całe swoje życie, a w razie konieczności nawet je poświęcić.

O wiele lepiej niż Žižek, którego wbrew entuzjastycznemu wstępowi tłumaczy czyta się ciężko, a wtręty dowcipów i przykłady z literatury rzeczy nie ułatwiają – nazwał fenomen rewolucji Mikołaj Bierdjajew.
“Źródła i sens komunizmu rosyjskiego Przyczyny rosyjskiego komunizmu” wyszły w 1935 roku i o wiele trudniej rosyjskiemu filozofowi było być prorokiem, niż dzisiejszemu myślicielowi, który odcinki tej światowej “opery mydlanej” ma już przeglądane i zna jej skutki.
Podobno uratował wielu młodych ludzi, którzy po przeczytaniu jego książki nie podzielili entuzjazmu surrealistów, Roman Rolanda, Jean Paul Sartre’a czy Andre Gide’a.
Bierdjajew pisze gorączkowo żarliwie studium wiary ludu rosyjskiego, gdzie na marksistowski ateizm nie było miejsca. Terror zamiany jednej religii na drugą w państwie zacofanym przemysłowo, bez kapitalizmu na którego likwidacji Marks oparł swą doktrynę, jest możliwy tylko dzięki podobnej propozycji. Podmiana odległej obietnicy królestwa Bożego na mającej się ziścić materialnej szczęśliwości dzięki likwidacji wrogów rewolucji, jedynych przeszkód spełnieniu, uruchamiała potężne siły drzemiące w masowej podświadomości:

Żywioł religijnej duszy rosyjskiej dysponuje zdolnością do zmieniania celów, które wcale nie muszą być religijne, mogą być, na przykład, celami społecznymi. Na mocy religijno dogmatycznej struktury swojej duszy Rosjanie zawsze są ortodoksami lub heretykami, apokaliptykami lub nihilistami. Rosjanie byli ortodoksami i apokaliptykami wtedy, gdy byli w 16 wieku raskolnikami-staroobrzędowcami i wtedy, gdy w 19 wieku stali się rewolucjonistami, nihilistami i komunistami. Struktura duszy pozostała taka sama, rosyjscy inteligenci i rewolucjoniści odziedziczyli ją od raskolników z 17 wieku. Podstawą jest zawsze wyznawanie jakiejś ortodoksyjnej wiary, jest to stała cecha narodu rosyjskiego. Najmniej sens rewolucji rozumieją sami rewolucjoniści i kontrrewolucjoniści. Rewolucjoniści zwykle nie rozumieją sensu rewolucji, która nie odpowiada ich racjonalistycznym ideom, ale poprzez swoje zwrócenie się ku przyszłości mogą być narzędziem realizacji sensu, narzędziem wyższego sądu. Kontrrewolucjoniści, jako ludzie bezsilni i bezpłodnie zwróceni ku przeszłości, są ludźmi skazanymi, którzy w ogóle nie rozumieją swojej sytuacji.

I to właśnie on z całkowitą pewnością nazywa komunizm religią, a nie jak Žižek i socjologowie, jedynie sprytną społeczną manipulacją.
Głos Simone Weil u progu II Wojny Światowej jest podobny:

Od 1789 roku mamy jednak magiczne słowo, które zawiera w sobie każdą przyszłość, jaką można sobie wyobrazić i nigdy nie jest tak bogate w nadzieję jak w beznadziejnych sytuacjach. To słowo “rewolucja”. Toteż od pewnego czasu wypowiada się je często. Wydawałoby się, że powinniśmy być u szczytu rewolucyjnego okresu, ale w istocie wszystko przebiega tak, jak gdyby ruch rewolucyjny chylił się ku upadkowi wraz z ustrojem, który pragnie zniszczyć. Od ponad wieku każde kolejne pokolenie rewolucjonistów miało nadzieję na bliską rewolucję, a dzisiaj ta nadzieja straciła wszystko, co mogło ją wesprzeć. Ani w wywodzącym się z Rewolucji Październikowej ustroju, ani w obydwu Międzynarodówkach, ani w niezależnych socjalistycznych lub komunistycznych partiach, ani w związkach zawodowych, ani w organizacjach anarchistycznych, ani w małych młodzieżowych ugrupowaniach, które tak licznie powstawały od pewnego czasu, nie można znaleźć nic żywotnego, zdrowego lub czystego. Klasa robotnicza już dawno nie dała żadnego dowodu spontaniczności, na który liczyła Róża Luksemburg i który zresztą zawsze objawiał się tylko po to, aby utonąć we krwi. A klasy średnie rewolucja zjednuje sobie tylko wtedy, gdy mówią o niej z demagogicznymi zamiarami początkujący dyktatorzy. Często się powtarza, że obiektywnie sytuacja jest rewolucyjna i nie ma tylko “subiektywnego czynnika” – jak gdyby całkowity brak jedynej siły mogącej przeobrazić ustrój nie był obiektywnym rysem obecnej sytuacji, którego korzeni należy szukać w strukturze naszego społeczeństwa! Dlatego pierwszą narzucaną nam przez obecne czasy powinnością jest posiadanie dostatecznej intelektualnej odwagi, aby zadać sobie pytanie, czy wyrażenie “rewolucja” to tylko słowo, czy ma ono wyraźną treść, czy nie jest po prostu jednym z licznych kłamstw, które w swoim rozkwicie zrodził ustrój kapitalistyczny i które obecny kryzys usłużnie nam przekazuje. Pytanie wydaje się bluźniercze z powodu wszystkich szlachetnych i czystych istot, które wszystko, nawet własne życie, poświęciły temu słowu. Ale tylko kapłani mogą rościć sobie prawo do mierzenia wartości idei ilością krwi, która za jej sprawą została przelana. Kto wie, czy rewolucjoniści nie tracili swojej krwi tak samo nadaremnie, jak opisani przez poetę Grecy i Trojańczycy, którzy wskutek fałszywych pozorów bili się przez dziesięć lat wokół cienia.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2007. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *