Urodziny wiosny 21 marca z uśmiechami i życzeniami kolorowa młodzież celebrowała ubrana na żółto rozdawaniem żółtych narcyzów z licznych wiader.
Od urodzin Jimi Hendrixa, po śmierć Kurta Cobaina, na Broadway gniazdują yuppies, generacja X, bohema i pseudobohema. Już po chwili wszyscy przechodnie Broadway Street nieśli kwiaty pod wiszącymi wzdłuż ulicy tęczowymi wywieszkami obwieszczającymi równość rożnych orientacji seksualnych w Seattle.
Miłe to i radosne, a w porównaniu z innymi miastami Stanów solidaryzującymi się z polityką Buscha, gdzie nawet samochody mają w oknach patriotyczne odezwy, czuje się odmienny stan ducha.
Tu niemal w każdym oknie stanowcze „nie” wojnie odejmuje mi pół wieku.
Ale radość jednostkowego życia w powtórzeniu nastroju wietnamskiej wojny jest kontrowersyjna.
W telewizji kablowej natomiast kolejny odcinek “L – Word”, nie mający wiele wspólnego z polskim odpowiednikiem w tytule.
Litera „L”, oprócz love, oznacza też lesbijkę i sugeruje, że tylko one kochać potrafią.
Bowiem film czerpie popularność z damskiego homoseksualizmu, który jest w przesłaniu postępujących odcinków chyba wyborem lepszego życia, a nie wewnętrzną determinacją.
Rzecz się toczy wśród kobiet zadbanych nie tylko cieleśnie, ale i społecznie. Toteż aktorka Cybill Shepherd grająca postać lesbijki na odejściu od zdziwionego, majętnego męża, łudząco przypomina wyglądem nastolatkę z „Ostatniego seansu filmowego” Petera Bogdanovicha z roku 1971.
W serialu jest zatrudniony niemały tłum kobiet, toteż krzyżówki seksualne można tworzyć w nieskończoność, a na dodatek nikt z nikim nie zrywa definitywnie.
Tak więc, gdy oburzająca widza scena zwolnienia utalentowanej zawodowo transwestytki z powodu samowolnego niezdefiniowania płci kończy się pocieszeniem i satysfakcją spełnionego romansu, oszustwo jest sakralizowane: klęcząca kochanka rozpina rozporek i zanurza dłoń w męskich slipach. Wyjmuje stamtąd drgające męskie genitalia zrobione z plastiku i odkłada na bok. Kamera przesuwa się na twarz transwestytki pełnej dziewiczego wstydu i pokory.
Dalej już uczestniczymy przy problemach innej pary – żołnierki walczącej w Iraku, w której życie intymne Armia wkracza z całą bezwzględnością.
I znowu oburzona Cybill Shepherd, że mąż chce jej wybaczyć stosunki seksualne z o trzydzieści lat młodszą kochanką i bezczelnie namawia do powrotu do domu po pół wieku z nim wzajemnego współżycia.
I tak, jakby się coś wyczerpało.
Histeria poszukiwań dziwności obyczajowej musi stawać się normą, bo grymasy są odwieczne i normalne.
Płacz i zgrzytanie zębami, że połówki jabłek się profanują z zupełnie innymi połówkami i gatunkami chcąc tego z całego serca, a czasami jest ich i trzy i więcej – jest wciąż takie samo.
Przesłanie, jakoby kobiecość była w tym wszystkim skuteczniejsza, jest tymczasowe.
Ale nadzieja wielka, o czym świadczy ilość narcyzów kwiatów i narcyzów ludzi. I odsłon serialowego internetowego portalu.