… nie biorę udziału, ale chyba wezmę w konkursie Poezji nad Dolinką “Mdłości” – Plac Zadań. Termin do 20 lutego 2010 Nagrodą jest 50 zł.

MDŁOŚCI

Oto betonu blok
podniebny. Śnieg skrywa nogi,
w kałuży mokry
od zmian sezonu. W kroplach
sopli zimy, jak smutek
nietrafionej meteorologii.
Czerń kruków… paśników miejskich przystań
(choć ptak królewski, to gawroni
tak, jak chuligan i jak złodziej)
w błocie, wśród wydzielin ludności…
Z reklam, z gazet, z nie czytanych nigdy ksiąg,
z tych barwnych potraw – tylko mdłości –
i, są w optyce, czymś zbyt bliskim,
jeśli się przyjrzeć śmietnikom stąd,
z tej perspektywy, są tak przychylne
skupiskom miejskim! Bo okolice
plam, to jak obraz święty w tęczy barw!
Nie patrz tak blisko i tam nie podchodź!
Nie pozaznacza krew ciurkająca
kroków zwierzyny, bo posoka
cieknie koktajlem z foliowego worka,
na topniejący szybko śnieg…
Pędzla boskiego paleta wskaże
odchody ptasie, to błysk gorąca,
malarz wytrawny brązów! Też psie
porozmazują świata barwy,
nie patrz za blisko! Bo go przemieniać,
to starczy stanąć w odległości,
wyprzedać sezon okiem wprawnym,
wprawiaj się, wprawiaj w zestawieniach!
Dogmat to mdłości!
W odkryciu prawd istoty świata,
znajdziesz wokoło wszystko odrzucone;
więc po co wchłaniać zim widoki,
przeżywać torsje i wymioty!
Ach, popatrz prościej…
Gdy się zakończy zimy warta,
i ład wprowadzi cieć
w zbiorowy śmietnik,
wywiozą kubły, w nich powieść Sartre’a
„Mdłości”,
bo zbyt wnikliwy człowiek
winien zbyt dobrą wolę mieć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii nie biorę udziału w... i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 odpowiedzi na … nie biorę udziału, ale chyba wezmę w konkursie Poezji nad Dolinką “Mdłości” – Plac Zadań. Termin do 20 lutego 2010 Nagrodą jest 50 zł.

  1. Ewa pisze:

    zmuszona byłam wysłać jednak wiersz nad dolinkę, bo a nuż dostanę te 50 złotych, których tak potrzebuję? Jurodiwiec nie odezwał się więcej, mało, na nieszufladzie napisał takie słowa:

    „Trochę nie rozumiem intencji tego wątku. O mojej książce na ten przykład, którą zamykając miałem podobne uczucia jak Ty Justyno nie napisał dokładnie nikt. Czy też mam to ogłosić i uznać za powód do dyskusji?
    Radosław herbu Pietrucha | 2010-02-19 15:32:46

    Panie Radosławie, całonocne moje ślęczenie nad Pańskim „NeoNoe” z Wandą Niechciałą się dla Pana nie liczy? Mało, Pan uważa, że go nie było? Wiem, że moje pióro nie ma się co równać z piórem Pani Prezes Justyny Radczyńskiej, ale w końcu ja napisałam, a ona nie.
    Ja wiem, że Pan nie chce mi pożyczyć 50 zł na bilet do Krynicy Zdroju, do Hotelu *****PREZYDENT, bym mogła skonsumować jedyną w życiu nagrodę poetycką, pozyskaną w Konkursie na tłumaczenie wiersza Roberta Burnsa. Ale, żeby aż do tego stopnia się wzbraniać? Że nie napisałam?
    Chciałam nawet, jak swego czasu Hölderlin, pójść piechotą, ale kto będzie tutaj za mnie na blogu pisał? Jak nie piszę, mam 0 odwiedzin.
    Może więc nad dolinką mnie wspomogą. Tam też są poeci.

  2. Andrzej Talarek pisze:

    Przeczytałem już kilka razy. Jest świetny. Najbardziej “chodzi” za mną
    “Dogmat to mdłości!
    W odkryciu prawd istoty świata,
    znajdziesz wokoło wszystko odrzucone;
    więc po co wchłaniać zim widoki,”

    to kwintesencja dzisiejszości.
    Pozdrawiam

  3. Ewa pisze:

    Oj, jaka szkoda, Panie Andrzeju, że Pan nie jest w jury!
    Sprawdziłam w Sieci ten Dom Kultury, to jest warszawski ośrodek, chyba na Ursynowie. Wśród nagrodzonych tam poetów wyczytałam np. Michała Płaczka.
    No, ja takiej dobrej poezji, jak Michał Płaczek nie napiszę, więc szans nie mam w tym Domu Kultury.

    Piszę notkę z ostatniej książki Maliszewskiego „Sajgon”, może jeszcze dzisiaj wkleję i tam odnośnie konkursów i wyborów zwycięzców, jest taki cytat:

    „(…) Ach tak! Zmawiali się. Mieli jakichś swoich faworytów. Gdybym się uparł i zaczął bałamucić Bożenkę, mógłbym doprowadzić do remisu. I co wtedy? Któż by rozwiązał nabrzmiałą, patową sytuację? Piąty element. Ktoś miejscowy. Bo zawsze ktoś miejscowy jest sekretarzem jury. Ale jego mogliby też przekupić. Prawdę mówiąc, ja również nie byłem w porządku. Niektóre wiersze doskonale znałem, prowadząc mejlową korespondencję z ich autorami. I nie uwierzę w to, żeby takie nieformalne sympatie nie rzutowały. Może oni wiedzieli o tym i parząc się w ciemnym kącie, chcieli zaprotestować, polemizować chcieli ze mną. Byłem dla nich nadętym wysłannikiem wiadomych sił, polonistycznym młotem, którego siłę uderzeń należy zręcznie zneutralizować. Stąd może brały się te ciągoty do zmowy, ta ich spontaniczna akcja tworzenia koalicji naturszczyków, niezamierzających zbyt łatwo ulec złotoustemu Settembriniemu. Aż mnie dreszcz przeszedł(…)”

  4. Ewa pisze:

    Konkurs rozstrzygnięto wczoraj. Nadesłano 24 utwory. Nagrody nie otrzymałam.

  5. Ewa pisze:

    Mimo, że mailowo otrzymałam od Pani Ewy Bartoszewicz informację, że konkurs został rozstrzygnięty i zgodę na wklejenie na mój blog Nagrodzonego Wiersza, w dalszym ciągu na stronie
    “Mdłości” – Plac Zadań http://www.sdk.waw.pl/poezja/plac.html
    nie ma o tym informacji.
    Jak tylko się ukażą, zaraz na moim blogu wątek uzupełnię.

  6. Ewa pisze:

    W dalszym ciągu nie ma na stronie organizatorów konkursu nagrodzonego wiersza w lutym 2010 „Mdłości”. Mało tego, znikł anons o konkursie i zmieniła się szata graficzna portalu.
    http://www.sdk.waw.pl/pl/projekty/poezja/plac-zadan

  7. Ewa pisze:

    Dzisiaj od Pani Ewy Bartoszewicz dostałam w liście prywatnym:
    Werdykt „Mdłości”

    “Nagrodę pieniężną otrzymuje w tym miesiącu autor o nicku Potomek.
    Serdecznie gratulujemy.

    Potomek

    ściany nośne

    znowu suchy może tragiczny albo pojednany
    ze sobą. w ciszy obserwuję przelot myśliwców
    nad przeciekającym dachem Katedry św. Wita.
    okna migają od telewizorów. przez to
    zmieniają się twarze. czasami widzę blade
    czasami czerwone. wszyscy mają pióropusze.
    dzwoni Teresa. mówi, że Londyn, że Ben
    rzeczywiście jest Big. rozmowę przerywa
    głośny szum. jestem na przejściu granicznym,
    osiągam kolejny stan skupienia. limuzyny
    mają na maskach krem słońca. pies włóczykija
    unosi się razem z właścicielem. ciągnie
    tego starego gawędziarza coraz wyżej.
    po drugiej stronie dźwig wykonuje
    leniwy obrót w stronę żelaznego szkieletu.
    jeszcze niedawno drozdy drapały tu często
    spragnioną ziemię. teraz morusy próbują
    puszczać kaczki w kałuży. podcięto im skrzydła
    na starcie – nie można chodzić po wodzie.
    przez moment próbuję ich obudzić, w myślach
    zrzucam w przepaść mosiężny zegar.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *