Tytułem książka nawiązuje do Blake, ale to, że William Blake nie znosił Newtona i uważał go za sprawcę całego zła na planecie Ziemia, nie może teraz powodować tego, że w Polsce pisze się złe książki.
Blakemania, która nastała po śmierci Boga chrześcijańskiego przez poetów poszukujących gorączkowo nowej religii w miejsce starej, chce panteon bóstw blake’owskich podmienić i ten nowy Urizen ma nam zapanować.
A ponieważ po komunistycznej, półwiecznej literackiej służbie reżimowi – gdzie gnoza była zakazana, a karty tarotowe niedostępne – nadrabia się zaległości, odbijają się one czkawką po kolejnych reinkarnacjach blake’owskskiego mitu w twórczości pisarzy zaliczanych do twórców tzw. sztuki wysokiej.
William Blake, który przygotował mentalnie grunt pod Rewolucję Francuską nieprzerwanie wykorzystywany jest przez poetów rewolucyjnych, którzy chętnie, pod pozorem wiary w Boga, idą w nową niewolę w czasach zamętu i wysychania źródeł poezji.
To, że Alan Ginsberg poszedł na audiencję do wypuszczonego z klatki Pounda i odkrył tym sposobem Blake i napisał „Skowyt”, nie jest niczym odkrywczym dla naszych polskich problemów. Sami przecież możemy się poszczycić równie niezrozumiałą mitologią u Słowackiego czy Mickiewicza, czerpaną z pierwszej ręki od Blake i Emersona.
Panteizm Tokarczuk jest więc egzaltacją nie tyle spóźnioną, co zapychaniem pustki – jak sama w wywiadach mówi – powstałej w momencie rozwoju naszej literatury, gdzie mnożenie stylów i szlifowanie formy niczego nowego ni wnosi. A więc dalej, chwytajmy się za następną pustkę, na tyle niepojętą, że nikt tego nagiego kolejnego króla nie zauważy.
Znamienna jest recenzja Dariusza Nowackiego w „Gazecie Wyborczej”, podkreślająca wartość ostatniej powieści Olgi Tokarczuk mierzonej opowiedzeniem się za prowincjonalnym fermentem twórczym w postaci samorodnych wiejskich geniuszy tłumaczących hobbistyczne teksty Williama Blake.
(…)Po pierwsze, autorka “Prawieku” zaludniła swoją opowieść postaciami, których próżno szukać na kartach naszej prozy, a jeśli nawet się pojawiają, to wyłącznie w ujęciach satyrycznych bądź szyderczych. Mam na myśli przeróżnych nieudaczników z zabitej dechami prowincji, ludzi, którym świat odmawia dziś szacunku, gdyż “nie zrobili kariery”. U Tokarczuk nie tylko są to postacie sympatyczne, ale i wielce pociągające. Mają swoje nieoczywiste pasje i bogate życie duchowe. Janina ulega feblikowi astrologicznemu, Dyzio, informatyk z gminnego posterunku policji, amatorsko tłumaczy pisma Williama Blake’a (właśnie z Blake’a ów długi tytuł powieści). Sprzedawczyni ze sklepu z używaną odzieżą, sąsiad Janiny Matoga i kilka innych postaci to ludzie o gołębich sercach i żywej inteligencji. Bez kiczu, bez naciągania. “Prowadź swój pług ” to jedna z najcieplejszych, najbardziej krzepiących opowieści ostatnich lat.(…)”
Można tę recenzję właśnie zrozumieć tak: cieszcie się czytelnicy miast i wsi polskiej, oto Wielka Pisaka Polska staje nie tylko w obronie skrzywdzonych zwierząt, ale i was, nędzników, grafomanów i nieudaczników. Wasze wypociny, które nieudolnie w znoju powstają w waszych komputerach są docenione i nagradzane ciepłym słowem Wielkiej Pisarki Polskiej i dają wam przyzwolenie i zachętę, byście w swoim hobbistycznym świecie pozostawali i się z niego nie ruszali. Oto bowiem możecie śmiało kupować jej książki, wypełniać stoliki GOKów nakrytych sztrykowanymi firankami, bo nawiedzi Was ktoś, kto was kocha i was wspiera. Dalej więc kupować, prosić o autograf, biec napawać się kimś, komu się udało i podpatrywać, jakim sposobem się udało. Macie takie same poglądy, jak pisarka, wyjęła to wam z ust, jest tak samo dobra i tak samo współczująca jak wy. Kocha bezdomne pieski tak samo, jak wy kochacie Williama Blake’a. Tak samo nie rozumiecie świata krzywdy i poniżenia jak i ona. Tylko, że Wy jesteście braćmi mniejszymi polskiej literatury i gdyby nie wasze istnienie, nie miałyby o czym pisać Siostry Większe.
Dlatego tak skrupulatnie biocenoza literacka w Polsce jest chroniona i z całą bezwzględnością biologiczną utrzymania równowagi egzekwowana. I, jeśli ktoś podnosi rękę na świętą Siostrę Większą lub Brata Większego, będzie, słowami Jana Jakuba Kolskiego miał rozkwaszony nos, a czytając na kartach książki zakamuflowane słowa Olgi Tokarczuk, wręcz bestialsko zabity.
Bo czym jest np. w najnowszej powieści Olgi Tokarczuk alegoria hodowlanych, białych lisów? Czy nie są to właśnie skryci pod nią polscy pisarze, którzy skoszarowani w jednym miejscu piszą dniami i nocami powieści na garnuszku jakiegoś stypendium?
Zawsze, od wieków artyści posługiwali się zwierzętami, by wypowiedzieć prawdę o ludziach i czasach, w których przyszło im żyć.
szkoda, że Blake, bo ten akurat był wysnuty z kultury, a nie z natury. To wyjątkowo przetworzone dzieło, dzieło Williama Blake. I akurat biorą się za niego policjanci. W Polsce policja widać jest na bardzo wysokim szczeblu uduchowienia. To chyba skutek teorii ewolucji kontra kreacjonizm. Ale Blake, to też kreacjonizm. Jak Blake przejmie rząd dusz, to policjanci przestaną się rozwijać duchowo.
Nie, no, Dyzio nie jest policjantem. Ale fakt, jak pracował na posterunku, to musiał być policjantem, a jak ktoś raz jest policjantem, to już jest nim, tylko byłym, ale jednak. Bohaterka tam nie lubi Policji, chociaż śle do nich list za listem, jak zakochana.
Oglądałaś na YouTube? Olga Tokarczuk sympatyzuje ze swoją bohaterką Janiną Duszejko, bardzo ją lubi. To nie jest dla niej żaden czarny charakter który dusi.
Tak sobie pomyślałam, że autorka powołuje do życia bardzo znamienne zawodowo postacie. Jakby chciała wszystkich, którzy przyjdą na jej wieczorki autorskie uszczęśliwić, by oni odnaleźli tam swoje doświadczenia życiowe i poczuli się lepsi. Np. takie przywrócenie etosu policjanta. To coś znaczy.
Blake, to osobny świat. To dążenie przebywających w nim do Raju. Być może, że bohaterka tej powieści, Duszejko Janina, dusi się w tej rzeczywistości, w której przebywa i przechodzi na stronach powieści do innej dzięki rytualnym aktom likwidacyjnym. Wtedy byłaby to, podyktowana nakazem wykresów horoskopowych, wędrówka nawiedzonej. I faktycznie, wskutek demaskacji policyjnej swojego wcielenia w Kotlinie Kłodzkiej, nawiedza Puszczę Białowieską, gdzie najprawdopodobniej też będzie grasować. Olga Tokarczuk daje tym chyba czytelnikowi do zrozumienia, że napisze dalsze dzieje Duszejko. Może w którymś tomie Raj Utracony zostanie Pozyskany. Po likwidacji przeszkód.
faktycznie, recenzje są entuzjastyczne i aprobujące. Ale znalazłem taki jeden komentarz, podpisany Karol na portalu Ksiazki.TV:
Książka Tokarczuk jedynie dotyka problemu polowań na zwierzęta, z którym dokładnie mieliśmy okazję zapoznać się w Polowaneczku. Do tego autorka z powodu m.in. nieudolnie poprowadzonej akcji – równie dynamicznej jak w tasiemcowych serialach telewizyjnych, czy astrologicznych dłużyzn, w których bohaterka „naukowo” objaśnia wpływ układu planet na program telewizyjny, pali ważny społecznie temat. Wszystko podlewa sztambuchowymi mądrościami z Williama Blake’a i zamiast literackiej uczty otrzymujemy grafomański zakalec. Do tego bohaterka niezamierzenie staje się karykaturą obrończyni praw zwierząt, co głównemu tematowi z pewnością nie służy. Jest to stara wariatka (zresztą sama tak o sobie mówi, i słusznie), otumaniona czarną herbatą i wywarem z szyszek, która raz na tydzień myje nogi i zakłada czyste ubranie; psy nazywa swoimi dziewczynkami, a na co dzień współżyje z japońskim samochodem – największym osiągnięciem w życiu mieszkanki Kotliny Kłodzkiej, poza trupami oczywiście, które w tej powieści ścielą się gęsto. Głupia książka. Nie polecam!
komentarz: Karol on December 15th, 2009 4:30
U nas na Śląsku takie „likwidacje”, to były sprawy wyjątkowo korzystne. Nazywało się to „likwidacja szkód węglowych” i polegało na wypłacie przez kopalnię węgla kamiennego rekompensaty za wyrządzoną szkodę: pękniętego na pół domu wskutek tąpnięcia w kopalni. Tąpania były częste i wypłacano często. Może o to właśnie chodzi w książce Tokarczuk.
Zazwyczaj pisarz, który upomina się o sprawy w które nie jest bezpośrednio zaangażowany, jest niewiarygodny i modne tematy, jakie w swojej twórczości podejmuje, świadczą o tym, że nie ma o czym pisać, mało przeżywa, siedzi w jednym miejscu i wygodnie próbuje materiał pozyskać z nie swoich obszarów. Literatura to dramat życia, a nie jego opis. W kontekście patronującego powieści Blake, który całe życie podporządkował swojemu dziełu, ta powieść jest jedynie pewnym nieudanym wyobrażeniem.
A właśnie William Blake zaprasza do świata wyobraźni.
Ewo, tym tekstem wzniosłaś się na recenzenckie wyżyny. O książce nic nie powiem, bo nie czytałam i nie przeczytam. Od Tokarczuk trzymam sie z daleka. Ale ty jesteś bezkonkurencyjna.
To przy okazji, bo tego nie napisałam tutaj, że w odróżnieniu od Ciebie WS, to ja bardzo lubię Blake’a i bardzo mnie takie zdecydowanie obrazowanie odpowiada, wbrew temu, co napisałaś na NS.
William Blake też jest patronem wszelkich artystów wsobnych i wyautowanych, coś jak Van Gogh dla malarzy amatorów, którzy myślą, że zostaną odkryci po śmierci.
A odnośnie Twojego komplementu, to żałuje, że nie mogę go przyjąć z racji nie przeczytania przez Ciebie książki o której tutaj piszę, chociaż bardzo złakniona jestem jakiejkolwiek pochwały.
Przypomina to mój stan, kiedy z radością powitałam starą znajomą na jakimś plenerze malarskim, z którą przed laty mieszkałam we Wrocławiu w epizodycznie wynajmowanym pokoju. I ona po pierwszych uściskach zaczęła od komplementów:
– Ewa, pamiętam, jak rewelacyjnie wtedy wykonałaś ten, no –
I tu zawiesiła głos bacznie mi się przyglądając i czekając na moje słowa. Ja jednak coś podejrzewając nie złapałam się na pułapkę i nie dodałam: – chodzi ci o ten akt, malowany na kwadratowym płótnie metr na metr acrylem?
Nie, tego nie powiedziałam, chociaż bardzo chciałam, by to powiedziała ona.
I nie doczekawszy się moich słów, dokończyła:
– ryż z jajkiem?
I to się nazywa sadyzm.
Nie nie nie. Mnie o to nie podejrzewaj. Potraktowałam tę recenzję jak tekst literacki i tak oceniłam. Na ogół recenzje mnie nudzą, tym bardziej recenzje nieprzeczytanych książek, ale twoja może obyć się bez Tokarczuk.
A co do Blake’a . Za dużo Blejków wsród amatorów. W domach kultury i w kółkach miłośników malarstwa.
Być może, że Blake zepsuł Blake Carrington. Pamiętam na plenerze malarskim, jak szła w telewizji „Dynastia” w świetlicy, to wszystkie malarki i malarze lecieli oglądać. Nie odpuścili ani jednego odcinka, pod pretekstem, że tam były podobno odlotowe ciuchy. Ja nie widziałam ani jednego odcinka, i być może dlatego uratowałam w sobie Blake’a.
Wiesz, wszystko na to wskazuje, że w obecnym tysiącleciu jego religia zatriumfuje (film „Avatar”). Szkoda, bo zniszczą go tak, jak Biblię.
O nie. Nie ja. Od mistycyzmu wszelkiej maści jak najdalej.
ja natomiast jak sobie nie pomistycyzuję, to nie napiszę żadnego wiersza.
Igor Stokfiszewski uważa, że wiersze pochodzą jedynie z nierówności społecznej.
Dla każdego wiersze przychodzą z tych rejonów, z których, zostały wywołane przez poetę. Szkoda, że ta nierówność jest tak przestrzegana dzisiaj, jeśli chodzi o strefę wpływów w najnowszej literaturze. Bo przecież cała reszta, to czysta mistyfikacja.