James Cameron „Avatar” (2009)

Baśń tym się różni od fantasy, że zrobiona jest z wyobrażeń rzeczywistości, która żyje w osobnym, wyobrażonym do tego celu świecie. Fantasy, to zasiedlenie świata istniejącego przez jedynie zamianę nazw i kształtów bytów istniejących i wcześniej znanych. Dlatego fantasy zawsze jest upiorna, brudna i chora tak, jak nasze myśli, krążące wokół spraw, od których się nie uwalniamy, nie przechodzimy oczyszczającego katharsis, jedynie ubieramy nowe ciuchy na już wcześniej noszone.

„Avatar” pewnie jest filmem bardzo ważnym i pewnie ilustruje nasze lęki i pobożne życzenia pragnące rozwiązać nierozwiązywalne problemy świata, z którymi wchodzimy w nowe milenium. Jest wypowiedzią totalną, ponieważ utwór oglądany jest w tym samym czasie na całym świecie przez masę ludzi i pod pozorem rozrywki coś ważnego przekazuje.
Już sama możliwość życia kalekiego żołnierza na wózku inwalidzkim w trzymetrowym kocie rasy niebieskiej w czasie jego snu wprowadza widza w zachwyt nad możliwościami podwójnego życia i to lepszego. Jako kot lata na skrzydlatych gadach, uprawia seks z kosmitką i staje się herosem dla dużego plemienia mieszkańców Księżyca Pandora, których ocala od zagłady. Jego sen jest realnym życiem w czasie, gdy żołnierz zasypia i automatycznie budzi w sobie kota. A wszystko to za przyczyną posiadania najwyższej jakości mózgu, który został natychmiast przez naukowców doceniony i wykorzystany i dzięki zaawansowanej technologii i wiedzy urealniający takie marzenie ludzkości. Oczywiście możliwość ta zostaje natychmiast wykorzystana gospodarczo i militarnie, a możliwości jednostki samodecydowania o sobie zostają sprowadzone do zdrady i sprzeniewierzenia się tym, którzy to umożliwiają.
Byłaby ta materializacja marzenia piękna i wzniosła, co zostało wsparte filmowym bogactwem scenografii i pokazaniem świata, którego jeszcze nikt nie oglądał, ale film chce przekazać nie marzenie, a właśnie rzeczywistość. Dlatego, że nie jest baśnią, a jedynie fantasy.

Po synkretycznym zebraniu w scenariuszu wszystkich mitów, rytów religijnych, projekcji s-f z Wellsem i Lemem na czele, dostajemy bardzo niejednorodny opis pewnej nieznanej cywilizacji w kosmosie, do której przybywa ta, którą mniej więcej już znamy, czyli cywilizacja Ziemian. Tubylcy nie chcą się skusić na wykonanie im kilkupasmowych szos i sprzedaż chińskich blue jeansów w zamian za cenne surowce, w które planeta obfituje. Kolonializm nie udaje się, następuje wojna światów, gdzie miłość zwycięża śmierć.
Mimo cudowności najnowszej techniki filmowej, którą film epatuje kusząc wejściem do Raju ciemnej sali filmowej, ludzi interesuje jednak najbardziej, co reżyser chciał powiedzieć i czy film jest jedynie reklamą papierosów, które palą w kosmosie naukowcy z Dr Grace Augustine (Sigourney Weaver) na czele, czy, jak chce Watykan, czymś więcej.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

16 odpowiedzi na James Cameron „Avatar” (2009)

  1. Przechodzień pisze:

    „Avatar” do połowy, dalej miałem mdłości i musiałem wyjść. To kino zatrzymało się na poziomie wczesnych filmów kowbojskich, gagi, ale i cała reszta są żywcem przeniesione, jak np ujeżdżanie “konia”, tyle że przez koto-człowieka i oczywiście „sranda” z tym związana, bo pierwsza próba i już ułybka widza – śmieszny upadek. Choć konie, metalowa przyroda, jak i wszystko inne są z chorej bajki, o dziwo cała reszta, a przede wszystkim mizeria myślowa, całkowita przewidywalność co będzie dalej, zasadniczo nie odbiega od masówki amerykańskiej produkcji.
    W ogóle niebieskie koty robią tam za czerwonoskórych (to takie boże dzieci żywiące się korzonkami, zero przemysłu, ale łuki mają, nie wiadomo skąd high-tec), a za kowbojów amerykańce, z całym tym komputerowym badziewiem, którym w głowie tylko złoża nieważkich minerałów (20 mln$/kg), kak raz zalegające terytoria tych kotów. No i traktują ich jak zwykle, czyli napalmem. Brakuje tylko złego Busha. Jest za to stara Ripley, etatowa kosmitka filmowa, która wygląda trochę jak 8 pasażer ze sztumlem w gębie.
    Podobno cała tajemnica w tym 3D, wysmakować można tylko w imaxie, “wejść” do trzeciego wymiaru, ale nawet wtedy, a raczej zwłaszcza wtedy te pejzaże nie przestają być odpychające (Beksiński) i metalowo-trupie, że nie rozumiem jak można się w czymś takim dobrze czuć?!
    O 3D taki film roztrzaskać!

    Wielka w człowieku potrzeba kłamstwa i brzydoty.

  2. Ewa pisze:

    Szkoda, że nie doczekałeś końca, bo druga część to nalot dywanowy i sceny batalistyczne, nawiązujące do prądów pacyfistycznych.
    Też wolę „Shadoks” Jacques Rouxel’a, w końcu tyle samo wiemy o kosmitach jak wtedy gdy pół wieku kręcono tę kreskówkę. I jednak Żybisy nie wylądowały, by uprawiać jakieś wstecznictwo i konserwatyzm, ale by się dobrze bawić.
    A celem Niebieskich Kotów, jeśli dobrze zrozumiałam, jest modlitwa. Po prostu kocia wiara. U nas na podwórku tak nazywano Świadków Jehowy. Tam w filmie chodzi o nową religię, wstępującą, nadchodzącą. Bóg umarł, zastępuje go święte drzewo w którym mieszka duch Ewy.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Odnośnie drugiej części, to na filmwebie w wątku na forum na pytanie: „Płk. Miles Quaritch – bezwzględny najemnik czy skrzywiony Marine ?” bardzo interesujące wypowiedzi internauty o nicku krzyrzak69.
    Różnią się od entuzjastycznej wypowiedzi Tadeusza Sobolewskiego na GW. Jest tam ich kilkanaście, zacytuję jedną:

    „ten quarich pułkownik był rewelacyjny. Szkoda ze misja mu się nie udała bo ludzie mieli by ten zajebisty surowiec no i PKB by wzrosło na ziemii.

    Jestem jednak pewien że amerykanie tam wrócą z lepszymi najemnikami bez fałszywej i obłudnej rodriquez i rozpieprzą to wszystko .

    A jake to pieprzony zdrajca. Kolesiowi zależy aby tylko niebieską dupę zaliczyć . Do tego pantoflarz bo go nejtiri bije i mówi o nim że jest głupi.”
    [krzyrzak69 21 stycznia 2010 23:16]

  4. Marcin pisze:

    Jeśli nawet “Avatar” jest – jak chce Watykan – czymś więcej, to raczej przypadkowo. Znając realia amerykańskiego biznesu filmowego łatwo się domyślić, że Cameronowi chodziło przede wszystkim o efekt. A najłatwiej go osiągnąć, miksując znane popkulturowe motywy i podlewając sosem jakiejś tam quasi-mistyki. Ot, cała filozofia. Na pewno nie chodziło tu o żadne zmiany światopoglądowe, pokazywanie ducha nowych czasów, etc. W Hollywood tak się tego nie robi. To wychodzi im przypadkiem, jako efekt uboczny.

    Nie wiem, czy do końca zgodzę się z Twoim rozróżnieniem baśni i fantasy. Baśnie też są brudne i w fantastyczną otoczkę ubierają nasze realne lęki, obsesje i marzenia. Może tylko ten woal fantastyczności jest w nich nieco grubszy. No ale weź choćby baśnie braci Grimm – niektórzy twierdzą, że mają one w sobie coś z czystego horroru.

  5. Marcin pisze:

    A, i jeszcze słówko o baśniach! Fantasy to właśnie jest ich współczesna odmiana. Trzeba pamiętać – oho, zaczyna we mnie gadać zakurzony polonista – że każdy tekst kultury powstaje w ścisłej korelacji z epoką. W dawnych bajkach były smoki i rycerze, bo kładł się na nich oddech średniowiecza. Były Czerwone Kapturki, bo żyło wiele takich małych dziewczynek, które musiały chodzić przez las. Były mówiące zwierzęta, bo w średniiwoeczu istniał gatunek literacki zwany bestiariuszem. Dziś są rzezie i seks, bo to właśnie istota naszych czasów.

  6. Ewa > Marcin pisze:

    Fantastyka niejednokrotnie służy tylko wyłącznie do napędzania strachu czytelnikowi i wykorzystuje różne naukowe odkrycia, by go w nim wzbudzić. Czyni swoją opowieść prawdopodobną i tym nieuczciwie zdobywa zainteresowanie. Natomiast baśń jest osobnym światem, który się nigdy nie zdarzy. Przebywa się w nim dla samej przyjemności przebywania, nawet, jak tam też się boimy. Ale strach pochodzi z innego źródła. Fantastyka jest wynalazkiem nowym, ery industrializacji, baśń jest odwieczna, zbudowana nie na okrucieństwie, a na walce dobra ze złem, gdzie zazwyczaj dobro zwycięża. Fantasy zazwyczaj kończy się źle. Dla mnie fantasy to bardziej pornografia, służy do podniecenia nie seksualnego, a emocjonalnego.
    Nie uwalam, że dzisiaj nie mogą powstawać baśnie i nie powstają. Seks jest stary jak świat i Bracia Grim są bardzo erotyczni, tam przecież w kółko o to chodzi. Pierwotnie to były ludowe opowieści i dzisiaj też przecież się takie archetypy wykorzystuje. Natomiast fantastyka uważa, że mnożenie wymysłów to zaleta. Nieprawda, to tworzenie światów w życiu, to literackie implanty, to nie może być bezkarne.
    A to co napisałam na Twoim blogu o Watykanie, to podtrzymuję. Kościół zwalcza ruchy New Age, i „Avatar” je ewidentnie propaguje. Wiem, że ludzkość pięciu minut nie może wytrzymać bez religii, ale nie trzeba od razu wciskać zabobonu w każdą lukę. Obrzęd pod świętym drzewem w filmie skojarzył mi się z jakimś faszystowskim spędem przy pochodniach.

  7. Przechodzień pisze:

    Są dwie subiektywne kategorie filmów:
    1. nie chcemy aby się kończyły,
    2. żałujemy, że się w ogóle zaczęły.

    I na przykład 8 godzinny, czarno-biały film Beli Tarra “Satantango” zaliczam do tej pierwszej, a “Avatar” do drugiej kategorii. I nic na to nie poradzę.
    Film powinien być plastycznym śladem głębokiego i prawdziwego przeżycia rzeczywistości, zarazem świadectwem prawdy, którą wrażliwość i geniusz reżysera podnosi do rangi uniwersum.
    Nie wiem o czym jest Avatar, być może jest o sprawach uniwersalnych, być może jest nawet jakąś propozycją religijną na nowy wiek, ale jakiekolwiek miałby inetecje reżyser, trudno uwierzyć tutaj w szczerość i przeżycie. Wydaje się to nawet bez znaczenia.
    Wiedza o tym co ma być w dziele sztuki to za mało, aby ono mogło powstać. Zaangażowanie gigantycznych pieniędzy i środków technicznych też nie wytworzą samo przez się wartości, choć tu z taką zmasowaną próbą poddania widza działaniu obezwładniających efektów i zamknięcia gęby sceptykom, mamy do czynienia. Istotą fenomenu pt. Avatar jest coś nie z dziedziny sztuki, a doszukiwanie się jakichś głębszych sensów w filmie to fałszywy trop.
    Kluczem i nową jakością jest sposób w jaki pewne produkty stają się w tak krótkim czasie obowiązującą strawą dla praktycznie całej populacji planety. To jest właśnie taki nowy produkt, w którego promocję zaangażowano tyle samo pieniędzy ile zużyto na jego wytworzenie. Czy ktoś może nie ulec wobec takiej agresji? Czy ktoś może chcieć nie ulec? Czy wreszcie, ktoś się odważy nie ulec? Widać ten religijny charakter filmu szczególnie na przeróżnych forach, gdzie pojedyncze głosy krytyczne są bezlitośnie tępione, a ich autorzy ekskomunikowani.
    Czy ważne jest jeszcze jakieś przesłanie? Czy przypadkiem nie to jest przesłaniem głównym?

    Dajemy ci możliwość uczestnictwa w wielkim quasi-religijnym misterium integrującym kilku miliardów istnień. Czy takie poczucie i przeżycie wspólnoty możesz odrzucić mieszkając w zatomizowanej globalnej wiosce?

  8. Ewa Bieńczycka pisze:

    Właśnie dostałam maila, że na nieszufladzie ktoś o nicku ,./,./ .,/.,/ 2010-01-23 15:28:01 w dziale wierszy w tekście zatytułowanym „Prawda” podejrzany jest, że to ja jestem pod tym nickiem.
    Nie biorę udziału w życiu literackim portalu Nieszuflada już od lat i nigdzie nie wpisuję się w komentarzach inaczej, niż prawdziwym imieniem i nazwiskiem: Ewa Bieńczycka

  9. Ewa > Przechodzień pisze:

    „Szatańskie tango” Béli Tarra na forum FilmWebu kometowane jest trzynastoma komentarzami.
    „Avatar” ma 2504 tematów! Najprawdopodobniej tylko Ty Przechodniu i ja zobaczyliśmy oba filmy. No i Tadeusz Sobolewski.

  10. Przechodzień pisze:

    No, nie wiem, nie znajduję żadnego powodu dla którego Sobolewski musiałby oglądać Satantago, a jeszcze mniej, aby mu się taki film podobał. W wywiadzie z nim czytałem, że jest przeciwnikiem lustracji, nie bardzo wiadomo dlaczego, a przecież Tarr ze swoim Szatańskim tangiem to gigantyczna lustracja zbrodni i spustoszeń jakie dokonała sowietyzacja na Węgrzech.
    Przecież on już dawno nie pisze, a nawet nie może pisać nic od siebie, bezinteresownie, własnym głosem, który już i tak dawno utracił, będąc na krótkiej smyczy, wprzęgnięty w machinę marketingową. I czyż odważyłby się narazić milionowym wyznawcom nowej avatarskiej religii, którzy o ile wiem i tak nie darzą go wielkim szacunkiem.

  11. Rysiek listonosz pisze:

    Sobolewski ratuje mit, jak potrafi.
    Dobrze, że nie wpisałeś tego na forum GW, bo by cię zlinczowano.

  12. Ewa Bieńczycka pisze:

    jak już tutaj poruszyłam sprawę portalu Nieszuflada i tam weszłam i poczytałam, to warto jeszcze napisać o słusznej skardze poety Romana Kaźmierskiego w dziale forum i dotyczącej zaproszenia Edwarda Pasewicza na spotkanie autorskie laureata konkursu poetyckiego im. Berezina, Przemysława Witkowskiego, którego to konkursu był jurorem.
    Ponieważ świadkowałam całemu zajściu, jako czytelnik nieszuflady i pisałam o sprawie w poście „komunikat” na moim blogu, wspieram tutaj słuszny, upominający się głos Romana Kaźmierskiego, do teraz nieprzeproszonego przez Pasewicza, który ewidentnie złamał wcześniej tajemnicę korespondencji.
    Ale oczywiście strażniczki nieszufladowego ula: in. cognito i dr Charles Kinbote natychmiast wyskoczyły i rzecz zamydliły. Szkoda, bo poeta Pasewicz miał szansę, by przeprosić, jak uczciwy człowiek. Chwała Bogu, że chociaż Pan Krzysztof Stachnik zachował zdrowy rozsądek w ocenie, kto jest kopany, a kto wcześniej kopał. Brawo, Panie Krzysztofie!

  13. Patryk pisze:

    Porównanie z Indianami i Amerykami niezwykle trafne. Przeczytajcie sobie historię Pocahontas/Avatara tutaj: http://img63.imageshack.us/img63/6305/avatarpocahontas.jpg

  14. Ewa > Patryk pisze:

    i to jest dowód na czerpanie fantasy z historii, z wieków wcześniejszych, a nie z mitu i jego symbolu. Robi się propagitka i dydaktyka, a nie baśniowość czerpiąca z podświadomości i świadomości zbiorowej. I co. Zwykła brudna grabież, a nie Bóg Wojny, nie żadna Iliada, tylko znowu prostactwo żołnierskie, bardzo dobrze zilustrowane cytatem z filmwebu przez Ryśka. I nic złego, niech sobie Hollywood zarabia, niech marines na to sobie chodzą i się napawają. Ale czemu mają temu przyklaskiwać intelektualiści, poeci, ludzie oddelegowani do stania na straży wyższych wartości, które są tak zagrożone? Bez głosu Sobolewskiego i tak masy pójdą do kin, bo film się autentycznie ludziom podoba.

  15. Patryk pisze:

    Jak to czemu Sobolewski? Bo wkładka do “Wyborczej”, czterokolumnowa, o “Avatarze” kosztuje masę pieniędzy. Dlatego.

  16. Ewa > Patryk pisze:

    a, to nie wiedziałam. Czytam tylko wydanie sieciowe GW.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *