ZABICIE PORFIRII
And yet God has not said a word!
Robert Browning ” Porphyria’s Lover”
Rany boskie, boskie rany
zamilknięto i milczące
umierały. Umieramy,
nie dajemy w żarnach mące
się wysypać bez młynarzy
pomielonych w żarnach krwawych!
Rany boskie, oto nędza!
Tak się zdarza od zarania,
że męczeństwo tylko w rzęsach
snu grabarza, co kochania
cud na zwłokach poprzysięgał,
wcześniej żarł je, tak jak rdza:
żarł kochanki krwawe tkanki,
wciskał się w mózgowe zwoje,
wampirycznie ssąc poranki
landrynkowe. W soków słoje
łapy wsadzał, rwał firanki
schowków ciała. Był jak wampir,
był chorobą na chorobę,
spalał się i ją też spalał.
Odejdź, odejdź, odejdź, odejdź,
a ten dystans malał, malał,
był pomiędzy JEŚĆ, a głodem,
miedzy trumną a porodem.
Rany boskie, rany boga
że tak modliszkowo bywa:
trupy je się. To typowa
uczta (zawsze nieuczciwa),
gdzie się sprasza i się noga
nie powija. A nie mija
błysk nadziei, że też sprzyja.
W tym uśpieniu i w rozkoszy
powierzenia i ufania,
landrynkowy świat się rosił
śliny kroplą i odsłaniał,
jak w soczewce ognia stosik
co podpala większe stosy.
Zjedz mnie, jedz mnie, znikam w tobie,
nie trwa, nie ma i nie było,
po to wymyślono spowiedź,
by się nie szerzyła miłość,
powiedz, powiedz, powiedz, powiedz,
ukryj w rzęsach, ukryj w mowie.
Powiedz. Brakiem jest milczenie
paplaniny w zdrowej mowie,
to namiastka grot, gdzie cienie
znaczą więcej, niż choroba
co kochanków toczy wrednie,
zamykając oczy we dnie.
Rany boskie, bóg jest ranny
i są to śmiertelne rany,
kochankowie, to zbiór tajnych
aberracji nakłamanych,
dramat, to jeszcze nie posąg,
dyszą wieści, duszą włosy,
zabijają ciała inne,
ciała obce, w obcym ciele,
czyń zły losie swą powinność,
zabij mnie, zabij Porfirię,
wbijaj wiernie głupie ciernie.
Nie masz publiczności, to pytanie z sali:
o co Ci chodzi?
Turniej jest dopiero za godzinę, wiec nie może być z sali.
Ale wróciłam z pogrzebu i jestem wykończona, więc wklejam tylko link, który coś wyjaśni:
http://www.youtube.com/watch?v=iiPFgwbs5T4