Według mnie jest to najlepszy film Jana Jakuba Kolskiego w jego dwunasto filmowym dorobku, co nie znaczy, że wyzwolił go z rutynowego kręcenia filmów nieartystycznych.
Ten film, być może pod wpływem kina światowego ucywilizował wcześniejsze artystyczne wizje Jana Jakuba Kolskiego, pełne niedojrzałych elementów z gatunku fantasy i nadrealizmu, stosowanych beztrosko ku udziwnieniu utworu, bądź egzaltowaniu rzekomą artystyczną wyobraźnią.
Kino autorskie, które realizuje Kolski nie może być na siłę tylko autorskie, bez wielkiej osobowości i wielkiego artysty. Tego Kolski nie posiada i jego utwory, mające ambicję bycia wielkimi i głębokimi, kręcone coraz sprawniej i coraz piękniej, nie mają siły uniwersum.
A jednak „Afonia” to film o bardzo dobrze postawionej tezie i gdyby zrealizowany był przez artystę, dotarłby do jądra problemu. Ponieważ tak się nie stało, mamy kolejny film o temperaturze umiarkowanej, a opowiadający o rzeczy nieprzeciętnej: o wielkiej, prawdziwej miłości niesymetrycznej i niemożliwej.
Wszystko właściwie w scenariuszu jest dobrze pokazane: kobieta Afonia po wojennych przejściach, rodząca z miłości przed wojną dziecko i tracąca swojego partnera, poślubia kolejnego mężczyznę, który ulegając nieszczęśliwemu wypadkowi, zostaje nieodwracalnie sparaliżowany od pępka w dół.
Ponieważ jest pełna sił witalnych, jest taką boginią blisko żyjącą z naturą (pszczoły), a więc zmysłową i jest kwintesencją kobiecości, która zgodnie z rytmem kosmicznym żyje, czuje i przeżywa, zablokowana sfera seksualna nie pozwala jej, mimo optymistycznej i radosnej natury prawidłowo funkcjonować. Pojawia się więc stuprocentowy mężczyzna w postaci wysportowanego Ruska, który nareszcie zaspokaja seksualnie kobietę, czyni z niej pełnego, usatysfakcjonowanego na wszystkich planach życiowych człowieka.
I dlaczego taka międzyludzka prostota nie jest możliwa, dowiadujemy się wiarygodnie z drugiej części filmu. Otóż, Rusek, to dziecko takiej Smierdiaszczej z „Braci Karamazow”. Dziecko powite wprawdzie nie w wiejskim rowie, ale za to na polu bitewnym, na którym matka natychmiast umiera, a wychowanie przejmują diet domy, a potem już z powodzeniem organizacje wojskowe. Urodziwy mężczyzna, ale nie jest zdolny do miłości, jedynie do koniecznych mężczyźnie stosunków płciowych z zupełnie obojętnym mu obiektem seksualnym, gdyż wszelka możliwość normalnego funkcjonowania tych dwóch sfer: uczuciowego zaangażowania i doznania pełni zaspokojenia seksualnego została bezpowrotnie utracona. W szczelnym, więziennym dzieciństwie i potem skoszarowanym, w którym został wyhodowany dzięki wrodzonym warunkom fizycznym na bezwzględnego zabójcę i narzędzie powolne każdej władzy, bez wyrzutów sumienia wykonuje każdy, najokrutniejszy rozkaz. I tutaj właśnie film Jana Jakuba Kolskiego jest wielki. Dzięki temu bardzo silnie zaakcentowanemu stwierdzeniu w z krótkiej filmowej retrospekcji opowiadającej o jego pochodzeniu:, że Rusek nie może być kochankiem. Może być sentymentalnym instrumentem w gaszeniu potrzeb seksualnych Afonii, ale nigdy kochankiem.
Pokazanie neurotycznego urojenia miłosnego Afonii, jest drugim ważnym przesłaniem filmu. Pokazana jest prawdziwa miłość dojrzałej kobiety do mężczyzny, który nie jest w stanie jej odwzajemnić.
Oczywiście kino, zawsze żywiło się melodramatem, jednak nie można odmówić Kolskiemu dużej przenikliwości w pokazaniu problemu uwikłania Afonii w swoje uzależnienie nie seksem, ale miłością. Jest nim właśnie rozpasana przyroda, która pcha kobietę w nieszczęście i autodestrukcję, zbytnia jej bliskość z prądami i energią natury, kosmicznym nakazem prokreacji, matczynych uczuć, jednoczesnej opieki i dawania rozkoszy.
Brutalność tej pary kochanków spotykających się przypadkowo w ponurym czasie zagospodarowywania Ziem Odzyskanych i toczącej się nieustannie wojny ideologicznej, powojennego spustoszenia duchowego i kulturowego, zawarta jest właśnie w tym katastroficznym niedopasowaniu młodego mężczyzny i dojrzałej kobiety.
I gdyby film został oczyszczony z wszystkich niepotrzebnych wątków pobocznych (absurdalny, przyklejony wątek Afonii-filmowca) niedopowiedzeń i zagadek, nad których rozwiązaniem sieciowi internauci biedzą się bezskutecznie po dziś dzień na internetowych forach, dostalibyśmy uniwersalny film o tym, że pewne pary mimo udanego życia seksualnego kochankami nigdy nie są, nigdy nie były i nie będą.
A ja znów w sprawie bloga. Trochę zaczynam się robić marudny, ale jako artystka na pewno rozumiesz konieczność doskonalenia i wybłyszczania formy aż osiągnie pożądany kształt.
Znów musiałem się przeprowadzić, ale tym razem obiecuję, że będzie to przeprowadzka ostateczna. A więc: http://www.marcinkrolik.bloog.pl. Kiedy zobaczysz stronę, na pewno zrozumiesz moje grymasy.
Jest tam wszystko, co na pierwotnym blogu. Jeszcze raz przepraszam wszystkich za zamieszanie i obiecuję, że więcej się ono nie powtórzy.
ok, udało mi się wkleić próbny komentarz, ale nie można wstawiać linka do swojej strony, a próbowałam nie dla tego by sie reklamować, tylko, że jest taka rubryka. Ja usuwam, jak link nie jest do własnej strony.
U mnie jest blog nastawiony na konieczność podania maila. A wewnątrz pokazują się obrazki przyporządkowane każdemu komentarzowi. Jeśli komentatorzy dają te same adresy, to są te same obrazki. I mam tematykę morską bardzo śmieszną. I tak to dziwnie się układa, że wrogie komentarze są z obrazkami drapieżników morskich, a przychylne z miłymi. Wanda Niechciała to różowa rozwielitka.