Borys Lankosz/Andrzej Bart “Rewers” (2009)

Nie, film nie jest arcydziełem, nie jest filmem wartościowym, jak chce chór propagatorów tego filmu.
Jest z wszech miar produktem szkodliwym w czasach, w których przyszło nam żyć, polegającym na wykorzystaniu potencjału twórczego wchodzącej w świat sztuki młodzieży do uniewinniania grzechów ich rodziców i dziadków.

Sztandarowym przykładem młodego literata wydelegowanego do konsekwentnego zmieniania wymowy etycznej i moralnej ponurych czasów, w których żyli nasi przodkowie jest pisarz i poeta Jacek Dehnel, który na łamach poetyckiego portalu nieszuflada film wywyższył i namaścił i jak typowy prowodyr wskazał swoim ciemnym zausznikom, kogo czcić mają.

Wymowa „Rewersu” Andrzeja Barta nie różni się więc od „Lali” Jacka Dehnela, dzielącej świat na tych złych: nieokrzesanych chłopów i równocześnie miejskiego proletariatu, i tych dobrych: polskiej inteligencji, która strzegła wartości najwyższych, przechowując je przy pomocy sprytnych forteli, aby dzięki takiemu ich „ocaleniu” mogły powstawać w dalszym ciągu utwory z pobudek szlachetnych, a nie chamskich.
Walenrodyzm zmieszany z prostytucją miałby więc w przyszłości nieść oczyszczenie, czyli jak na spowiedzi, teraz świadomie grzeszę, a potem się będę rozliczał.

Podanie sobie ręki przez pokolenia, ten uścisk tzw. sztamy, dzieje się w „Rewersie” w symbiozie artystycznej Borysa Lankosza z Andrzejem Bartem. Pierwszy jest niewinny, bo nie doświadczył komunizmu, drugi jest w nim zrodzony, ale kreuje się na Odyseusza, który fortelami zwyciężył mętne wody komunizmu i dopłynął do wolnej ojczyzny, by móc w swobodzie twórczej się uczciwie wypowiadać o czasach minionych.
I z takiej spółki powstaje film ślepego z cwaniakiem.

Tytułowy rewers to symboliczna druga strona złotej monety przechowywanej w kiszce stolcowej przez starą pannę Sabinę wywodzącą się z przedwojennego mieszczaństwa, z rodziny aptekarzy. Zaraz nasuwa się film Emira Kusturicy („Czas cyganów ”), gdzie tym sposobem przemycano przez granicę diamenty i ten odbytowo kałowy motyw kino eksploatowało już na różne sposoby, wykorzystując fakt, że pomysł kina zapachowego zaniechano i jeszcze na całe szczęście nie jest wprowadzony do dystrybucji powszechnej.
Ale nie to jest ważne, że ta obrzydliwość jest symbolem, czy jak chcą recenzenci, metaforą. Szkodliwość polega na złym użyciu symbolu, symbol jest w złej służbie. Być może histeria rodziny spowodowana strachem nielegalnego posiadania złota, zakazanego obywatelom szczegółowym ukazem, miała uzmysłowić widzowi, że ludzie, którzy aby przeżyć wojnę, łamali prawo. Powstanie Warszawskie, w którym Sabina nie brała wprawdzie udziału, ale umiejętnie repetuje broń i świadkowała jego skutkom, na planie filmu udaje, że nie zna świta, w którym jeszcze wczoraj przebywała. Że w czasie małej stabilizacji stalinowskiej, gdzie reżim powoli zaprzęga przeciwną mu inteligencję do swoich spraw każąc dzieciom przedwojennych aptekarzy wejść w propagandę plastyczną (syn patriota maluje portrety aparatczyków „dla chleba”, jakby na ten chleb nie dało się inaczej zarobić) i literacką (Sabina), i się ustawicznie bać, chodzić drobnymi kroczkami po domu, jąkać się, udawać przed najbliższymi, którzy najlepiej to udawanie rozszyfrują, kogoś innego. W jakim celu strach przed własnym cieniem odgrywany w pracy i na ulicy jest jeszcze eksponowany w domu? Czemu te dziwaczne metamorfozy służą? Oszukaniu widza, siebie, narzeczonego, babci? Sabina, skoro widziała niejedno podczas okupacji hitlerowskiej, płoni się jak gimnazjalistka widząc biurowy seks, boi się dentysty i musi otruć trzęsącymi rękoma ukochanego, skazując go na potworne męki, któremu pięć minut wcześniej oddała swoje dziewictwo. Do czego twórcom filmu służy taka niekonsekwencja w budowaniu absurdalnej postaci kobiecej, bohaterskiej Polki, kontynuatorki równie absurdalnych polskich dziewic literatury powstańczej, produkowanej w czasie zaborów? Dlaczego ta astronomiczna głupota, zniszczona heroicznie, zdawało się, raz na zawsze przez Gombrowicza, jak hydra odradza się na naszych oczach? Skąd w dwudziestym pierwszym wieku bierze się taka horrendalna głupota polskich artystów skłonnych do afirmowania zła i zbrodni? Co zmusza ich do namaszczania postaw ludzkich tak skompromitowanych i tak etycznie wątpliwych? Dlaczego piekielna rodzinka zwykłych zbrodniarzy pokazana jest tak przychylnie i ciepło, z patriotycznym pobłażaniem? Czy to ma dowodzić, że w okresie stalinizmu nie było ludzi, którzy nie mordowali? Że jesteśmy wszyscy potomkami zbrodniarzy? Czy to jest uczciwe wobec skromnych ludzi, którzy pracowali na bardzo poślednich, poniżej swojego przedwojennego wykształcenia stanowiskach i nikogo nie mordowali? Relatywizm? Mniejsze zło? Co przyzwala na aprobatę czynu Sabiny, jej rozgrzeszenia, powiedzeniu: zuch babka, ale dała temu ubekowi do wiwatu, brawo!
Co upoważnia do afirmowania ewidentnej zbrodni na młodym człowieku, który pracował przecież w branży bardzo podobnej do tej w jakiej pracowała morderczyni Sabina w wydawnictwie „Nowina” w 1952 roku, w czasie, kiedy żadne literackie wydawnictwo nie mogło nie realizować innych, oprócz wytycznych Partii. Były to synekury skutecznie inwigilowane i kontrolowane przez aparat. Zakochana w szefie Sabina jest ze swoją „uczciwością” śmieszna. Skąd postać sympatycznego redaktora, w obronie którego Sabina dopuszcza się tak bestialskiej zbrodni? I jak wytłumaczyć tę chytrość szlachetnej rodziny o korzeniach „właściwych”, jak sugeruje film, w dywagacjach przy ciąży Sabiny o mającym narodzić się bękarcie, który, jak widać w dalszej części filmu, poradził sobie w życiu świetnie?

Przyzwolenie, jakie dają twórcy filmu na takie, a nie inne spojrzenie na naszą najbliższą, determinującą nas historię, jest straszne.
Przerażenie budzi nie film, bo artysta ma prawo do swojej wizji świata, ale jego recepcja.
Sieciowych głosów aprobujących film nie brakuje, zachwytów jest co niemiara, a liczne nagrody i wysłanie filmu do Oscara za ocean chroni go, wspiera i promuje.

Film jest dokładnym odzwierciedleniem stanu ducha dzisiejszego standardowego Polaka, który wybierze zawsze skłamany kicz, który w pokrętny sposób, na miarę inteligentnego krętacza usprawiedliwi każde cywilne świństwo, byle by potwierdziły się ich rodowe opowiastki, pełne rozkładania rąk, że przecież się inaczej nie dało.
Ale to, że dopuszczamy dzisiaj do głosu opowieści katów (Sabina), robiąc z ofiar jedynie materię do tych opowieści (obojętność wobec śmierci zmanipulowanego chłopaka) jest przecież tylko wielkim narodowym zmarnowaniem, krótkowzrocznym i krótkotrwałym, bo przecież w dobie zaawansowanych technik badawczych i archiwizujących, odkłamanie historii to już tylko kwestia czasu.
Pytania, skąd przyszliśmy, gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy, to nie tylko prywatna sprawa polskich artystów, którzy dzisiaj w kinach dają świadectwo prawdzie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na Borys Lankosz/Andrzej Bart “Rewers” (2009)

  1. WS pisze:

    Ewo. Oglądam ten film Twoimi oczami, bo swoimi nie będę miała okazji i przyznaje Ci całkowicie rację, chociaż problem jest mi zupełnie obcy. Przez całe swoje ówczesne życie, aż do stanu wojennego, nie zetknęłam się z żadnym ubekiem twarza w twarz, ani z koniecznością wyboru. Wybór był oczywisty – nie należeć, a rezultatem tego wyboru była nędza, ale nic to.
    Wydaje mi się, że swoje recenzje piszesz na gorąco, bezpośrednio na blogu i wklejasz nie czytając, bo musiałam się odrobinę nabiedzić.

    “Powstanie Warszawskie, w którym Sabina nie brała wprawdzie udziału, ale umiejętnie repetuje broń i świadkowała jego skutkom, na planie filmu udaje, że nie zna świta, w którym jeszcze wczoraj przebywała”
    W tym zdaniu Powstanie Warszawskie jest podmiotem, a “udaje” orzeczeniem, dlatego trzeba to sobie samemu zredagować, czytając zdanie dwukrotnie.
    ” W czasie, gdzie reżim…” powinno być chyba “kiedy reżim”
    Nic już wiecej nie wychwyciłam, bo pochłonęło mnie czytanie.

  2. Ewa pisze:

    Wielkie dzięki za redagowanie, może poprawię, a może nie, bo nie mam zupełnie czasu, wszystko piszę w biegu i jak zauważyłaś, a vista.
    Film będzie na pewno w telewizji, to może skojarzysz, o co mi chodziło. Bohaterka, zamiast zrezygnować z pracy, w której byłaby zobligowana donosić na szefa, bestialsko morduje ubeka już na pierwszej rozbieranej randce. W filmie „Dług” Krauzego decyzja mordu jest przynajmniej pokazana jako sytuacja bez wyjścia. Tu wyjście jest i to bardzo proste, a mimo to twórcy filmu wyraźnie aprobują ten według nich bohaterski czyn. To chyba jest wyraźna wskazówka dla dzisiejszych literatów, jak mają walczyć o posadę w wydawnictwie.

  3. WS pisze:

    Problem w tym, ze w Otwocku nie ma kina, ja nie mam telewizora, a więc w tej dziedzinie poruszam się po ciemku. A przecież kiedyś należałam do ekskluzywnych klubów filmowych i zdawałam do Szkoły Filmowej w Łodzi. Trochę się na tym znałam. Pisałam scenariusz, a jakże (trzy strony).

  4. Ewa pisze:

    Wiesz, dla mnie Twoje tłumaczenie brzmi jak tłumaczenie neurotyka, który mówi, że nie zrobił w życiu wielu rzeczy bo miał do szkoły pod górę.
    Jednak, jeśli to jest Twój świadomy wybór całkowitej izolacji jak u Emilly Dickinson, która siedziała całe życie na dupie w jednym pokoju i pisała arcydzieła nie kontaktując się ze światem, to nie możesz zabierać głosu o tym, co się dzieje na zewnątrz, bo własne przeżycia i ten dostępny wycinek, który człowiek, jako jednostka doświadcza, jest niewystarczający do diagnozowania czegokolwiek. Mało, jest zazwyczaj mylny. Tak jak szczura kościelnego, który myśli, że kadzidła przy ołtarzu są dla okazania jego wielkości.
    W necie jest bez liku materiałów o tym filmie. Na YouTube dużo fragmentów. Polecam wywiad z reżyserem:
    http://www.rp.pl/artykul/312088,391649_Oswajanie_zlych_duchow_historii.html
    ze względu na mizdrzącą się reporterkę Barbarę Hollender.
    A jeśli chodzi o filmy, to wejdź na YouTube, na stronę filmów i tam jest już dużo filmów w całości. Ja regularnie oglądam z tej strony starego Disneya i to tylko Wilfreda Jacksona.
    polecam np z 1934: „Bogini Wiosny” (Goddess of Spring)
    http://www.youtube.com/watch?v=lqQuNK68F98

  5. WS pisze:

    Dobra. Nie będę się już zwierzać.

  6. Ewa pisze:

    No nie wiem. Chyba, że chcesz, by się internauci złożyli na zakup dla Ciebie telewizora. U nas na śmietniku ciągle jest jakiś telewizor do zabrania, ale jego transport do Otwocka byłby droższy, niż zakup w lombardzie.

  7. WS pisze:

    Ja nie z biedy. Też wyniosłam na śmietnik.

  8. Ewa pisze:

    Może to była decyzja zbyt pochopna, usunięcie telewizora z domu. Skoro piszesz, że biblioteki nie kupują nowości, kina nie ma, masz słaby Internet do ściągania filmów, to telewizor może te braki zastąpić, szczególnie, jak się ma programy satelitarne. To wszystko zależy, gdzie się mieszka. Jest taka różnorodność w możliwości uczestniczenia dzisiaj w kulturze, że trudno uwierzyć w brak dostępu.
    Fakt, że nie zawsze się chce. Ja bym na blogu nie pisała żadnych recenzji, ale nikogo moja twórczość nie obchodzi. Dzięki nim oglądalność bloga mam większą, bo wchodzą ludzie z wyszukiwarki szukając hasła.
    Jako samotnie prowadząca blog muszę sobie jakoś radzić.

  9. Grazyna pisze:

    Trafilam tu przypadkiem ale mam ochote napisac kilka slow (bez polskich liter za co przepraszam).

    Mile Panie,

    “Rewers” jest filmem bardzo dobrym. Warszatatowo najlepszym od lat jaki ktos zrobil w Polsce. A filmow nie ocenia sie w kategoriach moralnej prawdy lub prawdy historycznej. “Rewers” jest filmem w kategorii fikcji literackiej a nie dockumentem. Fakt ze talent modego chlopaka wykorzystuje stare pokolenie do wybielania sie, lub leczenia ran , jest oddzielnym temetem do dyskusji. (i tu sie zgadzam z opnianmi Ewy).
    No coz to jest “Rewanz”
    Grazyna

  10. Ewa > Grażyna pisze:

    Przykro mi Grażyno, ale trafiłaś akurat na blog, gdzie właśnie ocenia się dzieła artystyczne pod względem moralnym. Nie interesuje mnie tak bardzo strona estetyczna której w dobie zaawansowanego technologicznego rozwoju, nie jest trudno być poprawną, a nawet piękną i przyciągać widza do kina. Tu już wielokrotnie pisałam, że artyzm Leni Riefenstahl nigdy nie odkupi kolaboracji ze zbrodnią i nie ma takiego wyższego dobra, jakim jest sztuka, by musiała wspierać zachowania nieetyczne. Ten blog powstał wyłącznie po to, bym mogła mieć nareszcie możliwość osądu. To mi jest psychicznie bardzo potrzebne.
    Andrzej Bart jest moim rocznikiem i deprawuje młodsze pokolenie, które zna z racji połowy przeżytego życia, prawdy tylko połowiczne.
    Zapraszam Grażyno do dyskusji o wierszach Jarosława Klejnockiego w czwartek. Będziemy omawiać jego tomik „Victoria”. Wanda Niechciała komentuje tu dział poezji. Jest teraz wprawdzie na eksperymentach medycznych i nie wiem, czy to nie zniekształci jej odbioru poezji Klejnockiego, będzie pisała ze szpitala, – ale blogi pisze się jak wyda, wszyscy jesteśmy uwikłani w normalne życie.
    Serdecznie zapraszam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *