Nic biel nie powie, pragnienia są wycieńczone.
To, co zostało jeszcze, to jest kartek koniec:
przejdą w rozrzedzenie. Przejdę na stronę,
o której nic nie wiem.
Treść się rozproszy, rozcieńczy. Trop straci
koneser, kiper, smakosz. Gdyż powinowaci
odeszli, się zgubili w kartkowej zamieci
strony nie są z motyli…
Strony, to nie sztywne czworoboki
bunkrów ochronnych. To niedbałe kroki
pożądań. To intymność, która z każdym rokiem
gromadzi swoją inność.
Tak niewiele znaczy, jeśli się spodziewasz
i tak wiele, gdy kartki wisiały na drzewach
rajskiego dziwoląga. Ach, to tylko rewanż
za chłód, co nadciąga…
A ja przeczytałam i to bardzo uważnie, wielokrotnie. Nie mam zwyczaju rozbierać wierszy na części. Tego wiersza nastrój przyjmuję w całości.
Cóż, nastrój wiadomo, minorowy.
To takie preludium przed następnym obrzydzeniem.