Pascal Quignard ” Życie sekretne”

Ostatnia książka Quignarda jest jak zwykle o miłości.
Krzysztof Rutkowski we wstępie zapewnia, że literacko ma strukturę utworu muzycznego.

Miłość – tę nieśmiertelną, prawdziwą, jedyną i nadprzyrodzoną – a do innej pióro Quignarda się nie poniża – smakuje na różne sposoby.
Przetykana jest Literaturą, Śmiercią, przede wszystkim Milczeniem.

Brama ludzkiej mowy jest troista: sen, milczenie, nagość.

Nagość, potrzeba obnażania się kochanków, według autora jest jedyną szansą wymiany myśli i komunikacji.
Ilustruje to przykładem Odyseusza, który dopiero po nocy z Penelopą po dwudziestoletnim rozstaniu opowiedział swoje przeżycia.
Mężczyzna nigdy nie powinien zwierzać się kobiecie, która mu się nie oddała naga. Kobieta nie powinna nigdy zwierzać się mężczyźnie, który jej się nagi nie oddał – pisze Quignard kategorycznie.

Drugi postulat, Milczenia, jest jeszcze trudniejszy do realizacji.
Właściwe, zgodnie z tytułem książki, milczeniem autor próbuje otworzyć wszelkie zagadki tajemnicy miłości, która, jak zapewnia, jest synonimem literatury i tworzenia.
Patrząc na bogaty dorobek pisarza, starszego ode mnie zaledwie o cztery lata, hymn na cześć milczenia nie brzmi wiarygodnie i przypomina lisie zabiegi odnośnie pisarskiej konkurencji, by się nie spieszyli, nie pisali, a milczeli.

Opasłe kompendium wiedzy o miłości, napisane po tym, co już napisali Denis de Rougemont i José Ortega y Gasset, a przede wszystkim wielokrotnie cytowany Sthendal, próbuje na nowo rzecz rozwikłać, chociaż nie wiadomo, czy wiarygodnie.
Może to jest męski punkt widzenia, że kopulujący mężczyzna łączy podświadomie ten czyn z matką i porodem.
Wszelkie fragmenty próbujące uwiarygodnić zasadność pytania “skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy”, jak zwykle pozostają w rejonach sztuki, a nie wiedzy.

Dzięki pięknemu tekstowi, jaki Quignard prezentuje przechadzając się po tematach z żarliwością odkrywcy, a nie arbitralnych analiz – co się natychmiast czytelnikowi udziela – wchodzimy w intymny świat autentycznego doświadczenia autora.
I to indywidualne jego kochanie, szczególnie to wczesne (okres przed mutacją chłopięcą), wprowadzają czytelnika w prawdziwe szaleństwo miłości pełnej, czyli związku ciał i dusz.
Romans chłopca z nauczycielką muzyki, nieprzeciętnie utalentowanej artystki, miłośnie przekazującej nie tylko tajniki gry na skrzypcach, ale i alkowy, jest, jak zapewnia autor, nieśmiertelny. Istnieje ponad śmierć, ukończone życie kochanki, istnieje we wszystkich jego późniejszych związkach miłosnych.

Pogratulować trzeba Quignardowi wyodrębnienia cech wspólnych przeżyciu każdego, kto doświadczył miłości skrywanej, niedozwolonej, niejednokrotnie niechcianej, a danej zewnętrznym, jednoznacznym imperatywem.
Wszelkie osobności miłości, alienacje społeczne, aspekt arystokratyczny, każący unikać innych ludzi, poszukującej bezustannie zespolenia w jakiejkolwiek bądź postaci z kochanym obiektem, to miłość przede wszystkim dwóch przeciwnych płci, gdzie, wbrew Platonowi dąży się do odrębnego, a nie zespołowego przeżycia.
Poprzez opis grzechu pierworodnego, który bądź co bądź odbył się jednak w Raju, a nie na wygnaniu, autor opowiada się po stronie miłości fizycznej, czyli pełnej.
Brak zespolenia fizycznego, opisanej impotencji Sthendala – jego „fiasko”, to też, według Quignarda, symptom przekraczania i nadmiaru, a nie braku.

Miłość, mówi autor, mimo tragicznej i przerażającej zazwyczaj dramaturgii, mimo smutkowi i zawsze nieszczęśliwemu aspektowi przeżycia, niesie z sobą życie.
Jest to więc hymn na cześć Tristana i Abelarda, i własnych uwikłań, których ślady napotykamy co krok w książce.
Ale najbardziej zagadkowe jest milczenie, w pojęciu autora najbardziej pojemne i najgłośniejsze. Milczenie miłości, symbolizowanej w Piśmie rzezią niewiniątek i ukryciem niemowlęcia przez Rodzinę Świętą, to też i konspiracja i ciągłe zagrożenie.
Społeczeństwo nie toleruje miłości, ta anarchiczna manifestacja zagraża jego strukturze, przez co ciągle jest prześladowane i zagrożone:
I miłość, która jest ruchem oporu i rebelią. Uderzenie mimowolne, uderzenie piorunem, monogamiczne i nieskończenie wierne, niczego nie mające wspólnego z zoologiczną chucią, ani tym bardziej z chutliwością społeczną.

Miłość jest nie tylko powrotem do początku, czego kosztuje człowiek naprawdę zakochany.
Jest jedynym doświadczeniem człowieczym, które omija czas, zarówno w sferze mentalnej (sny, zespolenia kochanków w marzeniu), jak i fizycznej (poród, ciężarna Ewa, wchodzenie mężczyzny w kobietę).
Quignard cytuje na tę okoliczność pokonania przez człowieka bolesności przemijania i wymiany pokoleń iluminacyjne zdanie Mariny Cwietajewej: Bo każde wspomnienie ma swe pra-wspomnienie, Swego przodka i swego naddziada.

Nieszczęśliwie zakochanym pozostaje jeszcze zastępczo pisać i czytać:
Miłość wymaga bycia na uboczu, podobnie jak myśl wymaga bycia na uboczu, podobnie jak czytanie wymaga bycia na uboczu, podobnie jak muzyka powstająca w milczeniu, podobnie jak śnienie powstające we śnie. (…) Tłumaczenie, czytanie, interpretowanie, komponowanie, granie, pisanie polega zawsze na wydobyciu czegoś z praegzystencji.

Oraz odpowiednie, na tę dzisiejszą, sylwestrową noc zdanie Waltera Beniamina: Dawne spotyka Dzisiaj w rozbłysku, by stworzyć nową konstelację.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *