Herta Müller (Nobel 2009) „Lis już wtedy był myśliwym”

Powieść Herty Müller złożona jest z 33 rozdziałów, pisanych spontanicznie, potwierdzają się tu słowa pisarki w wywiadzie: słowo rodzi słowo, słowa same wiedzą, jak kierować pracą pisarską.
Wygląda to tak, jakby artystka odtwarzała jedynie obrazy, które tłoczą się w jej wnętrzu i tylko rzetelnie i uczciwie wpisywała je w powieść. Z tych – najczęściej przy dużych zbliżeniach na przedmioty, owady, części ciała zwierzęcego i ludzkiego – często są to włosy – elementów, jak w patchworku, wykonana jest cała, pisarska robota.

Sposób odtworzenia zbrodni komunistycznej wybrany przez pisarkę jest o tyle odpowiedni, że opisywana materia lat szarości i w niej stabilności, jest monotonna. Niewiele się dzieje, zło jest ukryte i nie tak spektakularne jak zbrodnia hitlerowska holokaustu czy wojenna pożoga z jej destrukcją, pożarami i bombami.
Tu mamy pozorne budowanie. Reżim Ceausescu spłaca długi. Jedyny z Bloku Wschodniego dyktator kontynuuje linię stalinowską i ciężar tej bezwzględnej polityki sprzecznej nawet z ZSRR nosi społeczeństwo.

Szykany dnia codziennego, jak nagły brak prądu, wody i podstawowych produktów żywnościowych, są obrazowo wtrącane mimochodem jako oczywistość orwellowskiej społeczności, do czego się już wszyscy przyzwyczaili:

„(…)Na klatce schodowej nie ma okna, na klatce schodowej nie ma dziennego światła. Na klatce schodowej nie ma prądu. Winda wisi między piętrami na górze.(…)”

Łączy się to nie tylko z kłopotem chronicznym, ale i niejednokrotnie z ostatecznym:

„(…)że jego żona poprzedniej nocy zmarła podczas przerwy w dostawie prądu. (…)
Odpada więc już złuda nowego wspaniałego świata: peryferia rumuńskiego miasteczka wokół fabryki i szkoły zieją bezmierną brzydotą, rozpadem budynków, natomiast pozostaje monitorowanie bezustanne mieszkańców. Tak dzieje się przy opisie pracy portiera w fabryce drutu, gdzie zatrudniona jest Clara, tak jest w czasie nauki w szkole i przy zbiorze pomidorów przez uczniów, gdzie uczy Adina. I taka jest praca Pavela, tajniaka Securitate, kochanka Clary.

Metafora tytułowego lisa, który w powieści występuje w postaci to futrzanego kołnierza, to dywanika, towarzyszy, jako komentarz, całemu utworowi.
Figura lisa ma wieloznaczną funkcję. Symbolizuje rozpad nie tylko degradowanego opresją społeczeństwa, ale i samej opresji:

„(…)Córka służącej przed dwoma tygodniami dostała od żony oficera płaszcz z futrzanym kołnierzem. To jest futro z lisa. Wiszą przy nim dwie łapy, można je zawiązać pod brodą. Łapy mają poduszeczki i brązowe, błyszczące pazury. Para z fabryki piwa pachnie tak jak ten kołnierz z lisa. Adina musiała kichnąć od tego zapachu. A córka służącej powiedziała, że to jest naftalina. Kiedy futra nie pachną naftaliną, powiedziała, wtedy w lecie pojawiają się na nich szkodniki. Objadają włosie. Włosy nie odpadają w szafie. Siedzą jak przyrośnięte i czekają, aż się weźmie futro do ręki. Wtedy odpadają dużymi płatami jakby łysiały. W ręce zostaje tylko naga skóra, koścista skóra. Skóra jest pokryta maleńkimi piaskowymi ziarenkami, grysikiem. Córka służącej zaśmiała się, jej ręka bawiła się lisimi łapami przy kołnierzu.(…)”

Zapowiada zamianę ról. Lis w postaci rozpadającej się materii, staje się tytułowym agresorem, zwiastuje powstanie w Timisoara w grudniu 1989 i wydarzenia, które doprowadziły do upadku dyktatora Ceausescu. Bohaterowie Adina i Paul po ucieczce przed aresztowaniami na wsi w czarno-białym telewizorze oglądają tłumy pod Komitetem Centralnym:

„(…) Jego ręce drżą, włącza telewizor, Ceausescu nie mógł wygłosić przemówienia, mówi, ludzie go zakrzyczeli, ochroniarz wciągnął go za kurtynę. Adina płacze, na ekranie rozpływają się kamienne kostki i okna, Komitet Centralny, a przed nim płaszcze, stłoczone, tysiące płaszczy rozpływają się jak pole, w górze nad nimi krzyk. Policzki Adiny płoną, jej broda się rozpuszcza, jej ręce są wilgotne, małe krzyczące twarze są smugą z oczu, patrzą w górę na niebo. On ucieka, krzyczy Liviu, on chce uciec, on nie żyje, krzyczy Paul, jeśli ucieknie, już nie żyje.
Nad balkonem Komitetu Centralnego wisi w powietrzu helikopter. I robi się coraz mniejszy, pływający szary koniec szpilki, który znika.
Na ekranie stoi puste czarno białe niebo.(…)”

Lisem posługują się tajniacy do nieustannego, sadystycznego dręczenia Adiny wchodząc w czasie jej nieobecności do mieszkania tnąc i niszcząc cenny dywanik:

„(…)Mężczyzna daje jej znak ręką. Podchodzi do szafy, klęka na podłodze. Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyjmuje brzytwę. Rozwijają, kładzie papier przy swoim kolanie. Odcina lisowi prawą tylną łapę. Zwilża czubkiem języka palec wskazujący i zbiera z podłogi obciętą sierść. Pociera o siebie kciuk i palec wskazujący i robi z sierści twardą kulkę, wpuszcza kulkę do kieszeni kurtki. Zawija brzytwę w papier i wkładają do wewnętrznej kieszeni. Układa odciętą łapę przy lisim tułowiu.
Wstaje, patrzy z góry, czy widać ślad cięcia. Wchodzi do łazienki. Podnosi klapę ubikacji. Spluwa do muszli klozetowej. Sika, nie spuszcza wody, opuszcza klapę. Idzie do drzwi mieszkania i otwiera je. Wystawia krótko głowę na korytarz, wychodzi. Zamyka drzwi mieszkania na klucz.(…)

Za Adiną chodzą tajniacy. Dają jej do zrozumienia, że jest nieustannie inwigilowana. Przez ordynarne zaczepki na ulicy nie tylko robią sobie przyjemność umilając rutynę i nudę dnia, ale równocześnie niszczą bezpowrotnie jej poczucie bezpieczeństwa:

„(…)Zapłacę ci, woła za nią, dam ci sto lei, naszczam ci do ust.(…)”

Adina w swym zaszczuciu i zastraszaniu, gdy po powrocie z pracy zastaje obciętą kolejną nogę lisa, dręczona i ponizana też przez na piętnujących ją funkcjonariuszy za romans z opozycjonistą, może właśnie dzięki lisowi nie ulega, domyślając się słabości i względności całego systemu:

„(…)Zapytałam, czy mogę zobaczyć strzelbę. Myśliwy odłożył lisa na stół i wygładził mu futerko. Powiedział, do lisów się nie strzela. Lisy wpadają w sidła. Jego włosy i broda i włoski na rękach były rude jak lis. Jego policzki też. Lis już wtedy był myśliwym. Kiedy żyje się w strachu, włosy i paznokcie rosną szybciej, widać to po wygolonych karkach dzieci.(…)”Dużo miejsca w powieści Müller poświęca klasie rządzącej, oszczędnie jednak sygnalizując jej życie ponad stan w oficerskim kasynie, szczególnie drastyczne w morzu nędzy pracujących na etatach obywateli. Donosi o tym jedna z postaci, córka służącej, nauczycielka, która dzięki pracy swojej matki w oficerskiej rodzinie zna ich poziom życia i dostaje pracę w szkole.
Oko Müller przesuwa sie też wyrywkowo po mieszkaniu Pavela, jego rodzinie, wyposażeniu domu, delikatesowych, zagranicznych wiktuałach, które codziennie przynosi swojej żonie. Ledwo napomknięty jest fakt aborcji w szpitalu jego kochanki, Clary, zabiegu formalnie zakazanemu ustawą państwową. Pokazane jest wszystko, jako coś zwyczajnego, mechanizm oczywistości społecznego podziału, który jest niesłychanie wygodnym i stanem.

„(…) „ A lis, mówi Adina, czy powiedział ci, dlaczego tną lisa. On cię pieprzy na zlecenie, chciał mieć nas obie, mówi, jedną w lecie, drugą w zimie, on ma, kiedy wstaje rano, dwie myśli w głowie, jak dwoje oczu — dla mężczyzn twardnieje mu pięść, dla kobiet kutas.(…)”.

Przyzwolenie na stan panującej niewoli dokonuje się w milczeniu. Im większy wewnętrzny sprzeciw, tym zamknięcie zewnętrzne prześladowanych ludzi jest większe. Syn, który przystąpił do Securitate może już mówić i może o tym opowiedzieć. Jest już „wyzwolony”:

„(…)Z moim ojcem nie można było się kłócić, mówi Pavel, kiedy był wściekły, milczał. Całymi dniami nie odzywał się ani słowem. Matka szalała. Raz odciągnęła go od stołu, przycisnęła mu twarz do lustra i rozburzyła włosy. Spójrz na siebie, krzyczała, ale jemu nawet nie drgnęły oczy, wydaje mi się, że się nie widział, patrzył przez lustro na wylot. Jego twarz skamieniała. Kiedy ona oderwała ręce od jego włosów, głowa opadła mu do tyłu. Wtedy ojciec zobaczył, że ja stoję w lustrze. Powiedział bardzo cicho, każdy człowiek ma kawałek żaru w ustach, dlatego każdemu trzeba patrzeć na język. Gniewne słowo może w jednej chwili więcej podeptać, powiedział, niż dwie stopy przez całe życie.(…)”Mimo tzw. happy endu, gdy reżim upada i spontanicznie u zaszczutych bohaterów następuje radość: całowanie telewizora, picie wódki, tańczenie wokół stołu i łzy radości we wspólnych uściskach, a na ulicach po masakrze i zbiorze trupów zapalają się świeczki ukojenia, w tle słychać zakazana pieśń „Obudź się, Rumunio, ze swego wiecznego snu”, nic nie jest takie oczywiste.
Nie jest nawet rozpoczęciem. Rany zabliźniają się źle, rewolucja rumuńska, mimo ogromnych kosztów, niewiele zmienia. Dywanik z lisa Adiny znowu zostaje pocięty. Główni bohaterowie wprawdzie rytualnie wkładają lisa do pudełka po butach i z zapaloną świeczką wrzucają do wody rzeki, ale to nie jest zakończenie. Można tylko powierzchownie zamknąć pewne rzeczy i od nich się odciąć.
Następuje bowiem tylko lekki retusz po przejściu wichru Historii, która okazała się zaledwie wicherkiem. Oficerowie tajnych służb pouciekali:

„(…)On nie strzelał, mówi Clara, jest za granicą. Jej powieki opalizują niebiesko, mam paszport, mówi, co mam zrobić.(…)”

A w miasteczku z lekkimi zmianami jest po staremu:

„(…)Córka służącej jest dyrektorką, dyrektor jest wuefistą, wuefista jest przewodniczącym związków zawodowych, fizyk jest pełnomocnikiem do spraw przemian i demokracji(…)”Tylko starą pieśń patriotyczną „Obudź się, Rumunio” można już śpiewać bez zakazu. Jej patos wplątuje bohaterów w niezamierzony etos, który nigdy nie był ich zamiarem. Oni chcieli tylko normalnie, po ludzku, żyć.

cytaty w przekładzie Alicji Rosenau

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *