„21 gramów” był doskonałym dowodem na istnienie Boga.
Drugi z tryptyku – ”Amores Perros”- bardzo dobrze przedstawia mondehoof na swoim religijnym blogu.
Nie inaczej jest z zobaczonym dzisiaj filmem „Babel”.
Trudno mi trochę ochłonąć. Takie filmy się nie ogląda lecz przeżywa i wszelkie opisy nie bardzo mają sens. Recenzje podkreślają biblijny grunt, na której tytułowa Babel jest wzniesiona. Dla mnie to tylko dowód, że można kręcić wspaniałe, głębokie i wbrew przewrotnemu tytułowi, bardzo komunikatywne filmy i nie popaść w patos, śmieszność i moralizatorstwo. Na film, jak i wszystkie części tryptyku składają się mini opowiadania splecione ze sobą kunsztownie. Uniwersalizują humanitarne przesłanie, że tak naprawdę jesteśmy wszyscy tacy sami, a nasz los jest kruchy. Nasza głupota jest raczej błędem, pomyłką, brakiem czujności nad odpowiedzialnością daną nam pod opiekę.
Sandor Marai pisał, że nawet, jak nas przypadkowo przejedzie tramwaj, to też jest to nasza wina, bo byliśmy nieuważni.
I o tym jest ten piękny film.