Ważność: niebagatelny stan istnienia
gdy czas po polach słomę toczy ściśniętą kształtem geometrii.
Jestem. Masz dowód, że mnie nie ma? Jeśli przetoczył się mój przesyt,
to przecież ślad odsłania prześwit.
Warstwy nakłada mylność złudy,
dokopać się do sedna trudno, a transparentność jest w zasięgu.
Wystarczy spotkać czas, gdy rudy staje się sierpień w śmierci dreszczu
niewoli walców i okręgów.
Linia to wymysł. Konstelacja
się sypie. Wciąż spadają gwiazdy, imaginacja nic nie zdoła!
Żałosna jest wciąż imitacja, bułkę uchroni srebrna folia.
Śmieszne są wody kręgi, koła,
nieba infekcji. Szyfr nocnych znaków
bezużyteczny dla profana. Robaków rój świecących w rękach
ściśniętych, prześwitem tylko. Mnie spotkać, to zawołać,
by echem wrócić w własnych dźwiękach.