Scorpions – “Wind Of Change” tłumaczyła z angielskiego Ewa Bieńczycka

Spaceruję Moskwą
gdzie Gorkiego Park
w dole wiatr zmian słyszę.
W noc, w sierpniową ciszę
obok mnie żołnierze
idą. A ja wiatr zmian słyszę.
Świat się skurczył dziwnie
czy to jest możliwe
być blisko wśród braci? Oni nie zamknięci?
Przyszłość jest w tym wichrze,
czuję, wchodzi w ciszę
wiatr zmian, który słyszę.
Daj mistycznej porze
noc i w jej splendorze
dzieciom przyszłość śni się,
wiatr zmian słyszę.
Brnąc ulicą wstecz
pamięć rzucam precz
niech na zawsze pogrzebią ją w trumnie!
Spaceruję Moskwą
w Park Gorkiego, prosto,
tam wciąż wiatr zmian słyszę.
Daj mistycznej porze
w noc i w jej splendorze
dzieciom przyszłość śni się,
bowiem wiatr zmian słyszę.
Z tobą i ze mną
w tej nocy splendorze
dzieciom przyszłość śni się,
wiatr zmian wciąż słyszę.
Wiatr zmian, który słyszę
w dziejowe oblicze
jak huragan mknie
bije wolność w dzwony
mózg jest wyciszony
w bałałajek tony
wchodzi ma gitara!
Z tobą i ze mną
w nocy splendorze
dzieciom przyszłość śni się,
wiatr zmian wciąż słyszę.
Z tobą i ze mną
w nocy splendorze
dzieciom przyszłość śni się
wiatr zmian wciąż słyszę.
Scorpions – Wind Of Change

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii się tłumaczy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

20 odpowiedzi na Scorpions – “Wind Of Change” tłumaczyła z angielskiego Ewa Bieńczycka

  1. kojot1974 pisze:

    Wielka sztuka, nie ma co…
    Jak się Pani po tych prawie dwudziestu latach podobają zmiany, które przyniósł Sowietom / Rosjanom piosenkowy wiatr? Mnie samemu nie bardzo. Tłumaczyć i publikować takie coś to dzisiaj kompromitacja. Nie dość, że sentymentalne w najgorszym stylu i nieporadne językowo (“w wstecz?) to nie trafione prognostycznie.
    Co dalej? Proponuję przetłumaczyć jakieś poezje rewolucyjne Majakowskiego – to przynajmniej ma szanse łyknąć lewicująca młódź.

  2. Ewa pisze:

    Dzięki wielkie za zwrócenie uwagi na tę literówkę, już poprawiłam.
    Podobno siedemdziesiąt tysięcy takich sentymentalnych ludzi jak ja bawiło się przy Skoprionsach, więc może Kojot przeboleje i moją obecność w Sieci. Współczuję, że budzę aż tak negatywne emocje, tak nieżyczliwe reakcje.
    Proszę tłumaczyć Majakowskiego i dać link, chętnie poczytam.

  3. kojot1974 pisze:

    Siedemdziesiąt tysięcy? Tylko tyle? Jedzmy kupę, miliardy much nie mogą się mylić…
    Ja też lubię tanie emocje i heavy metal ale przynajmniej nie mam złudzeń. Tych okropnych ‘illusions of grandeur’, właściwych internetowym grafomanom. Mizeria myślowa i duchowa, z której wyrósł ten post poraża mnie. Taki Dehnel stracił na Panią kilka dni ale ja jestem tylko zwykłym internetowym pałkarzem, nie pisarzem, powiem zatem prosto – ma Pani poważne problemy z ego i spójnością poglądów, Pani Dulska. Stylistycznie jest Pani kiepska a myślowo miałka; na druk zawsze będzie za wcześnie – bo, co oczywiste chyba i dla Pani, nie każdy ma w sobie książkę wartą przeczytania.

  4. Ewa pisze:

    > kojot1974
    magdakonrad@wp.pl
    213.238.121.6
    Przyjęłam do wiadomości. Łomiarz… Co to za funkcja? To jest zawód, czy hobby? A może misja? Dlaczego jestem Panią Dulską? Rocznik 74. To w szkole było już przerobione. Widzę, że Pan blogi literackie umiłował. Proszę o tym szerzej, bardzo interesujące. Wie Pan, oprócz Pana Dehnela, to tu nikt właściwie ze mną rozmawiać nie chce. Serdecznie zapraszam!

  5. marek pisze:

    ale ja bym pogadał, gdyby nie to, że mi komentarz wcięło 😉

  6. kojot1974 pisze:

    Wow, nigdy nie wiedziałem jak sprawdzić swój adres IP, dzięki… O, i adres e-mail się pojawił, jak miło;)
    Dulską jest Pani gdyż z jednej strony gromi Dehnela za nie rozliczanie Polaków za kołtunerię międzywojnia itd, a sama nasładza się fałszem podszytym spektaklem obliczonym na plebejskie gusta. Zupełnie ignorując fakt, że to co mamy obecnie w Rosji to zaprzeczenie wolności i sprawiedliwości. A i w Polsce posiadamy co najwyżej kiepską namiastkę obu…

  7. Ewa pisze:

    Z komentarzami na moim blogu to jest tak, że jak jest link lub mail, to ja muszę zaakceptować.
    A ten, to nie wiem, dlaczego się nie pojawił natychmiast.
    Pan zupełnie miesza sprawy polityki z obyczajowością, na dodatek rosyjską. Co ja mogę wiedzieć o tym co się tam dzieje? I co ja mogę wiedzieć, co się w Polsce dzieje? Co, ja jakaś dziennikarka jestem? Mam rejestrować to, co jest wokół mnie i nic więcej, przecież nie mam wglądu w tak ogólne sprawy, jakimi Pan mnie tu zarzuca.
    Przetłumaczenie Skorpionsów spowodowało, że mam setkę wejść dziennie więcej. Wie Pan, że wiersz o krokusach, mojej produkcji spowodował, że zaczęły mnie czytać przedszkolanki, i dyktować mój wiersz w przedszkolach, z powodu sieciowej jałowizny w tym temacie?
    Nie mam dużych możliwości reklamy swojego bloga, a chcę, by był czytany. Robię, co mogę.
    Podobnie jest ze Skorpionsami. Czytał Pan jakieś tłumaczenie? Zapewniam Pana, że moje jest idealne, ma policzone sylaby, ma tyle samo, co w języku angielskim i da się śpiewać.
    Nie wiem, czy Pan ma bloga, ale dla mnie blog jest ważny, chociażby dlatego, że go mogę mieć. Bardzo to sobie cenię.
    Odnośnie Pani Dulskiej, to nie widzę absolutnie żadnej analogi. To dziewiętnasty wiek, to zupełnie inne problemy. Dzisiaj hipokryzja ma inne oblicze. Wie Pan, Zapolska napisała to wyłącznie odnośnie seksu w rodzinie. Ja nie mieszkam z moimi synami i starałam się, by za swoje życie seksualne każdy był odpowiedzialny osobiście. Być może Pana mamusia zbyt Pana kontroluje i stąd to skojarzenie. Według Freuda, to skojarzenia nie biorą się znikąd.
    Blogi są też i do tego, by czegoś się dowiedzieć o sobie. Dzisiaj się dużo o sobie dowiedziałam.
    Ale to o muchach to jest już u nas na osiedlu sprajem wypisane.

  8. kojot1974 pisze:

    Seks w rodzinie – nie dziękuję. Fajny lapsus, Freud miałby używanie:)
    Hipokryzja, proszę Pani jest zawsze ta sama, zmnienia się tylko trzeciorzędny sztafaż. U Pani owo zaparcie się oczywitej prawdy, że coś się w jej oglądzie świata nie klei, niechęć oddania pola, kiedy, co jasne dla wszystkich innych, nie ma Pani racji – to jest właśnie objaw hipokryzji.
    Post o Scorpionsach, pozwolę sobie się powtórzyć – to porażka na każdym froncie. Proszę tylko popatrzeć jakiego psychola przywlókł – nie sprawdził się zatem jako magnes internetowych głaskaczy ego. Co do jakości przekładu – zacznijmy dekonstrukcję.
    Po pierwsze, nieprawdą jest jakoby zgadzała się ilość sylab. Vide “Soldiers passing by” – 5 sylab, “obok mnie żołnierze” – 6 sylab. Trzeba by zaśpiewać: “Obok mnie żołnie…”. Jest tak w niejednym wersie. Nie to jednak jest najgorsze – jak Pani sobie wyobraża śpiewanie: “Spaceruje MosKWĄ,” i praktycznie każdy inny wers, gdyż w oryginale mają akcentowaną ostatnią sylabę? Ja wiem, że nasz język ma inne metrum ale to tylko znaczy, że albo założymy, że nie da się tej piosenki przełożyć pięknie i zarazem funkcjonalnie, albo będziemy kombinować z jednosylabowymi wyrazami na końcu wersów, np. “Idę Moskwy wzdłuż, Park Gorkiego tuż” – co nie będzie brzmiało naturalnie i za milion lat. Ach, tak – ‘the Moskva’ to rzecz jasna rzeka Moskwa, przed nazwami miast nie piszemy ‘the’, ponadto nie da się ‘follow ‘miasto”, if you know what I mean:)
    Na koniec polszczyzna: “Brnąc ulicą wstecz, pamięć rzucam precz”. No fajnie, fajnie. Proponuję jednak przekład luźniejszy: Co ja mam zroBIĆ, jak się wysłoWIĆ, listening to the winds of CHAANGE?
    Pozdrawiam. Idę jutro – o przepraszam, dzisiaj – na kilka dni gdzieś, gdzie nie ma internetu. Jak wrócę – jadu dorzucę.
    Nie, nie mam bloga. Ego jak widać karmię mniej twórczo. Jako pałkarz, czy jak Pani woli (z)łomiarz 😉

  9. Ewa pisze:

    Pan mi zarzuca obłudę, a sam pochyla się nad piosenką, której nie znosi uważając ją za sentymentalny bełkot i historyczny obciach. Nigdy nie zadałabym sobie tak bezinteresownego trudu, nie oddałabym wolnego czasu na odnalezienie w Sieci angielskich słów utworu nielubianego, by jakiejś starszej kobiecie poprawiać tłumaczenie piosenki, której nie znoszę (piosenki i kobiety). Jest to dla mnie niepojęte. Ja mam przynajmniej ten komfort, że piszę sobie na blogu co chcę i ten akt wyboru jest moim wolnym wyborem, nie spowodowanym ani pracą zarobkową, ani obowiązkiem. I to jest piękne
    Tłumaczę, bo sprawia mi to autentyczną przyjemność, natomiast pańskie motywacje są niepokojące i przypominają prześladowanie.

    Przecież można powiedzieć: idę rzeką, idę Wisłą, idę Moskwą. W piosence angielskiej są bardzo wyraźne rymy i chciałam to zaakcentować przekładem, by różnił się od tekstu włożonego jedynie do programu tłumaczącego, a takie przekłady są tylko w Sieci. Ilość sylab się nie zawsze zgadza, bo przed wklejeniem trochę powygładzałam, by nie było takie karkołomne. Ale są to różnice jednosylabowe tylko. Śpiewając, można trochę ponaciągać. W przekładach jest taki problem, że trzeba dłużej posiedzieć nad nimi, by odpowiednie słowo znaleźć. Jest to praca bardzo żmudna i czasochłonna. Poświęciłam na tę piosenkę nie więcej chyba czasu, niż Pan, na to swoje sieciowe czepialstwo. Nie mam takich ambicji, by robić przekłady genialne. Natomiast mam taką, by były indywidualne, moje, specyficzne i jeśli posiadają nieścisłości, to przecież jest to jakaś jednak twórcza interpretacja. Dla czego tekst ma być „luźniejszy”. Dlaczego nie precz i wstecz? Co to, Skorpionsi mają monopol na sformułowania? Nie podoba się, to trudno, ale przecież to nie matematyka, tylko poezja. Jest to moja propozycja, jedna z wielu, jakie są w Sieci. Na tyle popularna, że akurat na tę piosenkę mam dużo wejść. A to mnie całkiem po ludzku, cieszy.

  10. kojot1974 pisze:

    “Zapewniam Pana, że moje jest idealne, ma policzone sylaby, ma tyle samo, co w języku angielskim ” vs “Ilość sylab się nie zawsze zgadza, bo przed wklejeniem trochę powygładzałam, by nie było takie karkołomne. Ale są to różnice jednosylabowe tylko. “, względnie “Jest to praca bardzo żmudna i czasochłonna. (…) Nie mam takich ambicji, by robić przekłady genialne. ”
    Coś tu się nie zgadza. Idealny znaczy bez skaz, dopracowany a Pani ponoć nie ma takich ambicji?
    Czepiać się takich rzeczy zawsze będzie warto, choćby i dla śmiechu. Poza tym z zawodu jestem belfrem – anglistą, nie mógłbym sobie darować. Lubię mieć rację, szczególnie gdy wiem, że ją mam.
    Nie pochylam się nad piosenką, tylko nad jej przekładem. Język oryginału jest prosty i naturalny i świetnie rozumiem, że oddaje nadzieję na piękny świat, którą wielu miało po ‘upadku komunizmu’ – zupełnie jak przy każdym wcześniejszym przewrocie. Tylko, że dzisiaj widać, że, jak to mówią, “chcieliśmy dobrze, wyszło jak zwykle’ i o takich piosenkach lepiej wstydliwie zapomnieć, jak o dico polo i wypchanych poduszkami ramionach żakietów lat 80. Jasne, wszystkie te rzeczy wracają na fali nostalgii lub przetworzone ironicznie przez młode pokolenie ale moja pałkarska, uliczno-konserwatywna wrażliwość zdecydowanie się przeciwko nim buntuje. Dlaczego? Bo popełnić ten sam błąd dwa razy to już głupota. A że gawiedź tak robi – cóż, jest głupia. Ale Pani zdaje się mieć większe oczekiwania względem siebie i sztuki. Chce pani rozliczać – to rozliczam i Panią. I wycofywanie się na pozycję typu ‘mam swojego bloga i piszę co chcę’ nie jest odpowiedzią. W pamiętniczku do szuflady – to i owszem. Ale jak się chce wyjść z czymś do ludzi i ma to pozory sztuki, jakieś artystyczne pretensje, trzeba być gotowym do dialogu – prowadzonego z jakąś myślową dyscypliną i, przede wszystkim, uczciwością. A tu nie ma ani jednego, ani drugiego. Vide kwestia odmiany tytułu “Balzakiana” – najpierw się Pani myli, a później nieudolnie próbuje to maskować. Bardzo nieudolnie – prędzej uwierzę uczniowi próbującemu mnie przekonać, że pies mu zjadł zadanie domowe.
    Tak szczerze – jaka jest Pani prawdziwa motywacja, poza potrzebą bycia lubianą i docenianą za jej twórczość?

  11. kojot1974 pisze:

    P.S. Przyjemnych spacerów rzeką Rawą.

  12. Ewa pisze:

    Dziękuję, ale nie przechadzam się wzdłuż Rawy, mieszkam nieco dalej i z psem chodzę innymi drogami. Ale jak Pan zna Rawę, to wie, że to przyjemność żadna, więc to Pana zwykła złośliwość. I trzeba pytać o pańskie motywacje wpisywania się tutaj, a nie o moje, odnośnie prowadzenia bloga.

    Przemiany w Polsce między innymi dały mi przynajmniej właśnie taką możliwość: wolnego i swobodnego prowadzenia bloga. Jest w Sieci tak dużo wspaniałych i satysfakcjonujących blogów, gdzie słowo „Balzakiana” jest odmienione prawidłowo, że naprawdę zastanawiam się, dlaczego Pan mi tutaj zawraca głowę. Pana wpisy niczego nie wniosły. Nie mam zamiaru z Panem rozmawiać o tym, co się w Polsce wydarzyło dobrego, a co złego i czy słuszne jest to, że ja w wolnym akcie sentymentalnym, nostalgicznym czy co chce Pan mi jeszcze zarzucić, sobie piosenkę przetłumaczyłam. Jest wolność słowa, wolność sumienia. Jeśli Panu nie odpowiadają moje poglądy, jakie ja tutaj prezentuję, to przecież Pana wpisy ich nie zmienią. Może Pan czytać, wyć, zgrzytać zębami, wpisywać mi tu obleśne rzeczy, których ja nikomu w ten sposób nie piszę, psuć mi dzień. To Pana wola, przecież jej nie pohamuję, na nic nie wpłynę. Ewidentnie widać, że Pan nie chce się ze mną skomunikować, porozumieć, Pan chce mi tylko naubliżać. I proszę też brać pod uwagę i to, że i ja i Jacek Dehnel występujemy pod własnym nazwiskiem, podczas gdy Pan jest zwyczajnym tchórzem.
    Już nie mam też żadnych powodów by się z tych Balzakianów tłumaczyć, bo szkoda mi czasu. Ale się przemogę i powtórzę, jeszcze raz wyjaśniam. Jacek Dehnel wszedł na mój blog wcześniej, jak ja tej książki na oczy nie widziałam, nie czytałam, nie wiedziałam, dowiedziałam się właśnie, że taka jest. I wymieniłam ten tytuł tu na blogu. I on w impertynencki sposób mnie tutaj wydrwił i sponiewierał. Przecież wyjaśnił mi tam, jak ten wyraz się odmienia, dlaczego Pan mi wmawia, że ja nie wiedziałam? Dlatego mogę sobie pozwolić, by też nie uszanować tego słowa, pokrzywić się mu, przekręcić. Tylko tyle.
    I proszę się tu już nie wpisywać, ja bardzo Pana proszę. Bardzo Pana nie lubię, a ja tak nie muszę już przebywać z kimś kogo nie lubię. Najgorzej, jak ktoś się przyczepi głupio, po belfersku, administracyjnie, prokuratorsko.
    Mam prawo robić tutaj błędy ortograficzne, proszę to zrozumieć. Ja mam takie prawo, ten blog to nie Pana rewir, to nie jest pana klasa. Nie musi Pan uprawiać swojego zawodu permanentnie. Proszę się przyjrzeć tym swoim komentarzom, tej zupełnej jałowiźnie. Nudzi się Pan? Ja nie chodzę tam, gdzie mnie nie lubią.

  13. kojot1974 pisze:

    Wow, jak to mówią anglosasi – denial! A moi uczniowie – Foch jak ch… Oczywiście, zgodnie z życzeniem dziękuję za uwagę i obiecuję nie paskudzić Pani więcej dnia.

    Co do tchórzostwa – ładnie Pani pojechała, tak po linii Gazety Wyborczej, by nie powiedzieć prokuratorsko. Podpisałem się nickiem, jak to się zwykle przy okazji komentarzy robi. Ale jeśli chce pani koniecznie wiedzieć więcej na mój temat i przy okazji poczytać jadowite diatryby na temat nikomu niepotrzebnych zespołów – voila: http://metal-archives.com/userprofile.php?user=kojot1974. Adresu konta na naszej-klasie nie podaję – jakby co, poradzi pani sobie…
    Pozdrawiam szczerze i serdecznie.

  14. Ewa pisze:

    Ok. Ja na nk zupełnie czasu nie mam, teraz zajmuję się tylko sarnami, więc nie sprawdzę, być może Pan jest dzieckiem kogoś, kilkanaście osób o tym nazwisku przewinęło się przez moje życie. Ale o zamianie lisa w kojota to Freud też by się wypowiedział.
    Również pozdrawiam.

  15. Ale “I follow the Moskva” to “spaceruję nad Moskwą (rzeką)”, a nie “spaceruję Moskwą (miastem)”

  16. Ewa pisze:

    Panie Maćku, nie chce mi się wracać do tak odległych spraw, ale tam w komentarzach to jest wyjaśnione. Tak, ja wiem, że chodziło o rzekę Moskwę, a nie o miasto. Uważam, że można i tak napisać, jak ja to zrobiłam. Serdecznie pozdrawiam!

  17. Asia pisze:

    Pani Ewo pani tłumaczenie jest cudowne i bardzo mi się przydało. Dziękuję

  18. tomasz pisze:

    …w bałałajek tony
    wchodzi ma gitara! …

    wiem, że to tłumaczenie to osobista impresja językowa gdzie obowiązuje wolność artysty 😉 ale powyższy fragment w oryginale rozumiem, że wokalista życzy muzykowi grającemu na bałałajce (tj. personifikacja ZSRR), aby wyśpiewała i miała możliwość wyśpiewania, tego, co stara się przekazać gitara Scorpionsów …
    tak ja to widzę,
    pozdrawiam i wszystkich was bardzo lubię 😉

  19. Ewa > tomasz pisze:

    ja też Pana lubię, tomaszu, tylko że tutaj już jeden nick Tomasz intensywnie się udzielał i widzę, że to nie Pan. Prosiłabym o różnicowanie nicków, bo robi się bałagan. Uwzględnię Pana uwagę, jak wrócę do tego tłumaczenia, bardzo mi trudno tak skakać po moich postach, bo jak nie aktualizuję bloga, to tracę odwiedzających, a to tłumaczyłam tak dawno. Dziękuję za poprawkę i również pozdrawiam.

  20. Mark pisze:

    Długo nie wiedziałem, że Scorpionss to prawie moi rówieśnicy (1955), zawsze wolałem Led Zeppelin, Deep Parple, Styx….
    Dzięki za tłumaczenie (można ryczeć)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *