Jacek Dehnel, “Balzakiana” Nominowani do nominowanych NIKE 2009

Uwaga Dariusza Nowackiego w jego aprobującej, pełnej zachwytu recenzji w TP książki Jacka Dehnela „Lala”, że Dehnel nietrafnie żeruje na Balzaku jest nadinterpretacją i pobożnym życzeniem. Ten, mimo wszystko komplement krytyka bierze się zapewne z niedoczytania zarówno Balzaca, jak i Dehnela. Oby wszyscy pisarze żerowali na Balzaku, jedli go na każdy posiłek łyżkami!

Benedyktyński wysiłek i świętość pisarska Balzaka ma niewiele wspólnego z dzisiejszymi postmodernistycznymi, delikatnymi muśnięciami tej cudownej, dziewiętnastowiecznej prozy, która przecież z upływem wieków nie podzieliła losu już tak nieczytanej dzisiaj sławy tego okresu, jak George Sand.
Fenomen Balzaka polegał na przekroczeniu, na nieśmiertelności poprzez przenikliwość większą, niż jego epoka ujawnić dawała, tak przecież gorąca, wyimkami z gazet w „Pasażach” Waltera Benjamina zaświadczona. Balzak faktycznie wykonał to, co zamierzał. Przeniknął panoramą „Komedii ludzkiej” wszystkie stany, klasy społeczne, wnikliwe zestawiając ludzkie charaktery tak, by bez fałszywej dydaktyki i moralizatorstwa ich podskórne, a przecież niesłychanie bogate i skomplikowane życie wewnętrzne uwydatnić.
Jacek Dehnel porywa się z motyką na słońce przede wszystkim nieuzbrojony absolutnie w nic, co jest potrzebne do takiej współczesnej – jakiej dokonał Balzak wobec swoich czasów – wiwisekcji.
Warszawa nie ulega mu, jak Paryż Balzakowi. Dehnel jest wciąż poza tym miastem i nie wnika w nie mimo benedyktyńsko odmalowanych szczegółów. Jest kopistą ambitnym i wytrwałym.
Ale to wszystko kopie, rzeczy z drugiej ręki. „Balzakianę” można porównać do klasycznego obrazu umalowanego bez modelki, bez nawet fotografii, jedynie z plotki.

Przede wszystkim potrzebny jest dziewiętnastowieczny, prawidłowy kościec moralny, głęboka świadomość istoty człowieczeństwa i prawdy etycznej, na czym tak naprawdę dobro i zło polega, gdyż dopiero konsekwencje czynów bohaterów zaświadczają o etyczności ich postępowania. Wtedy świat Balzaka wchodzący w industrializację i niosący tym przemiany obyczajowe jeszcze nie runął, jeszcze funkcjonuje z powodzeniem i skutecznie.

Jacek Dehnel jest współczujący dla starej, przeterminowanej piosenkarki, która po niedoszłych występach w Moskwie zachowuje, jak piszą recenzenci, swoją godność. Jest również aprobujący w stosunku do (Dariusz Nowacki podpowiada, że to alter ego pisarza) młodzieńca Adriana Helsztyńskiego, który, według klucza psychiatrycznego cierpi na manię pedantyzmu, nierealności i nieracjonalności, żyje przedmiotami, a zachowania ma z lamusa. Jest też ciepły wobec całej galerii osób starych, których problemy gastryczne opisuje w tak przenikliwy sposób, że zastanawiałam się chwilami, jak to jest, jak czytają „Balzakianę” naprawdę starzy, cierpiący na obstrukcję, chorzy ludzie. Wątek dolegliwości trzeciego wieku rozbudowany do niebywałych rozmiarów jest istnym pławieniem się w tym, co bogate cywilizacje zachodnie, w związku z przedłużeniem biologicznego życia gatunku ludzkiego i pokonaniem chorób, przezwyciężyły. Ta obrzydliwość w sąsiedztwie z dużymi, pięknymi fragmentami prozy, opisami Moskwy czy warszawskiej ulicy jest nie tyle dysonansem, co osobnym, wyalienowanym problemem. To, co w prozie dziewiętnastowiecznej jest nośnikiem i integralną składową fabuły, w powtórzeniu współczesnym paradoksalnie się rozwarstwia i stanowi jedynie ozdobnik lub estetyczny wypełniacz.
Błędem staje się niewiarygodność i niepotrzebność. Młody człowiek, którego – oby nie daj Boże, wcześniej nie dosięgło nieszczęście – tak czy owak spotka się ze swoim nieprawdziwym doświadczeniem starości i spotka się niechybnie z jej kłamstwem, odczuje je na swojej skórze. Zachodzę w głowę, jakim sposobem autor pozyskał materiał dla swojej powieści. Starzy ludzie trzymają fason, nigdy nie powiedzą przecież wszystkiego, jak to naprawdę w ich środku, we wnętrzu wygląda. A przecież maski świata – skoro pisarz to taki ktoś, kto właśnie pokazuje, co jest pod nią – nie ma sensu opisywać w jej zewnętrznej, skłamanej postaci. W rezultacie mamy jedynie schematyzm, czyli to wszystko, co jak choroba, jak dziecięca szkarlatyna przechodzi przez dzisiejszą ambitną prozę.

Drugim niezbędnym rynsztunkiem w uzbrojeniu pisarza piszącego w takiej konwencji jest materiał powieści. W odróżnieniu od balzakowskich kilku tysięcy postaci-kreatur, u Dehnela mamy dzieje ledwie kilkunastu postaci, z których wiele pojawia się zupełnie niepotrzebnie. Zresztą, w Balzakianie takich szwarc charakterów nie ma. Nawet ten, co „puka wnuczkę”, by jej babcia mogła pojechać do Moskwy na rzekome występy jest poniekąd usprawiedliwiony, bo jednak dał się „babie” do Moskwy przejechać. Na marginesie, w tym opowiadaniu jest jedna nieprawdopodobnie realistycznie sprawa, myląca starego czytelnika i wpędzająca staruszków w prawdziwe kompleksy. Obliczyłam, że skoro manager „puka”, to ta wnuczka musi być w wieku „pukalnym”, a babcia dobiegająca osiemdziesiątki, jeśli z córką załatwiły sprawę macierzyństwa wcześnie. Mając dwadzieścia lat byłam i w GUMie, i w trietiakowskiej, i w Muzeum Puszkina i na ogromnym Placu Czerwonym. Zajęło mi to kilka dni bardzo pospiesznych, niesłychanie męczących, nawet dla młodego człowieka. Wracałam do hotelu skonana, a korzystałam z metra i taksówki, inaczej się nie dało. Jakieś chodzenie na piechotę przy tych odległościach nie wchodzi w grę. Natomiast założone przez ojca Cwietajewej Muzeum Puszkina jest ogromne, na cały dzień do oglądania. Trietiakowska zresztą też. Moskwa to gigant i nie na siły tam nawet silnej staruszki, która na dodatek optymistycznie czerpie z całego zdarzenia jakąś satysfakcję turystyczną. Osiemdziesiąt lat, to wysiada przede wszystkim kręgosłup i percepcja. Stary człowiek z natury nie interesuje się już zabytkami, nawet, jeśli jest intelektualistą, to już myśli wolno, a szczególnie taki, tak zaniedbany osobnik, jak piosenkarka Halina Rotter, która przed propozycją reaktywacji życia twórczego przebywała we wspólnocie kościelnej.
Rozwodzę się nad tym nie, by wytykać sadystycznie, wyszukiwać błędy. Powieść to powieść i tam wszystko jest możliwe – ale nie tutaj, w tak przyjętej konwencji.
Balzak był malarzem epoki. Balzak to ktoś, kto chciał Paryż uchwycić za gardło, to piekielnik, który doznał samego zła nie tylko od własnej matki, ale od całego świata. Balzac to pisarski odwet na świat, za to, że go skrzywdził. I jego intencją jest niemal prokuratorskie wystawienie rachunku temu miastu, które, jakby powiedział Świetlicki – na niego napluło.

Przedmiot, to obok człowieka, (pisarz nie daje czytelnikowi spokoju, jeśli mu nie powie jeszcze o wszystkich ciotkach i wujkach stwarzanej postaci) bohater powieściowy, najważniejszy, a podejrzewam, że i wyprzedzający w ważności gatunek ludzki.
Pisarz wręcz pławi się w opisach nikomu do niczego niepotrzebnych przedmiotów. Ja wiem, że tym sposobem przedłuża i unieśmiertelnia żywoty czegoś, co słusznie zostało przez normalnych ludzi wyrugowane ze świadomości i wysłane w mentalny niebyt, przecież nie da się żyć kilkoma epokami jednocześnie i nawet samobójczo wmawiać, że można. Galeria kolekcjonerów i hobbistów uruchomiona nie tylko za pośrednictwem bohatera opowiadania „Miłość korepetytora” Adriana – ale doświadczamy tej buchalterii we wszystkich mini utworach powieściowych – jest zaprezentowana bez konieczności. Stanowi jedynie – podobnie jak przypadłości starcze – wypełniacz fabularny. Nie wiem jak to się dzieje, ponieważ, „Rzeczy” czy „Gabinet kolekcjonera” Georgesa Pereca są przecież najgenialniejszym budulcami tych utworów i właściwie wszystkie utwory genialnego Pereca są skonstruowane w oparciu o tę metodę. Bezsilność autora Balzkiany najprawdopodobniej polega na nie interesowaniu się tym wszystkim, o czym pisze. Trop Dariusza Nowackiego jest słuszny. Ta proza poprzez imitatorstwo stała się martwa i pusta przy zachowaniu wszelkich technicznych poprawności kunsztu pisarskiego.

Jeszcze napiszę o warstwie słownej, jako może i równie ważnej, co przedmioty w powieści „Balzakiana”. Błędem narratora – a narrator ma być, jak to w powieści dziewiętnastowiecznej niemal samym Bogiem, opisującym zjawiska z góry – jest nieobiektywny język. Narrator u Dehnela używa różnych cwaniackich i klawych niekiedy wyrażeń, zdrobnień i knajackich zwrotów, takie puszczanie oka do czytelnika. W bardzo poważnej narracji, gdzie mimo wszystko śledzimy poprawne starania klarownego przedstawienia, czyli tego, o co bohaterom chodziło, chodzi i będzie chodzić, wtręty deprecjonujące te wysiłki są dysonansem.
Nie lepiej zachowują się bohaterowie i liczne postacie, używając słów, które pamiętam z dzieciństwa, a które są zupełnie już nieużywane. Bardzo to postarza tę prozę odsuwając ją do lamusa obyczajowego. Ja wiem, że całość ma być utrzymana w stylu retro, ale autor jest młodym, żyjącym teraz człowiekiem i taka sytuacja doprowadza do dużej sztuczności sam proces powstawania utworu dzisiaj, czego przecież już zmienić się nie da, ani ukryć.
Tam, w pierwszym opowiadaniu, jest opis wnętrza nowobogackiego aktorki serialowej, gdzie autor znajduje nazwania dla całkiem nowych technologicznie przedmiotów. Ale równocześnie używa słów charakterystycznych dla siebie. To, że Jacek Dehnel jest przywiązany do swojego domu rodzinnego, zaświadczył niejednokrotnie, ale żeby ta rodzinna lojalność nie przerodziła się w sentymentalizm, zdystansowanie jest konieczne i odgrodzenie jej od swojej profesji artystycznej niezbędne.
Jest też jakaś pogarda w kształtowaniu nazwisk bohaterów. Ja wiem, co Dehnel chce powiedzieć, ja się z tym zgadzam, że to, co pozostało z pożogi wojennej jest takie, że ci szlachetni zostali wymordowani i pozostali jedynie Ściepki, Dryje, Cholewy, Krupy, Włosy i Kordziki. Ale ten schematyzm nie działa dobrze w kontekście wszystkich przewidywalnych i właśnie rodem z seriali telewizyjnych uproszczeń, których nie ma w wielkiej, nieprzewidywalnej literaturze.

Oczywiście, są to moje bardzo wyrywkowe refleksje po przeczytaniu tak grubej książki. W polskiej literaturze ostatnich lat mamy dużo literatury kiczowatej uchodzącej za sztukę wysoką. Kryminały Marka Krajewskiego, proza Olgi Tokarczuk czy pseudo-postmodernistyczne eksperymenty powieściowe Pawła Huelle, to przodownicy w tym pochodzie. Dołączył do nich „Balzakianą” Jacek Dehnel.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

76 odpowiedzi na Jacek Dehnel, “Balzakiana” Nominowani do nominowanych NIKE 2009

  1. Przechodzień pisze:

    > Jacek Dehnel
    To bardzo słuszna decyzja, ale jeśli wieszać to nie na pawlaczu. Wieszać tam, gdzie człowiek ma wolną głowę i zasadniczo skupia się na jednej czynności, zgoła nieintelektualnej, czyli w klozecie i za każdym użyciem czytać! Oczyści Pan tym sposobem nie tylko ciało, ale i ducha, który też ma niestety skłonność do gromadzenia złogów jak pycha, pogarda, oschłość, wyniosłość i tych okropnych prokuratorskich metod uniewiarygodniania “świadków zbrodni” przez przyłapywanie ich na drobnych nieścisłościach, których jest Pan pełen.
    Gdyby zechciał Pan obdarzyć swoich bohaterów swoimi własnymi cechami, a następnie tak zaludniony świat, który taki właśnie jest, dokumentnie schlastał, czyż nie byłoby to lepsze dla Pańskiego rozwoju twórczego i ludzkiego niż po dziecięcemu tu się rozżalać i rozsierdzać na autorkę recenzji?, która tylko to powiedziała, że z Balzakiem “Balzakiana” nie mają nic wspólnego, że tak dzisiaj pisać już nie można.

  2. Jacek Dehnel pisze:

    P. Czatanoga:

    Jak drzewiej pisano: szkoda papieru i atramentu tudzież Peiperu i Putramentu; tutaj są reprezentowane jedyne słuszne racje 🙂

    P. Przechodzień:

    Daruje Pan, ale nie będzie mi Pan meblował mieszkania. Jeśli napisałem że na pawlaczu (którego nie mam) to wiem, co napisałem. Ja rozumiem, że Panu się od razu kojarzy z psi psi i kupką i klozetem, ale, sorry,ja wyszedłem z tej fazy w wieku lat kilka i to se ne vrati.

    Z Panią Bieńczycką pozwoliłem się nie zgodzić nie w kwestiach sądów estetycznych, tylko w kwestii wytykania mi błędów, które nie były błędami moimi, a jedynie wynikającymi z nieuważnego czytania zmyśleniami P. Bieńczyckiej. Jako czytelnik bloga mam do tego, jak sądzę, prawo.

  3. Jacek Dehnel pisze:

    *lat kilku

  4. Przechodzień pisze:

    > czatanoga
    Forum tego bloga jak łatwo ogarnąć jednym rzutem oka, jest mało liczne. Pisuje tu Ewa, Przechodzień, Rysiek listonosz, Jacek inżynier, okazjonalnie Pan Jacek Dehnel, o ile rzecz go dotyczy i kilku jeszcze bardziej kapryśnych miłośników sztuki. W tej sytuacji wyposażanie bloga w program weryfikujący dublowanie się nicków byłoby jakąś grubą przesadą czy nawet pychą. Takie rzeczy widuje się przy zakładaniu konta majlowego czy na portalach handlowych jak Allegro.
    Prawdopodobieństwo przypadkowego użycia na tym właśnie blogu istniejącego tam nicka jest jak 1 do… i tu należałoby wstawić całkowitą liczbę blogów w sieci w języku polskim. Sam onet to ca 70 tysięcy blogów dane na 2007 . Łączna liczba trudna jest do oszacowania, ale można w tym poszlakowym procesie badającym Pani intencje przyjąć, że pół miliona.
    Jest to taka małe prawdopodobieństwo, że o przypadkowym użyciu mojego nicka mowy być nie może.
    Wpisując się gdziekolwiek z reguły sprawdzamy czym to się je, kto tam pisze i co, aby się nie umoczyć. Natrafiłaby Pani po kilku sekundach na Przechodnia. A więc podszycie się pod cudzy nick nie było przypadkowe i wyrok może być tylko jeden: guilty!
    Co do prawdziwych intencji i szkodliwości takiego postępowania już tu napisano sporo jest to zupełnie oczywiste i nie trzeba się więcej rozwodzić. Ale sprawa wygląda dla Pani o wiele gorzej! Została Pani ostrzeżona i poproszona o zmianę nicka, a mimo to dalej Pani babrała się w tym szalbierstwie, czym jawnie, i ach jak głupio już udowodniła iż głupia robota jest celowa.
    Po dwakroć winna!
    Zamiast przeprosić, złożyć samokrytykę, zadośćuczynić , Pani ma czelność jeszcze się tu wypłakiwać i odgrywać pokrzywdzoną? Powinno się tu Panią zbanować raz na zawsze, co postulowałem, ale admin się ulitował i zmienił jedynie nazwę. Żeby jeszcze te komentarze coś wnosiły…

  5. Przechodzień pisze:

    Panie Jacku mandat karny, nie drzewiej, a jest to cytata ze znanego dwuwiersza Tuwima. Powinien Pan wiedzieć…

  6. Jacek Dehnel pisze:

    Panie Przechodzień,

    proszę wziąć “drzewiej” w ironiczny nawias, przecież każdy wie z czego to jest.

  7. Rysiek listonosz pisze:

    To ja może pojednawczo zacytuję, jest w wikicytatach:
    „Szkoda papieru
    I atramentu
    Tudzież peiperu
    I putramentu.”
    Autor: Julian Tuwim, „Na awangardę,” 1936
    Przechodniowi zapewne chodziło o to, że tak się nigdy nie mówiło, ani przed Tuwimem, ani po Tuwimie. To powiedział pierwszy i dostani raz tylko Tuwim.

  8. Jacek Dehnel pisze:

    P. Rysiek:

    To tak samo, jakbym powiedział: “Jak się drzewiej mawiało – to be or not to be!” – wiadomo jaki książę i w czyim dramacie; albo “jak mówi poeta – rząd się wyżywi”. Wiadomo przecież, jaki to “poeta” 🙂

  9. suggertis pisze:

    Pani Ewo droga,
    nie namawiam, ale radzę: niech Pani więcej nie usiłuje krytykować osoby i twórczości p. Dehnela. Ośmiesza Pani Siebie i staje się łatwym łupem dla rzeczonego, który drwi z Pani niemiłosiernie. I, niestety, ma rację.
    Osobiście samej postaci Dehnela nie lubię, jego pisarstwo budzi we mnie uczucia mieszane. Jasne jest jednak, że wysławia się on sprawnie na piśmie i szparko daje odpór nieudolnym krytykom. Pani natomiast niezupełnie swobodnie włada pisaną polszczyzną: nie opanowała Pani deklinacji, niegustownie miesza Pani tonacje, raz strugając damę, to znów popadając w rażącą trywialność; to Pani grzmi, to popiskuje; czasem z Pani subtelna artystka, czasem niechlujna herod baba.
    No i najważniejsze: nie jest Pani w stanie, jako czytelniczka, opanować treści 400stronicowej książki! W tej sytuacji posiadanie “bloga o jako takim poziomie intelektualnym” wydaje się celem odległym.

  10. suggertis pisze:

    Do amatorów sieciowych kuriozów: nie pierwsze to starcie państwa B. z panem Dehnelem. Jakoś na jesieni, poszukując w sieci materiałów o nobliście Le Clezio, natknąłem na tymże samym blogu pani Ewy na wspaniałe pyskowisko, gdzie państwo B., jak zwykle czegoś tam nie doczytawszy czy nie dosłuchawszy, wytoczyli ciężkie działa i gdzie pan Jacuś, niepomny babcinych nauk, dał upust rozjuszeniu i rozjazgotał się na dobre. Palma groteski przypada tam “Przechodniowi”, który, znokautowany przez Dehnela, zaczyna skomleć, że to wszystko przez teściową; drugie miejsce zajmuje nasz wielki pisarz, wymachujący drukami na umowę-zlecenie, żeby udowodnić, że tak naprawdę to on w telewizji nie pracuje. Polecam.

  11. Ewa pisze:

    > suggertis (Izo, to Ty?)
    „Droga? ”A kim suggeris jest, że się tak spoufala? Proszę sobie darować ten ton politowania.

    Dlaczego tak wielki pisarz przychodzi na mój marginalny blok, kobiety, która nie opanowała poprawnie języka polskiego, która przekłamała treść książki, czy nie lepiej „radzić” Panu Dehnelowi, by zabierał głos w miejscach bardziej mu właściwych?
    Tu już był Pan Charles Kinbote, podobno filolog, naukowiec od języka polskiego. Można w wyszukiwarce bloga znaleźć.
    Polecam też blog Lecha Bukowskiego „Literatura”. Jest tu podlinkowany. On też natrudził sie wielce, by zanalizować moje pisanie.
    Dzięki za podrzucenie następnego tropu „przy nobliście”. I nie „czegoś tam nie doczytali”. Proszę przeczytać nie zarzucać, mi, że nie przeczytałam 400 stron, jak nie jest w stanie przeczytać komentarzy blogowych i ośmiela się je oceniać.
    Wielu pisarzy obcego pochodzenia pisało po polsku nie opanowawszy dostatecznie języka polskiego (Norman Davies). To nie jest publikacja, to jest prywatny blog. Zresztą, tytuł przekręciłam celowo, szkoda, że nikt tutaj tej ironii nie uchwycił.
    Drwina Pan Dehnela powstała wyłącznie z mojego grzecznego odpowiadania gościowi mojego bloga. Ja nie posuwam się do tak niskich, sztubackich zagrywek, jak drwina.
    I proszę o przykłady nieznajomości tekstu omawianej tutaj książki. Wymienił je jedynie Jacek Dehnel mimo nawet zacytowanego fragmentu powieści, upiera się, że ja coś zakłamałam. Jeśli ktoś dzwoni i zaprasza na kościelną demonstrację, to znaczy, że bohaterka książki ma jakieś powiązania z tego formatu osobowościami. Zakwestionowałam tym wyższe potrzeby intelektualne byłej piosenkarki, przed którą autor postawił dobrowolne potrzeby, którym by nie była w stanie sprostać.
    Niczego nie zakłamałam, nie zmyśliłam. Książkę posiadam, można w każdym momencie sprawdzić, jeśli przesadzam, to tylko w celu lepszego skomunikowania się. Pisarz kształtował nazwiska swoich głównych bohaterów tetencyjnie. Hołota ma gminne, arystokracja arystokratyczne. A wiadomo, że tak nie jest, chociażby przy tej dyskusji blogowej.
    I proszę takimi pogardliwymi „radami” mi nie zatruwać bloga, ja mam dużo pracy i nie mam siły odpisywać na takie głupie komentarze kolejnej osoby, która tu o „Balzakianach” (a, niech tam), nie napisała jeszcze ani słowa.

  12. Przechodzień pisze:

    >suggertis
    “Jakoś na jesieni, poszukując w sieci materiałów o nobliście Le Clezio, natknąłem na tymże samym blogu pani Ewy na wspaniałe pyskowisko, gdzie państwo B., jak zwykle czegoś tam nie doczytawszy…”
    Natknął się i od razu wiedział że jak “zwykle”?
    Kim naprawdę jesteś suggertis?

    I dlaczego babrzesz się w tak beznadziejnym blogu psując sobie swój smak językowy. Czy o Le Clezio niczego nie dało się znaleźć oprócz pyskówki z Dehnelem?

  13. pierwszyiostaniraz pisze:

    Systematycznie dzień zaczynam od lektury bloga p. Ewy i robię to z niekłamaną przyjemnością. Odpowiada mi jej widzenie świata, jej poetyka, jej bezkompromisowość, jej szczera walka o uczciwość i przejrzystość życia artystycznego. Jej komiks “Kasztany” to rewelacyjna rekapitulacja niedawnej historii: bardzo osobista, a jak prawdziwie wyraża los tego pokolenia.
    Ewa ma bardzo osobisty styl, wyrażający jej bogatą osobowość nie kreuje go i w gruncie rzeczy traktuje go jedynie jako wehiculum dotarcia do czytelnika, do komunikacji. Ale zawsze trafia w 10, w sedno rzeczy. Na historiachmoichniedoli, gdzie ją też czytam, to jej pisanie budzi wśćiekłość, a nie prześmiewczo-kabaretowe teksty Trojanowskiego, które o dziwo nawet przez swoje ofiary są dobrze przyjmowane. Dehnel pisze suchymi i poprawnymi kalkami, ale właśnie celność Ewy i ta jej indywidualna cecha go tu przywabia i przyprawia o utratę zmysłów. Proszę zwrócić uwagę, jak się w “gościach” zachowuje ten sformatowany pisarz i co go tak naprawdę obchodzi, jak bardzo się stara nie nawiązać żadnego kontaktu intelektualnego, niczego tam nie zauważyć z wyjątkiem swojich interesów.

    Nie wchodziłem tu (ani nigdzie zresztą) nigdy by komentować, w obawie że moje zachwyty mogłyby zostać odebrane jako kumoterska wazelina, jakiej pełno na blogach. Ale po przeczytaniu protekcjonalnego suggertisa, który samozwańczo przyznał sobie legitymację, by przemawiać niejako w imieniu wszystkich i ex catedra, w stylu Dehnela, poczułem się zobligowany do protestu. Nie wszyscy więc, jak to sugeruje suggeris tak martwo i belfersko patrzą na życie.

  14. suggertis pisze:

    Pani Ewo miła,
    -nie, nie jestem Izą
    -“dlaczego tak wielki pisarz przychodzi na mój marginalny blok?” Mieszka Pani w bloku na peryferiach? Pan Dehnel tam Panią nachodzi? Niedopuszczalne! Jest bardziej paskudny niż myślałem.
    -owszem, niniejszym radzę panu Dehnelowi, by zabierał głos w miejscach bardziej mu właściwych. Ale on, widzi Pani, nie posłucha. Taka jego dola, że zawsze i wszędzie musi się odgryźć, jak każda drag queen, której ktoś skrytykuje perukę.
    -jest Pani obcego pochodzenia, tak jak Norman Davies? Przepraszam, nie wiedziałem, naprawdę bardzo mi przykro!
    Natychmiast wycofuję wszystko, co w kwestii językowej powyżej napisałem. Jak na cudzoziemkę, niewiarygodnie sprawnie pisze Pani po polsku. Brawo!
    -nikt Pani ironii nie wychwycił, bo nie była wystarczająco wyrazista. Niech Pani ochrzci książkę Dehnela np. “Balzakiunia”(jak Ewunia), ale będzie śmiesznie!
    -jeśli zadzwonię do Pani i zaproszę Ją na manifestację Towarzystwa Propagatorów Grypy Meksykańskiej, czy będzie to oznaczało, że ma Pani jakieś powiązania z tego formatu osobowościami?
    -“trafiło się ślepej kurze ziarno” (to nie zniewaga, to mądrość ludowa): ma Pani rację, onomastyka istotnie w “Balzakianach” kuleje.
    -“takie głupie komentarze osoby, która tu o “BalzakianACH”…ho, ho Pani Ewo, postępy!
    – już przestaję zatruwać Pani blog. Mam nadzieję, że zatrucie nie byłoby śmiertelne. Najwyżej drobna niestrwność, trochę czkawki. Zresztą świetnie zna Pani antydotum: klik i już….

  15. Marek Jastrząb [Owsianko] pisze:

    W sprawie dennych komentarzy: Onego czasu wchodziłem na blogi o nazwie literackie, prozatorskie i takie tam. Powiem Ci, że niektóre z nich celowały w chamstwie, bezinteresownej zawiści i małostkowości. Ich literackość polegała tylko na ortograficznej umiejętności rzucania mięsem. Blogi te zniechęcały do testowania, jednakowoż w całej owej pulpie znalazłem jeden szczególny, a blog ów prowadził ktoś, kto na wszelkie głupie i wulgarne odzywki reagował milczeniem. WYOBRAŻAM SOBIE, JAK TAKA POSTAWA MUSIAŁA WKURZAĆ PROWOKATORÓW!

    Miłego dnia

  16. Ewa pisze:

    > suggertis
    Przecież w wątku, o tym nobliście, gdzie się Pan Dehnel kłóci z moim mężem Przechodniem jestem pouczona, jak mam odmieniać słowo „balzakiana”. Czy naprawdę Pani myśli, że ja nie wiedziałam?
    Tak, jestem obcego pochodzenia. Mój dziadek był wiedeńczykiem, a prababcia Ukrainką. Szkołę podstawową spędziłam w Hawanie. Czy to coś zmienia? Kosiński wydzwaniał w nocy pytając jak ma napisać, redagując „Malowanego ptaka”. Przecież tekst do druku się szlifuje. Balzak dostawał ”szczotki” i potem to poprawiał. Babel był tak uciążliwym klientem, był postrachem drukarń, ciągle poprawiał. Czego Pani ode mnie wymaga, ja mam 57 lat i mam rodzinę, moje życie minęło, ja mam jeszcze wiele rzeczy, wiele obowiązków. Pisze, bo muszę, nic na to nie poradzę. Natomiast Pan Jacek nie musi. Proszę to zrozumieć. Pan Jacek ma swoich odbiorców w różnych częściach świata, Polski, ja mu przecież nie wchodzę w paradę. Ja tu piszę o wielu sprawach, teksty są kontrowersyjne, ale to twórczość a nie ludzie.
    Jeśli chodzi o manifestacje to proszę uwierzyć, nikt do mnie nie zadzwoni. I o tym chciałam w kontekście książki Dehnela napisać. Artysta nigdy nie pisze kawa na ławę, inaczej nie byłby artystą.
    Proszę zrozumieć, że w pewnym wieku już się wie o ludziach coś, juz oni się nie zmieniają. Oni są przypisani. Ja i moja matka jesteśmy przypisani. Moja matka chodzi do klubu seniora o charakterze religinym, ale jest po osiemdziesiątce, ma nawalony staw biodrowy i nigdzie by nie doszła. Ja natomiast ani nie jestem feministką, odeszłam też z kościoła. To wszyscy, którzy mieliby zadzwonić, już wiedzą. Ja nie byłam na żadnej demonstracji nigdy w życiu. Halina Rotter nie może być jak mówi Wałęsa „i w ciąży i w niej nie być”. Halina Rotter albo czyta Chmielewską albo Tołstoja. Ja tylko o tych psychologicznych nieprawdopodobieństwach chciałam powiedzieć.
    Nw filmwebie jest przy każdym filmie taki dział „ciekawostki” i tam są wytykane nieścisłości. Nawet wybitne filmy mają ich pełno. Ale ja nie o takich nieścisłościach pisałam w notce (nie recenzji) o książce Jacka Dehnela. Pisałam w dobrej wierze, nie, żeby przykopać. Zwracałam uwagę na to, co mnie uderzyło przy tej lekturze. Oddałam Dehnelowi sprawiedliwość, że jest dobrym rzemieślnikiem.
    Nie szlifowałam, nie poprawiałam, skoro nikt mi nie płaci, nie mam szans już na nic. Piszę a vista, często nawet nie czytam drugi raz i wklejam. Przecież mam tu tyle notek. Nie zdążyłabym inaczej, a lubię jeszcze sobie wpaść na Plezantropie i z kimś przyjemnym pogadać.

  17. suggertis pisze:

    >pan Przechodzień
    Proszę Pana, spokojnie, my tu z panią Ewą sobie miło rozmawiamy, a Pan nagle tak dramatycznie:”kim naprawdę jesteś, suggertis?”
    Ale dobrze, odpowiem w tym samym stylu:
    Obyś się nigdy, Przechodniu, nie dowiedział kimżem jest w istocie! Jam FURIA DEHNELICA SECUNDA, jam NEMESIS SUGGERTIS MAGNA CLAMANS VOCE! Biada Ci, biada, Przechodniu! uuuu! uuu!
    >pan Orzeł
    “onego” tzn. jakiego?
    “ortograficzna umiejętność rzucania mięsem”?cybernetyczna zdolność miotania ciałem?
    >pani “pierwszyetc”
    Wielki to zaszczyt, że dla mnie właśnie porzuciła Pani Swoją nobliwą rezerwę i że to ja pierwszy i ostatni wywabiłem Panią z pieleszy. Ukłony.
    >pani Ewa
    nikt do Pani nie dzwoni, nikt Pani nie płaci…istotnie przykre.
    Ale zaraz, zaraz…dokąd ja trafiłem? Myślałem, że to literacki blog, a tu chodzi o jakieś telefony, pieniądze….

  18. Ewa pisze:

    > suggertis
    miło? A cóż to za megalomania.
    Już bym się nie odzywała, bo głupie to strasznie i smarkate jakieś, ale proszę zrozumieć, że problem nie leży w likwidacji komentarzy. Muszę przeczytać, co ewentualnie zlikwidować i trucizna jest w tym jedynym momencie, kiedy radośnie, jak miłosny list rozpoczynam czytanie komunikatu kogoś z sieci. To, co zrobię z tym wirtualnym listem, z emocją słaną mi być może z drugiego końca świata, która pokonała tyle bramek sieciowych, natrudziła się bezinteresownie, bezgotówkowo, by zrobić mi przykrość, jest absolutnie już obojętne. Może tu sobie wisieć. Zazwyczaj usuwam takie głupoty, ponieważ też jestem czytelnikiem blogów, uważam, że to właśnie blogi są najbogatsze i najcenniejsze w Sieci. Jak czytam na innych blogach kilka takich jałowych i głupich komentarzy jak Pański, to to zabiera bezpowrotnie cenny czas. W Sieci jest tyle cudowności, aż trudno wybrać. A tu taka jałowizna, taki brak polotu, dowcipu, tylko jeden cel!
    Zdaje się, że już tu Pan był, jakoś mi to znajome.
    Jeszcze podpowiadam, że jak chce Pan zrobić przykrość artyście i żeby wyglądało, że jej nie czyni, to trzeba wychwalać nadmiarowo to, czego on nie uprawia. U malarzy to proste: np. ogłaszać, że maluje świetnie portrety, podczas gdy akurat ten malarz nigdy portretów nie malował.

  19. Marek Jastrząb [Owsianko] pisze:

    BOBASEK SUGG!

    Żeby zrozumieć postępowanie TROGLODYTY trzeba samemu nim być. Problem jednak polega na tym, że jak już się jest TROGLODYTĄ, to się NICZEGO nie rozumie.

  20. Jacek Dehnel pisze:

    O, przepraszam, niechcący trafiłem na bazarek.

  21. suggertis pisze:

    >pan Dehnel
    nic nie szkodzi, jest Pan u siebie
    >pani Ewa
    chociaz trudno mi w to do konca uwierzyc, zaczyna mi sie wydawac, ze Pani serio bierze Sobie w jakiejs mierze do serca moje wpisy. Wie Pani, ja w tej dziedzinie posluguje sie zasada: nie czyn drugiemu, co niemile tobie. Gdybym ja prowadzil blog, naprawde nie wzruszylyby mnie one.
    W tej sytuacji oswiadczam Pani, ze zrobienie Jej przykrosci nie bylo moim celem. Przykro mi, ze do tego doszlo. Bardzo Pania przepraszam.
    Do widzenia.

  22. Jacek Dehnel pisze:

    P. suggertis:

    To się człowiek dowiaduje! Nie dość, że trafiłem na bazarek, to jeszcze prowadzę bloga Ewy Bieńczyckiej. Zmykam definitywnie, bo poziom stężenia bzdur przekroczył moje możliwości i wątroba wysiądzie.

  23. Ewa Bieńczycka pisze:

    Dziękuję autorowi, Jackowi Dehnelowi za udział w komentowaniu jego książki pt. „Balzakiana”. Był to najobficiej komentowany post w dziejach mojego bloga.

  24. Taka jedna pisze:

    Zgadzam się z Panem Jaromirem, też zwróciłam uwagę i uderzyła mnie pogarda i lekceważenie bijące z wypowiedzi Pana Dehnela:

    “Pani wyraża jasno swoje stanowisko, ale wyraża też dobra wolę. I to jest piękne.
    Proszę się przyjrzeć temu: “że Pani zacznie wypłakiwać się … że w Pani nie odkryłem artystki”. Pani Przechodzień, Pani Przechodzień… “Zacznie wypłakiwać się” albo “proszę, proooooszę … You can do it”.”

    Jestem tym nieco zażenowana. Z jaką desperacją Pan Pisarz stara się udowodnić swą wyższość intelektualną. Zero dystansu do samego siebie, zero autoironii, zero poczucia humoru.
    A to poczucie humoru właśnie jest dla mnie prawdziwym wyznacznikiem inteligencji.

    Balzakiana we mnie też nie rezonują. Wyczuwam w nich to samo, co sugerują powyższe komentarze. Silenie się na elokwencję, snobizm intelektualny. To właśnie ten sposób pisania sprawia, że tekst ten odbieram jako wytwór rzemieślnika, a nie artysty.

    Co jednak pozostaje moim osobistym wrażeniem i właśnie “rezonowaniem (lub nie) w duszy”. Czego Autor nie powinien brać do siebie. W końcu nie wszystko musi sie wszystkim bezgranicznie i bezkrytycznie podobać.

  25. alik 77.253.188.198 pisze:

    Czytając “recenzję” Pani Ewy a następnie kolejne komentarze, otworzył się przede mną cały wachlarz odczuć i emocji – od jawnej irytacji, złości, zdziwienie, poprzez coś w rodzaju podziwu, po rozbawienie. W trakcie czytania, pisałam nawet na boku mój komentarz, rozrósł się on nawet do dużych rozmiarów, ale stwierdziłam w końcu, że szkoda moich sił i czasu, bo i tak trafiłby w próżnię. W każdym razie dziwię się, że pan Jacek Dehnel tak długo wytrzymał na tym blogu, zdecydowanie wystarczył pierwszy wpis, kto mądry, ten zrozumiał:)
    Tymczasem pozdrawiam Wszystkich (mimo że od gorącej dyskusji minął szmat czasu) 🙂
    Alik

  26. alik 77.253.188.198 pisze:

    Cały post powinien mieć tytuł:
    “Próba oświecenia fanatyka przypomina świecenie w źrenicę oka – kurczy się”;)

  27. Mateusz Nawrocki pisze:

    Droga Pani Ewo, szanowni anonimowi (i tak jak ja spóźnieni w stosunku do dat publikowanych tutaj postów) przeglądacze tej notki blogowej,

    Jestem zwykłym czytelnikiem i jestem świeżo po lekturze książki pt. “Balzakiana”. Książka nie podobała mi się. Mam nadzieję, że mogę tak stwierdzić; po lekturze postów p. Dehnela chyba powinienem się bać nawet wyrazić moją prywatną, niepochlebną, opinię. Dużą przyjemność sprawiła mi recenzja autorki tego bloga. Pozwoliła mi wykrystalizować powody mojego niesmaku podczas lektury książki.

    Jeszcze większą przyjemność sprawił mi wysoki poziom argumentów p. Ewy w odpowiedzi na krytykę jej recenzji ze strony p. Dehnela.

    Dlatego też, tak jak inna osoba powyżej, chociaż nie mam w zwyczaju włączać się w dyskusje blogowe postanowiłem jednak to zrobić. Jako osoba z pokolenia p. Dehnela pragnę zapewnić, że wielu z nas potrafi z szacunkiem dyskutować z osobami ze starszych pokoleń. Z tego co słyszałem o p. Dehnelu nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że ktoś się podszył pod niego i szkaluję na tym blogu jego dobre imię tak jak to się stało w przypadku osoby o nicku “przechodzień”.

    Mam też nadzieję, że już nie będę musiał nigdy czytać nic autorstwa p. Dehnela, przynajmniej jeżeli będzie to w stylu powieści “Balzakiana”. Zgadzam się ze wszystkimi krytycznymi argumentami wobec tej książki wymienionymi w notce i komentarzach.

    Pozdrawiam.

  28. Ewa > Mateusz Nawrocki pisze:

    niestety, ten blog pełni taką niewdzięczną rolę. Proszę mi wierzyć, że bardzo chciałabym pisać o wszystkich moich lekturach pozytywnie i z zachwytem.
    Dzięki za odezwanie się, mam bardzo dużo wejść na blog, ale nie wiem, kto mnie podczytuje i czy ktokolwiek mi sprzyja.
    Również pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *