Wbrew entuzjastycznym recenzjom „Przekroju” i „Tygodnika Powszechnego” pisarstwo Magdaleny Tulli jest zaprzeczeniem literatury w sensie jej pierwotnego, człowieczego przesłania. Pisane przez martwego dla martwych, dla bardzo specjalistycznego odbiorcy, któremu smakowanie nikomu niepotrzebnych stylistycznych popisów jest jakoby niezbędne, stawia pod znakiem zapytania literackie przedsięwzięcie, przecież od wieków takie samo.
Nie wiem, czy spóźnione o pół wieku eksperymenty Barthesa straktujące tekst jako jedynie wyborną grę słowną, którą w analizie np. dzieł de Sade’a sprowadził do wyrugowania z nich przesłania amoralnego, zasadne jest dzisiaj. Metoda skrojonego ubrania dla anonimowego klienta, słowa bez wnikania w znaczenie pisanych kwestii została dobrze tutaj zrozumiana. Tulli rozkoszuje się niepotrzebnością opisów, a przerobione już doświadczenie „sztuki dla sztuki” złowieszczo powraca.
Oczywiście, artysta jest wolny i pisać może co chce i jak chce, natomiast nagradzanie pisania dla jedynie faktu dokonanego, czyli napisania książki, jak pisanina najlepszej uczennicy klasy nie dla siebie, nie dla nauczycielki, ale dla stopnia, to dzisiejsze echa publiczne tej prozy. Proza Magdaleny Tulli, w amoku pochwał i nagród zupełnie zatraciła miarę zdrowego rozsądku w wyborze tematu i jego rozwinięcia. Toteż niezrozumiale brzmią słowa recenzenta “Tygodnika Powszechnego” o jej schulzowskiej proweniencji. Autor recenzji chyba Schulza nie czytał – jego przeciwieństwa zimnych spekulacji słownych. Proza Schulza przecież kipi erotyką, surrealistycznym szaleństwem zindywidualizowanego do granic możliwości miasteczka (nigdzie na świecie nie ma Drohobycza, jest tylko w Drohobyczu). Równie sprzeczne są porównania z Nouveau Roman. Alain Robbe-Grillet jest błyszczący, zagadkowy, magiczny.
Oczywiście chwalebne są wszelkie próby wymknięcia się dziewiętnastowiecznemu realizmowi i wielki, eksperymentalny trud artystów dwudziestego wieku powinien być kontynuowany. Ale nie w sensie powielenia prometejskiego wyzwolenia w jego złym zrozumieniu.
Magdalena Tulli pisze z “lotu ptaka”. Jest tak oddalona od obiektu własnej kreacji, że uzyskuje efekt jedynie domniemania niedowidzącego narratora, który czasami pisze w pierwszej osobie, by fantazjowanie uwiarygodnić. Ale i tu wpada w kolejną pułapkę rezygnacji dla jedności kompozycji z ich zróżnicowania, na korzyść standardu. Śmiertelna powaga towarzyszy przeżyciu wpadnięcia w abstrakcję niemożliwą do pojęcia ani przez autorkę, ani czytelnika. Rozszczepienie jest tak wielkie, stworzone przez nią modelowe, sztuczne światy, złożone jedynie z wytartych stereotypów, są wątpliwe jakościowo nawet dla socjologii. Nie ratują faktu ani opisy dość niesmacznych gestów i procesów organizmu ludzkiego (danie ulgi sobie w wygódce, smród ciał uchodźców), nie uczłowieczają postaci, nie mówią nic o naturze człowieka. Służąca bierze po pysku, student się lampartuje, dozorca bije dzieci. Sztuczności i niepotrzebności nabiera jeszcze bardziej przeniesienie się do Ameryki, a wszelkie próby pokonania czasu, aluzji do historycznych faktów bez ich nazwania, stwarza rzecz niejasną, ogólną, odartą z pierwotnego sensu. Zimną i straszną.
Koleżanka malarka po oszałamiających sukcesach finansowych lat osiemdziesiątych, sfrustrowana dzisiejszą niemożnością sprzedaży obrazów, podzieliła się ze mną wątpliwością wyboru swojego zawodu. Uważa, zapewne nie bez racji, że byłaby równie świetna obierając inny zawód. Myślę, że Magdalena Tulli najlepiej wykonywałaby zawód krawcowej. Jak pisał Jan Lechoń: „w szyciu nie ma nic, prócz szycia”.
5 września 05:57, przez Ania
Nie za ostro?
5 września 12:12, przez Ewa
Za ostro.
Czytałam rok temu, zaraz, jak książka pojawiła się w bibliotece i po przeczytaniu musiałam ją z siebie szybko wyrzucić. Bardzo nie lubię takiej literatury, dlatego potem z ulgą przeczytałam nieliczną negatywną recenzje w „Arte” Łukasza Baduli i poczułam się nie tak sama.
Ale wszystko, co tu piszę ma tak niewielki zasięg (wylęg wsobny), a więc nie zaszkodzę ani autorce, ani nie wpłynę na Jury tegorocznej Nike.
5 września 13:22, przez Ania
Na wszystkich blogach literackich dyskusje o Nike. Mimo, że się lekceważy jej wagę, to zainteresowanie ogromne, mam nadzieję, że nie z pobudek sportowych. Wybór książek to też znak czasu. Uhonorowanie pewnych utworów jest jednak zawsze jeszcze innym znaczeniem, niekoniecznie zasługą oddania życia sprawie, (Janion) czy polityką. Mimo wszystko po wyborze i nagrodzeniu właśnie tej, a nie innej książki zorientować się, co jest grane.
5 września 13:24, przez Ewa
Wczoraj i dzisiaj w Nieszufladzie. Hipokryzja lekceważenia nagród literackich.
A przecież geniusza można uratować rozpoznawszy go za młodu i ulżywszy dostępem do lżejszych prac, które Nagroda otwiera. Nawet największy talent, pracujący fizycznie nie rozwinie się, jeśli nie dostanie w odpowiednim czasie odpowiednich duchowych i intelektualnych witamin. Czas biologiczny współgra z rozwojem duchowym. Nic dziwnego, że tak dużo talentów sprzedało się reżimom, kacykom, tyranom. Wiedzieli, co im grozi, jak nie oddadzą się na służbę w odpowiednim czasie, jak młoda dziewczyna prostytucji. A etos pracy? Wszyscy, którzy tak dużo pisali o przeżytej pracy, kosztowali jej bardzo krótko. Zmieniali prace jak rękawiczki, rotacja była na przestrzeni roku ogromna. Gombrowicz nie miał wyboru, ale bank wspomina jako dopust boży. Dwadzieścia lat i nie napisał o tym ani linijki.
5 września 13:54, przez Jacek
Napisał w „Dzienniku”. Ale, że nie użył w żadnym artystycznym utworze, to fakt.
20 września 04:22, przez Ewa
Przeklejałam z ubiegłego roku i zgubiłam w pospiechu w nazwisku jedno “l”. Poprawiłam w nagłówku, ale w komentarzach już się nie da.
Przepraszam Autorkę i odwiedzających moją stronę.
W szyciu nic nie ma, oprócz szycia,
Więc szyjmy, póki starczy siły!
W życiu nic nie ma, oprócz życia,
Więc żyjmy aż po kres mogiły!
to akurat napisał Leśmian!
Dziękuję, ale pamiętam, że było w „Dzienniku” Lechonia. Nigdy nie czytałam tego wiersza Leśmiana, więc trudno by mi było wymyśleć. Być może, że pierwszy napisał to Leśmian i Lechoń zacytował. Niestety nie mam „Dzielników” Jana Lechonia w domu i nie mam pojęcia, w którym to tomie było. Cytowałam z przypomnienia. Ale postaram się jednak to sprawdzić. i tu zacytować.
Jeszcze raz dziękuję za zwrócenie uwagi.
Jaka nienawistna ta recenzja.
Bardzo nienawistny komentarz. Ja przynajmniej wysiliłam się i napisałam, dlaczego książka mi się nie podobała i napisałam pod własnym nazwiskiem.