Michael Haneke „Ukryte”

Film zobaczyliśmy w ubiegłą sobotę w ramach Festiwalu Filmu Zaangażowanego – w dumie naszego miasta – największym w Polsce Centrum Sztuki Filmowej.
Film pokazali Młodzi Socjaliści.
Pokaz był darmowy i skupiał rzeczywiście młodych socjalistów, gdyż zajęta przez młodzież jedna piąta ekskluzywnej sali z pierwszorzędnym ekranem pozostała w komplecie na dyskusji po projekcji.
O tym opowiem w poście „Młodzi socjaliści” w dziale „Dziennik duszy”.

„Ukryte”, to bardzo piękny film.
W przeciwieństwie do piosenki kabaretowej, że „na działkach nic się nie dzieje”, podczas gdy następne zwrotki demaskują ten pozór spokoju mordem i bestialstwem – w filmie naprawdę nic się nie dzieje.
Oschłość i asceza narracji upodabniają kadry do przepływu czasu, do codzienności, czyli wszystkiego, co spaja rzeczy wyjątkowe, które nam się wydarzają i które dopiero wtedy zauważamy.

Reżyser wskazuje właśnie na to, czego nie zauważamy. Kilkuminutowe sekwencje widoków na dom, na posesję, na ulicę, są pojemne i nie służą do budowania nastroju, lecz do medytacji.
Artysta mówi: uwaga! Zastanówcie się, chociaż na czas projekcji!
I zastanawiamy się, medytujemy, domniemamy, co przydarza się bohaterowi w nic niewydarzaniu, w poszukiwaniu niepokoju, który go trapi i poraża jego rodzinę.

Życie bohatera ilustrowane aluzyjną kamerą – spełnionego życiowo pięćdziesięciolatka, jest marzeniem każdego z nas.
Mieszka w pięknej, spokojnej dzielnicy Paryża. Ma piękną żonę – intelektualistkę pracującą w wydawnictwie. Przyjaźnią się z szefem wydawnictwa, z szefem TV programu kulturalnego. Wszyscy ich znajomi to ludzie na poziomie, uczestnicy intelektualnego, wyrafinego życia towarzyskiego.
Główny bohater Georges jest społecznie ważną osobą, wyrocznią krytyczną: prowadzi sławny na całą Francję program w stylu naszych byłych telewizyjnych „Dobrych książek” Jego najnowsza publikacja już na dniach opuści drukarnię. Syn jest udanym, ślicznym nastolatkiem. Jest więc osobowością ukształtowaną, posiadającą jak nikt narzędzia do samopoznania i autoanalizy.

W ten bukoliczny obraz nagle wsączają się nieproszone, niezamawiane taśmy video, regularnie nadchodzące z zewnątrz, atakujące z dystansem, ale coraz częściej, coraz nachalniej.

Jest to film o uczuciach, których nie chcemy, które wypieramy, a które są i rozsadzają dywersyjnie człowieka od wewnątrz, mimo, że zrobił wszystko by je otamować i do głosu nie dopuścić.
Uwikłanie Georgesa wzrasta. Z początku opanowany, grzeczny mąż, ojciec i pracownik w miarę niespiesznej akcji coraz bardziej histerycznie próbuje bronić zdawałoby się, ugruntowanego raz na zawwsze terytorium społecznego spokoju.

Wątek algierski przewija się mimochodem w kilku przebitkach „taśm”, a raczej jaźni Georgesa, nawiązując do jego dzieciństwa, gdy wstydliwa historia Francji pokrywa się z jego wstydem: to masakra lat sześćdziesiątych dokonana na Algierczykach, między innymi rodzicach jego przyjaciela z dzieciństwa.
Georges, wówczas sześcioletni chłopiec, wskutek swoich dziecięcych manipulacji udaremnia jego adopcję przez swoich rodziców skłonnych do usynowienia sieroty. Motywem czynu był jedynie strach przed uszczupleniem sytej egzystencji chłopca z zamożnego domu. Tym samym powodem kieruje się po latach: nie wzruszy go los dorosłego, zniszczonego sierocińcem mężczyzny, ani przerażające świadkowanie aktowi jego samobójstwa.
Jałowe też będą wszelkie oczyszczające okazje spotkań z synem Algierczyka. Paniczny strach przed przyznaniem się do winy, jedyny sposób rekompensaty za brudne czyny – zblokuje sumienie na zawsze – metaforycznie zabije wszelkie życie duchowe.

Końcowa scena, w której Georges konsekwentnie udaje, że nic się nie dzieje, zapowiada dozgonną udrękę wyrzutów sumienia, czyli permanentny napływ tajemniczych taśm video.

Haneke wraca do pierwotnego, szekspirowskiego mniemania o człowieku. Sugeruje, że taśmy istnieją. Przychodzą pod drzwi, owinięte foliowym woreczkiem z hipermarketu.

Czasami myślę, że są to jedynie pobożne życzenia reżysera. Raczej byłabym skłonna do diagnozy Fitzgeralda („Wielki Gatsby”), który porównuje sumienie bohaterów do dziurawego sera szwajcarskiego.

Ale to naprawdę bardzo piękny film.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *