Na blogu „historia moich niedoli” http://www.historiamoichniedoli.pl/, doktora filozofii Marka Trojanowskiego 1 kwietnia 2011 roku umieszczono klepsydrę donoszącą o tragicznej śmierci właściciela bloga. Można było poczytać to jako notkę primaaprilisową, ale utrzymuje się już kilka kwietniowych dni. Ponieważ nigdzie w gazetach zielonogórskich, ani w Sieci, nie ma wzmianki o tym, by młody człowiek, znany publicznie w mediach z ciągnącego się latami procesu z UZ, z uczelnią macierzystą, której był absolwentem i pracownikiem, zmarł, ani też na blogu nie żegna go liczna rodzina, o której niejednokrotnie w notkach blogowych opowiadał, ani też nie pojawiają się kondolencje umieszczone w komentarzach, których obecność mogłyby być również wyrazem szacunku dla tych, którzy zechcieli się wpisać, którzy się tym zmartwili się i przerazili, można przyjąć to działanie, jako artystyczny gest blogowego odejścia.
Oczywiście dla mnie, której jedyny brat zginął tragicznie w Himalajach w wieku trzydziestu czterech lat, każdy blef Marka Trojanowskiego jest najbardziej pożądany, bo wiem, czym jest prawdziwa tragedia dla jego bliskich, dla matki, dla rodzeństwa, żony, syna, cierpienie, które rodzina nosi do końca życia.
Natomiast ogłaszanie własnej śmieci i przyglądanie się jej żyjąc, było znane jako performance przez artystów i niejednokrotnie stosowane. Klepsydry w Sanoku wywieszał w liceum Tomasz Beksiński, sfingował ją Zbigniew Sajnóg w sekcie „Niebo” (z artystów zagranicznych np. Mark Twain).
Dlatego optymistycznie nie przyjmując do wiadomości najgorszego, skupię się na śmierci bloga Marka Trojanowskiego, bo, jak rozumiem, przestaje on tym sposobem z dniem 1 kwietnia 2011 roku istnieć.
Blog Marka Trojanowskiego przyporządkowany jest w Sieci blogom brukowym i tabloidom, co można bardzo łatwo zrobić, biorąc pod uwagę pośledni i ubogi stan literackiej Sieci i sposoby zwalczania każdego wkładu w jej ożywienie, a przynajmniej sprawienie, że wynurzenia polskich literackich internautów dało się czytać. Otóż czytać się nie da dzisiaj większości blogów i portali o tematyce literackiej i dawało się czytać jedynie blog Marka Trojanowskiego. Wszelkie ożywcze teksty – jak ostatnio chociażby linkowane przez Tajną na Liternet pl. i nieszufladzie pl. felietony Przemysława Witkowskiego z witryny KP skwitowane zostały albo że to „bicie piany” Jarosław Trześniewski), „albo powtarzanie tego, co już inni frustraci napisali/powiedzieli” (Magda Gałkowska), „nic interesującego dla siebie nie znalazłem”; „mega nuda”(Kuba Sajkowski). Niestety, niczego też nigdy interesującego nie wyczytałam w tych lekceważących dzisiaj głosów wyższości poetów wszystkowiedzących lepiej od tych głosów sprzeciwu, pojawiających się w Sieci i jak rzadkie kwiaty pod ochroną trzeba zgnieść swoim brudnym, sieciowym butem. Ciekawe, dlaczego chodzi o to, by ta pustynia, jaką jest literacka Sieć dzisiaj, zupełnie niewykorzystana, jako wspaniałe, najnowsze medium, o jakiego możliwościach nikomu z artystów wieków wcześniejszych się nie śniło, zniszczyć i strywializować. Magda Gałkowska zaliczyła mój blog do „folkloru”, widocznie moje wysiłki intelektualne są dla niej są niczym w porównaniu do blogowych własnych. Wiele tematów, jakie poruszam na moim blogu są wyśmiewane. Na portalu rynsztok przeczytałam, że nie interesują ich „pierdy” francuskich intelektualistów. Na nieszufladzie trwa zabawa w przestawianie sylab w nazwiskach. Na Trumlu bez zmian, trwa licealny flirt towarzyski. Na liternet pl. zdziecinnienie, apoteoza kiczu i permanentny brak smaku.
Oczywiście, jeśli weźmiemy pod uwagę, że życie literackie jest gdzie indziej, że polska literacka Sieć służy jedynie do spędzania czasu, jak spędzanie płodu każdej ożywczej myśli, to z pewnością spełnia takie zadanie. Nie mnie troskać się o Sieć, bo i tak, wbrew trosce poetki Mirki Szychowiak będę tu sobie na moim blogu pisać i pisać po swojemu, bez względu na ofiarowywaną mi pomoc ze strony chociażby poetki Mirki Szychowiak. Jednak bardzo mi żal, że opozycyjny blog Marka Trojanowskiego zamilkł i że nie mam już co czytać w Sieci.
Bo prawdziwy artysta zawsze był przeciw i tej niewdzięcznej roli dzisiaj nikt nie chce podjąć, tego niewdzięcznego losu artysty, który musi się sprzeciwiać światu, by świat ocalać. A literat robi to tym, co posiada, a nie posiada tak wielu instrumentów, jak muzyk, czy jak artysta sztuk wizualnych, który ma jeszcze inne narzędzia. Literat ma tylko słowa, które magicznie przestawia tak, by wywołać pożądany efekt, niewielu ten trud wychodzi, dlatego śmierć ważnych blogów w Sieci jest taka smutna.
cieszę się, że pan się nie obraził, czytuje tego bloga ,pozdrawiam Autorkę i Pana 🙂
Dopiero teraz miałem czas rzucić okiem co się tu dzieje i doznałem nieoczekiwanie niekłamanej przyjemności. Nareszcie znalazł się tu ktoś, kto docenia robotę Mrówczyńskiego i go chwali, choć przyznać trzeba, że długo na to musiałem czekać, a i samych pochwał jak na lekarstwo. Ale taki pojedynczy głos więcej waży niż chór wazeliniarzy, bo właśnie pojedynczy, odważny, wyrażający własne przekonania, a nie brudny interes grupowy, głos nie liczący się z ewentualnymi szykanami tejże grupy.
Mam nadzieję, że to świadoma decyzja wynikająca z dokładnego rozpoznania o czym i jak się tu pisze, a nie chwila nieuwagi, bo tu nawet tzw. “sojusznicy” mogą oberwać.
Pozdrawiam serdecznie.
Miło mi usłyszeć na Pani “artystycznym” blogu, że jestem bandytą. To samo przez się wyjaśnia, że kradnę, zabijam, gwałcę, należę do mafii pruszkowskiej i wołomińskiej. Ale to nic, że kradnę zabijam i gwałcę, najgorsze w bandytyzmie jest przecież to, że bandyta dokucza i używa brzydkich słów!
Proszę Pana, mnie nie obchodzi, co Pan robi w życiu prywatnym. Na moim blogu był Pan i jak widzę, jest bandytą. Nie ma śladów i dowodów Pana bandyckich popisów. Kazał Pan usunąć swoje komentarze pod groźbą zaskarżenia mnie do sądu, co zrobiłam dla świętego spokoju bo nie mam zamiaru wytracać czasu i energii na bandytów. I proszę mnie tu już nie nachodzić przyrzekam, że nigdy o Panu nic nie napiszę nawet jak Pan dostanie Nagrodę Nobla. Dla mnie jest Pan postacią odrażającą i każdy kontakt z Panem napawa mnie obrzydzeniem.
Wzywa Pana Liternet, tam Pana kochają, więc proszę mnie unikać, bo skoro nie ma bloga Marka Trojanowskiego, to przecież ma Pan gdzie bywać.
Bandyta to chyba jednak za duże słowo. Bandyta to złodziej, kryminalista, morderca, porywacz dzieci itp, a nie ktoś kto wypowiada krytyczne i nieprzychylne słowa. Po prostu rozśmieszyła mnie Pani przesada.
Nie rozmawiam z Panią tu dlatego, że chcę, że lubię itp. Zwisa mi i powiewa, czy Panią odrażam czy nie, jeszcze bardziej mi zwisa i powiewa czy Pani coś o mnie napisze czy nie (faktycznie, wolę nie, bo to, że Pani mnie wzmiankuje wcale mnie nie nobilituje, a wręcz przeciwnie), ale nazwanie mnie bandytą – och, przesada jest zawsze dowodem braku równowagi. Ale w sumie, mnie to tylko śmieszy. Śmieszy, bo w istocie Pani słów przenigdy nie brałem poważnie.
To proszę przyjąć do widomości, że słowo „bandyta” można użyć w innych znaczeniach, nie tylko w tych, które Pan zna. Użyłam w sensie bandyta intelektualny. Tak pierwsze z brzegu to przychodzą mi słowa Ballady o Janku Wiśniewskim: „Jeden raniony, drugi zabity/ Krwi się zachciało słupskim bandytom.(…) Krwawy Kociołek to kat Trójmiasta/Przez niego giną dzieci, niewiasty…” Proszę zauważyć, że „słupscy bandyci” nie pałowali własnymi rękami, byli urzędnikami punktualnie przychodzącymi do pracy i wyjątkowo lojalnymi obywatelami i wypisywali, tak jak Pan, tylko pewne komunikaty. Podobnie Stanisław Kociołek: przecież był redaktorem naczelnym miesięcznika! Jaki bandyta? Jaki kat? Podobnie jest z Panem Panie Romanie, Pana mizdrzenie się na portalu Liternet nic Panu nie da, ani to, że tutaj pęka Pan ze śmiechu nachodząc bezceremonialnie i bezczelnie mój blog. W moim pojęciu jest Pan wzorcowym bandytą.
Ja też uważam, że słowo “bandyta” jest niewłaściwe, ale bynajmniej nie przez swoją nadmiarowość czy niewłaściwe użycie. Obrażanie się na słowa to polska specjalność wynikająca z kiepskiej edukacji, z ubogiego języka, z braku lektur, czyli ogólnie mówiąc z prostactwa. Z badań nad zdolnością rozumienia informacji przez statystycznego Polaka, wynika, że 60% badanych nie rozumie 40% przekazu. Nie jestem pewien czy nie na odwrót, ale to bez znaczenia. Na tak niską średnią oczywiście zapracował spory procent tych, którzy niczego nie rozumieją. Ale nie ma wątpliwości, że takie statystyki zawdzięczamy właśnie takim knapom, co właśnie chcąc nie chcąc udowodnił swoim obrażonym komentarzem. Nie tak dawno oburzano się na Palikota za nazwanie działań pewnej posłanki prostytucją polityczną. Wszyscy partyjniacy, ale dziennikarze i intelektualiści również, naskoczyli na niego, że nielz’a posłankę nazywać prostytutką, choć wcale tego nie zrobił. A to przecież elity polityczne i intelektualne, wydawałoby się kumate i doskonale rozumiejące, że prostytucję mogą uprawiać nie tylko prostytutki, że może mieć ta czynność charakter zgoła nieseksualny, nie mówiąc już o kluczowej różnicy między prostytucją, a prostytutką. Jeśli więc elity nie rozumieją subtelności językowych to co się dziwić, że się prosty Knap obraził? Choć ja uważam, że byłaś nadto łaskawa, wobec zjawiska sieciowego o ksywie Knap, bo raczej bardziej odpowiednie jest określenie plugawego prostaka i prymitywnego chama, który swoimi wpisami w 100% spełnia wymogi takiego miana. Mimo wszystko złodziej, gwałciciel, morderca, wszystkie te postaci działają celowo, racjonalnie, z pasji, z potrzeby, z przyjemności, a samo słowo jest terminem sądowo-policyjnym, a nie inwektywą. U Knapa ani potrzeby, ani przyjemności, ani pasji, o czym sam zresztą zawiadamia.
Ponieważ nie wiadomo z jakich inspiracji zawdzięczamy tu jego obecność, gdzie był już wypraszany, można bez wielkiego błędu przyjąć, że wynika to z samej jego prostackiej natury opornej na edukację nudziarza. Prostak nie wie dlaczego jest plugawy, dlaczego musi być plugawy, to jest poza jego kontrolą, nie wie również że jest prostakiem. Takie postawy niezmiennie biorą się z głębokiej neurozy człowieka pogrążonego w kłamstwie. Prostak jest przekonany o swojej wyższości, którą czy trzeba czy nie, manifestuje, okraszając swoistymi dla chama grubiaństwami. Prostak nie ma wyczucia sytuacji, co przy neurotycznym przewrażliwieniu na swoim punkcie skutkuje takim nadmiarowym wybuchem bezradnego rozwścieczenia, jakiego tu, ale i w tych usuniętych miejscach byliśmy świadkami.
Wyobrazić sobie nobilitację prostactwa pod postacią Knapa? Czy to kolejne nieznane słowo Knapowi, czy też taka niepokojąca perspektywa znowu jest możliwa?
Właśnie zobaczyłam wczoraj film „Kłopotliwy człowiek” Pera Schreinera (2007), gdzie kłopot z człowiekiem dzisiejszym, wrażliwym i dostrzegającym mechanizmy świata w którym żyje jest zupełnie innej natury, niż Romana Knapa. Dobrze Robercie to zauważyłeś, ze nieprzezwyciężone chamstwo o którym pisałam na Liternecie w polskiej sieci jest bardzo wyraźne. W sporach i konfliktach dochodzi właśnie tak wyświechtane, maglowe określenia jak „papier toaletowy” i „zwisa i powiewa”.
To, o czym pisał też Miłosz, że ta kultura intelektualistom przebieranym, fałszywym jest kulą u nogi, którym ona tylko uwiera jak pantofelki koturnowe Japonek, z którymi się tylko męczą, natomiast ich prawdziwa natura, to nie przezwyciężone chamstwo i barbarzyństwo. Jeśli bloga Ewy zabraknie, to nie zostanie przezwyciężone, bo przecież na portalu Liternet wszyscy są takim stanem kultury polskiej zachwyceni. Jeśli Roman Knap na samym wstępie w tych usuniętych komentarzach napisał, że nic nie czyta, że czerpie tylko ze swojego wielkiego kapitału duchowego, jaki w PRL-u otrzymał, czyli kapitału mrożkowego chamstwa, to nie ma się co dziwić. Powinnaś Ewo – tak jak pisałam – przywrócić komentarze Knapa, bo nie wiadomo, o co tu chodzi. Musi chyba to wszystko zostać wywleczone na wierzch, innej rady nie ma, bo przecież są to ilustracje i dowody na stan ducha dzisiejszej kultury.
Dziękuję Wam, Robercie i Hortensjo za wsparcie. Mam te komentarze i mogę je przywrócić, ale tak jak napisałam, im mniej tu Knapa tym lepiej, autentycznie napawa mnie odrazą każdy z nim kontakt. Miałam 50 lat do czynienia z takimi obskurantami i naprawdę moja wytrzymałość psychiczna jest wyczerpana. Ja muszę pisać notki, a nie użerać się z tym debilizmem dzieci, które wydało moje pokolenie. Tak Hortensjo, masz rację, zachodni artysta atakuje współczesne bolączki świata, polski artysta atakuje mój blog. Dlatego Robercie uważam, że słowo „bandyta” jest na miejscu, bo bandyta to przede wszystkim agresor. Ale masz rację, bandyta jest racjonalny. Zjawisko Romana Knapa jest poniżej statusu bandyty, obraża jego w końcu określony i racjonalny stan.
jak mozna opluwać wszystkich poetów i pisarzy , nawet jak im średnio wychodzi, ten gnom był sprawca wielu nieszczesc, jesli wypracowal sobie te smierc swoimi glupimi wypowiedziami to dostal to na co zasłużył
O co Panu chodzi? Może da Pan jakieś przykłady? Kogo skrzywdził Marek Trojanowski, kto popełnił samobójstwo, kto został wyrzucony z redakcji z wilczym biletem? Nie śledziłam wszystkiego dokładnie, ale większość wyszydzonych literatów w dalszym ciągu funkcjonuje, ma się świetnie w oficjalnym literackim obiegu, są nagradzani, wydają jak wściekli kolejne książki. To, że nikomu się już nie chce tej niewdzięcznej roboty kontynuować skutkuje astronomiczną nudą na forach literackich. Mnie też już się nie chce nikogo „krzywdzić”.
Pana komentarz to dopiero erupcja nienawiści, nie przypominam sobie, by kiedykolwiek Marek Trojanowski życzył komuś śmierci.
Marek żyje, sprawdźcie na http://www.historiamoichniedoli.com