FREUD II

Freud, przez całe życie poszukujący stałej determinującej zachowania ludzi, odrzuca wszystko, co skłamane, a jeśli natrafia na to, czemu może zaufać, odrzuca ufność.

„Czyż to nie Freudowskie erotyczne ciało, podtrzymywane przez libido i zorganizowane wokół sfer erogennych, jest właśnie takim ciałem nieanimalistycznym, niebiologicznym? Czyż nie to ciało (zamiast animalistycznego) stanowi właściwy przedmiot psychoanalizy?”
– pyta Slavoj Žižek

A jednak Freud pyta o coś bardziej uniwersalnego i jeśli jego trop pada na Kompleks Edypa, jest to odkrycie zastępcze.
Portrety kobiet skreślone entuzjastycznym piórem przez współczesną nam biografkę Freuda Linde Salber –  psycholog z uniwersytetu w Koloni – zawierają podobieństwa życiorysów. Uderza w nich spełnienie kobiet wyzwolonych zarówno z upiorów wiążącego ich kulturowego układu zamykającego na myślenie, skazującego na tabu i niekwestionowalność. Umierają w późnym wieku jako twórcze staruszki kierujące nie tylko samochodami, ale własnym życiem. Otwierają się na siebie, na swoje sumienie, na analizę języka, kodów i tajemnic.

Realista Freud był przeciwny „poezjowaniu” i „poetyzowaniu”. Na swojej słynnej kozetce ograniczał jak mógł wynurzenia odbiegające od codziennego życia, nakłaniał pacjentki do wejścia w siebie i obcowanie tylko ze swoim ja, a nie z urojonymi wizjami. Wreszcie łamał lekarski dystans zaprzyjaźniając się z pacjentkami i zjednując ich dozgonną wdzięczność i wierność.

Przerażające zdumienie Freuda wobec zachowania się tych “jaśniejszych” Niemców wobec nazizmu, którzy jak on mentalnie tkwili w całej spuściźnie kulturowego dziedzictwa tej cześci świata, nie tylko uświadomiło mu zło płynące właśnie z niego. Bezsilność „jasnych” wobec „ciemnych” nie leżała w kulturze, jak nie leżała w niej deformacja kobiet, które, wyzwolone, potrafiły spełnić się w swoim człowieczeństwie.
A jednak Freud to krytyk kultury i jeśli dostrzega, że w czasach kryzysu wartości jest ona zasłoną dymną dla zachowań zupełnie niekulturalnych, to kruchość i zbędność kultury staje się zarówno przyczyną, jak i skutkiem.
W eseju „Kultura jako źródło cierpień” Freud pisze:

„Wspólne zainteresowania – właściwe mu, jako wspólnocie pracy – nie utrzymałyby go, albowiem popędowe namiętności są silniejsze od zainteresowań racjonalnych. Kultura musi używać wszelkich środków, aby ograniczyć agresywne popędy człowieka i pohamować ich objawy za pomocą psychicznych reakcji reaktywnych. Stąd więc obfitość metod, które mają skłaniać ludzi do wzajemnego upodabniania się i do hamowanych związków erotycznych, stąd ograniczenie popędu płciowego, a także idealny nakaz miłowania bliźniego swego jak siebie samego, który w istocie można usprawiedliwić tym, że nic bardziej nie sprzeciwia się pierwotnej naturze ludzkiej. Jednakże do tej pory mimo wszystkich tych wysiłków dążenia kultury nie dały wielkich rezultatów.”

Dzisiejsza alienacja kultury od roli elitarnej w kierunku masowości – i jak wcześniej to Freud zdiagnozował, jej masochistycznego charakteru –  nie tylko nie chroni wartości moralnych człowieka, ale eliminuje możliwość międzyludzkiego porozumienia
Pół wieku potem Georges Steiner napisze:

„Spełniło się fin de siecleowe przypuszczenie, że język przestanie być adekwatny do ludzkich doświadczeń i z nimi zgodny, gdyż jego skażenie przez kłamliwą politykę oraz wulgaryzacja przez masową konsumpcję uczynią z niego narzędzie bestialstwa. W samym sercu krytyki języka, strapionej rebelii przeciw słowu leży prorocza bojaźń, przeczucie nadchodzącej grozy. Mamy na to liczne dokumenty. Przytaczałem już zatrważającą przepowiednię Krausa co do wykorzystania ludzkiej skóry, trudno znieść antycypującą moc „Kolonii karnej” Kafki, a przecież psychologiczne, diagnostyczne źródła owych precyzyjnych przepowiedni pozostają tajemnicą.
(…)
Dzisiaj widać przynajmniej, jak głęboko naruszyło to pojęcia tworzenia i odkrywania, stanowiące przedmiot naszego namysłu. Dramatyczne zmiany dokonały się w kluczowej dla przeszłości sferze tekstowości, a w efekcie problematyczne okazały się moż¬liwości odczytywania, pamiętania i przedstawiania naszego ży¬cia: w jego wymiarze wewnętrznym i społecznym, imaginatyw¬nym i empirycznym. „Księga życia” czy „Księga objawienia”, le Livre, które u Mallarmego, Joycea czy Borgesa miały zawierać treść wszechświata, są dziś boleśnie metaforyczne, podobnie jak wszystkie owe obrazy i konotacje odsyłające do twórczości, do au¬torstwa, do sprawiania, które wiążą się z nimi od początku narracji literackiej i władczej narracji. Heine, w którym judaizm łączył się z niemczyzną przepowiedział, że tam, gdzie palą książki, będą pa¬lić też ludzi. Niewykluczone, że jesteśmy świadkami jeszcze więk¬szego (także jeśli chodzi o moce twórcze) pożaru.”

Steiner upatruje źródło rozpadu języka w freudowskiej psychoanalizie:

„To stąd ledwie skrywana przez Freuda nie¬chęć do poetyckości i fanatyczna niemal walka o to, aby psycho-analiza znalazła miejsce obok klinicznych nauk biologicznych. Ten mistrz narracji i mitu nieustannie marzył o fundamentach neuropsychologicznych (które nigdy nie powstały). Nienaukowy język i nienaukowe opowieści są miarą jego geniuszu, niemniej jednak przyświecała mu utopia cywilizacyjnej „dorosłości”, której atrybutami miały być weryfikowalne kryteria nauki.”

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *