Zdrada

Może teraz, po pół wieku w filmach odkrywa się coś innego, niż reżyser chciał powiedzieć, a prawda artystycznego dzieła żyje już własnym życiem i mówi co chce?

Przypomniany w telewizji film “Do utraty tchu” Jana- Luca Godarda, (łatwo rozpoznać wpływ na naszych „Niewinnych czarodziei”, co elitarna Filmówka umożliwiała wewnętrznymi pokazami dla studentów wszystkich nowinek artystycznego kina) mówi nie o hedonizmie, ale o zdradzie.
22 letnia Jean Seberg, po amoralnej postaci filmowej z „Witaj smutku”, ma podobno kontynuować na planie swoje losy. W rzeczywistości aktorka za dwadzieścia lat popełni samobójstwo, ale bolesna autodestrukcja widoczna jest już teraz, kiedy dzwoni do prefekta policji i wydaje na śmierć kochanka.

Trzeba zabić tę miłość pobrzmiewa przez wieki.
Inaczej zabijano ją w greckim micie. Zabijali bogowie wiedząc, że ta kosztowna zabawka w rękach ludzkich sprowadzi tylko na ziemię nieodwracalny zamęt.
Trzeba więc zabić dzieci Niobe, trzeba ustrzelić Akteona, trzeba kazać Medei zaszlachtować dzieci.
Chrześcijaństwo czerpiące z judaistycznej ofiary karze Judaszowi wydać Chrystusa, a gnostyckie tropy podpowiedzą, że to z miłości do Mistrza. Piotr zaprze się ze strachu, ale czym jest strach?

Między studentką a bandytą na planie filmu pojawia się nagle miłość, o której obie strony dobrze wiedzą.
Wyrosła z bezpiecznie uprawianej higieny seksualnej, nudy wieczoru i instrumentalnego potraktowania drugiego człowieka, miłość spada jak mityczne przekleństwo i tak będzie potraktowana.
Banalna fabuła nagle przemieni się w przerażenie.
Racjonalność zabicia przesuwa się w rejon innej kategorii. Biorą w łeb Sonie Dostojewskiego idące za bandytą na katorgę. To bandyta jest krystalicznie czysty, a jego społeczne czyny lekkim pyłkiem w obliczu tego, co wydarza się między dwojgiem ludzi.

Właściwie polski film „Niewinni czarodzieje” powie to samo. Ale to będą chyba ostatnie podrygi wielkiego artystycznego wysiłku w kierunku zdemaskowania człowieka.

Ekscesy dzisiejszego kina, nad Wisłą i nad Sekwaną są też podobne.
Miłość można wrzucić w si@ć, a wyzwolonemu artyście przywrócić niewinność.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii dziennik duszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *