Nagrody: Paszport Polityki 2005 – Marek Krajewski

Nie to jest złe, że w Polsce powstają, jak i w innych krajach, powstawały i będą powstawać książki, których żywot jest przeznaczony do zabrania w podróż pociągiem, by przy wysiadaniu na stacji wyrzucić. Pocket book pełni wtedy niezobowiązującą rolę towarzysza podróży, który ma ściśle określoną rolę: rozproszenie nudy, przyspieszenie upływu czasu, nie absorbowanie czytelnika żadną głębszą myślą i natychmiastowe zapomnienie zaraz po wyrzuceniu. Uświetnienie takiej literatury ważną nagrodą literacką demoralizuje podwójnie: niszczy dotychczasowe wysiłki pisarzy trudnych, niszczy samą nagrodę.

Marek Krajewski pisze dużo, skutecznie i jednolicie. Będzie pisał tak samo, jak większość producentów tego gatunku. Będzie pokarmem i wzorem do naśladowania ciągle głodnego nowości rynku. I nigdy nie będzie literaturą. Hymny pochwalne na cześć pojawiającego się pisarza, który spełnia wszystkie populistyczne oczekiwania czytelnika jest o tyle mylący, że nigdy nie wiadomo, czy zjawisko ogólnej euforii i zaczarowania socjologicznie przypisujemy snobizmowi, reklamie, czy najgorszemu wariantowi: całkowitemu obniżeniu literackiego smaku.

Właściwie nie to jest najgorsze, że „Śmierć w Breslau” jest pusta, pozbawiona dowcipu, finezji, lotności, inteligencji. Że nie wpłynęły na nią ani arcydzieła Hitchcocka tworzenia zupełnie odrębnej od realności fikcji i grozy. Ani egzystencjalizm Raymonda Chandlera, tak przez Krajewskiego w wywiadach cenionego, gdzie przerysowanie bohaterów jest tak wielkie, miasto tak mroczne, a ból tak muzyczny, że zagadki zachowań bandytów i detektywa paradoksalnie stają się naturalne. Ani Agata Christie, ze swoim arystokratycznym dystansem, zamiany całej rzeczywistości na umowność teatralnej zabawy. Ani psychologiczne zjawiska czeskiego Ladislava Fuksa.

Niesmak produkcji Krajewskiego polega na udaniu pisania, które nie wynika ani z tradycji pisarskiej, ani z istoty autora, ani z opowieści. Wynika raczej z polskiej fantazji: kapitan Żbik, kapitan Kloss, 07, czy Tolek Banan. Dzisiejsza kapitalistyczna inkarnacja policjanta Eberharda Mocka jest niestety równie niestrawna. I co z tego, że wymiana dekoracji, że rocznik 1933, że kapitalizm, że Niemiec, że baronówna, beaujolais, trufle, skorpiony (nie ma pojęcia autor o naturze tych zwierzątek!), burdele, przemyt, gestapo, zamki, swoboda w lubieżności opisów tortur i eksploatacji seksualnej przebranych gimnazjalistek? I nic z tego. Autor nie ma pojęcia, mimo żmudnego studiowania kronik o obyczajowości czasów i ludzi.

Może właśnie to przeniesienie, nie służące niczemu, czyni książkę tak metalową, martwą i obcą. Wszystkie zachwyty krytyki są wmówione. Autor dysponuje bardzo ubogim słownictwem, metafory są egzaltowane, zwroty wytarte („z piskiem opon”), powtarzają się wraz z naiwnymi opisami kobiet (pulchna blondynka), męskie fantazje erotyczne, wymyślne tortury. Opis przedwojennego Wrocławia również jest bezużyteczny.

Tandeta tej pisaniny, polegająca na budzeniu sympatii w czytelniku do heroizmu 50 letniego policjanta, który nie lubi żony, natomiast lubi jak w piątek podczas partyjki szachów jedna, jak autor nazywa „córa Koryntu” siedzi pod stołem, a druga wygrywa, a on za karę rezygnuje ( z czego?) i wychodzi, na mroczny Wrocław, i cierpi, bo świat jest zły, a był jeszcze gorszy, bo skorpiony są dzisiaj sprzed jakiś nieprawdopodobnych czasów odległych, bo kurdyjska sekta, mord rytualny na Mariettie von der Malten, gestapo, bękart, Nowy Jork…I wojna…

Bez wkładu własnego doświadczenia, przeżycia, literatura staje się tylko pasją, jak elektryczna kolejka dla dorosłego mężczyzny. To jak potajemne klejenie “kirchy” przez odpowiedzialnego za miasto gubernatora z „Biesów” Dostojewskiego. To nerwowy „bemberg” z „Kosmosu” Gombrowicza.

Niepokojąca jest taka zabawa w rękach przykładnego obywatela państwa, przykładnego pracownika i ojca rodziny. Bezkarność opisu męskiej fantazji, gdzie właściwie wszystko sprowadza się do mającej zaraz ulec ubranej w czarne pończochy i rozchylony peniuar, zasługującej na poniżenie dziwki (bo nielojalnie jeszcze gra na dwa fronty i musi być ukarana), to już odległy, skompromitowany stereotyp nie tylko artystyczny. To kicz, cofający nas w osiągnięciach artystycznych w kolejny ciemnogród taki, jak nasza dzisiejsza scena polityczna i jak jakość wyboru tegorocznej nagrody z dziedziny literatury „Polityki”.

I tylko żal, że czekające literaturę nowe wyzwania otwarte odkryciami Wittgensteina, a nawet obyczajowe (Houellebecq w ostatniej książce domaga się ubezpieczenia państwowego dla prostytutek), kompromituje nasze europejskie aspiracje i zawstydza.

Marek Krajewski
Śmierć w Breslau
Wydawnictwo Dolnośląskie 2003

Chmielewska, Bereś, Bratkowski, Dukaj Górski, Grin, Grupiński, Harny, Pilipiuk, Prus, Shuty, Świetlicki, Ziemiański, Ziemkiewicz
TRUPY POLSKIE
EMG 2005
zrealizowano ze środków Ministerstwa Kultury

cien_wodny.jpg

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

36 odpowiedzi na Nagrody: Paszport Polityki 2005 – Marek Krajewski

  1. Inżynier Jacek pisze:

    Dziwna maniera starych dekoracji ogarnia też autorów starszego pokolenia. “Castrop” Huelle, gdzie w starym Gdańsku się ciągle tylko je i opis potraw retro przetykane są egzaltowanymi wywodami filozoficznymi mającymi się zmierzyć jakością z Mannem, to chyba jakaś epokowa manieryczność i upadek. W secesji też bez sensu rzemieślnicy robili metalowe ornamenty kwiatów i kwitła szmira. Książki faszerowane. Autorzy tyją. Czytelnicy głupieją. Statystyki czytelnictwa rosną. Kto za tym stoi? Ot, kryminał.
    ~Inżynier Jacek, 2006-01-20 09:20

  2. Ewa pisze:

    Nie zdobyłam się na powtórne przesłuchanie(10 kaset), być może, że znamienna data 1933, dojście Hitlera do władzy ma uczynić ten kryminał bardziej ambitnym i uniwersalnym. Nie lubię tego gatunku i może jestem tendencyjna, ale pomijając stronę filozoficzną, czy moralną powieści, nie podobała mi się robota pisarska.
    To taki wściekły przerywnik. Czekam na karnawałowy, przyjemnościowy tekst buka o Prouście.
    ~EwaBien, 2006-01-20 10:43

  3. buk pisze:

    Diabli to wszystko!…Całym Południem ciągnie smród, bo pokój.
    Ty kurwi synu, psie, Piapols, bieżaj do lutni!
    Nie żyć mi, jak tylko miecze klaszczą!
    Ale gdy widzę złoto sztandarów, popielice, purpurę w zwarciu
    I poniż nich pola szerokie syci karmazyn,
    Do warycjaci ja i serce skowyczemy z radości!

    Latem gorącym wręcz nie posiadam się z radości,
    Gdy nawałnice mordują stęchły pokój,
    A błyskawice w czarny nieboskłon miecą karmazyn,
    A zagorzałe gromy ryk toczą na swej lutni,
    A wichry świstem w pierś człowieka przez chmury, w zwarciu,
    A wskroś i wszędzie po rozszczepionych niebiosach – Boga miecze klaszczą.”

    Czy nie piękna sekstyna? ( a piszą, że tłumaczenia Ezry przez Niemojewskiego są zbyt dosłowne, literalne) Strasznie podoba mi się: “Bieżaj do lutni Piapols…” ( jaka pogarda dla artystów! Co z tego, że dają rozrywkę, jeżeli to wszystko fikcja? ). No i te krzyki wprost z serca Ryszarda Lwie Serce ( o nim mowa). “Nie żyć mi, jak tylko miecze klaszczą”. A wszystko to piszę w związku z tą antologią “Trupy polskie”. To antologia młodych prozaików? Coś napisanego na zamówienie? Lutnia kryminalistyki? Znowu mam w ręku tylko trzy opowiadania antologii, jedno Shutego. Tak sobie myślę, że nasi pisarze to prawdziwi gladiatorzy pisma. Niby żyją w okropnym kraju, ale w ciszy mówią “nie żyć nam, gdy z południa ciągnie smród” ( np. kiedy ustają w Sejmie walki). Nuda jak piekielnika Ryszarda Lwie Serce. I pożądanie pisania. Ale żadnych tam sekstyn, czy lutni, ale jak mówi Za Dużo, dawka realu. To na pewno. Wielu ciężkozbrojnych rycerzy. Więc bieżaj pisarzu do lutni i ślij SMS wiersz do nieszuflady ( albo jedź do Ministerstwa po dotację, żeby miecić w nieboskłon widokiem trupów polskich).

    Wrócę do lektury “Drogi przez las” Shutego. Wiem doskonale, że za mało czytam takiej prozy, że nie mam pojęcia o jej kontekstach społecznych, literackich, środowiskowych itd. Zastanawia mnie jednak, co jest potrzebne, aby czytać tę prozę i dać się w nią wciągnąć? Jaki dar? Piszę o tym darze w związku z lekturą biografii Pascala, pełnej, jak każda biografia, ciekawostek. Na przykład temat płaczu mężczyzn. W epoce Pascala, płacz ten uznawany był za piękny i pożądany. Ludwik XIII dziękował Bogu za “dar łez”, lejąc łzy w teatrze jak dziecko. Co znaczy ( intencje modlitewne mają swoją logikę), że pożądane było modlić się o “dar łez”. Chyba także dziś. Przydadzą się, gdy dojdzie do napisania antologii “Melodramatu polskiego”. Ale ponawiam pytanie: o jaki dar może chodzić, czytając tę prozę?

    A Proust będzie niestety nie-karnawałowy. W jego sercu nigdy nie ma karnawału, a tylko wieczne panowanie kłamliwej Albertyny, tego astralnego ciała z plaży w Balbec. Zresztą, jak może być karnawałowy, jeżeli jest to Andromeda rodzaju męskiego, przykuta do skały? No i ten niesamowity styl, system parantez, zdań, które nie chcą się skończyć, bo są takim antyoddechem astmatyka, który zawsze może się przedwcześnie skończyć. To prawdziwy wyścig z czasem ( Proust pisał po 60 godzin w ciągu trzech dni!). A ten Proust przed wyścigiem? Zobaczymy 24 Wassermana…
    ~buk, 2006-01-20 15:28

  4. Inżynier Jacek pisze:

    Nawiązując do wiersza Pounda, “dziennik rzymski”, czyli “Acta diurna populi Romani” powołany dla regulacji rzymskiej społeczności zorganizowanego państwa, przyczynił się też do jego upadku. Społeczeństwo rzymskie zaczęło opuszczać miasto i przestało słuchać bandy próżniaków i darmozjadów czas spędzających na rozpustach i bredzących na Forum. Każdy z nich miał swoje audytorium. Upadek zawdzięczał właśnie publicystyce i plotce w odróżnieniu od greckiej sztuki.
    ~Inżynier Jacek, 2006-01-20 18:09

  5. gender pisze:

    Pozyskanie materiału do książek kryminalnych, jak u Shutego z dzisiejszej gazety, u Krajewskiego przedwojennych brukowców jest niesłychanie łatwe. Od pojawienia się prasy drukowanej sensacja i pornografia była najpewniejszym sposobem na wzrost czytelnictwa. Widocznie Ministerstwo Kultury w Polsce też zapomniawszy o swoim powołaniu idzie na taką łatwiznę. Wyszła bardzo dobra pozycja Władysława Wolera, przedwojennego historyka naukowca: “Szkice z dziejów prasy światowej” (universitas 2005) i może przepiszę fragment: “Pisma takie powstawały w innych krajach; opierały się na podniecaniu i drażnieniu różnych odmian erotomani u czytelników. Tak jak istniała i istnieje pornografia w literaturze i sztuce, tak zjawiła się również i w prasie pod przemyślnymi postaciami i w różnym stopniu atrakcyjna(…) Służąc tym zainteresowaniom prasa wywierała działanie sugestywne na bodźce seksualne. Dla takich celów istniały nawet pisma specjalistyczne, nieraz pseudonaukowe, jak np. “psychologiczno – erozoficzne” czasopismo “Der Seelenforscher” wydawane w Monachium”.
    ~gender, 2006-01-20 18:42

  6. Ewa pisze:

    O “TRUPACH POLSKICH” (bardzo dobry tytuł…) jest recenzja w “Przekroju”.
    Dobrze, 24 Wassermana o Prouście. Jeśli nie, i jeśli ZaDużo też nie, to ja wkleję Cwietajewą. Karnawałowo.
    ~EwaBien, 2006-01-20 18:48

  7. buk pisze:

    Aseksualność ( dla pisma) jest najlepsza. Praobraz zjawiska? Młody Kafka w uzdrowisku Jungborn. Wieczór, golasy na trawnikach ( modny nudyzm) i zapowiedź ( wstępujący na katedry freudyzm) referatu wieczornego: “Wpływ ( tutaj jakiś psychoanalityczny teoremat) na orgazm”. Kafka nie poszedł. Szanse na wygraną rozkoszy pod wpływem id-ego i super-ego oszacował niżej wobec szansy osiągnięcia przyjemności podczas wieczornej lektury prasy. Taki tam mały zakład quasi-pascalowski. Zamiast zbawienia, zdrowy rozsądek.

    Ta skuteczność seksualizowania przez prasę to już praepoka. Za wątłe środki ( tylko papier). Np. findieselowy eros i skandal nie do odzyskania (Diagilew wywalony z teatru za to, że nie włożył bielizny pod spód kostiumu tancerza, z tego właśnie powodu dostałby dziś dłuższy kontrakt+ pięć par męskich stringów jako bonus). No i ta kolosalna dziś wiedza. Nic z historii balu młodzieży z czasów mickiewiczowskich. “Czy pani widziała już “Fausta”. -“Nie, nie widziałam. Ale jak mi będziecie chcieli pokazać, zawołam mamę”.

    Za to widzę czasem w “Niedzieli” ( nieczęsta tam reklama) rysunek biorącej kąpiel kobiety. Rysunek ( taki tam bazgroł, nic z Renoira) kąpiącej się pani, tyle, że pani ma narysowany stanik. Chyba kokieteria, trzymać tyle lat na indeksie kobiece piersi. Ale może też coś z wstydliwości Racine`a. “Zasłoń, o pani, pierś, której nie zamierzam oglądać”. Co znaczy, że coś jest seksualne dlatego, że zamierzamy to postrzegać jako seksualne, a nie ze swej istoty. Stary Freud świetnie wyzyskał tę zasadę. W trawestacji mogłoby to brzmieć: “Odsłoń, o pani, swoją zazdrość, gdy byłaś dziewczynką, o posiadanie penisa, bo nie zamierzam o tym mówić w aspekcie seksualnym, ale w trybie naukowym” . Dziś ten stary potwór zostałby żywcem zżarty przez feministki. I zresztą kapitalnie parodiują jego faworyzowanie mężczyzn. Do odszukania w Res Publice nowej tekst Glorii Steinem. Po prostu kapitalny!

    Tyle żartów, bo generalnie seksualizacja jest dziś wstrząsająca. Zobaczymy co prawda, co powie Matuszewski w wiecznie przekładanej przez Słowo/obraz/terytoria książce “Missa crudelitatis: esej fabularny o okrucieństwie u Sade`a.” Ale to wszystko będzie z ducha Klossowskiego. Nie przerazi nikogo. Rzecz dla intelektualistów. Natomiast taka notka z niedawnej GW. to esencja. Pisano o robotnikach w bogatej Norwegii. Pracujący tam Szwed mówi coś w tym stylu: “Wolę tu ciężko pracować niż jak rodacy jeździć do Tajlandii i pieprzyć dzieci”. Niestety ta fala, wybierająca tylko dzieci, płynie od Europy w stronę tamtej fali, co zbiera wszystkich.
    ~buk, 2006-01-20 22:54

  8. Wanda Niechciała pisze:

    Nie mogłam nic napisać z powodu zasypania śniegiem Internetu i braku połączenia. Nawiązując do wątku Buka, czyli do Freuda, trzeba tu chyba wyjaśnić myśl tego geniusza. Freud może był bezużyteczny dla Kafki, który innymi drogami doszedł do podobnych wniosków i mógł oddać się spokojnie gazetowej sensacji. Natomiast pisarz, który nic nie wie, a zamiast psychoanalitycznej kozetki stosuje ułatwienia w postaci gotowej, prasowej papki, niczego wartościowego nie napisze. Freud jest najważniejszy dla literatury chociażby z tego powodu, że mówił o seksie, czyli o rzeczy najbardziej ludzi interesującej i najbardziej ukrytej. Może najmniej jasna i najmniej dopracowana teoria seksualności dziecięcej o tym, która płeć, czego komu zazdrości, nie jest dla literatury taka ważna, ani dla nerwicy, z której, jak tu powiedziano, powstaje każdy artysta. Tłumienie pożądania i potrzeb seksualnych to wyśmianie tzw. sublimacji, pozornej likwidacji całych obszarów ludzkiego życia, które muszą być przeżyte, a jak im się społecznie nie pozwala, to psychiatryk, histeria, anoreksja i otyłość. Jedna z teorii Freuda o tzw. czynności pomyłkowych (parapraksje), sławne “pomyłki freudowskie”, gdzie przejęzyczenia, tłuczenie filiżanek osób znaczących, wszystko, co wymyka się naszej kontroli, to obok demaskujących nas snów, ważne tropy ukrycia prawdziwych ludzkich intencji. Dlatego może wulgarny kryminał, oparty na schemacie społecznym, ignorującym ważne dokonania myśli ludzkiej jest tak nieznośny i szkodliwy. Używa właściwie tych samych elementów, tak odwiecznie ludzi intrygujących: seksu i przemocy. Jeśli Dostojewski używa plotki bulwarowej, to przecież w celu jej rozbudowania, przerobienia jej za pomocą swojej kozetki. Tu proces jest odwrotny.
    Wanda Niechciała, 2006-01-21 18:45

  9. Inżynier Jacek pisze:

    Ponieważ jestem świeżo po “Castropie” Huelle, (bardzo mnie interesowały studia inżynierskie w przedwojennym Gdańsku), dostrzegam analogie pisania w stylu “retro”. Przypomina to właśnie fotografie gazetowe z tego okresu, sztywne, wąsate, czarno białe, niewyraźne. Kłóci się to z intencją autora, który delektuje się opisem potraw, sprzętów, czynności intymnych (oddawanie moczu, kąpiel) opisanych realistycznie, z osobowościami bohaterów, wymieniających sztywny, oddający wzajemną hierarchię – okropny, grzecznościowy dialog. Znając skandale obyczajowe tego okresu, chociażby przytoczony przez buka brak stringów u Niżyńskiego, trudno zrozumieć, do czego autorzy tego typu pisarstwa zmierzają. A jak widać, jest to teraz bardzo modne i nagradzane.
    ~Inżynier Jacek, 2006-01-21 19:06

  10. buk pisze:

    Ale czy jest możliwe, aby autor X, Y, Z, po zaaplikowania mu porcji XX wykładów z psychoanalizy, zaczął pisał “głębiej” psychologicznie? Absolutnie nie wierzę. Natomiast po zaaplikowania sobie nadtrąconej już w niewiele lat po śmierci Prousta jego psychologii, spodziewałbym się o wiele lepszych rezultatów. Skąd ten dziwny paradoks? Paradoks, że można się nauczyć więcej od tego, który już dawno nie oszałamia psychologią niż o tego, który jeszcze niektórych oszałamia. Pytanie na konkurs. Może jest tak dlatego ( to poziom najniższy, językowy) , że Freud “pisze wspaniale i czyta się go z przyjemności, ale nigdy w pisaniu nie jest wielki”, Proust natomiast ( jak mówi ten cudowny 25 letni Beckett) “mógłby przecież napisać swoje dzieło gorzej”. Dziwne, nieprawda? Ten, który mógłby napisać przecież gorszym stylem, wyzwala cudowne kongenialne uwagi, tymczasem Bloom ( intelektualista) posyła na pomoc koincydencjom między Kafką a Freudem kenomę i demiurgów z żydowskiej kabały. Spora jednak różnica w rodzajach narzędzi ocalania pamięci. Chyba jednak pisarz uczy się pisać od tych, których pisanie, terminowanie, są pełne kataklizmów, rozterek, wewnętrznych pęknięć ( strona Prousta) niż od tych, którzy podając ( strona Freuda) gotowe aksjomaty. Pisarz chodzi po krzywiznach i wstrząsach jak Jezus po falach. Tyle, że Jezus wiedział, że się one pod nim nie rozstąpią, a pisarz nie ( i zalewa go bałwan własnej nieudanej książki).
    To rozwidlenie z ducha Meseglise i Guermantes ma zresztą swój polski koloryt.
    Jest strona Freuda, gęsta od mówienia Lacanem, Zizkiem, glosolalią akademicką, rozmaitymi szlagwortami, peryfrazami, powikłanymi teorematami itd.) Na miarę swojego wdzwaniego internetu, przejrzałem ostatnio trochę pism ( pierwsze strony). “Recykling idei” (Uniwersytet Wrocławski, bez mała 100 artykułów do wyboru), “Bez dogmatu” ( z wyświetlanego eseju pachnącego Wolterem “O pociesznie, który daje ateizm”, dowiedziałem się, że Pascal był “krytykiem religii”.) Fo-ap. ( lub podobnie: intelektualiści gdańscy: jeden z profetów mówi, z papież zamieni się w eklerek), archiwa “Lewą nogą”. Ostro, uczenie, politycznie. Na jednego Izraelczyka jeden esej o tym, że powinien pojednać się z Palestyńczykiem, na jednego Palestyńczyka – jeden, że nie powinien ufać Izraelowi.
    A druga strona? Artystyka, sztuka, literatura? Temat na następny konkurs.

    Takie książki (Huelle) są chyba dobre do ekranizacji. A substancja polskiego filmu powinna się jakoś odtwarzać. Mamy tu zresztą znowu dowód siły wyobraźni. I jeszcze raz coś z paradoksów Prousta. Okazuje się, że ten, kto usiłuje sobie w fikcji wyobrazić “jak mogło być kiedyś”, stwarza realniejszą esencję przeszłości niż ten, kto wszystko doskonale pamięta. To dlatego chyba, że droga od dobrej pamięci do fałszywego realizmu i nudnej hagiografii pamięci jest bliższa niż od pamięci konfabulacyjnej i lekko łgarskiej do kłamstwa. Dlatego wyobrażam sobie, że dziś nigdy nie powstanie dobry film o Wałęsie ( który będzie wprowadzał jak Proust korekty do scenariusza), powstanie natomiast za 30 lat, gdy ktoś wyobrazi sobie, jak to mogło być w stoczni roku 80.
    ~buk, 2006-01-21 22:23

  11. Ewa pisze:

    >buka Wandzie chyba chodziło o brak w literaturze pracy odkrywania własnego doświadczenia w twórczości i taka kozetka byłaby narzędziem metaforycznym. Proust przecież po ukończeniu dzieła stwierdza z niepokojem, że wszyscy, których tam opisał, to są w końcu mężczyźni i nawet Odeta nie istnieje naprawdę, jedynie w pożądaniu Swanna. Kobietami są tam tylko kobiety starsze, nieczynne seksualnie, służą tam jedynie jako tło do zwierzeń homoerotycznych. Natomiast wielkie odkrycie czasu (co w wypadku Wałęsy byłoby zbawienne, tak jak film Kutza o “Wujku”) przez Prousta nie ma nic wspólnego z Freudem i jest osobną niezaprzeczalną wartością. Myślę, że nie należy ich używać jako przeciwieństwa. A ze złej literatury nie powstanie doby film. Zresztą, jedna książka Huelle została już zekranizowana…
    ~EwaBien, 2006-01-22 00:32

  12. Ewa pisze:

    Nie czytałam “Castropa” i może wrócę do kryminału Krajewskiego. Myślę, że tego typu powieści, jakiekolwiek przywdzieją dekoracje, zawsze będą miały strukturę literatury pornograficznej. Literatury przeznaczonej dla osób samotnych, smutnych, nieszczęśliwych, czyli dla onanistów. A wiadomo, takich jest najwięcej, stąd wielki rynek i powodzenie. Myślę, że właśnie zakamuflowany gatunek ma największe szanse na rozwój, trwanie, przyzwolenie społeczne i rozkwit.
    Pornografia nigdy nie jest realistyczna, mimo, że posługuje się, jak Jacek zauważył, bardzo konkretnymi przedmiotami, wnętrzami, nazwami. Stymulacja zmysłowa czytelnika polega na dostarczaniu mu jego oczekiwań, czyli wymaga jego uzupełnienia mentalnego i współpracy. W wypadku kryminału, gdzie czytelnik może pochwalić się przed sobą własną inteligencją i podniesienia swojego o sobie mniemania (onanizm zawsze obniża), jest to zabieg szczery i moralnie bezpieczny. Zazwyczaj dobre zakończenie powieści daje podwójną nagrodę: słusznie wybranej wraz z autorem przez czytelnika drogi. Bowiem ma ona też, jak prawdziwa pornografia, strukturę inicjacji i dojrzewania: z początku wszystko jest niewinne i bardzo moralne. Z czasem, pod pozorem wyższego dobra, bohaterowie wchodzą powoli w słuszną perwersję, dla dobra śledztwa.
    ~EwaBien, 2006-01-22 00:10

  13. Wanda Niechciała pisze:

    Może niejasno napisałam. Homoseksualizm zawsze był, nawet w starożytności, nielegalny i potępiany. Literatura proponująca fałsz, hipokryzję i zaspakajanie potrzeb seksualnych mieszczańskim burdelem zawsze będzie w opozycji do tych niebezpiecznych dla autorów obszarów, które usiłują wydobyć na światło dzienne. Za nieostrożność płacili bardzo wysoką cenę (Wilde, Verlaine). Postulat indywidualności, propagowany przez Freuda jest bardzo trudno spełnić w wypadku literatury, którą buk tak wysoko ceni. Proust wiedział, że nikt mu nie wyda książki bez kamuflażu. Kompromis ujawnienia dzieła ponad autora (autor ukrywa się), tak zachwycający niekiedy artystycznie, niekoniecznie jest tym cierpieniem perły, która z tego robi się piękna. Może lepiej przyrównać to do prac naukowych Freuda (w końcu jego aspiracją była nauka, a nie literatura, chociaż wyszło odwrotnie), który bada seksualne otamowania. Warto badać seksualne otamowania w literaturze. I jej kryminalny w tych obszarach niedowład.
    ~Wanda Niechciała, 2006-01-22 10:56

  14. buk pisze:

    Przejrzałem głosy o Krajewskim ( żeby już nie konfabulować i niepotrzebnie nie rozcieńczać rozmowy żyjąc już tylko głogami Balbec… ). “Przekrój”, czytelnicy…Same kontr-noty w stosunku do notatki Ewy. Wartka akcja i ładne detale ( a my tu o Prouście i Freudzie, który co prawda skryminalizował pamięć seksualną, ale nie odsłonił żadnej zbrodni poza tą prehistoryczną na ojcu). Wypisałem sobie parę uwag.

    “Jego styl jest bezbłędny, wspaniale pasujący do przyjętej konwencji i jeszcze powiększający klimat tworzony samą fabułą.”

    “Krajewski tworzy misterną intrygę, zręcznie wykorzystując wzory klasycznego kryminału i kreując własny, niesamowity świat…”

    “Co zachwyca? Przede wszystkim niesłychana dbałość o szczegóły. Autor z ogromną dokładnością opisuje wszystkie zdarzenia, a nawet, co wydawałoby się nieistotne, przedmioty, potrawy kulinarne, marki papierosów oraz, co najważniejsze, następujące po sobie, godzina po godzinie, niesamowite sploty wydarzeń. Tworzy przy tym znakomity portret miasta z początku XX stulecia…”

    “Pełen napięcia thriller psychologiczny, rozgrywający się w fascynującym świecie lat dwudziestych, zaludnionym przez piękne kobiety, zdegenerowanych arystokratów, morfinistów i członków tajemnych sekt.”

    Bieda ( ale umiarkowana, bo przecież książka służy tylko rozrywce i jako rozrywka ma prawo być nagradzana) w tym, że po takich notach właściwie wie się o książce wszystko. No i to przydawanie jej kształtów idelnych. Ale chyba nie jest to winą autora. Autor się po prostu bawi pisaniem, myślę, że włącza w to także recenzje, w końcu nie wyraża woli Jozuego, aby “zatrzymać bieg świata”…
    ~buk, 2006-01-22 12:57

  15. Ewa pisze:

    No właśnie! Brawo buk! Takich głosów na blogu potrzeba nam! Przed napisaniem mojej notki przeczytałam wszystkie recenzje internetowe, łącznie z czatem autora z czytelnikami.
    ~EwaBien, 2006-01-22 13:42

  16. buk pisze:

    Doskonale wiem, że przeczytałaś wszystko o Krajewskim. Ale czy naprawdę z tej książki bije aż tak czarne światło? To w takim razie, jakie świało bije z opowiadania Shutego? Te recenzje przepisałem, aby pokazać, że one nic nie mówią. Ale od nic nie mówienia do pesymiznu ( że zawstydzamy aspiracje europejskie, nagradzając kiepskie książki) droga jest naprawdę daleka.
    Przecież bierzemy z tej Europy tysiące gorszych książek, które nigdy nie obiążają Francji czy Anglii, a nagle nasz rodak obciąża Polskę, choć wybrał się tylko do Wrocławia? A nagroda? Ona zawsze obiąża nagradzającego bardziej niż nagrodzonego, jak choćby zeszłoroczne namaszczenie w gabinetach “Polityki” p. Kwaśniewskiej na Prezydenta przez p. Paradowską bardziej obciąża tą drugą niż pierwszą. I czy naprawdę ten “Braslau” jest aż tak martwy, metalowy… Rozumiem, że WAB stać na obciążenie sobie szyi kamieniem młyńskim gorszej prozy, bo powetuje to sobie innym sukcesem, ale nie sądze, aby redaktorzy byli cynikami.
    ~buk, 2006-01-22 14:44

  17. Ewa pisze:

    >buka Cieszę się, że masz swoje odrębne stanowisko. Z tą Europą nie tak wprawdzie, tutaj nagroda w dalszym ciągu jest wyrocznią. Jedność tych recenzji o czymś świadczy. Nie porównujmy naszych azjatyckich zwyczajów do Europy. Miałam rzeczywiście wątpliwości pod wpływem tych opinii o książce i Marek jeszcze raz puścił na cały dom powieść przez magnetofon. Całe szczęście, że już po napisaniu, napisałabym o książce jeszcze gorzej. Oczywiście, że wolę Shutego z ordynarną proweniencją polskiego inteligenta z betonowego bloku i wiejskiego, gierkowskiego domu.Też pisane z przyjemnością (autora). I ja przeczytałam z przyjemnością zgodnie z zaleceniem Prousta o odnajdywaniu w powieściach swoich przeżyć(światło). Widocznie Krajewski jest dla bardziej wyrafinowanego odbiorcy, którego w Polsce jest większość. Wiadomo, Polak to szlachcic.
    ~EwaBien, 2006-01-22 16:52

  18. Przechodzień pisze:

    Buk nie chce przyjąć do wiadomości iż nie o książkę tu chodzi, ale o wysoką rangę jaką nagroda Polityki jej nadała. Przytoczone fragmenty recenzji, (dlaczego bez podania źródeł?) noszą, aż nadto wyraźne, znamiona wspólnictwa w tym zbożnym dziele nobilitownia gatunku literatury, ponoć wymagającego u nas na gwałt odrodzenia.
    Rok temu Witold Bereś w Dobrych Książkach (publiczna jedynka) ogłosił, swoją zupełnie prywatną, inicjatywę “Trupa w szafie” – zielone światło dla kryminału. Kilka miesięcy temu Stanisław Bereś w Wiadomościach Literackich 9publiczna dwójka) wylizuje Krajewskiemu i populistycznie ogłasza narodziny literatury, na którą wszyscy tu podobno czekają. Witoldowi udaje się ożywić swojego trupa, dostaje granty z Ministerstwa na publikację “Trupów Polskich”, a Krajewski paszport. I teraz te recenzje jednogłośnie zachwycone. Czy to wszystko przypadek? Czy naszą biedną kulturę stać na takie trwonienie publicznych pieniędzy? Państwo z założenia powinno wspierać najambitniejsze inicjatywy, niezależnie czy się to komuś podoba czy nie, a nie zaspokajać potrzeby obskurantów intelektualnych i innych zboczeńców.
    A sama książka jest rozrywką wątpliwą, nawet jeśli ją czytać z takim założeniem. Jeśli to kryminał to gdzie tzw. suspens?
    Po przeszło dwustu stronach mozołu przedzierania się przez gąszcz nazwisk nic nie wnoszących, poza swoimi zboczeniami, jeśli nie zemdlą nas niewyszukane potrawy, nie zniesamczą roje, jakżeby inaczej, chętnych i praktycznie gołych kobiet, nie zanudzą opowieści o tajnych sektach, o klątwach, zemstach, sanskrycie, Koptach, wojnie 30 letniej, nie przestraszą opisy “potwornych przesłuchań”, na końcu tego bajdurzenia, mającego ambicję wręcz dokumentu, dowiemy się iż Anwaldt wychowanek domu dziecka, policjant, schizofernik, bandyta i dewiant w jednej osobie jest synem pokojówki i barona. Wielkie mi rzeczy. No, a jeśli ktoś poczuje niedosyt, autor odnajduje swoich bohaterów po 20 latach w szeregach Stasi. Ja i bez tego mam przesyt.
    ~Przechodzień, 2006-01-22 17:34

  19. tajnapolska pisze:

    Taki jest współczesny wrocław.
    Słusznie zauważyłeś, że secesja itd. tak samo ewa bien słusznie zauważa, że przedwojenne dekoracje niczemu nie służą, kiedy czytałem drugą część – koniec świata w breslau, nachodziła mnie co chwila taka myśl, że właściwie taki jest współczesny wrocław,są tacy ludzie jak eberhard, jest zamiłowanie do kiczu mieszczańskiego w architekturze, może poza bauhausem, niektórzy profesorowie na polonistyce rozmiłowani w secesji, nostalgia za niemckim porządkiem i akuratnością, perwersja, lubieżność a przy tym takie typy jak eberhard, po części potomkowie niemców, po części ludzie związani z niemcami, z państwem niemckim, bo granica jest niedaleko i to się czuje we wrocławiu; kiedy zajdzie się gdzieś do restauracji przypadkowo, a tam słyszy sie głośne niemieckie rozmowy, o którejkolwiek porze dnia i nocy, taki jest wrocław/breslau, w wydaniu mieszczańskim, nie artystycznym, elitarnym. Mieszkałem 3 lata we wrocławiu, ale to wystarcza mi , żeby rozpoznać ten polsko-niemicki klimat tego miasta w pewnych jego momentach i w pewnych jego ludziach, chyba krajewski skupił się właśnie na tym wrocławiu poniemieckim, na takich ludziach, bo ci typowi polacy nie mają silnego wyrazu jak warszawiacy czy krakusy, zbyt młodzi jako społeczeństwo, bez tradycji i historii, stąd mało charakterystyczni i nie nadający się do kryminału. Ale że nie jest to wielka literatura, to się czuje.

    Poszukuje książek z murzyńskimi bohaterami, w tym w kryminałach, zlokalizowałem bałuckiego jedną książkę, krymianały nelsona georga/ georga nelsona, czytałem viana, a czy ktoś by jeszcze coś dorzucił, chciałem się wczuć w literacki klimat murzyński
    ~tajnapolska, 2006-01-25 00:04

  20. buk pisze:

    Nic nie daje się wkleić. Chyba mróz…
    ~buk, 2006-01-22 20:43

  21. gender pisze:

    Maciej Słomczyński pisał kryminały (mówił, że technika polega na pisaniu ich od końca), ale tylko w chwilach wytchnienia w trakcie tłumaczenia Joyce “Ulisssa” i “Finnegans Wake”. Z tych prac był dumny i uważał je za wartościowe. Kryminały podpisane jego pseudonimem Joe Alex miały też zarabiać na ambitne prace tłumaczeniowe.
    ~gender, 2006-01-23 08:41

  22. Przechodzień pisze:

    wklejają się pojedyncze zdania…
    ~Przechodzień, 2006-01-23 12:11

  23. buk pisze:

    A co dopiero ZaDużo pisał, że “łaska krytyków kobyłą względności się nosi” (przypadek Kuczoka). Więc jak to jest z tymi nagrodami?
    buk (cdn… )
    ~buk, 2006-01-23 12:14

  24. buk pisze:

    Może są nie wyrocznią ale przekleństwem (nie uwzględniając finansowych gratyfikacji)? Bo jak to jest, że nagrodzenie autora za książkę wymaga napisania przez niego jeszcze lepszej lub równorzędnej, skoro ta pierwsza mogła być dobra dlatego, że autor powiedział sobie, że innej już nie napisze? cdn 2…
    ~buk, 2006-01-23 12:15

  25. buk pisze:

    Dlaczego “Widmokrąg” ma być lepszy od “Gnoju” Jakby w istnieniu “Gnoju” zawierał się imperatyw, aby miała z jego środka wypisać się kolejna książka? Nie w każdym polskim “Poszukiwaniu” musi ukrywać się “Jan Sentuil”
    ~buk, 2006-01-23 12:16

  26. buk pisze:

    Czy naprawdę w miejscu, w którym odkrywa się wartość jakiejś książki zaczyna się dokładnie punkt, z którego powinna wyjść kolejna książka? Geometria twórczości jest moim zdaniem zupełnie odrębna od geometrii rozdawców nagród. cdn 4…
    ~buk, 2006-01-23 12:18

  27. buk pisze:

    Ależ szaleństwo, co? Rusztowanie nam się wali, a robotnicy lecą w dół i krzyczą do siebie.
    Świat się zatrzymał, nic nie można wkleić. Ale może jakaś boska interwencja, może onet daje jakiś znak typu: poczekajcie, a wtym czasie skończycie swoje dzieła? Znacie opowiadanie Borgesa “Tajemniczy cud”?

    W “Tajemniczym cudzie” wstrzymanie biegu świata za sprawą boskiej interwencji przybiera następujący kształt: w okupowanej przez hitlerowców Pradze zapada wyrok śmierci na pisarzu żydowskiego pochodzenia Hladiku. Krótka zwłoka między wydaniem wyroku a dniem egzekucji jest podyktowana chęcią działania bezosobowego i skrupulatnego, właściwego dla świata roślin i planet. Wyrok nie nasuwa niczyich wątpliwości. Zwłoka z egzekucją wyraża tylko troskę o bezosobowość procesu. Ostatniej nocy przed egzekucją, najcięższej, Hladik prosi Boga o przyznanie mu jednego roku, aby dokończyć swój dramat “Wrogowie”. Tylko ten dramat może go jeszcze usprawiedliwić i usprawiedliwić Boga; Hladik istnieje tylko jako autor tego dramatu. Przed świtem śni jeszcze sen o poszukiwaniu Boga. Bóg jest, informuje go bibliotekarz z Clementinum, w jednej z liter z czterystu tysięcy książek biblioteki. Ale, powiada dalej, mimo że szukali go jego przodkowie i ich przodkowie, i on sam, aż po oślepnięcie, Bóg nie został odnaleziony. Hladik jednak spostrzega dopiero co zwrócony atlas, otwiera go na pierwszej stronie i dotknąwszy maleńką literę słyszy głos, że czas na ukończenie dramatu został mu przyznany. Nazajutrz o dziewiątej rano staje przed plutonem egzekucyjnym. W chwili, gdy sierżant wykrzykuje ostateczną komendę, zauważa, że stało się coś nadzwyczajnego: bieg świat został wstrzymany: utknęły w bezruchu karabiny, żołnierze, cień pszczoły, kropla na policzku. Oszołomiony Hladik pojmuje, że darowany został mu jeden rok życia, rok, który upłynie dokładnie między rozkazem wystrzału a jego wykonaniem. I staje się: Hladik przystępuje do ukończenia dramatu i jego dzieło postępuje naprzód z zadziwiającą pewnością; proces skracania, opuszczania, modyfikacji tekstu (pomaga mu w tym nawet widok twarzy stojących naprzeciw niego oprawców) doprowadza go do końca dzieła. Gdy znajduje ostatni przymiotnik, pada salwa, a zegar wskazuje dwie minuty po dziewiątej.

    Musimy przemyśleć, czy onet chce nas rozstrzelać, czy dać nam czas.
    ~buk, 2006-01-23 13:44

  28. Za Dużo pisze:

    Krajanie Krajewskiego nic nie pomoże, tak jak dociekanie, czy może przypadkiem coś w jego prozie tkwi, jakiś drobiutki suwenir estetyczny, który podniesie rangę lektury kryminału, bo przecież kryminał to przyjemność zakazana, rozpoznana jako danie z torebki ze sztucznymi konserwantami. Sposób ujęcia problemu przez Ewę, wsparty przez donosy Przechodnia, jest mocno przerysowany i szkoda, że idzie na emocjonalnej linii prostych wartościowań, bo z pewnością nie trafi do degustatorów zakazanych przyjemności. To niczym strzelanie z armaty do mrówki; taki huk przy tym, że potencjalni odbiorcy prędzej schylą się przed pociskami miażdżącej krytyki niż postarają się wziąć je sobie do serca. Przy tym pohukiwaniu chyba zapomina się o odpowiednich proporcjach. “Polityka” jest rzetelnym tygodnikiem społeczno- politycznym, który kulturą zajmuje się z pozycji salonowego snoba, który owszem posiada horyzonty, ale woli poprzestawać na doraźnych trendach, konfrontując je z konserwatywnym systemem wartości. Wymagać od nagród Polityki, by honorowały pisarstwo wywrotowe (nie wiedzieć czemu kojarzone przez Ewę ze sprawnym, acz przewidywalnym i do bólu przyziemnym Witkowskim), to wołanie Syzyfa czekającego na Godota. Paszporty Polityki nie są nagrodą wymierną, którą daje się pojąć obiektywnie, bardziej chodzi w niej o subiektywne honorowane tego, co ktoś chciałby widzieć jako towar eksportowy. Faktycznie, dziwne, że to nie Witkowski, bo w tym momencie pan Michał jest najbardziej kosmopolitycznym pisarzem w Polsce. Można jednak zrozumieć tok myślenia kapituły nagrody, która w Witkowskim dostrzega bałagan, tj. niszę, a pożądaną symbiozę widzi akurat w Krajewskim. Gusta literackie w Polsce od okresu międzywojnia, tj. tuż po wygaśnięciu młodopolszczyzny, orientowały się wokół lektury referującej, a nie eksplorującej. Lektura referująca, tj. taka, która posługuje się obrazem świata zamkniętym w anegdocie, jest prostsza i łatwiej przyswajalna. Co innego lektura eksplorująca, wykorzystująca obraz świata rozwartego w doznaniu, wymagająca pewnego współdzielenia emocji przez czytelnika. Krótko mówiąc, łatwiej posłuchać dowcipu niż wsłuchiwać się w czyiś śmiech. Lektura referencyjna proponuje więc czytelnikowi idącą od punktu A do B, fabułę, której wartość poznawcza sprowadza się do następującego doświadczenia: poznaję człowieka, poznaję jego problemy, oddziaływuję razem z nim na przebieg wypadków, więc rzeczywistość zmienia się, czyli jest progresja, dochodząc do punktu B jestem bogatszy, bo odbyłem wędrówkę z bohaterem. Proszę zauważyć, czytelnik poznająć zeznania bohatera, będącego mocą sprawczą albo pośrednią zdarzeń fabularnych, zaczyna utożsamiać artyzm z papierową iluzją przebiegu czasowości, tak jakby książka miała przeprowadzać przez czyjąś egzystencję w ekspresowym tempie. Dominujący statut lektury referencyjnej (warto podkreślić, mówi się bardziej tu o sposobie czytania niż pisania) podważyła nieco postmodernistyczna ewolucja prozy, ale podważyła tylko nieznacznie. W Polsce już w dwudziestoleciu międzywojennym obok realistycznej prozy imitującej sagi rodzinne oraz zabierającej doraźnie głos w kwestiach polityczno społecznych, istniał potężny rynek szybkiego zaspokojenia tanimi w sensie eksploatacji fabułkami. Odbiorca mógł zatem bezpiecznie ulokować swą kompetencję w procesie chronologicznym układaniu historyjki. Szczególnie dobrze widać to na przykładzie kryminałów, gdzie odwórcony bieg anegdoty (wpierw mord, potem wyjaśnienie kto zabił i dlaczego) wręcz nakłada na odbiorcę konieczność konstruowania na własny użytek fabuły. Kryminały w swoim ortodoksyjnym wydaniu bez wątpienia tkwią w potrzasku tego typu czytania. Jeśli np. horror potrafi przy epatowaniu kliszami wejść na pułap lektury eksploracyjnej, bo nagle zawiesza racjonalność i daje wrażenie niczym nie pojmowalnej grozy, to kryminał musi doprecyzowywać swój tok narracji, ukonkretniać go obrazem rzeczywistości, gdyż zbrodnia zawsze posiada jakiś sztafaż uwarunkowań środowiskowych. W obecnym rehabilitowaniu kryminału nie ma nic więcej ponad wyrażenie zagubienia w świecie, który nie potrafi się poskładać w odpowiednią anegdotę. Znamienne są próby różnych głównonurtowych pisarzy wejścia nagle w tę orbitę przewidywalności. Właściwie wykorzystują oni szablon kryminału, aby powiedzieć to samo, co mówią w swojej zwyczajowej prozie, tylko czynią to nieudolnie, gdyż kryminał wymaga operowania przebiegami akcji, a oni starają się udowodnić, iż są ponad anegdotą. Nadaremnie. Może dlatego pojawia się tęsknota za rzemieślnikami gatunku. Marek Krajewski to interesujący przykład tego, jak lektura referencyjna zaspokaja owe wspomniane na początku zakazane przyjemności. Po pierwsze, daje surrogat przeżycia z bohaterem kawałka życia, po drugie zaspokaja głód fabuły z rozwiązaniem, wreszcie po trzecie, daje możność nasycenia mizogonistyczną wykładnią relacji międzyludzkich, zawsze w kryminałach dominującą. Ciekawe, jak kryminał Krajewskiego unika degradacji gatunkowej oraz potępienia za immoralizm, a mianowicie za pomocą stylizacji na retro, co ma być rzekomym dowodem na literackość, świadectwem tego, iż autor pisze, nie referuje. Gdyby np. wziąć przykład lektury eksploracyjnej, jaki nakłada ostatnio tu krytykowana twórczość Kornagi, może okazać się, iż obu autorów w gruncie rzeczy stosuje ten sam obrachunek hierarchii wartości, różni ich jedynie to, iż Krajewski chowa się za kompensacyjną akcją detektywistyczną, zaś Kornaga wystawia ekshibicjonistycznie na pokaz swój sposób odczuwania świata. Skąd zachwyt Krajewskim? Nie stoją za tym knowania kacyków medialnej publicystki literackiej w rodzaju Witolda Beresia, lecz wpojone odbiorcom od dzieciństwa wzorce lektury referencyjnej, które czytanie książek sprowadzają do pochłaniania opowiastek. Fenomen polskiego, nowego kryminału, w jakiś tam sposób jest odreagowaniem estetyzmów rozpoetyzowanej prozy naśladowniczek Tokarczuk, gazetowego autentyzmu młodych realistów i promowanego jako awangarda gładkiego modelu lektury eksploracyjnej (Masłowska, Shuty). Jest to jakaś konieczność dziejowa, gdyż czasy amputacji wszelkiej transcendencji, zawsze wykształcają w człowieku nawyk racjonalizacji aktu odbiorczego. Jeśli ma być on oparty na fantazji, to wyłącznie takiej, która zachowuje standarty prawdopodobieństwa, a umowność czyni logicznie pojmowalną. Krajewski więc kraje, jak mu materiału staje. Nagroda Polityki nie jest zatem akcesem do salonów, lecz przyznaniem się salonów, iż tak naprawdę zależy im na tym samym, co reszcie, drobnych przyjemnościach. Krajewski może być przy tym nawet grafomanem, a i tak utrafi w gusta.
    ~Za Dużo, 2006-01-23 14:53

  29. Przechodzień pisze:

    Oto codzienna (poniedziałkowa) “szprycka” kulturalnego kompotu, jaki publiczna telewizja aplikuje społeczeństwu w ramach swojej misji.
    W drugiej fazie misji będzie się pcyfikować “święte” dotąd tereny literatury. Utworzy się nowe kanony, przesunie się akcenty i podziały. A też, co za tym idzie przekieruje się wszelkie wsparcie, w tym finansowe. Zwiastunem dziejącego się już procesu jest owa nobilitacja kryminału Krajewskiego. Ostatniej fazy, takiej jak w książce Ray’a Bradbury’ego “Fahrenheit 451” wcale być nie musi. Nowoczesna Polska demokratyczna może wypromować dowolne zachowania społeczne, nie uciekając się do przemocy. W “Fahrenheit 451” książki – wróg publiczny nr 1 – ścigane są i palone z urzędu, zresztą jak się okazuje nieskutecznie. O wiele skuteczniejsza metoda, dzięki której końmi nie zmusisz do czytelnictwa powyżej kryminału. Inicjatywa ma być oddolna. Faza docelowa – wyłącznie TVP z rozbudowanym serialnictwem.
    30 lat temu ludzie wstydzili się nieznajomości Dostojewskiego. Joyca, Kafki, etc. dzisiaj się tego nie wsydzą, dzisiaj są z tego dumni. I w tym ich wspiera nasze Państwo.

    PUBLICZNA JEDYNKA
    Warto kochać poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 12:10
    Warto kochać poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 12:55
    J.A.G. Wojskowe Biuro Śledcze Działania zaczepne JAG poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 15:10
    Moda na sukces The Bold and the Beautiful poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 16:00
    Moda na sukces The Bold and the Beautiful poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 16:25
    Klan poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 17:35
    Plebania poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 18:30
    Sprawy rodzinne Family Law III poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 23:00
    Sprawy rodzinne Family Law III poniedziałek 23.01.2006 TVP 1 23:40

    PUBLICZNA DWÓJKA
    Złotopolscy Po pogrzebie poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 05:55
    Wakacje z duchami Dzień bez cudów poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 06:35
    Egzamin z życia poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 08:10
    M jak miłość poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 11:10
    Podróże kulinarne Roberta Makłowicza Alpejski smak poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 12:00
    Święta wojna Wtyka Europy poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 12:45
    Kochaj mnie poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 14:40
    Załóż się bis poniedziałek 23.01.2006 TVP 2 16:15
    Kryminalne zagadki Las Vegas Crime Scene Investigation wtorek 24.01.2006 TVP 2 00:00

    PUBLICZNA POLONIA
    Klan poniedziałek 23.01.2006 TV Polonia 12:10
    Plebania poniedziałek 23.01.2006 TV Polonia 12:40
    Podróże Roberta Makłowicza Chorwacki smak poniedziałek 23.01.2006 TV Polonia 17:20
    Klan poniedziałek 23.01.2006 TV Polonia 20:10
    Plebania poniedziałek 23.01.2006 TV Polonia 20:35
    Klan wtorek 24.01.2006 TV Polonia 02:00
    Plebania wtorek 24.01.2006 TV Polonia 02:25
    ~Przechodzień, 2006-01-23 15:53

  30. Ewa pisze:

    Do ZaDużo> Też odczuwałam analogie z Kornagą, ale już nie wspominałam, by ten armatni impet na mrówkę nie był wparty jeszcze większym, niewygasłym pierwszym. Bardzo wszystko przez ZaDużo odnośnie Krajewskiego słusznie napisane i trudno się nie zgodzić. Jeśli jednak potraktuje się dokonania kultury, a w tym wysiłki literackie, jako ludzką celową działalność, a ja akurat wierzę, że wola tworzenia, to jedyny ziemski sens, to wtedy podział na literaturę kobiecą, homoseksualną, religijną, czy kryminalną, sensu nie ma. Zawsze będzie mnie niepokoić taki relatywizm i nigdy się z nim nie będę blogowo godzić. W sztukach plastycznych wszelkie powroty historyczne łączyły się z ich upadkiem. Scalanie, jak pisze ZaDużo, na płaszczyźnie anegdoty, a nie środków artystycznych, nie może być literacko żadnym odreagowaniem czy uzdrowieniem. Nie chcę pisać o rzeczach, na których się nie znam, ale cieszę się, że mogłam tak sobie na tym blogu z Przechodniem pogrymasić.
    ~EwaBien, 2006-01-23 16:03

  31. Wanda Niechciała pisze:

    Do Buka:
    Największą porażką literatury kryminalnej jest to, że znajduje mordercę. Największą porażką każdej Nagrody jest to, ze znajduje nagrodzonego. I każdego bloga, że potwierdza spiskową teorię dziejów. Blogowa Wieża Babel zawsze runie, jeśli będzie budowana na zasadzie budowania, a nie dla doświadczenia. Czemu ma się udać blog, jak nie udaje się ani socjalizm, ani anarchia, ani religia? Ani rewolucja, ani powszechny dobrobyt, ani elementarna międzyludzka komunikacja? Ani powstrzymanie plutonu egzekucyjnego tylko dlatego, że dzieło wskutek twórczej impotencji i tak by nie powstało? Tylko tworzenie metarzeczywistości blogowej ma sens. Ma sens tylko brak sensu.
    ~Wanda Niechciała, 2006-01-23 16:14

  32. Przechodzień pisze:

    Nie jestem czynnikiem opinio ani kulturotwórczym, nie trzeba mi o tym przypominać, to zagranie nie fair. Ale co innego panowie Beresiowie; ci są, ja o tym wiem, degustatorzy zakazanych przyjemności o tym wiedzą, wszyscy o tym wiedzą, bo to przecież publiczna telewizja. Ale zwracają się z atencją właśnie do degustatorów, nie do mnie.
    Dla mnie kryminal to nie przjemność, to tortura, tak jak dowcipy cięgiem opowiadane przy ognisku (ani posłuchać, ani wsłuchiwać się w ten śmiech)
    Literatura, ktora nie przekracza samej siebie, do literatury zaliczać sie w ogóle nie może. Życie to kryminał ze zbrodniami i karami, i właściwie literatura odbija tę właściwość, ale różnica między kryminałem, a literaturą taka, że ta druga pokazuje, że życie jest czymś więcej, czymś jednak innym niż myśli pospólstwo; brudnym kryminałem, a ludzie zbrodniarzami. Lolita to też kryminał, Zbrodnia i kara, nawet Proces, ale tam zbrodnia jest ledwie punktem wyjścia, pretekstem, jakimś vehiculum, na którym możemy się przejechać do kresu.
    Co w ustach ZaDużo znaczy rzetelne pismo, skoro zajmuje się kulturą z pozycji salonowego snoba? Jak to można w ogóle pogodzić. Jeśli taką nagrodę fundowałoby NIE nie miałbym nic przeciwko. Ale Polityka, niestety kształtuje gusta i potrzeby tzw. inteligencji, cokolwiek kryje się pod tym pojęciem. Jakie racje przemawiają za tym, aby łgać w żywe oczy, iż książka ta prezentuje wybitne walory artystyczne, skoro ich właśnie nie prezentuje? A tak to przedstawiał S. Bereś w WL. Jeśli to promocja na eksport to już widać, że chybiona. Film Bajona z Brandauerem nie powstanie, widocznie Brandauer zanim podpisał kontrakt przeczytał.
    Ja w punkcie B jestem uboższy, żałuję straconych 11 godzin na poznanie kawałka życia zwykłego obskuranta, bandyty i pijaka i zboka. Jak i jego nic lepszych kumpli. Nic nie wniosło do mojej wiedzy o ludziach, o mechanizmach władzy, świat przedstawiony przez Krajewskiego to świat zrekonstruowany z jakiś ponurych kronik policyjnych, nie przeżyty, obcy i martwy jak martwe języki, które wykłada, świat nieprawdziwy. Ten przecudnie ponoć odmalowany Wrocław, który znam jak własną kieszeń, jest kompletnie nieobecny.
    Książki, lireratura najogólniej rzecz biorąc, to duchowe autoportrety pisarzy, to linie papilarne ich umysłów, zostawiane na skomplikowanej materii życia. Czasami są to rzeczy przecudnej urody, linie niezwykle delikatne i piękne, ale częściej to portrety rodem z galerii Lombrosa, a pozostawione linie to odciski tłustego palucha. Śmierć w Breslau powinna trafić na powrót do kartorek policyjnych, tam skąd zresztą wyszła.
    A propos: czy ZaDużo przeczytał rzeczone dzieło?
    ~Przechodzień, 2006-01-23 18:34

  33. Za Dużo pisze:

    A po cóż się tak nieludzko unosić i wściekać?! Od tego charkania na elity cały blog dostał drgawek. Jak tak dalej pójdzie, poborcy Liternackiej zaliczą strzał z obfitą śliną rebelii, a hasłem przewodnim wszelkich dyskusji będzie: “telewizja i prasa kłamie, weźmy się za porządki”. Trzeba to nieco wyprostować, bo przypadkowi wizytanci jeszcze pomyślą, iż w ramach Partii Liternackiej skupia się nie element kreacyjny, lecz reakcyjny. W pierwszej kolejności, “Polityka” jako punkt odniesienia dla polskich intelektualistów…Z całym szacunkiem, tygodnik ten należy czytać jako miarodajne źródło omówień rodzimej sceny politycznej oraz spraw zagranicznych (plus może jeszcze dział historyczny), aczkolwiek mając świadomość, iż jest centrowa orientacja mocno wysunięta na lewą stronę, więc i tak trzeba poszerzać później kontekst prawiczkowymi ostatnio Newsweekiem i Wprost. Nieważne.. W każdym razie “Polityka” , jesli zajmuje się kulturą, to na pułapie informacyjnym, a nie opiniotwórczym. Dlatego może przyznawać nagrody komu chce, a i tak nie zmieni to faktu, iż prestiż ich nie jest tak wielki. Oczywiście, jeśli komuś za poruszanie się po świecie kultury współczesnej wystarcza lektura Polityki i oglądanie TV jego strata, ale proszę zaraz tego nie uogólniać na całe pokolenia polskiej inteligencji. Bez wątpienia, istnieje w życiu artystycznym próżnia i nie zapełni się ona w żaden sposób, nawet gdyby tysiące atletów intelektu zamieniło Beresiów (od kiedyż ów satyryk ma taką moc krytycznoliteracką?!), problem bowiem nie tkwi w grupach trzymających władzę, lecz niwelacji doznań duchowych, wykastrowaniu narodu z wrażliwości na sztukę i zamianie potrzeb metafizycznych na płaską rytualną religijność bez pogłębienia. Co po detronizacji dyktatu Paszportów? Ano nic. Pojawią się najwyżej jeszcze gorsze mutacje uznaniowych racji. Dobrze, że Przechodzień nie cierpi kryminałów, ale niestety, tak to bywa, że nawyki ludyczne większości teraz rządzą gustami. Kryminał jako kanoniczna forma folkloru miejskiego jest z lubością czytana. Niepotrzebne więc te nerwy. A Krajewskiego można sobie przejrzeć w trzy migi w każdym Empiku, bo teraz dodany do ostatniego numeru Polityki. W Krakowie mało kto go rusza…
    ~Za Dużo, 2006-01-23 20:09

  34. Ewa pisze:

    Z całym szacunkiem dla Pierwszego Sekretarza Liternackiej, jako właścicielka bloga nie mam pojęcia, ze wizytują masz blog Intelektualne Elity Polski. Jeśli je tu w jakiś sposób obrażono, to spieszę z przeprosinami. Przechodniowi chodziło nie o satyryka Witolda, który w telewizyjnych “Dobrych Książkach” pełnił jednak rolę krytyka literackiego, ale o Stanisława Beresia, fachowca w tej dziedzinie o dużej sławie krytyka, który w “Telewizyjnych Wiadomościach Literackich” przedstawił Krajewskiego jako wysokiej próby pisarza polskiego, a nie jako producenta taniej rozrywki. Wiec nie chodzi o jakieś nieważne mianowanie Polityki.
    Ale cieszę się, że Kraków zachował dobry literacki smak i Krajewskiego nie rusza. Ja poruszyłam, bo w Krakowie nie mieszkam.
    ~EwaBien, 2006-01-23 20:55

  35. Za Dużo pisze:

    Pierwszy Sekretarz nic nie pisał o żadnych elitach odwiedzających niniejszy blog, pisał natomiast o charczeniu na elity, które mają rzekomo wciskać odbiorcom ciemnotę spod znaku kryminału. Ewa i Przechodzień zdają się wychodzić z założenia, iż prestiżowy sukces Krajewskiego wynika z knowań środowiskowej sitwy, która promując, w domyśle, swojego kolegę, uniemożliwia popularyzację wartościowej twórczości, takiej jak Witkowski. Tymczasem król jest nagi, Balcerowicz musi odejść, kości zostały rzucone, Beresiowi naprawdę podoba się Krajewski. Nie ma żadnego spisku na wzór PRLowskiej opresji, jest natomiast prawda naturalnego procesu grzęźnięcia literatury w swoich kserokopiach. I to właśnie owe kserokopie, na zasadzie “lubię te utwory, które znam”, przynoszą największy oddźwięk czytelniczy. Hołubiony przez Ewę Witkowski z pewnością również zaliczy w końcu spad na konfekcję, pisząc jakiś homoseksualny thriller i tłumacząc, iż chciał sprawdzić, czy jest w stanie. Jak pioruń nie trzaśnie, to i Krajewski powinien zabłysnąć jakimś współczesnym powieścidłem o femme fatale.
    ~Za Dużo, 2006-01-23 23:17

  36. Ewa pisze:

    Dzięki za wpis i odwiedziny, tajna, ja studiowałam we Wrocławiu 5 lat więc trochę więcej i tam wtedy sami Lwowiacy byli, mało Niemców. Teraz przyjeżdżają autobusami, ale to turyści, oglądają swoje domy i przede wszystkim Halę Ludową, tam są zawsze.
    Z literatury murzyńskiej to tylko “Dziesięciu Murzynków” znam Agaty Christe, ale trzeba się pospieszyć, bo koła antyrasistowskie bardzo się na tą powieść zżymają i protestują i nie wiem czy jeszcze dostępna jest.
    O Ziemkiewiczu chyba nie będzie, ale będę z cyklu “Nagrody” pisać o Stasiuku, by Pierwszego Sekretarza znowu doprowadzić do szału. Zapraszam!
    ~EwaBien, 2006-01-25 21:37

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *