Leonard Cohen „Suzanne” przełożyła Ewa Bieńczycka

Suzanne ciebie wabi do siebie, nad rzekę
Słysząc łodzi szelest
Możesz przespać się w jej ciele
Wiedząc, że jest wpół szalona
Chcesz brać udział w wspólnym dziele
Herbata i pomarańcze
Są dla ciebie prosto z Chin
I gdy chcesz być dla niej nikim
I miłości nie chcesz dać jej
Bierze z fal odpowiedz inną
Rzeka wie od ciebie lepiej
Zawsze byłeś tylko dla niej

I z nią tylko podróż ma sens
Jako ślepiec idąc za nią
Wiesz, że jesteś już jej ciałem
Idealnym, które twój intelekt tknął.

I Jezus był żeglarzem
Na wodzie nie sięgnął dna
Oczekiwał długi czas
Samotnie w wieży z drewna
Wiedział i miał pewność
Topiący widzieli, jak każe:
„Wolni są wtedy żeglarze
Kiedy wolne oceany”
Ale sam był załamany
Długo przed otwarciem bramy
Niebios i sponiewierany
I jak człowiek nieświadomy, zatonął jak kamień

I z nim tylko podróż ma sens
Jako ślepiec idąc za nim
Wiesz, że jesteś jego ciałem
Idealnym, które twój intelekt tknął.

Suzanne bierze twoją dłoń
I do rzeki ciebie wiedzie
Ciuchy, pióra rozpromienia
Kupione w Armii Zbawienia
Spija miód słońca przystani
Nasza najjaśniejsza pani
Pokazuje splendor świata
W śmieciach, w kwiatach,
Bohaterów w wodorostach
Są i dzieci, gdy dzień wstaje
Oni omdlewają z miłości
Oni już na zawsze usną
Gdzie Suzanne wstawia lustro

I z nią tylko podróż ma sens
Jako ślepiec idąc za nią
Wie, że jesteś swoim ciałem
Idealnym, które jej intelekt tknął.

Leonard Cohen Suzanne (video cllip)

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii się tłumaczy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Leonard Cohen „Suzanne” przełożyła Ewa Bieńczycka

  1. Ania pisze:

    12 września 05:39, przez Ania
    Ciekawe, że smutasy Cohena w naszym pokoleniu były jakimś mimo wszystko buntem i należały do dobrego tonu i smaku w ich preferowaniu. A to tłumaczenie to ma inny sens trochę, niż u Macieja Zembatego.

  2. Ewa pisze:

    12 września 09:47, przez Ewa
    Widzisz, czas działa okrutnie. Dopiero teraz, dzięki Internetowi, mogę bez fatygi szukania po bibliotekach ściągnąć sobie tekst i dowiedzieć się, o co chodziło w najsłynniejszym songu naszej młodości. A chodziło przecież tylko o wolność i może dlatego były te pieśni takie elektryzujące dla nas.
    Niewiele mam pożytku z tłumaczeń istniejących, raczej ich nie porównuję – i tak nie znam języka na tyle, by wiedzieć, kto ma rację.
    Jacek Dehnel w „Rozmowach lampowych” nie zgadza sie ze Stanisławem Barańczakiem: – W przypadku Larkina dokonywał rzeczy skandalicznych. Tam są inkrustacje własnymi tekstami, zmieniające często sens całego utworu. Bawienie się w jakieś lingwizujące sztuczki… To zupełne nieporozumienie – nie można wszystkiego tłumaczyć na jedno kopyto! Te akurat tłumaczenia Barańczaka są kulawe, aczkolwiek w innych osiąga mistrzostwo, to wiadomo.

    Więc lepiej nikomu nie ufać. Maciejowi Zembatemu też nie.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    12 września 10:27, przez Rysiek listonosz
    Jest to jakaś nieuczciwość, jeśli się imputuje autorowi rzeczy, których nie miał zamiaru mówić. Dzieje się tak przy spolszczaniu tytułów filmów.
    Film „Gwałt” Virgini Despentes w oryginale brzmi “Baise-moi”. A w krajach anglojęzycznych był emitowany pod “Fuck Me”. To czynności tylko pozornie te same.

  4. Ewa pisze:

    12 września 10:50, przez Ewa
    To jesteś jeszcze Rysiu listonoszem?
    Wdziałam ten film, tam jest każda forma kopulacji, więc chyba akurat w tym tytule można było umieścić wszystko. Pewnie chytry polski dystrybutor chciał zwabić tytułem małe dziewczynki, by zwiększyć oglądalność. Wiadomo, że one są najbardziej narażone na gwałt.

    Krzysztof Rutkowski pieni się w „Ostatnim pasażu” wspominając ten film:

    Apogeum absurdu: medialna feministka paryska Virginie Despentes nakręciła film fabularny pod tytułem Baise moi!, który najbardziej wytwornie daje się przełożyć jako: Jeb mnie!, choć w Polsce to dzieło kinematografii uzyskało jedynie słuszny feministycznie tytuł: Gwałt.
    Oto krótka historia tego żartu. Na wiosnę 2000 roku po Paryżu zaczęły krążyć autobusy miejskiej sieci komunikacyjnej obwieszone reklamami filmu Virginie Despentes. Autobusy wyglądały jak reklamy objazdowych domów publicznych lub maszyny domagające się gwałtownych pieszczot. Film wszedł na ekrany i szybko z nich zniknął, ponieważ nawet w swawolnym Paryżu podniosły się protesty. Filmem zajęła się aż Rada Stanu. Ten najpoważniejszy we Francji organ władzy sądowniczej wydał decyzję o wycofaniu filmu z oficjalnej dystrybucji i przeniesieniu do klasy pornosów wyświetlanych w salach wyspecjalizowanych. Podniósł się wrzask. Catherine Breillat (zasłużona artystka feministka V Republiki, autorka filmu Romance X, w którym okazały organ prężył gwiazdor filmów pornograficznych Rocco Siffredi) napisała protest przeciwko panoszeniu się cenzury, który natychmiast podpisali twórcy należycie „postępowi” i pielęgnujący „postępowość” równie starannie jak grzywkę na wzgórkach łonowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *