środa, 18 maja 2011. Raduza koncertowała ponad 2 godziny, wliczając bisy. Po pierwszych utworach do samotnej piosenkarki akompaniującej sobie akordeonem dołączył jej zespół muzyczny. Śpiewała wtedy kolejne utwory z różnymi folklorystycznymi wstawkami niemal z całego świata. Rozmawiała też z widownią, na jej słowa ludzie z sali odpowiadali śmiechem i brawami, ale myśmy nic z tych dialogów nie rozumieli siedząc onieśmieleni na balkonie, z którego sylwetka Raduzy wyglądała niepozornie i drobno. I gdyby nie jej silny, zdecydowany głos, wszystko by się rozmyło w czerni sali widowiskowej. Bisowała ze 6 razy, a już zupełnie na końcu zaśpiewała przygrywając na kobzie.
Wraz ze wszystkimi uczestnikami koncertu wylegliśmy na wąski dziedziniec Teatru Kalicha. Tam w dalszym ciągu stały po każdej stronie licznych drzwi, piramidy z winylowego bukszpanu, ale ten plastikowy element w zabytkowej przestrzeni zupełnie nie przeszkadzał. Wierni sąsiadującego z teatrem kościoła jakiegoś chrześcijańskiego zgromadzenia rozmawiający ze sobą po angielsku siedzieli właśnie na metalowych krzesłach przed wejściem sącząc wino kupione w foyer teatru, które piękne Czeszki w białych bluzkach i granatowych spódniczkach nalewały im co jakiś czas do bombiastych kieliszków.
Niebo nad nami już rozgwieździło się zapowiadając ciepłą, majową noc. Przeszliśmy pasażem łączącym dwie równoległe ulice rozświetlonym witrynami butików i zakładów kosmetycznych sprawdzić, czy nasz samochód nie został wywieziony lub, czy nie ma założonych metalowych blokad na koła przez straż miejską. Właśnie niepokojąco minął nas wóz policyjny i potem polewaczka spryskująca wieczorem i nocą praskie ulice. Samochód stał jednak bezpiecznie wśród czeskich samochodów jak ryba tej samej ławicy. Zdjęłam w aucie wieczorową sukienkę i wciągnęłam dżinsy i bluzę z kapturem.
Podążyliśmy w kierunku ulicy Narodni, gdzie narożna kamienica zamieniona została na budynek o nowoczesnej, geometrycznej formie i fasadzie z opalizowanego szkła tak, by ten zabytkowy, stojący naprzeciwko, mógł się w niej odbić. Takie odbicia secesyjnych kamienic spotykaliśmy potem niejednokrotnie i tym sposobem Praga puchła swoimi najpiękniejszymi domami i widokami, wzmacniając je i multyplikując jak w komputerowych programach scenografów. A teraz, kiedy latarnie z epoki Franciszka Józefa rozżarzyły się na dobre prowadząc nas magicznie nad Wełtawę do mostu Legii, wiedzieliśmy już, że ta noc scali wszystko w jeden wielki zachwyt i odsłoni przepych czeskiego świata.
Mariusz Szczygieł napisał na swoim blogu, że Praga jest najpiękniejsza nocą z mostu Legii, ale przed Mostem stoi jeszcze ogromna, płonąca skomplikowanymi podświetleniami rzeźb i stiuków bryła teatru. Národní divadlo jest w stylu neorenesansowym, w kształcie spokojnych prostopadłościanów, ale w następnym wieku dobudowano futurystyczne skrzydła. Zbliżając się do Nowej Sceny, gdzie za szklanymi drzwiami obraca się na tle czarnego marmuru ścian w oświetlonym holu ogromna, styropianowa rzeźba przypominająca strukturą monstrualny kalafior, wchodzimy już pod zabudowy rozwiązań architektonicznych z dwudziestego pierwszego wieku. Wszędzie są ludzie, siedzą w holu, spacerują wzdłuż teatru pod kryształowym, podświetlonym zadaszeniem, które wiedzie do wyjścia głównego Teatru Narodowego, z którego właśnie wysypują się widzowie. Tłum wylega swobodnie na schody, chodnik i ulicę, wylewa się płynnie i opatulony jeszcze tym, co przed chwilą zobaczył, w czym uczestniczył i co przeżył, jeszcze nieobecny w nieteatralnej rzeczywistości. Składa się z ludzi w różnym wieku, powiązanych sobą spektaklem i tworzącym na czas praskiego zmierzchu pewną mentalną jedność dzięki wieczorowym, stonowanym strojom i wzajemnym szeptom i słowom. Kiedy przecinamy tych pogrążonych w sobie ludzi już ich mijamy i zapomniany o nich wchodząc na most, a tam oni u podnóża tego ogromnego, oszalałego od ozdób budynku teatru powoli pierzchną, wsiadają do taksówek lub idą na wełtawski bulwar topniejąc w ulicach miasta. Z mostu Legii widać most Karola i widać roziskrzoną Pragę, która żyje cały tydzień, całą dobę i cały rok i nieustannie tętni i pulsuje europejską, nowoczesną metropolią w zabytkowym przebraniu. Odbija się w wodzie hradczański zamek i katedra, i wszystkie mosty, i wszystkie oświetlone pojazdy pływające po Wełtawie, wszystkie latarnie cesarza Franza Józefa i wszystkie fotograficzne flesze, i zapalone papierosy. Nie ma stagnacji idąc wzdłuż Wełtawy, powietrze drży odgłosami ulicy, muzyki, kawiarń i wielojęzycznych turystów, a głos tego miasta jest spokojny, zrównoważony i przyjemny, z jakimś rytmem stawania się, a nie konieczności upływu czasu. Kiedy dochodzimy do restauracji widocznych w dole, gdzie w ogródkach piwnych pod parasolami siedzą ludzie, a zacumowane rowery wodne delikatnie kołyszą się uderzając o brzeg, zespól jazzu tradycyjnego gra w stylu nowoorleańskim, wszystko nadspodziewanie łączy się jak w dobrze skomponowanej potrawie – formą, kolorystyką, zapachem i dźwiękami.
Przy samy moście Karola tłum młodych ludzi okupuje wejście, do dyskoteki wpuszczają bramkarze zaledwie kilka osób, w zatłoczonym hollu i tak jest już ciasno, więc oblegający wejście tłum cierpliwie czeka w spokoju traktując ten wstępny etap zabawy, jako część przyjemnego wieczoru.
Wchodząc na Most Karola jakby odrywamy się już od realności Pragi, przekraczamy wodę, by znaleźć się po drugiej stronie życia, ale już całkowicie wymyślonego. Teraz następuje etap nierealny, nastawiony na turystów i podporządkowany ich potrzebom.
Mijają nas falangi cieni trzymających w dłoniach papierowe kubki z piwem, wzdłuż kamiennych barierek mostu etatowi żebracy jak buddyjscy mnisi chudzi, sterczą w upokarzającej pozycji kolankowo łokciowej, jakby przygotowani do aktu płciowego z sadystycznym darczyńcą. Mają głowy skryte w wyciągniętych dłoniach, w których równocześnie trzymają maleńkie naczynia blaszane na monetę i ta niemożliwa przecież do utrzymania ciała w stałym bezruchu pozycja niepokoi i być może została wybrana spośród tysięcy możliwości żebrania, jako standard. Co krok potykamy się na moście Karola o wypięte sylwetki żebraków, którzy żebrzą dlatego, że są profesjonalistami, a nie dlatego, że są biedni. Mijamy wmurowane w kamień mostu sakralne oznaki przynależności Pragi do chrześcijaństwa, posągi świętych, które turyści skwapliwie rejestrują swoimi elektronicznymi aparatami i komórkami, ale nie ma w nich ani świętości ani zabytków. Cały most Karola jest zabytkiem i wszystkie brukowane uliczki, które z niego wychodzą, którymi będziemy iść kierując się wieżami jakby kafkowskiego, nieosiągalnego Zamku, żółtym światłem oświetlonych, milczących fasad domów Malej Strany, to już jest jedno wielkie sanktuarium, po którym się stąpa, a nie chodzi.
Nie mamy już czeskich pieniędzy, Marek wstępuje do kantoru z wielkim napisem 0% commission i żółtowłosa, delikatna panienka daje mu za sto dolarów połowę tej sumy koron, jakie dostaliśmy w Chałupkach. Chce cofnąć transakcję, ale panienka potrząsa głową w definitywnej odmowie. Chce nam się bardzo pić, ale w ogrodowym pubie cena herbaty osiąga sześćdziesiąt koron. Gdy grzecznie odmawiamy po polsku i barmanki szydząc z nas wołają za nami: by bylo nemožné dramo!!! uciekamy wstydliwie ulicą U Zlaté studny zwabieni nazwą, że może dotrzemy do jakiegoś ulicznego źródełka i napijemy się po prostu wody. Wyprzedza nas młoda para ubrana zwyczajnie i niepozornie, która znika w otwartych przez portiera drzwiach pięciogwiazdkowego hotelu o nazwie ulicy. My też przekraczamy bramę, ale pozostajemy na średniowiecznym dziedzińcu, gdzie faktycznie jest upragniona złota studnia, czyli wielka misa z kranem, z którego cieknie woda.
Wracamy w dół, mijamy wabiące nas drogowskazy do Praskiego Zamku i na Stare Miasto, obojętniej nam już Złotej Uliczki, wracamy w tłum mostu Karola, gdzie śliczny chłopak w średniowiecznym stroju mężczyzny w rajtuzach stoi przed gotycką wieżą i zaprasza nas do turystycznej informacji do zabrania darmowego planu Pragi. W miarę, jak zbliża się północ i tłumy turystów gromadzą się przed Zegarem Orloj Ratusza Staromiejskiego, my już będziemy zbliżać się do bulwaru Vaclavskich Namiesti by dowlec się do pomnika świętego Wacława na koniu, kwiatów złożonych na miejscu ofiar komunizmu, posłuchać odpoczywając na ławce rozmów obcokrajowców, okrążyć wielki pas zieleni ciągnący się przez cały bulwar złożony z grubej obwódki polnych ziół i białych krzewów róż w środku.
Ale witryny ekskluzywnych sklepów już nie wabią, już snujący się tłum turystów nie ekscytuje, jesteśmy zmęczeni i wyczerpani. Dowlekamy się do ulicy Jungerowej, przecinamy ją pasażem wracając do równoległej uliczki, wśród ustawionych z jej obu stron samochodów mieszkańców kamienic stoi niewzruszenie i nasz samochód, w którym natychmiast zasypiamy.
Strasznie Wam zazdroszczę tej Pragi i przede wszystkim Raduzy. Dzięki Twojemu dziennikowi trochę jej magii na mnie spłynęło, ale raczej za sprawą mojej wyobraźni i miłości. Oczywiście wolałbym doświadczyć cieleśnie, ale dobre i to. Jakie to musiało być cudowne przeżycie usłyszeć i zobaczyć ją w takiej bajkowej scenografii! Ale nie piszesz czy podziałała na Ciebie, czy podoba?
Niestety, nie potrafię Robercie więcej napisać o Raduzie, bo jestem mało muzykalna. Pojechałam na ten koncert ze względu na męża, który koresponduje z Raduzą i ona pisze do niego po polsku, a on do niej po czesku (Marek przeczytał całego Szwejka po czesku i tłumaczy czeskie filmy.
Mnie interesowała Praga, bo byłam w Pradze mając 12 lat i chciałam skonfrontować te moje dwie fascynacje przedzielone niemal półwieczem. I też z fascynacją blogową i książkową Mariusza Szczygła. Przed wyjazdem przeczytałam też cały blog „Alternatywny przewodnik po Pradze”
Polecam!
http://pragaprzewodnik.wordpress.com/
Cieszę, się Ewo, że wracasz do bloga. Jestem po przeczytaniu „O sens życia”Antoina de Saint-Exupéry’ego, dałam o tym notkę na fb i tak właśnie on pisze o tym, co ogląda, emocjonalnie i zawsze stara się to wszystko zobaczyć tak wnikliwie, nawet jak nie wie, o czym pisze. U niego priorytetem jest jego odbiór, to co on o tym sądzi, a nie to czego dowiedział się np. z gazet.
Ach, naraziłam się już chyba całemu SPP na Facebooku, nie miałam pojęcia, że to są jacyś ważni ludzie, dodałam do znajomych wszystkich, kto mnie zaprosił i tych, których ja zaprosiłam, a oni się zgodzili, byle by to nie były osoby z banku. I na Liternecie podobne, Marcin Królik mnie prześladuje, mimo, że już wyrzucił mnie z grona swoich znajomych na fb. Jestem bardzo samotna i cieszę się, że tu piszesz.
Nie przejmuj się Hortensjo, nie liczą się żadne stowarzyszenia, żadne grupy ludzi, liczy się tylko posiadanie siebie. Ty posiadasz siebie, masz swoje zdanie i to jest najważniejsze.
A z Marcinem Królikiem nie rozmawiaj na Liternecie, skoro Cię wyrzucił. Co Ty, żadnej godności nie masz?
To chyba Królik nie ma godności, skoro pisuje na liternecie, a się zarzekał, że więcej jego noga tam nie postanie jak Knap zjechał jego produkcję tak potwornie, że żądał od administracji usunięcia Knapa, groził sądami. Został wyśmiany, a nawet rynsztok mu jeszcze dołożył. Knap wyjątkowo miał rację, ta produkcja słaba, a sam Królik mendowaty. Grzeczny i wazeliniarski wobec silnych, impertynencki wobec słabych i delikatnych. Nic dziwnego, że odgrywa się na biednej Hortensji, po tym jak go tam upokorzyli. Dochodzi do siebie odreagowując.
No, nie wiem czy tak skromy bagaż wystarczy żeby zaistnieć, choć sam nie wiem co by Ci poradzić. Ta rada Ewy to trochę rada z cyklu dobrego wujka. Jeśli rzeczywiście masz tylko siebie i swoje zdanie, tym bardziej nie daj się zwieść łagodnie i bezpiecznie brzmiącym nickom nienasyconych poetów grasujących po różnych forach w zorganizowanych grupach, ani mylącemu szyldowi “forum poetyckie. To w istocie drapieżne zwierzęta tylko czyhające na takie “bagaże” jak Twój. Bo to naprawdę wartościowy bagaż.
Nie wiem Ewo czy czytałaś na liternecie wątek założony przez naczelnego błazna i skandalistę Edinuela Marę?
Mara pyta tam mianowicie, czym ma być poezja współczesna. Nie poezja w ogóle, nie czym jest, ani nawet czym jest, lub czym nie jest poezja współczesna, ale czym ma być. Najwyraźniej stare kanony estetyczne i etyczne nazbyt ciążą poetom w spsiałej rzeczywistości, nota bene za sprawą ich tchórzostwa również.
Temat wszystkim dogodził, bo bezpieczny, a tam wielki deficyt odwagi, więc można było popisywać się na całego. I tak też się stało. Pojawiły się wszystkie opcje, od poezji cybernetycznej, poprzez zaangażowaną, społeczną, do osobistej. Padały wyzywająco wielkie nazwiska osób z reguły nieżyjących.
On tych syndyków masy upadłościowej złej poezji wpuścił w niezłe maliny, ale zanim się zorientowali, że to kpina, było po herbacie. Wszyscy poczuli się dotknięci i obrażeni, a dyskusja zamarła.
Nie pisałbym o tym gdyby nie nieoczekiwana puenta, (choć w wątku następnym, ale pośrednio związanym) za sprawą bezczelnego i aroganckiego wejścia Fligiel, która pokazała czym już jest prawdziwa poezja współczesna i czym będzie oraz kim będą ludzie ją tworzący.
I oczywiście nikt, absolutnie nikt z tych odważnych jeszcze przed chwilą dyskutantów nie zabrał głosu, nie licząc Gałkowskiej – etatowego wylizusia Fligiel.
Alx z Poewiki zazdrości Miłoszowi, Herbertowi i Szymborskiej niewoli komunistycznej, uważając, że „napięcia egzystencjalne z nią (niewolą) związane zapewniły sukces ich utworom. Otóż nie, myśleć tak to tchórzliwy konformizm, jeśli pominąć talent, rzecz która to sprawiła to ODWAGA. Opresja, niewola to nie są tylko atrybuty zewnętrzne, chorych, złych zjawisk nigdy nie zabraknie. Prawdziwa niewola, ta zła (jak zły cholesterol) jest w nas. Samo zło nie jest tak złe jak przyzwolenie na nie, brak sprzeciwu, nawet jeśli ma skromny wymiar „jakichś machlojek” w prowincjonalnym konkursie.
Czy tego chcecie, czy nie ponownie żyjecie w dyktaturze skorumpowanych ciemniaków i z powodzeniem możecie naśladować swoich mistrzów, “mięcha” nie brak. Odwagi!
Pozwolę sobie Ewo wkleić na Twojego bloga ten “klocek”, tę fligielową puentę, bo wydaje mi się świetną ilustracją prostactwa, bezczelności i chamstwa symbiotycznego kompleksu poety i poezji współczesnej. Nie jest to może wiersz, ale jak mawiał Stachura: wszystko jest poezją(a). A z pewnością jest to „gęba” tej poezji.
(…)”Robert Mrówczyński wykrył jakieś machlojki przy Granitowej Strzale, to – i teraz mówię to zupełnie poważnie – powinien zgłosić sprawę do organów ścigania, zamiast używać tego jak erystycznej pały w obronie wyszydzanych demaskatorskich wysiłków Ewy.” – no to czekam. Mam nadzieję, że napiszą o tym w gazetach, a przynajmniej w Fakcie, a nie na jakimś blożku.(…)
źródło: http://liternet.pl/grupa/liternet-pl-sugestie-i-bugi/forum/609
Tak Robercie, przeczytałam wszystko kosztem nie napisanego kolejnego odcinka “Dziennika czeskiego”, przygnębiająca to lektura, Polacy tęsknią do niewoli. Mimo, że Joanna Fligiel zapewnia, że jest świetną poetką to przecież jest to niemożliwe, poeta zniewolony nie może być w ogóle poetą. A jest zniewolona guzem pychy, czemu dała w tym wątku wyraz.
Dzięki Ci za obszerne sprawozdanie, Hortensja Cię tam dzielnie broniła.
Korupcja w Polsce wraca bezczelną falą jak wracają do programu telewizyjnego komunistyczne seriale serwowane młodzieży na wakacjach. Artystom portalowym to wszystko nie przeszkadza, bo nie są artystami. Brak odwagi też im nie przeszkadza, bo nie są artystami. Jak napisałam, smutne to bardzo, ale cóż poradzić. Dobrze tam Roman Knap napisał, że zjawiska marne, konkursy marne. Sam przynajmniej udowodnił, że jest obleśnym i odrażającym bandytą pisząc te insynuacje o Hortensji, bo już myślałam, że może go skrzywdziłam tym określeniem. Więc wytracać jeszcze na to czas, na jakieś sądy, byłoby absurdem. I czytając to wszystko człowiek czuje się brudny. Trzeba Hortensji odradzić Liternet.pl, póki nie jest za późno, bo z kim przystajesz, takim się stajesz.
A Edinuel Mara robi tam bardzo dobrą robotę, bardzo się stara i odpowiada trafnie na każdy komentarz, ale portal nie zmienia charakteru i jego wielki wysiłek najprawdopodobniej jest bezskuteczny.
Ewo, ulegasz złudzeniu, E. Mara rzeczywiście błyskotliwy, zwłaszcza na tle innych, ale taki sam tchórz jak reszta. Przecież się nie odezwał, ani w obronie czci Hortensji, ani w kwestii zasadniczej. On jest jednym z nich, tak jak Knap, czy Królik, choć tworzone są tam pozory indywidualności i równości (od ordynarnego Knapa poprzez głęboko zdeprawowanych osobników jak Gałkowska, Szel czy Fligiel, do sofistycznego Królika), to wszyscy wydają się być jedną i tą samą osobą mówiącą jednym głosem, jeśli chodzi o treść. To wszystko wielki fałsz, pluralizm i ścieranie się poglądów pozorne i udawane, co zdemaskowała Hortensja. Ale to ona okazała się złem, a nie zło przez nią ujawnione.
Biedna Hortensja, bardzo jej współczuję kontaktu z tak toksycznymi osobami, niemniej dziękuję, że samotnie broniła mnie tam jak lwica swoich młodych. Jedyny „sprawiedliwy” Alx, który odważył się delikatnie upomnieć plugawego Knapa, zaraz potem zapewniał go, że jego obecność (Knapa) jest w dłuższej perspektywie jak najbardziej pożądana. Co jest warta tak obrona?
Ale per saldo zrobiła dobrą robotę, uzmysławiając, przynajmniej mnie, z jak głęboką deprawacją mamy do czynienia, jak bardzo ci ludzie, nominalnie przynajmniej pracujący w delikatnej materii stosunków międzyludzkich i społecznych, w tzw pięknie, aspirujący do roli inżynierów dusz są zdemoralizowani, na czele z Fligiel Gałkowską czy Szel. Tu ilość przeszła już w jakość i nie ma mowy o ich cynizmie, jak u Królika czy Alxa. One takie są, jak ich słowa, niczego nie udają.Destrukcja mentalna i moralna poczyniła tak wielkie i nieodwracalne spustoszenia w tych osobach, że już nie są w stanie zrozumieć problemu uczciwości, jako takiej nawet. Rozmawiać z nimi o uczciwości to tak jak z kibolami o bezpieczeństwie na stadionach.
Na samą myśl, że miałbym się spotkać z tymi ludźmi – tak pewnymi swego – w sądzie, robi mi się niedobrze. Gdybym brał udział w konkursie o Granitową Strzałę, jako oszukany z pewnością bym się przemógł. W takiej sytuacji jednak, jak to się zazwyczaj dzieje, to raczej “pomówieni” organizatorzy, w trosce o swoje dobre imię powinni mnie pozwać. Ja tylko sprawę wywlokłem pro publico bono, licząc na moralne potępienie czynu przez środowisko, ale z tego co widzę nikt nie widzi problemu, a organizatorzy honor mają gdzieś, a jeśli już widzą problem, to problemem jestem ja, czy Hortensja. Pewność siebie tych ludzi, stan mentalny tego środowiska, budzić może uzasadnione obawy, że i sąd podzieliłby ich przekonania, bo to przecież żadni kryminaliści, tylko powszechnie szanowani, ustosunkowani obywatele na stanowiskach, być może że są wśród nich sędziowie nawet, sól i kwiat tej ziemi, nagradzani i nagradzający się. Skończyłoby się pewnie podobnie jak z biedną Hortensją. Tym bardziej chapeau bas Hortensjo dla Twojej determinacji i uczciwości!
Nie wiem Robercie, co Ci odpowiedzieć. Lato jest takie piękne, zaraz jak skończę dziennik czeski zacznę pisać dziennik wiejski, a tu odrywam się do tych nikomu nie potrzebnych wątków sieciowych. Trudno uwierzyć, by Marcin Królik zakładając na portalu Liternet pl. „wątek przeprosinowy” nie liczył się z takim rezultatem, jak przygody „Alicji w krainie czarów” idąc metaforą przemka łośki z portalu rynsztok, gdzie trudno było nie przewidzieć, że Hortensja (Alicja) znajdzie się w świecie (Liternecie) nie tyle absurdalnym, co perwersyjnie sadystycznym. To wszystko zależy tylko od wytrzymałości materiału, z jakiego zrobiona jest Hortensja. Bo Alicja to jednak postać powołana do tego, by fundować jej sytuacje nie do zniesienia, a Hortensja nie.
Ale wiesz, najbardziej mnie martwi cały incydent z Szel, bo przecież po czymś podobnym, co napisała o mnie tam ostatnio, to ja nie wejdę już na alternatywny portal Nieszuflada poetica. Myślałam, że on się jakoś rozwinie opozycyjnie. Więc tam też jestem spalona. Pozostaje tylko ten blog. Nie opuszczaj mnie Robercie.
Robercie Mrówczyński piszesz o Edinulu Marze jako o błaźnie i skandaliście -jakim prawem nazywasz Go błaznem ? czy Twoja wizja poezji i jego programu artystycznego który w sposób podprogowy jest Ci obcy ? jakie masz przesłanki na to że jest błaznem a nie artystą i geniuszem ? Widzę że tylko udzielasz się na blogu Pani Ewy co świadczy o braku koordynacji z realnym odbiorem na portalach literackich , to Ty jesteś tchórzem który boi się zetknięcia z rozmowami na portalu literackim, boisz się merytorycznej dyskusji ? bo z tego co zauwazyłam to Edinuell Mara nie boi się rozmowy o sztuce w wiekszym gronie i mówi o niej w sposób zatrważający osoby którym wydaje się że tworzą sztukę ,a że nie odezwał się w obronie Hortensji to pomyśl bezrobotny komentatorze że niektórzy pracują artystycznie i nie mają czasu aby przeglądać liternet co 10 minut
dotarło mało logiczny człowieku ? wiesz kim jestem ? jestem wychowanką Feliksa Lokatora o którym M.Trojanowski nie napisał złego słowa ani o mnie ani o Feliksie , Feliks jest jedyny na świecie Ty tylko jesteś tchórzem który nic nie robi dla wyjebania snobistycznych poetów z netu ,których nie brakuje , pisujesz tu słodkie komentarze ,ale nie stać Cie na ataki takie jak robię ja lub Feliks ,więc nie pisz że ktoś jest tchórzem i ze jest błaznem ,bo na swój wiek stwierdzam że Ty jesteś tchórzem i błaznem z komentarzy które tu przeczytałam na temat Edinuela Mary ,nie wiesz z kim masz do czynienia i twoja miniltystyczna wiedza o sztuce ,jest zatrważająca …. Syn Pani Ewy tworzy sztukę może jego skrytykujesz ? pewnie nie masz wiedzy ani wykształcenia artystycznego aby sie do tego posunąć , więc słuchaj chłopcze nic w zyciu nie osiągnąłeś , ja osiągnęłam ,Feliks także i Edinuel także więc nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz pojęcia !!! Zrozumiano ???
masz jakieś osiągnięcia w świecie sztuki ? jak nie to wooooooooooooon !!!! i swoje dyrdymały o których nie masz pojęcia zostaw na swoim podwórku tchórzu !!!
Pani Naćpano, widocznie Robert jeszcze śpi, ale pewnie się nie opanuje i Pani odpowie, ale chcę uprzedzić, bo widząc z Pani sposobu oceny pewnych zjawisk niedawno wydarzających się w Sieci dojdzie tutaj do kolejnej pyskówki, a ja chciałabym temu zapobiec.
Wielki artysta Jean-Noel Vuarnet w swojej słynnej książce „Filozof artysta” broniący różnych postaw artystów filozofujących podzielił ich na kapłanów, magów i błaznów. Do tej ostatniej kategorii zaliczył Robert Mrówczyński Edinuela Marę. Nie jest to żadna ujma, bo tym kategoriom Varnet przyporządkował największych geniuszy, których życie i twórczość niejednokrotnie bardzo pozytywnie wpłynęło na losy świata, a na pewno ukształtowało jego duchowość.
Natomiast żałuję, że namówiłam Hortensje do zarejestrowania się na portalu nieszuflada poetkica i że sama to zrobiłam. Nie lubię się z znikąd wyrejestrowywać, jestem zalogowana na portalu nieszudflada pl i na TRUMLU, ale moje konto jest martwe. Takie też będzie na tym, myślałam, że obiecującym, w moim pojęciu opozycyjnym, portalu nieszuflada poetica. Mam nadzieję, że Hortensja zrobi to samo.
Jeśli uważacie, że Pani Szel ma więcej i lepiej do powiedzenia w sprawie poezji, to nie będę wchodzić w interakcje z tą przekupką i odwiedzać portale mi nieprzychylne, bo ja potrzebuję zawsze przynajmniej minimum sympatii, jaką otrzymałam od Roberta Mrówczyńskiego, jedynej osoby w Sieci, która mi sprzyja, która jest mi wierna i nie mam pojęcia, dlaczego Pani tutaj przychodzi to niszczyć. Hortensja mam nadzieję już się nie odezwie na portalu Liternet pl, a widzę, że Pani tam wznowiła aktywność i to nawet administracyjną. Dlatego myślę, że nasze drogi nie będą się krzyżować, życzę więc Pani powodzenia na wszystkich frontach jak i Ediunuelowi Mara. Przykro mi, że nie potrafię z nikim w Sieci nawiązać przyjaznych stosunków, ale tak już jest i nic na to nie poradzę. W PRL-u kadrowa takiej osobie w akta wpisywała „konfliktowa”.
Serdecznie pozdrawiam.
tak Ewo, będę wierna tylko Twojemu blogowi i mojemu profilowi na fb. Już nie odezwę się na portalu Liternet.pl nawet jakby się paliło. Nie dziwę się Robertowi Mrówczyńskiemu, że nie idzie między wrony, żeby krakać tak jak one.
Ja też nie chcę robić Ci błota w Twoim, tak przez mnie cenionym habitacie, właściwie powinienem przemilczeć, bo to poziom magla i tylko maglem może się skończyć. Ale odmawia mi się tu prawa niemal do istnienia, więc muszę upomnieć się o swoje prawo. Niby jest polemicznie, ale czytam drugi raz, powinienem coś napisać wyjaśnić, ale jak, po co?, widzę w końcu, że to jednak nie polemiczne, to tylko połajanki, żadnej dyskusji, to właśnie ta przywołana przez Ciebie naćpana władzą kadrowa z PRL, której już Naćpana nie ma, stawia mnie na baczność, niewybrednie mnie ruga w konwencji na TY, mimo iż nie jesteśmy i nie chcę, kończąc soczystym: „zrozumiano!” i całkiem już plackowatym: „wooooooooooooon !!!!” I ja mam z tą rzekomą wychowanką E. Mary rozmawiać? O czym? Może o przywołanym przez Ciebie Vuarnecie? przecież Naćpana nie zna, nie czyta, nic poza Marą nie czyta, a Twojego bloga jedynie pod kątem szargania świętości Mary, widać to chociażby po edycji jej tekstu, przecinki po spacji przyklejone do następnych wyrazów, spacje przed wykrzyknikami i znakami zapytania. To nie czepialstwo, to notorycznie się w jej tekście dzieje, a wskazuje na brak lektur jakichkolwiek, poza naukami geniusza Mary. Takich uczniów dorobił się Mara, choć nie wiem na ile to jego zasługa i czy wie o samowolnych wyskokach swojego pupilka, czy to konsultowali, wątpię mimo wszystko, mimo paru plugawych i niegodnych geniusza wpisów (o ile to był on, bo kamuflują się pod różnymi nazwami) na Twoim blogu, w tak topornym, niegramatycznym i nieortograficznym i niechlujnym stylu nigdy by nie napisał. Gdyby nie ograniczyła się w swojej bezładnej edukacji do jednego mentora, wiedziałaby o innych znaczeniach słowa błazen, ale to też wina Mary, który nadto folguje Naćpanej, zbyt pobłaża i chcąc nie chcąc wyprodukował megalomański, toporny produkt z tzw. osiągnięciami. Niestety nie znam ich, ale po tym liściku do mnie znać już nie chcę. Reklamować się też trzeba umieć.
A prawda jest taka, że ani geniusz Mary, który „nie boi się rozmowy o sztuce w większym gronie”, zaiste, odwaga godna podziwu, ani Naćpana, mimo buńczucznego programu „wyjebywania snobistycznych poetów z netu” jak mieli okazję to zrobić, położyli ogon pod siebie i siedzieli cicho jak trusie. Jak trzeba wykazać się obywatelską odwagą, to się okazuję, że „nie można co 10 minut przeglądać liternet” i to w wątku, który się samemu założyło. W przypadku Feliksa Lokatora to oczywista nieprawda, bowiem w zeszłym roku na nieszufladzie potrafił pisać 24 godziny cięgiem, a więc może. Prawdziwy powód to tchórzostwo, którym Naćpana ciągle mi wymachuje przed oczami, bo Mara niestety nie jest tym vaurnetowskim błaznem na dworze Sztuki, nie liczącym się ze świętościami. Kiedyś władca obowiązkowo zatrudniał błazna, by nie popaść w paranoję od fałszu otoczenia i kraju nie doprowadzić do ruiny, bo ten błazen, jako jedyny mówił rzeczy, o których inni bali się pomyśleć. Potrzeba ta była wynikiem autorytarnych systemów zagrażających samym sobie. W demokracji, mimo iż taką rolę może pełnić już każdy, niewielu jest chętnych, bo nikt za to nie płaci i nikt tego sobie nie życzy, przeciwnie, błazen, jeśli w ogóle się pojawi, jest izolowany, wyśmiany, wyrzucony na margines, ogólnie mówiąc przegrany na amen, a samo znaczenie słowa stało się już niezrozumiałe dla pokolenia Naćpanych, które widzą w tym jedynie obelgę. Mara chciałby taką rolę pełnić na liternecie, ale wie czym to grozi i się wycofuje w porę, bo nie chce być sam. Rozumiem tę potrzebę i ten lęk, ale trzeba wiedzieć jak się sprawy mają i nie wciskać kitu.
Nie gniewaj się Robercie, ale zakwestionowałeś nazwanie Romana Knapa bandytą, bo to nieadekwatne i uwłacza statusowi bandyty, który działa celowo, a Roman Knap nie. Podobnie jest z błaznem. Uważam, że użyłeś źle tego nazwania, nobilitująca, bo błazen działa zawsze obok dworu, zawsze komentuje zdarzenia nie będąc w układach i kołach TWA i jego działalność jest zawsze wolna od wpływów dworu. Natomiast Edinuel Mara działa na portalu Liternet pl jako jego użytkownik, jest zainteresowany dobrymi komentarzami pod jego wierszami i bardzo chętnie przyjmuje hołdy Pani Szel. Więc według mnie nie jest błaznem w tym znaczeniu, do jakiego oboje doszliśmy, w znaczeniu Vuarneta, interesuje go tak jak wszystkich na Liternecie nie sztuka, ale on sam. A etat błazna to etat mimo wszystko tak jak napisałeś, u króla, on płci mu za to pensję, by pełnił higieniczną rolę dążącą do opamiętania się króla. Nie mam pojęcia, o co chodzi na tym portalu, bo jeśli tam są takie feudalne stosunki – a przecież nie wierzę, by był powołany w innym celu niż wyłącznie dbanie o interesy poetów salonowych, którzy ten portal założyli – to powinien być tam jeszcze chłopak do bicia, który zawsze był zatrudniany, kiedy królewicz coś przeskrobał, a lanie otrzymywał za niego jego rówieśnik. Być może, że dopuszczenie do głosu Hortensji było planem zrobienia z niej chłopca do bicia. Ale w porę uciekła. Ciekawe, kto nim będzie, bo przecież nie będą bić jakiejś zupełnie nieciekawej i nieważnej osoby, nie ma wtedy przyjemności bicia. Na razie zastępuje go piana. Ale to tylko wakat.
Może nie dość jasno wyjaśniłem jak odbieram rolę Mary na liternecie, ale z tego jak Ty go tam postrzegasz wnioskuję brak istotnych między nami różnic w tej kwestii. Jest dokładnie tak, jak to opisałaś. Niemniej mamy do czynienia z imitacją (dla stworzenia wrażenia fermentu, że niby sztuka leży na sercu) takiej ozdrowieńczej roli, jaką pełni błazen na dworze.
Tekst był kierowany do Naćpanej, która w ogóle nie rozumie znaczenia tego terminu w sensie vuarnetowskim, i nie życzy sobie aby jej ukochany i jedyny mentor był kojarzony z takimi obelgami. Gdyby jednak Mara był tym heroicznym błaznem z pewnością odciąłby się od tak histerycznej, nadętej wielbicielki, która go mimo woli kompromituje. Błazen jako człowiek wolny, skrajnie ironiczny i autoironiczny nie może liczyć na sympatię niegramotnych megalomańskich i socjopatycznych ordynusek, nadto pozbawionych śladu dowcipu, bo jest to po prostu niemożliwe. Ergo: Mara tym błaznem nie jest w żadnym sensie. Jest jednym z nich i dba tylko o siebie.
Tak, masz racje Robercie. To wszystko bunt symulowany, a ja głupia się na to nabrałam.
i podpisują lojalki… Ot, co.
Pani Ewo jaka pyskówka ? taki mam styl i nic na to nie poradzę ,a jeżeli chodzi o szel to nie mam z nią kontaktu i nie odpowiadam za to o czym ona pisze w komentarzach ,więc proszę nie stawiać już jej koło mnie w jednym szeregu bo nie mam z nią już nic wspólnego.
O Pani I Hortensji rejestracji na nieszufladzie poetica nie rozumiem wzmianki , zarejestrowała sie Pani i czego można tu żałować ? czy coś to Panią kosztowało ? czy ktoś tam Panią obraził? ja z pewnością nie a za innych uzytkowników nie odpowiadam więc naprawdę nie rozumiem tego tematu .
Panie Mrówczyński pisze pan “widać to chociażby po edycji jej tekstu, przecinki po spacji przyklejone do następnych wyrazów, spacje przed wykrzyknikami i znakami zapytania. To nie czepialstwo, to notorycznie się w jej tekście dzieje, a wskazuje na brak lektur jakichkolwiek,” -no teraz mnie pan rozśmieszył do łez , czy ja tu mam pisać jak Pan Miodek? przecineczek tu spacja tam ? człowieku otrząśnij się z letargu tu jest blog a nie forum poprawnej pisowni , co do lektur zapewniam że mam zapewne więcej zaliczone proporcjonalnie do wieku niż Pan więc to zły argument ,i wiadomo że wszystkiego jeszcze nie przeczytałam więc nie mogę mieć pojęcia o wszystkim .
Nastepnie pisze Pan : “W przypadku Feliksa Lokatora to oczywista nieprawda, bowiem w zeszłym roku na nieszufladzie potrafił pisać 24 godziny cięgiem, a więc może. ” co pan mysli że Feliks Lokator to kto ? darmowa pomoc portalowa ? i na jakiej podstawie uważa pan że to nieprawda ? zna pan Feliksa ? he he nastepny detektyw Rutkowski się znalazł , jak nie znasz tematu to się nie wypowiadaj a szczególnie jeżeli chodzi o “prawde” w stosunku do Feliksa ,bo zapewniam że nie masz pojęcia o czym piszesz .
Dalej snujesz tematem : “Jak trzeba wykazać się obywatelską odwagą, to się okazuję, że „nie można co 10 minut przeglądać liternet” i to w wątku, który się samemu założyło” -wątek założył Edinuel Mara a nie ja , i obowiązkiem założyciela wątku nie jest rozstrzyganie personalnych potyczek ,a Pani Hortensja ma przecież klawiaturę i potrafi chyba za siebie pisać czyż nie ? Nad higieną portalu powinien czuwać administrator a nie użytkownik .
dalej pan piszę o niezrozumiałych dla mnie rzeczach więc się nie będę wypowiadać bo mam prawo wszystkiego nie wiedzieć
podsumowując błądzicie wszyscy we mgle jeżeli chodzi o Feliksa Lokatora i Edinuela Marę ale takie wasze prawo a moim prawem jest wyrażenie swojej opinii ,a jak się nie podoba można oczywiście mnie zbanować
bez urazy do kogokolwiek pozdrawiam
Pani Naćpano, właśnie na portalu nieszuflada poetica obraziła mnie Pani Szel. Przyjaciół poznaje się po tym, że stoją murem za przyjacielem, że wspierają go jeśli ten zabiera głos w słusznej sprawie. I ja zbierałam głos w słusznej sprawie tutaj i na portalu nieszuflada poetica i Hortensja na portalu Liternet. Nikt z wymienionych tutaj przez Panią osób, łącznie z Panią nie wsparł mnie ani Hortensji i nie obronił, jak nikt nie obronił Hortensji na liternet. pl przed atakami Romana Knapa i Szel oraz mnóstwa innych osób. Niepotrzebne mi są takie letnie fuzje sieciowe, bo wytracam tylko czas i nic z tego nie mam. Edinuel Mara nie musi mi się tutaj podlizywać pod wątkiem o wystawie mojego syna a w innych miejscach, jak napisał Robert Mrówczyński, kulić ogon. A Pani nie musi się tutaj tak ordynarnie zachowywać, bo ja ani Pani, ani Romanowi Knapowi, ani fobiakowi nigdy nic złego nie zrobiłam i nie wiem za co niszczycie mi blog. To, że Pani nie jest Miodkiem, to nie znaczy, że Pani może wchodzić tutaj w zabłoconych butach.