Nominowani NIKE 2011: Mariusz Szczygieł „Zrób sobie raj”

Najnowsza książka Mariusza Szczygła nie zaskakuje fascynacją artystyczną poprzez którą dopiero odautorsko docieramy do cudzoziemskich miast i ich mieszkańców. Trudno być może wymagać od dziennikarza i reportera oka Fernanda Pessoi, który napisał tylko zwykły przewodnik po swoim ukochanym mieście Lizbonie, a jednak napisał arcydzieło.
Mariusz Szczygieł opisuje Czechy i Czechów jakby w domowych pantoflach, jakby pisał o naszych sąsiadach, do których wpadł po sąsiedzku pożyczyć tylko sól. Jest to bardziej opis cudzego mieszkania, niż państwa. Jednak mój niedosyt jest innej natury. „Zrób sobie raj” jest nie tyle reportersko powierzchowny, co życzeniowy.

Z youtubowych filmików instruktażowych Mariusza Szczygła „jak stworzyć wzorcowy reportaż” wynika, że reportaż to najszczersza prawda i rzeczywistość, do której dociera się poprzez obrazowanie i subiektywizm dostrzeganego świata przez autora. Jak Mariusz Szczygieł dociera do obiektywizmu, do objawienia prawdy o dzisiejszych Czechach, przekonaliśmy się we wspaniałym „Gottlandzie”, gdzie następuje analiza postaw kilku znamiennych dla transformacji politycznej sławnych Czechów i gdzie Czesi wychodzą „na swoje”. Na swoje, to znaczy bez patosu, bez ofiar, często bez honoru. Szczygieł jakoś to wszystko wysnuwa z niedawnych dziejów, dając duży margines czytelnikowi dla interpretacji, chociaż nie ukrywa swojej niezmiennej sympatii, nawet jak mamy do czynienia z czynami plugawymi do kochanki Goebbelsa Lidii Baarovej, czy kontrowersyjnego Karela Gotta. Szczygieł, zwolennik wolności seksualnej nie bez ironii też opisuje schemat szkolenia chłopców dla fabryk przedwojennego obuwniczego imperium Baty („Tomáš Bata zakłada swoją pierwszą szkołę. Robi to z przymusu: — Ponieważ — wyjaśnia — nie są znane przypadki, aby najlepsi nauczyciele w tym kraju stali się milionerami. Najczęściej są biedakami. Daje więc ogłoszenie, że przyjmie sześciuset chłopców w wieku lat czternastu, i tak powstaje jego Szkoła Młodych Mężczyzn.(…) Wychowawcy w internatach kontrolują dzienniczki wydatków. Kontrolują też chłopców, czy trzymają ręce na kołdrach. Wszyscy mają pogadanki o higienie i onanizmie.”)

„Zrób sobie raj” jest kontynuacją „Gottlandu”. Opowiada o czasach dzisiejszych, chociaż wiele symboli, jak pałac Lucerna wybudowany przez ojca Vaclava Havla znów się pojawia i wszystko spaja w jedną, niekończącą się gawędę o Czechach, a raczej swobodną mentalną przechadzkę po ulicach i wiekach. Mówiąc o żyjących jeszcze artystach, których Marcin Szczygieł, jako reporter odwiedza i przeprowadza z nimi wywiady, ma na uwadze szerszy kontekst, nie tylko historyczny, ale bardziej osobowościowy, a właśnie taki, a nie inny ich wybór dowodzi reporterskiej przenikliwości. Przedstawiając Jana Saudka, Egona Bondyego, czy Davida Černého, pokazuje bardziej ich natury niż dzieła. Natury rozrosłe, nieujarzmione i nieposkromione, których żaden reżim nie potrafił zwęzić i unicestwić. Rozwiązły duet Egona Bondyego i córki Mileny Jasenskiej, Jany Ćernej, zwanej Honzą, to bardziej istota nurtu fekalnego twórczości Bondyego, niż biograficzna ciekawostka. Wysiłek Mariusza Szczygła idzie w kierunku zrozumienia fenomenu źródła energii artystów podążających za swoim wewnętrznym głosem i na dodatek we właściwym kierunku w czasach tak ku temu nie sprzyjających. Nie wiem, czy ten wybór idealizuje Czechów, czy jest tendencyjny, jednak czytając książkę, warto zastanowić się nad tymi kontrapunktami, na które wskazuje autor i o które możemy być, jako naród, zazdrośni. Powodem tych cech nie jest, wbrew pozorom, wszechpanujący dzisiaj w Czechach ateizm, chociaż sprzedawanie na placu Wacława prezerwatyw z wizerunkiem Benedykta XVI z kondomem naciągniętym na głowę może to sugerować. Mariusz Szczygieł dla symetrii kreśli postacie Czechów religijnych, jednak wszystko ma w konsekwencji jakiś prosty, racjonalny, wspólny mianownik. Brak pogrzebów, racjonalność wsypywania skremowanych prochów do zaledwie wydłubanych w ziemi jamek nie jest sztuczna i nie ma nic wspólnego z rytuałem, tylko takim właśnie sobie radzeniem i uproszczeniem. Mariusz Szczygieł cały czas, nawet pokazując religijnych Czechów, daje do zrozumienia, że ani ateizm nie jest bezduszny, ani religijność nie jest ślepa i martwa. Balansowanie na tych ciągłych sprzecznościach, nie jest ciekawostką literacką ani geograficzną. Jakby chciał dowieść, że ten kierunek czeskiej obyczajowości to duchy Masaryka, Haška i Hrabala, czyli Czechów uwielbianych przez Czechów i na dodatek cały czas w ich życiu obecnych.

Tytułowy raj byłby, według Szczygła jakimś wzorcem nie tyle do naśladowania przez inne nacje, co raczej możliwym w dzisiejszym świecie celem wspólnoty ludzkiej, dla której liczą się najbardziej cechy umożliwiające jej przetrwanie w razie zawieruchy historycznej, jak tylko się da, bezboleśnie, a jak nie ma zawieruchy, to przyjemnie, jak tylko się da.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na Nominowani NIKE 2011: Mariusz Szczygieł „Zrób sobie raj”

  1. Robin Son pisze:

    Dziekuje za ciekawa recenzje.

  2. Ewa pisze:

    Napisałam Panie Januszu takie refleksje z czytania, ale wcale nie uważam, że to najlepsza książka roku, której należy się Nike. Postaram się tu trochę napisać o nominowanych, sama jestem ciekawa, kogo wybrali tym razem. Zaczęłam od Mariusza Szczygła, bo będę tutaj pisać „Dzienni czeski”. Warto odwiedzić Czechy teraz, tam nie ma ani śladu po komunie. Żadnego resentymentu, żadnych obleśnych knajp „retro”, żadnych skansenów. Gigantyczny pomnik Stalina wysadzili w powietrze i śladu po tym nie ma, o czym zresztą Szczygieł pisze. Chwała mu za to, że to cały czas podkreśla. Na razie tłumaczę Raduzę, jutro rozpocznę dziennik.

  3. Hortensja Nowak pisze:

    Przeczytałam książkę córki Mileny Jesenskýiej (Jana Ćerna “Moja matka Milena i Franz Kafka “) i nic tam nie wskazuje na to, by Honza była tak rozwiązła. Potem pożyczyłam książkę , o której piszesz i jakoś to się nie przekłada na twórczość Jany Ćerny. I co to jest ten „nurt fekalny”? Nic Egona Bondyego nie ma, niczego nie mogę pożyczyć po polsku. A ważne, bo Klub Egona Bondyego mnie na Facebooku zaprasza na różne imprezy, ja nie wiem, o co chodzi.

  4. Ewa pisze:

    Mariusz Szczygieł faktycznie wnuczkę doktora Jana Jesenskýiego przedstawia jako kompletną abnegatkę, nimfomankę i naturę nie mogącą istnieć w sztywnym gorsecie Państwa, a na dodatek na jej młodość przypadł stalinizm, w Czechosłowacji, jak pisze Szczygieł, niezwykle okrutny.
    Też szukam po Sieci tekstów piosenek Bondy’ego, a jak znajduję, to przecież nic nie rozumiem, bo każda obscena zależy też od kontekstu i same brzydkie wyrazy nic nie mówią. Szczygieł na okrągło cytuje tylko jedną frazę z Bondy’ego w „Gottlandzie”i tutaj w tłumaczeniu Andrzeja Jagodzińskiego „Wczoraj rano przy niedzieli strasznie jajca mnie swędzieli” . Ale podaje namiar na Anny Car antologię „Czeski underground. Wybór tekstów z lat 1969-1989”, oprac. Martin Machovec, Wrocław 2008). Możesz to dostać Hortensjo w Bibliotece Jagiellońskiej? U nas tylko na miejscu.

  5. Robert Mrówczyński pisze:

    Nie pamiętam co utrzymuje Szczygieł, czytałem stosunkowo dawno temu, ale Czesi nie są areligijni, oni są ateistami, a to różnica wielka. Cenią sobie życie i nie chcą go składać na chwałę pana boga, tak jak lubią to Polacy. Dlatego może są uważani za tchórzy, którzy w chwilach dziejowej próby zawodzą, choć to stereotyp rozpowszechniany przez ich bliskich sąsiadów, którzy nota bene dwa razy w ubiegłym wieku na nich napadli. Bardzo dzielnie walczyli w II wojnie, jak również odważyli się postawić ruskiemu w 68.
    Najważniejsze jednak, że weszli obiema nogami, duszą i ciałem w idee nowoczesnego państwa świeckiego, w idee humanizmu, odrzucając chrześcijański zabobon z całym potwornym inwentarzem, nie zostawiając sobie żadnej religijnej furtki na wypadek gdyby “jednak coś tam było”. Czy to nie świadczy o odwadze?
    Pamiętam z lektury książki o tych nieodbieranych latami, bądź nigdy urnach z prochami bliskich. Jakiś Honza opowiada, że po śmierci mamusi, nie mógł nawet pomyśleć, aby urnę zabrać i zrobić pochówek. Mamusia zdemolowała go, zniszczyła psychicznie, kontrolując jego życie w 100%, będąc obecna nawet podczas chwil intymnych. Oczywiście nie z nienawiści, a miłości. W Polsce takich świadectw szczerości i prawdy ze świeczką szukać. U nas jest kult mamusi, u nas o zmarłych źle się nie mówi, a jak powie to straszny skandal (np. casus G. Brauna), u nas żona wysadza się na pomnik za kilka tysięcy dla zmarłego męża, którego całe życie nienawidziła. I na odwrót. U nas życie zakłamane na każdym poziomie, również w pionie.

  6. kaska (wolomin) pedaly@towaly.pl 79.163.1.177 pisze:

    komentarz usunięty przez administratora bloga

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *