“CUBA” str. 74

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii Komiks. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

5 odpowiedzi na “CUBA” str. 74

  1. Rysiek listonosz pisze:

    To rożnie z tym Hemingwayem jest, napisano tyle biografii… Kiedyś w TV oglądałem serial podróżniczy „Michaela Palina przygoda śladami Ernesta Hemingwaya”. I teraz wyszła powieść Michaela Palina „Krzesło Hemingwaya”. I to jest o pracowniku poczty, który stając się fanem Hemingwaya, staje się równocześnie wolnym człowiekiem, czyli rezygnuje z pracy na poczcie, a to była jego tradycja rodzinna. Słowem, Hemingway jako nośnik anarchizmu.

  2. Ewa Bieńczycka pisze:

    Teraz w Cojimarze jest pomnik Ernesta Hemingwaya, ale ja byłam trzy lata po jego samobójstwie i nic jeszcze nie stało. Hemingway jest mi o tyle bliski, że cierpiał na nadmiar, że noc służyła mu do napełniania tego dzbana, który musiał po przebudzeniu się natychmiast opróżnić przelewając na papier, bo nie mógł psychicznie wytrzymać z tym nadmiarem. Ale to zabijanie jest niepojęte, dlaczego on tego tak pożądał. Podobno w Hawanie były specjalne usługi dla takich jak on, turystów, gdzie szło się strzelać do gołębi wypuszczonych z klatek i Hemingway roznosił je wszystkie w puch, jak były w powietrzu. Dzisiaj to raczej rzecz wstydliwa dla pisarza, tego „jaśniejszego”. Ale już wtedy, w latach pięćdziesiątych Karen Blixen żałowała swoich rozkoszy w Afryce w trakcie zabijania lwów i to potępiła.

  3. Robert Mrówczyński pisze:

    W trakcie to chyba nie. Na starość owszem, mogła żałować, kiedy mocno przerzedziła populację, ale wtedy na zachodzie polowania na grubego zwierza stawały się już obciachem. Przeciwnie, ruch stawał się odwrotny, naprawczy niejako. Jest słynna historia pewnej pary Anglików, którzy kupionego lewka w latach ’70 – podhodowawszy nieco, zwrócili mu wolność, wywożąc do Afryki, do specjalnej lwiej fermy resocjalizującej udomowione lwy. I podobno się udało. To by się zdziwił, ten morderca Hemingway! Gołębie można mu chyba odpuścić, to podobno teraz już nie symbole pokoju, a latające szczury do wytępienia. Na zachodzie już tylko są wersje hodowlane. W Polsce przeciwnie, i gołębie i polowania modne.
    Tak czy siak nigdy mnie nie pociągały jego naiwno-sentymentalne historyjki umoralniające, pod którymi przeczuwałem kompensację okrucieństwa i egoizmu i nawet jako dziecko nie dałem się na to nabrać. Ludzie, którzy się na jego lekturze wychowali, a których znałem, byli właśnie taką mieszanką sentymentalno-okrutną i pojęcia nie mieli (nie mają do dziś) o przyjaźni czy miłości. I zazwyczaj kończyli na lekturze “Starego człowieka i morze” przygodę z czytelnictwem.
    Uważaj na tych, którzy w pozycji: mój ulubiony pisarz, piszą: Ernest Hemingway. To zazwyczaj zwykłe kanalie.

  4. Rysiek listonosz> Robert Mrówczyński pisze:

    no nie…Michael Palin w „Krześle Hemingwaya oddaje mu należny hołd… Faktem jest, że biografka Hemingwaya, druga bohaterka tej powieści pisząca jego najnowszą biografię w oparciu o nowe odkrycia i szczegóły z jego życia serdecznie go nienawidzi, ale to jest chyba przypadłość większości biografów… Grzebanie się w cudzym życiu w tak bezwstydny sposób zawsze prowadzi do wstrętu. Ona dochodzi do wniosku w miarę badań jego życiorysu, że nie kochał żadnej kobiety. Krwiożerczość Hemingwaya wynikała według niej z wrogiego stosunku do kobiet, szczególnie matki, którą obwinił za samobójstwo ojca. Musiał w zastępstwie zawsze sobie coś zabić: a to gołębia, a to słonia. Nie rozciąga się to na fanów Hemingwaya! To w końcu Monty Pyton, wie, co pisze. Palin ma tylko za złe samobójstwo…

  5. Ewa pisze:

    Amerykanie po wojnie zakazali walk byków na Kubie i Hemingway musiał jechać aż do Barcelony. Faktem jest Robercie, że jak się tak przyjrzeć, ile pisarz musi zużyć kobiet i zwierząt, by cokolwiek napisać, by dało sie to czytać, to nie wiadomo czy to się ludzkości opłaca. Ale czy ktoś potrafił wymyśleć tak piękne zdanie, które rozpoczyna „Mieć i nie mieć”?
    „Czy już wiesz, czytelniku, czym jest Hawana we wczesnych godzinach rannych?”
    I dalej:
    „Patrząc za siebie, widziałem Hawanę lśniącą w słońcu (…) Po chwili w tyle pozostała latarnia El Morro, później hotel El Nacional, aż wreszcie było już tylko widać bryłę hawańskiego Kapitolu (…), który bielił się w oddali tuż nad taflą morza (…) Od nawietrznej widziałem światło El Morro i blask Hawany.”

    Ale zmorą pobytu Hemingwaya w Hawanie były jego sobowtóry, które piły na jego koszt i uciekały, jak on sam wchodził do restauracji. Podobno podszywali się pod niego ludzie zupełnie do niego nie podobni, wystarczyło się tylko nim ogłosić. Podobnie jest teraz w Sieci z avatarami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *