Ryszard Tymon Tymański, Zbigniew Sajnóg „Chłopi III” (2001)

Robert Tekieli w numerze 2/95 “bruLionu” w opublikowanym tam teksie Zbigniewa Sajnóga „Zenek; Przekraczanie” dodał „Wyjaśnienie”:

„(…)Z.S. ostatecznie zabronił w 1992 roku publikowania swych tekstów (dwie lub trzy przygotowane do druku książki. które traktował wcześniej jako opus magnum), co więcej, spalił wszystkie kopie swoich tekstów, które były w jego zasięgu (…)”.

Nie wierzę w dzieła zbiorowe, a niestety niczego nie doczytałam o powieści „Chłopi III” na blogu Tymona Tymańskiego. Pozostaje mi tylko podzielić się z moim odbiorem z czystym tekstem bez związku z jego twórcami.

„Chłopów III” przeczytałam z nieustającym zachwytem, który towarzyszył mi od pierwszej linijki. Jest to zbiór poetyckich refleksji nad dzisiejszą wsią polską w dalszym ciągu aktualnej mimo widocznych na pierwszy rzut oka przemian w związku z wdzierającą się wszędzie cywilizacją i technologią. Mamy tutaj obraz na tyle uniwersalny, że oglądany od wewnątrz, poprowadzony okiem prześwietlającym rzeczywistość tak przenikliwym, jak wprawna gospodyni, która nie wchodząc do pomieszczeń, wie, gdzie należy gruntownie posprzątać.
Od momentu słynnej sceny opisującej kondycję mieszkańca wsi polskiej w „Ferdydurke” Witolda Gombrowicza, minęło sześćdziesiąt lat i ten obraz międzywojennej polski z wraz jej wielkim wysiłkiem wprowadzania zmian wraz ze słynnymi sławojkami, został zaniechany. Ugrzązł gdzieś w historii dziejów, został, jak dowiadujemy się z „Chłopów III” bardziej toksyczny i przerażający. Na tę prostą i siermiężną postać czworaków i mieszkańców chodzących na czworakach z powieści Gombrowicza nałożyło się właśnie te pół wieku światowych przemian, które w Polsce podziałały odwrotnie niż w innych częściach świata. Jak społeczna choroba żywiona mrocznością i lepkością tak bujnie tocząca wieś polską wyniknęła najprawdopodobniej wskutek połączenia zewnętrznych sił ucisku – Partii i Kościoła, ale powieść o tym wyraźnie nie mówi. Cały zwariowany, rodem z Witkacego system społeczny, gdzie siły rządzące wsią przeplatają się bezustannie – od nieprzezwyciężonych nigdy feudalnych, poprzez klerykalne, gminnej władzy oraz jednostkowe przynależności, rodzinne uwikłania w nałogi, zniszczoną i blokowaną seksualność, smaki, rytuały, posty, potrzeby rozrywki i wspólnotowe przyjemności – dostajemy obraz bardzo subtelny i wręcz miłosny człowieka nie tyle schyłku, co nieśmiertelności. Nieśmiertelność jest tutaj pokazana jako przetrwalniki pewnej choroby, którą można odczytać jako głupota lub zaniedbanie, bądź też działanie samowolne, niczym niehamowany żywioł destrukcji i zaniechania, a nie dekadencji i wyczerpania.
Świat przedstawiony jest światem prawdziwym i wiarygodnym poprzez język niesłychanie skomplikowany i bogaty. Zachodzi tutaj to, co w literaturze powinno się wydarzać, a nie wydarza się zazwyczaj, ponieważ jest dostępna tylko literaturze najwyższej. Zlepki słów są niesłychanie celne i obsługują całe obszary znaczeń, zamiennie rozszerzają z wielką wirtuozerią erupcji humoru pospolite słowa. I tak wszelkie neologizmy lub stare słowa w nowym znaczeniu, np. dotyczące komponentów potraw, które chłopstwo przyrządza i zjada, mające w swoim składzie np. płytę paździerzową, jest nie tyle znakiem nędzy, co chłopskiego sprytu wykorzystania otaczającego świata i biblijnie czyniącego go sobie poddanym – służą trafności obrazowania. Zastanawiając się nad tymi wszystkim cudownymi słowami, jak: „koluchy”; „jadaczki na kłódy”; „chłeptały karbonadę”; „nietoperniki”; „Głuchołazy, stukotki, wierciplężki, profesjonalnie patroszone przez ruskie tygodnie”; „potwornie spił się neospazminą zmieszaną z płynem do badania poziomu cynadrów w akumulacie”; „czepcy czepiali się jej kurzajów od żabów wykwitłych” można śmiało dojść do wniosku, że użyte są one nie by rzecz opisać, ale by ją na nie zamienić. Pojemność znaczeniowa nie może być tutaj traktowana jako budulec powieści, ale jako ją określające znaczenia, ponieważ bohaterowie na kartach powieści żyją swoim życiem, rozprzestrzeniają egzystencję geograficznie (nawet ku Wieliczce), jedzą, gotują, są pouczani przez religijnego pasterza katolickiego, ulegają potrzebom seksualnym i mentalnym, ale robią to wszystko inaczej, a jednak swojsko i zrozumiale. Czytelnik w lot odnajduje się w tym przecież z pozoru obcym świecie tak prosto, jak celnie rozszyfrowuje rysy człowieka w sporządzonej dla niego karykaturze przez wybitnego rysownika.
W tym mrowisku ludzkim, mrocznym i zagwazdranym, mamy nie tyle podaną czytelnikowi satyrę, ile bardziej lekarską diagnozę, którą autorzy powieści wysnuwają z pewnego wycinka rzeczywistości podstawionej pod ich wielki, artystyczny mikroskop. A, jak bywa w takich sytuacjach, oglądamy widok na tyle zdystansowany, by jego niezgłębione piękno nas oczarowało i by nic nie zagrażało temu naszemu jego zagłębianiu, bo znajdujemy się na całe szczęście w bezpiecznej od niego, literackiej odległości.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na Ryszard Tymon Tymański, Zbigniew Sajnóg „Chłopi III” (2001)

  1. Rysiek listonosz pisze:

    nie ma tej książki ani na Wikipedii Tymańskiego, ani na profilu Wikipedii Zbigniewa Sajnóga. Na YouTube jest antyreklama tej książki http://www.youtube.com/watch?v=KOKX9RSPQmo
    Tajemnicza sprawa, skoro, jak piszesz, dobra.

  2. Ewa pisze:

    Jestem Rysiu bezradna, bo o bruLionie piszą w Sieci teraz takie straszne rzeczy, a ja mam w domu większość numerów, prenumerowaliśmy bruLoin z wielką nadzieją i był dla nas wtedy jedynym dostępem do kultury światowej. Teksty Georges’a Bataille’a, przecież teraz bez problemu dostępne, wtedy dostępne nie były, a tak potrzebne, by cokolwiek zrozumieć, co się w świecie działo. Jakkolwiek to się potem potoczyło, to było pionierskie, oczekiwane i czytane. Ostre teksty bruLionu w dalszym ciągu są ostre, mimo upływu lat to w dalszym ciągu są w awangardzie i różnią się od upupiającej teraz Krytyki Politycznej czy najbardziej buńczucznych blogów. Niepojęte, jest, że dzisiaj nikt nie podejmuje tej polemiki. Wątek na Ns natychmiast zgasł i został wyśmiany. Napisałam do Feliksa Lokatora, bo jego poezja wydaje mi się kontynuuje wątek Zbigniewa Sajnóga, ale się do mnie nie odezwał. Więc Rysiu jestem bezradna. Bo strona komercyjna, którą wysnuwa z tego gruntu dozwolonej medialnie anarchii Tymon Tymański mnie nie interesuje. tylko tego w Sieci jest mnóstwo.
    Zbigniew Sajnóg uczestniczył w wykładach profesor Janion na polonistyce Uniwersytetu w Gdańsku, gdy powstawały słynne „Transgresje” i to odrzucił. Też uważam, że to były transgresje oszukane, bo stymulowane. Dano nam trzy tomy kompilacji, zamiast tekstów źródłowych. A jak bruLion dał teksty źródłowe, to się go oskarżyło o antysemityzm. Cały czas chodziło to ten, według teorii Roberta Antona Wilsona, „tunel”. Byśmy byli, przynajmniej na czas niebezpiecznego okresu transformacji w „tunelu”, czyli w takiej koleinie danej nam jako objawienie.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Z tego co zacytowałaś, to wygląda na to, że autor sobie nie życzy.

  4. Ewa pisze:

    E tam, nie życzy. Zawsze tak było, że był jeden na którym jeździło się jak na burej suce, zjadało się go, zacierało po nim ślady, unicestwiało. Tak było z Alferem Jarry, przywłaszczała sobie jego powiedzonka i żerowała cała prasa paryska, odwiedzali go tylko po to, a on umierał w zapomnieniu. Przecież Kafka też kazał wszystko spalić. Gogol też się pod wpływem konwersji wycofał i chciał wszystko zniszczyć. Mikołaj Bierdiajew chodził na spotkania wszystkich sekt religijnych, jakie w ciągu jego życia w Rosji powstawały. Artysta ma próbować wszystkiego, bo artysta jest też narzędziem poznania. Jak przeczytałam te tępe, pozbawione dowcipu słowotwórstwo Jacka Dukaja we „Wrońcu”, czy ekwilibrystyka słowna, nie mająca nic do powiedzenia Doroty Masłowskiej, to serce się kraje, jakie nastały preferencje. Nic dziwnego, że w takim kontekście trzeba prawdziwe wartości głęboko ukrywać i pokazywać tylko Flupy. Tak jak w tej bajce o Kopciuszku, jak próbowano na ochydną girę obrzydliwej córki macochy wcisnąć słodki, maleńki pantofelek Kopciuszka.

  5. Hortensja pisze:

    Zagadkowe jest to Wydawnictwo Do, które wydało książkę „Chłopi III. Pożyczyłam z biblioteki na okoliczność mojej przygody z konkursem Poezji Religijnej w W. książkę „Sekta made in Poland” Marka Millera. Tam występuje chłopczyk, syn guru o imieniu Do, który wraz z matką Grażyną w 2002 roku uciekł z sekty.
    Cytowany jest fragment z pism tych czasów, kiedy o sprawie było głośno. Przepisuję to o Zbigniewie Sajnógu:

    „Przy palenisku siedział jeszcze wysoki brodacz o dobrotliwej twarzy, Zbigniew S. – Ambasador – ostatni wówczas i najwierniejszy uczeń. Od trzech miesięcy niebo opustoszało całkowicie. Ktoś rozbił nawet kuchnię. Wyrwał żeliwne ruszty. Rozpada się poszycie dachu. Niedługo >>Niebo<< zniknie…” Jerzy Kowalczyk , „Nieba kres”, Polityka nr 30 z 30.07.2005.

  6. Ewa pisze:

    Dzięki wielkie Hortensjo, nie wiedziałam. Faktycznie, dzieci poczęte w „Niebie” są już przecież starymi ludźmi. Skoro zakładają wydawnictwa literackie, znaczy, że wyszli na ludzi i brak państwowej edukacji nie zaszkodziło im widać składać litery. Skoro Wydawnictwu Do nawet Adam Hanuszkiewicz powierzył swoje zwierzenia (byłam na stronie Wydawnictwa), to znaczy, że robią to profesjonalnie.
    Nie chciałabym, by ten wątek zamieni się w wątek najbardziej pasjonujący czyli o sektach. Jak piszesz Hortensjo właściwie wszystko, co wspólnotowe można nazwać sektą. Myślę, że „Niebo”, które tak ochoczo kojarzy się z innymi sektami satanistycznymi działającymi wtedy w Polsce, miało bardziej charakter hipisowski. Ten sprzeciw lokalnej ludności jest zrozumiały, czytając dzisiaj „Chłopów III.
    Mam w ręce numer bruLionu 28, 1/1996 zatytułowany „Gołębie uciekały, psy się na mnie rzucały… wywiad z uczestnikami sekty Nieba. Bogdanem Kacmajorem i Zbigniewem Sajnogiem; Słabosilni przywódcy nieba”.
    Tak na to patrzeć dzisiaj, to nie wiadomo, co miał wtedy zrobić Zbigniew Sajnóg ze sobą. Cały bruLion domagał się przecież podobnej satysfakcji dziejowej, takiej, jak po wojnie potraktowano Ezrę Pounda klatką. Sajnóg w wierszyku proponował Passenta potraktować pasem. Wszyscy wtedy w skrzydle bruLionowców byli zgodni co do tego, że reżim komunistyczny był zbrodniczym systemem, działającym na szkodę kultury polskiej. Wydaje mi się ten wywiad z Kacmajorem i Sajnógiem właśnie ilustracją zapadłych już decyzji. Kończył się bruLion jedyny oświeceniowy jak na razie ruch w poreżimowej Polsce, zaczynało się niebo, czyli taki pusty kosmos. Tekieli poszedł pod skrzydła Kościoła, Varga pod skrzydła Wyborczej, Świetlicki „Tygodnika Powszechnego”. Sajnóg pod skrzydła Nieba. Uważam, że Sajnóg postąpił najuczciwiej. Wszyscy musieli gdzieś być i wszyscy znaleźli się w sekcie. Sekta to przechowalnia, w sumie zawsze pustka kosmiczna. Robert Walser, jak znalazł się w Domu Opieki, nie tworzył nic. Powiedział, że nie da się pisać w niewoli.

  7. Hortensja pisze:

    No tak, na własnej skórze poznałam, że działać można jedynie w łonie grupy. Tak u nas jest w banku. Nawet jak o nic nie chodzi, to jednak zawsze formują się stronnictwa, bo ludzie nie mogą sobie egzystencjalnie poradzić z pustką i z redukcjami, na pierwszy ogień idą ci, których nikt nie broni. I to ma zawsze postać religii. W tej książce, którą czytam o sektach, wszystko jest tak przemieszane, że tworzy się obraz bardzo jednolity. „Bóg Halina” i „Niebo” są zestawione na zasadzie podobieństw z sektą „Rodzina”, „Hare Kryszna”, „Himavanti”, „Kościołem sientologii”, „Kursem cudów”, „Misją Czaitanii”, „Moon”, „Mormonami”, „Warszawskim Kościołem Chrystusowym”. Przystępują do nich wykształceni ludzie poszukujących tzw. „drogi” czyli cel mają niebywale szlachetny.

  8. Rysiek listonosz > Hortensja pisze:

    To tak jak na portalach literackich. W sieci guru to: na „Nieszufladzie” Jacek Dehnel, na „Liternet” Leszek Onak, na „Rynsztoku” Przemek Łośko, na „Trumlu” „Rafał Muszer. I tam latami ludzie niewolniczo oddają życie uprawiając im poletka, które nie wydają żadnych plonów…

  9. tajna pisze:

    A kiedy zrecenzujesz “Masakra profana”? 🙂

  10. Ewa > tajna pisze:

    Napiszę, jak KP wyślą książkę do Biblioteki Śląskiej. Profil Stawirej Jarosław już jest, ale zero wyników. Widzisz, „Hrystus” Jasia Kapeli jest już dostępny i pewnie wysyłają z poślizgiem, licząc na zakupy, a jak Ci pisałam, nie mam już miejsca w mieszkaniu na książki. Ale zapraszam Cię Adam na dyskusję o „Lata walk ulicznych” Michała Zygmunta, książka bardzo mi się podobała, bo opis ulic polskich, to jakby mi z ust wyjął, tak samo to widzę i będę o niej pisać pozytywnie (ale najpierw o komiksie “Chopin New Romantic”, tak wypadło).
    A odnośnie „Ust”, to czemu nie obroniłeś Marka Trojanowskiego na kumplach? Przecież ten teledysk o dawnym zespole Jarosława Lipszyca „Usta’ to jakaś praca studencka na zaliczenie semestralne. Nijaka i mechaniczna. Nie siedź cicho, jak ci wszyscy podlizywacze się tam tak wazelinują swojemu guru. Twoim guru jest Piotr Marecki, więc Ty możesz powiedzieć zgodnie z własnym odczuciem NIE.

  11. Rysiek listonosz > tajna pisze:

    Zapomniałem: Krytyka Polityczna = sekta religijna. Guru: Sławomir Sierakowski.

  12. Ewa > Rysiek listonosz pisze:

    W „bruLionie” redakcja stała wtedy na stanowisku, że nigdy pieniędzy od Czerwonych nie weźmie, więc bruLion musiał upaść, by powstało KP. Trzeba im wierzyć, przynajmniej na czas tego, co tam wtedy pisali. A pisali celnie. Np. to, że redaktorka naczelna, Barbara Toruńczyk “Zeszytów literackich” to osoba pozbawiona poczucia humoru i w sumie nudna – powiedział Robert Tekieli na podstawie rozmowy przeprowadzonej w Paryżu w redakcji kwartalnika. Albo to:

    „(…)Chodzi o to, że ludzie którzy mają „dobrą przemianę materii”, jak metaforycznie ujął to Wałęsa, wiedzą więcej o tych sprawach. I ta historia Sajnoga, której w „bruLionie” nie możemy opowiedzieć, bo cały czas są różne przeszkody, zostanie opowiedziana w całości, żeby ludziom pokazać, że każde działanie ma swoje konsekwencje; że nie można zabijać zwierząt, ustawiać ich jedno na drugim, tylko po to, żeby zaspokoić własne ego – jest taka kobita, Kozyra się nazywa, która to robi i jest albo osobą chorą psychicznie, albo osobą do gruntu złą.(…)

    Wypowiedz jest wyjęta z rozmowy Roberta Tekielego z Miłoszem Biedrzyckim i Marcinem Wieczorkiem latem 1995, czyli ponad 15 lat temu… Teraz, jak się patrzy na ruch literacki, to można wiele zrozumieć. Że każda historia ma swoje konsekwencje…Ha, ha, ha! Nawet tę niepojętą książkę Piotra Kępińskiego „Bez stempla Opowieści o wierszach” wydanej przez Biuro Literackie w 2007!
    Nieprawdą jest, że w Polsce czytelnictwo siada. Owszem, ale dotyczy to tylko elit.

  13. tajna pisze:

    a to może singli+ będziesz też recenzować?

  14. Ewa > tajna pisze:

    Ty jesteś singlem? Ogłaszałeś ślub na kumplach.

  15. tajna pisze:

    Ślubu nie było; singlem nie jestem, ale kornaga by się ucieszył z recenzji, on też nie singiel, ale widocznie lubi pobyć sam

  16. tajna pisze:

    nr 33 Ha!artu też pewnie nie masz? Marta Syrwid pobiła samą siebie ( z majowej Lampy 2009)

  17. Ewa > tajna pisze:

    To Dawid Kornaga znowu wydał? Napisałam tak źle o jego pierwszych utworach kilka lat temu, jeszcze na „Liternackiej” – „Poszukiwacze opowieści” i „Rzęsy na opak” – że widocznie to moje pisanie powoduje, że potem piszą jak wściekli.
    I co, „Single+” fajne? Warto? Aż się boję… U nas w bibliotece nie ma jeszcze, ale są wszystkie utwory Kornagi i pewnie na dniach będzie.

    Przeczytam nr 33 Ha!artu w sobotę. Dzięki, zwrócę uwagę. Tę absurdalną wypowiedz Marty Syrwid o Tobie mam sfotografowaną. Czekam, kiedy wypowie się o geniuszu poetyckim Bartłomieja Majzla, Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Marcina Sendeckiego, Andrzeja Sosnowskiego, Bohdana Zadury, Mariuszu Grzebalskiego, Bartłomieja Majzla, Igora Stokfiszewskiego. Bo taki jak Ty, to jest wygodny Chłopak Do Bicia, by innych móc nadmiarowo chwalić, aby nie było, że się tylko chwali. Wiesz, na dworach był zawsze taki chłopak, który dostawał lanie za Królewicza, np. karę, że Królewicz wydłubał kotkom oczy. Panują w naszej demokracji zwyczaje feudalne. W każdym razie w literaturze.

  18. Belfi pisze:

    Dotknęłaś Ewo tajemnicy, która światła publicznego nie zamierza oglądać i dla tego i dla tamtego – nie ma posągów i nie ma sztuki świata wzgardzonego. Drzwi zamknięte, pod którymi buzuje świat inny od zapowietrzania martwego instynktu.

    Nic w to samo miejsce nie wraca, nawet piana w innych barwach zmienia oblicze malarstwa. Niepomieszczone niechaj lepiej na bardziej uparszywionym bruku pozostanie wspomnieniem zacieranym wciąż dalej, skuteczniej.

    Szyderstwo szyderstwa pojada echa w malignie na zadeptanych śmietniskach, bo tam najszybciej odnajdują kości – to teraz tylko kości dla świata.
    Gdzie indziej szata kotłuje się, w otwartych jaźniach współmentalności ukrytych dla uchronienia energii w zamkniętych dla oczu pałacach, na wyspach w ogniu całych smakowitych bajecznie i bez kaca.

    Belfi

    nara,

    (mail w np czeka,)

  19. Ewa Bieńczycka > Belfi pisze:

    Komentarze wpadły do spamu, pewnie dlatego, że wędrowały aż z Kuwejtu. Jak się jest teraz w Kuwejcie, to pewnie losy spuścizny po Zbigniewie Sajnógu z aktywności totartu (a Robert Tekieli w „bruLionie” donosił, że jest kilka książek gotowych do wydania) mogą być obojętne, lub ma się do nich relacje takie, jak Szeherezada do swoich “Baśni z tysiąca i jednej nocy”. Twój mail Belfi niczego nie wyświetlił. Mam nadzieję, że dane mi będzie pisać na blogu o książkach Zbigniewa Sajnóga. Bo niewygodne dokumenty po radosnej epoce PRl-u – jakoby nie takiej złej, jak ja tutaj na blogu przedstawiam – palono na buraczanych polach wsi polskiej i to w obecności tych, sportretowanych w tej książce postaci. Mam nadzieję, że Chłopi Polscy nie spalili tych nie wydanych powieści by zrobić miejsce w kulturze polskiej na popisy artystyczne swojej progeniturze.
    Ale jestem rozczarowana tym totalnym sieciowym przemilczeniem artu Zbigniewa Sajnóga.

  20. Belfi pisze:

    Relacje są najbardziej pozytywne, a pisać zawsze należy o formach istotnych, w czym nie brakuje Tobie inwencji.
    Strona świata w globalnej wiosce nie stanowi przeszkody, a potrafi uatrakcyjnić – popatrz Szeherezada, bajecznie!
    Rozświetli ogniem i boczku przypiecze dziedzicznym portretom buraczanej krwi hehehe,
    W przyrodzie ponoć nic nie ginie, poskładamy arabeski z Doliny Królów pod świsty francuskiej gilotyny z okiem bacznym ku progeniturze.
    Żeby tylko przemilczeniu… – delikatnie powiedziane, ale to też i kreuje nowe światy!

    Ciekawy jestem splotu erupcji w wezbranej potencji pod uwolnionym katalizatorem… może to będzie coś na skalę nowej Japonii dla progenitury w łunie od “Little Boy” hehe,

    No problem Ewo, będzie właściwa pora.

    ukłony,
    Belfi

  21. Ewa > Belfi pisze:

    Uchowaj Boże Belfi od iluminacji typu „Little Boy”, to już lepiej Rihanny – „Rude Boy”, tak pięknie wyśpiewanego swego czasu przez Naćpaną Światem na YouTube. (I też wszystko w sieci zniknęło).
    Iluminacje nie tak totalnie zamieniają arcydzieła w popiół. Nie trzeba ich palić, wystarczy przełożyć teczki na redaktorskim biurku. Ach, ten Bułhakow, takie spustoszenia zrobił jak ucho Van Gogha: dał nadzieję, że rękopisy nie płoną. Płoną, Belfi, płoną, wprawdzie wstydem tych, którzy ich nie ocalili, ale płoną.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *