Agnieszka Mirahina „Radiowidmo”(2009)

Pisałam kilka lat temu na blogu Marak Trojanowskiego o tomiku „Wszystkie radiostacje zwiazku radzieckiego” wydanego przez Biuro Literackie w 2008 roku w ramach akcji „Połów”, czyli łowienia i nie uronienia żadnego talentu poetyckiego, który, jak wiemy z historii literatury, przydarza się niezmiernie rzadko i trzeba go ze wszech miar ocalać. Agnieszka Mirahina, według BL, jako talent bezsporny, ocalana jest już od dłuższego czasu, ostatnio ocaliła ją antologia „Na nowy wiek”, do której weszła swoim szczupłym dorobkiem w skład niewielkiego, 21 osobowego peletonu.
Już wtedy, czytając arkusz „Wszystkie radiostacje świata” zaniepokoił mnie wcale nie anarchistyczny, wcale nie przewrotny, ale całkiem szczery zachwyt nad usztywnieniem świata paramilitarnymi organizacjami, nad tym wszystkim, co chciały zniszczyć w porę prawdziwe talenty literackie oddajając życie za swój jednostkowy sprzeciw lub kończąc w więzieniach i psychuszkach.
Jajcarstwo młodzieńcze Mirahiny w drugim tomiku nie jest tak jaskrawe, weszło w fazę ukrytą, a jednak jest.

Zanim przejdziemy z Wandą Niechciałą do analizy tych niepokojących i wcale nie niepokornych utworów, warto przypatrzeć się preferencjom artystycznym Biura Literackiego jednoznacznie wyrażonym w wydanym przez to wydawnictwo książce Piotra Kępińskiego „Bez stempla Opowieści o wierszach”- Biuro Literackie Wrocław 2007. W zebranych tam artykułach do gazet, esejach i szkicach o literaturze, przewija się postać Witolda Gombrowicza jako guru polskiej literatury, jako autorytet i najlepszy wzorzec do naśladowania. Piotr Kępiński, potępiając skamandryckie pienia, starania skamandrytów o piękno, przeciwstawia ich trujące zło dobrem polskiej awangardy międzywojennej, którą jakoby Gombrowicz cenił wyżej i domniema, że jakby żył, to z pewnością poparłby dzisiejszych pionierów poezji, którym zawdzięczamy jedynie tak wysoką wartość dzisiejszej poezji, czyli:
Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Marcina Sendeckiego, Andrzeja Sosnowskiego, Tadeusza Pióro, Bohdana Zadurę, Bartłomieja Majzla, Piotra Sommera i prace krytyczne Igora Stokfiszewskiego.
Błędem tego skrupulatnego dowodzenia Piotra Kępińskiego – znawcy polskiego życia literackiego z racji piastowanych urzędów – jest to, że nigdy w historii sztuki nie negowano wartości bezwzględnych, by w to miejsce wprowadzać nowe, wątpliwe – wprowadzane jedynie z racji ich nowości – tylko dlatego, że stare formy nie wytrzymywały nowych wyzwań, nie przemawiały, bądź chwilowo stawały się nieprzydatne. Preferowane przez Piotra Kępińskiego poetyckie osobowości nie są na tyle silne, by były w stanie zastąpić tamte, wyprzeć je, a przynajmniej spełnić rolę taką, na jakiej wymiana pokoleń się opiera.
Jednak okazuje się, że można. Że stworzenie w Polsce na modłę elektoratu politycznego zamkniętego skansenu, w którym można poupychać tych, którzy za wszelką cenę wiersze piszą i hodować tam z całą naiwnością adeptów, od których się niczego nie wymaga oprócz tego, by tylko istnieli.

Roman Honet: „Któregoś razu wypożyczyłam z biblioteki kilka tomów poetyckich i Schizofrenię Kępińskiego, i tylko Kępiński okazał się inspiracją” – powiedziałaś w rozmowie z Łukaszem Platą.
Zabrakło mi określenia przywołanych tomów: może Szymborska, Mickiewicz, może Dycki, Świetlicki, Sosnowski. Szkoda, można by poigrać. Ale – mówiąc poważnie – dlaczego Kępiński?*
Roman Honet: Bliższa jest Ci systematyzacja szaleństwa niż wykonanie?
Agnieszka Mirahina: Wykonanie to na własny użytek, szkoda gadać, a do ludzi trzeba wyjść z czymś mądrym. Choćby i ujętym w najbardziej pokręconą z możliwych form, jaką jest wiersz. Mówię: wykonanie na własny użytek, bo też nie ma co się oszukiwać, szaleństwo jest tak naprawdę bardzo żenujące. Oczywiście, że zdarza się robić rzeczy niezwykłe i piękne, że w szaleństwie jest dużo odwagi. To jednak nie wyklucza tego, że szaleństwo często jest żenujące. Ja Kępińskiego znałam, ale chciałam sobie przypomnieć, szukałam, o ile dobrze pamiętam, potwierdzenia tego, o czym wtedy pisałam, o rozszczepianiu i alienacji. No i przede wszystkim, bardzo lubię książki naukowe. Nawet bardziej niż literaturę piękną.
Roman Honet: Lubisz Grochowiaka? Wojaczka? Tuwima? Gałczyńskiego?
Agnieszka Mirahina: Prawie nie znam, nie czytam. Wojaczka kilka wierszy w życiu, nie podoba mi się. Tuwima pamiętam też ze szkoły średniej – sporo humoru. Tylko tyle, niestety.

[fragment z wywiadów z poetką Agnieszką Mirahiną na stronach portalu Biura Literackiego]
* Agnieszka Mirahina ma na myśli dzieła psychiatry, Antoniego Kępińskiego (1918 – 1972), przypisek mój

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na Agnieszka Mirahina „Radiowidmo”(2009)

  1. Ewa pisze:

    Wando, z arkusza „Wszystkie radiostacje związku radzieckiego” do tego tomiku weszły utwory: „Żelazo”, „Isztar”, „Wszystkie radiostacje związku radzieckiego”, „Przystanek afryka”. I jak ma się ZSRR Agnieszki Mirahiny do „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało czerwoną” Doroty Masłowskiej? To samo pokolenie.

  2. Wanda Niechciała pisze:

    Nihilizm Agnieszki Mirahiny, jak i Doroty Masłowskiej jest czysto estetyczny i są w tym sensie podobne. O nic nie chodzi i jednej i drugiej pisarce, jedynie o wykonanie jakiegoś artefaktu. W tym sensie takie nazwanie obraża też nurt prawdziwych nihilistów. Kompilacja artystyczna Doroty Masłowskiej jest bardziej jak widać czasochłonna. Agnieszka Mirahina nie może sobie pozwolić na taką płodność, bo jak pisze, musi czytać dzieła naukowe.
    Ale według mnie, o nic nie chodzi. Warto się zastanowić nad cynizmem dzisiejszej sztuki. Niestety, nie czytałam książki Piotra Kępińskiego. Widzę w wikipedii, że to przedstawiciel pokolenia bruLionu. Dla obu artystek stosunek do sztuki jest taki sam. Cała kultura jest według niej pewną jedynie umownością, porozumieniem odbiorcy z nadawcą, niczym więcej. Widocznie ta fascynacja siłą w wierszach Agnieszki MIrahiny wynika z tak postawionej tezy. Można przeforsować już wszystko, szczególnie, jak się sprytnie będzie młotkować, że wszystko już było, tak jak zapłodnione kobiety nie muszą już uprawiać seksu, ponieważ już poznały akt zapładniania, więc po co.
    Zapładnianie umysłów przez poezję Agnieszki Mirahiny odbywa się perswazją Biura. Bo, żeby jej widmowe radio mogło nadawać, musi być nadajnik. Agnieszka MIrahina nie istnieje, jako głos dla siebie. Jako wewnętrzny własny głos.

  3. Ewa pisze:

    Myślałam Wando, że przynajmniej w tym drugim tomiku, w „Radiowidmo” Agnieszka Mirahina da przejmujący obraz rozpadu ZSRR, zresztą pierwszy wiersz to zwiastuje. Z wywiadu dowiedziłam się, że poetka pochodzi ze Słupska, myślałam, że tam jako dziecko widziała ruchy wojsk radzieckich, ich wycofywanie się z polskich ziem. Nie mam pojęcia, czy były tam bazy wojskowe, ale tak sobie pomyślałam, że może były i że ja poetkę Mirahinę skrzywdziłam tym pierwszym o niej pisaniem, że to takie dziecko, które przeżyło dziecięcą traumę i jakoś to teraz w poezji odreagowuje, że pisze, bo musi odreagować. Ale jestem już po czwartym czytaniu tych wierszy i nie. Nawet powtórzony w tomiku wiersz powstały po zobaczeniu filmu, „Norymberga”, jest jedynie dziecięcą zabawą w brzydkie zabawy, a nie doświadczeniem wewnętrznym, jak pojmował takie transgresje Bataille.
    Taki bezpieczny onanizm niegrzecznej dziewczynki w tym wierszu jest bardziej pornograficzny niż erotyczny, ale bardziej erotyczny, niż poetyczny, czyli przynależny zupełnie innej kategorii wypowiedzi.
    W Norymberdze jest dzisiaj ogromne Muzeum na miejscu tych zjazdów i cała dokumentacja pokazana najnowszą techniką muzealną. A jednak najbardziej działają właśnie te ogromne przestrzenie, zupełnie puste, gdzie nie ma oficerskich butów i kamer Leni. Podobnie tak się dzieje, jak przejeżdża się tylko samochodem wzdłuż obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. To nie chodzi o bliskość czasową tragedii, bagatela, te pół wieku, ani o metafizykę. Podobną grozę odczuwałam oglądając rzymskie Koloseum. To jest problem pewnej wrażliwości.
    Nie mam pojęcia, dlaczego poezję musowo mają się zajmować osoby jej pozbawione, ponieważ akurat taką selekcję przeprowadza we Wrocławiu Biuro Literackie. Podobno te abażury robione z najpiękniejszych tatuaży więźniów Auschwitz były wybierane, kolekcjonowane przez kobiety, które specjalnie jeździły tam po nie, by wybrać je do swoich buduarów. Nie widzę różnicy w stwarzaniu w wierszach takich sytuacji i w kolekcjonerstwie naprawdę. Obie aktywności ludzkie są społecznie akceptowane i nobilitowane. A przecież ani Agnieszka Mirahina, ani te niemieckie estetki-kolekcjonerki nie zamordowały nigdy żadnego człowieka i płakały pewnie nad zdechłym chomikiem.

  4. Wanda Niechciała pisze:

    Możemy Ewo analizować poszczególne wiersze, ale zadecyduj, czy to ma sens. Doszłyśmy do wniosku, że dobie przemian, w czasie, gdy dzieje się tak wiele na świecie i najciekawsze w dzisiejszej sztuce byłoby poznanie albo niemożności ich wyartykułowania, albo pokazania ich w jakiś odróżniający się sposób.
    Zastanawiam się nad tym wątkiem homoseksualnym niektórych wierszy, nad tym sadomasochistycznym poruszeniem w wierszu „Na przepustce”. I myślę, że to są tylko ilustracje jakiś filmów pornograficznych z podziałem na role. Prawdziwy dekadentyzm ma zawsze coś autodestrukcyjnego i katastroficznego. Nawet ironia jest zawsze negatywna, bo nie da się już mówić wprost. Dekadencja jest zazwyczaj oniryczna, wydziela piękno. Tutaj brak piękna jest programowy, podobnie jak brak romantyzmu. Ruiny są umowne i nie malownicze, mimo starań, bo nie można Agnieszce Mirahinie odmówić pedantycznego szlifowania słów, ich dopasowywania i bardzo żmudnego układania strof. Ta papierowa budowla, jaką wznosi Agnieszka Mirahina mówi o jej wewnętrznej pustce. Nie napełni jej atrapami niezrozumiałych dla niej, lub zupełnie szkodliwymi dziełami popularnonaukowymi nawet, jak słusznie się dowiedziała, że prawdziwa sztuka nigdy nie czerpała z religii, ale z nauki. Radio widmo nadaje rzeczy szkodliwe przede wszystkim dla nadawcy.

  5. Ewa pisze:

    Nie ma Wando, nie ma sensu. Jestem zresztą znużona, bo dobra poezja, jeśli jest tworzona w entuzjazmie i jeśli ona powstaje z nieposkromionej witalności, to się zawsze udziela czytelnikowi. A ja niczego w tej poezji nie odnajduję dla siebie, ja jestem czuła na cierpienie ludzkie, na cudzą empatię, dla mnie niepojęte są takie programowe eliminacje tych odwiecznych ludzkich zachowań, nie widzę powodu, by je eliminować, nie wiem, w imię czego.
    Wszystkie radia przyszły mi do głowy w czasie czytania tej poezji, i Freddie Mercury „Radio Ga Ga” i sama Lady Gaga… I Ezra Pound, i jego Radio Rzym. I ci wszyscy artyści to niezwykle utalentowani, perfekcyjni altyści przecież. A jak to wszystko można różnie użyć…

    Dodam tylko że wiersze Agnieszki Mirahiny dostępne są na portalu Biura Literackiego, portalu nieszuflada. pl, portalu liternet. pl i na blogu poetki „Mirahina”.

  6. b.p. pisze:

    A jakże wydała kolejną książkę tylko już nie w Biurku, a tu:
    http://www.wbp.poznan.pl/index.php?mode=towary&action=show&menu=85&id=197&lang=PL

    Czy masz Ewo na myśli tego blog http://mirahina.blog.pl/
    czy jeszcze jakiś inny prowadzi?

  7. Ewa > b.p. pisze:

    Przepraszam, że nie uaktywniłam linków, dopiero teraz je zauważyłam w poczekalni.
    Nie dałby się spowodować wysłania tego nowego, trzeciego tomiku do Biblioteki Śląskiej? Jak ośmielam się tak zabierać publiczny głos w Sieci, to zawsze chcę mieć w miarę jak najwięcej materiału. Na BL przeczytałam wszystko, wszystkie rozmowy. Bo te wiersze na blogu (dzięki za link, już nie miałam siły tam iść) to już gdzieś czytałam, chyba na liternet.pl.
    Agnieszka Mirahina jest młoda i może jeszcze będzie poetką na razie czytanie tych wierszy sprawia mi autentyczną przykrość. Jestem masochistką, ale nie w takim wymiarze.

  8. b. p. pisze:

    wiesz, może spróbuj napisać do tego wydawnictwa “WBPiCAK”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *