Trzeba koniecznie zobaczyć film dzisiaj, kiedy zdawałoby się, że środki skompromitowane nie przemawiają.
Całe szczęście, sztuka ma możliwości działania w obie strony.
I tak, zastanawiając się, czy jest jakiś materiał, którego nie da się zniszczyć i sprofanować, jak drogocenne kruszce, złoto i pigmenty w rękach złego twórcy zamieniają się w swoje przeciwieństwo, tak i nie ma ograniczenia w przeciwieństwach.
Komik Sacha Baron Cohen buduje świat ze środków zużytych i tandetnych, takich, jak dziennikarski wywiad, niemiecki dowcip moczopłciowy, plackowate gagi i obscena.
W przestrzeni empatii, inteligencji i wrażliwości, zmieniają się w najszlachetniejszą materię egzystencjalnego dowcipu.
Borat nie demaskuje nic nowego, nie budzi sumień. Działa, jak zawsze działała ironia, na zawstydzenie. Tak robili wszyscy: Szekspir, Rabelais, Molier, Cervantes, Hasek, Wolter.
Jak u Jarrego, nie mamy Polski, jest Kazachstan.
I, niestety wszystko, co pisze się teraz o zjawisku Borat jest przekierowaniem na drugorzędne zupełnie aspekty reklamy peryferii cywilizacji.
A przecież przesłanie jest o wiele głębsze i nieśmiertelne.
Borat jest wnikliwszy od estetyzującego Monty Pythona. Jest drastyczny w pozostawionym po odbiorze filmu niesmaku.
To nie tylko taktyka demaskowania pułapek dzisiejszego świata, nie tylko powierzchowne „nie” stereotypom i śmiech, jako lekarstwo na problemy, z którymi, bezradni, będziemy i tak żyć.
Borat to film grozy. Opowiada o cienkiej plewce cywilizacji, o lukrze, który szczelnie pokrywa czas w którym żyjemy, a delikatna technologia pomaga nam, byśmy tej cienkiej powłoki nie uszkodzili.
Borat z Kazachstanu – Obcy z krainy Morloków, z krainy obrzeża, obcy pasażer Nostromo, to nie tylko barbarzyńca, którego, jak bakterię, da się zlokalizować i odizolować.
Świat, do którego wraca wyposażony w iPod- a Borat będzie starał się przeobrażać go w odbicie tamtego.
Pozbawiony już korzeni, dawnych rytuałów, doszczętnie zniszczony, Kusek z nową żoną – amerykańską prostytutką, którą Borat pokochał i przywiózł w miejsce nagłego rażenia miłością do Pameli Anderson, to też styl życia rejonów świata, które ze zdobyczy cywilizacji praktycznie nie korzystają.
I, jeśli w pełnym hipokryzji społeczeństwie amerykańskim może zawsze wnikliwy obserwator wytropić anomalie, wsparte mimo wszystko funkcjonującym dobrze prawem, to rejonów świata samowolnie trawionych mrocznymi chorobami, wylęgarni przyszłych wojen, terroryzmu i niweczących zdobycze humanizmu, kontrolować nie sposób.
I jest to też film o Polsce (wystarczy poczytać fora internetowe, gdzie zaraz polskie „nożyce” się odezwały). Nie tylko ze względu na kilka przypadkowych słów, użytych abstrakcyjnie i absurdalnie.
Bo rzecz się, jak pisał Jarry, dzieje w Polsce, czyli nigdzie.
Czyli w Kusku.