BLOGI XXVI (choroba defekacji)

Niedojrzałość blogera zatrzymanego w swoim rozwoju na fazie analnej nie polega jedynie na wprowadzeniu do blogosfery ton kału i badanie na oczach blogosfery jego spoistości, koloru i odoru pod kątem przydatności artystycznej. Jest to wprawdzie ten sam środek wyrazu, dobry jak każdy, wyśmienicie od wieków w literaturze światowej eksploatowany, zamieniany na prawdziwe artystyczne złoto, ale to tylko narzędzie.
Narzędzie nie może być celem samym w sobie, inaczej staje się bezużyteczne jak towar na półkach, którego bogactwo dopiero po jego zakupie do czegoś się przydaje.
Oczywiście, pełne półki robią wrażenie, ale, podobnie jak blogi napełnione gównem, frustrują nieprzydatnością.
Niedojrzałość blogera-posiadacza jest więc niedojrzałością też w niewykorzystaniu zasobów swojego bloga i na magazynowaniu materiałów niebezpiecznych i jak każda broń biologiczna, ulega bez konserwantów ciągłym przetworzeniom w frakcje niechybnie trujące, grożące utratą bloga samego magazyniera.

Ale najczęściej są materiałem zastępczym nie przynoszącym zysku. Jeśli w PRL-u, co pokazał w Wojciech Smarzowski w „Domu złym” główny bohater, Edward Środoń kupował hurtowo jaja i smarował je kurzakiem sprzedając z zyskiem jako jajka od kur domowych, to dzisiejszy bloger robi coś odwrotnego: posiada najczęściej tylko dwa swoje jaja, zawsze te same, zmagazynowane, które psują się z upływem czasu. I smarowanie ich nadmiarem swoich zmagazynowanych ekskrementów nie ma sensu, bo i tak ich nikt nie kupi, gdyż są nieświeże.
Dlatego najczęstszym efektem choroby blogowej polegającej na przywiązywaniu zbyt wielkiej uwagi procesowi wydalania, jest święty spokój. Bloger pod osłoną defekacji spędza na blogowaniu niczego nie przekazując i niczego ważnego nie pisząc prócz zwykłego udawania i symulacji, i dzięki czemu uzyskuje bardzo wygodny i błogi mu, święty spokój blogowy.
Wynalazek nie nowy. Ilustruję go przykładem sprzed stu lat:

„(…)Pan redaktor siedzi już od samego rana w ubikacji.
— I co tam, za przeproszeniem, tak długo robi?
— Ależ pisze artykuł wstępny przeciw socjaldemokratom. Ma tam spokój, nikt mu nie przeszkadza, ponieważ tutaj każda partia ma swój klozet. Jeśli chcecie z nim mówić, to ten pierwszy z brzegu.
Tak więc stanęliśmy przed skromnymi drzwiami, za którymi siedziało nasze wybawienie i powiedzieliśmy: — Czołem, bracie, jest tutaj trzech braci z Pragi.
— Zaraz, bracia, zaraz — odezwało się za drzwiami — zaraz będę gotów!
Spuścił wodę i dzielnie wyszedł. Był to młody człowiek, niepewnie się usprawiedliwiający, że jest to jedyne miejsce, gdzie ma spokój.(…)

[Jaroslav Hašek „Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa)” fragment w tłum. Jacka Balucha]

Dopóki wolność blogowa będzie utrzymana, dopóty blog nie będzie chorował i nie umrze. Nie umrze chorobą na śmierć.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii 2010, dziennik ciała. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *