Zestawiam dzisiaj te dwa utwory w czasie, gdyż obrzydliwość męskiej części internautów wypowiadającej się publicznie na literackich forach osiągnęła swoje apogeum, a dzisiejsza nienawiść do kobiet jest pozornie tylko nowocześnie irracjonalna i pozornie wolna od wpływu czasów minionych.
„Utracona cześć…” to krótkie opowiadanie obyczajowe, a drugi utwór to sensacyjna, gruba książka.
Pierwsze powstało w ubiegłym wieku, drugie teraz. Zastanawiając się nad powinowactwami tych dwóch wypowiedzi literackich powstałych w różnych czasach można powiedzieć z całą pewnością, że dotyczą głębokiej nienawiści mężczyzn do kobiet na tle seksualnym.
Heinricha Bölla w komunistycznej Polsce spolszczono szybko, ponieważ był dla reżimu komunistycznego wygodny. Opowiadanie jest o służącej, która wskutek pomówień i kłamstw brukowca naruszającego jej intymność dopuszcza się zabójstwa na dziennikarzu, swoim dręczycielu. Mówi oprócz interpretacji politycznych i społecznych, że wszelkie aluzje do kobiecej sfery seksualnej są jej poniżeniem, a dla mężczyzny dumą z tego, że może ją poniżyć.
Opowiadanie kończy mowa pogrzebowa nad zabitym przez kobietę mężczyzną, pełna hipokryzji, czyniąca z niego bohatera walczącego o wolność prasy i uwięzieniem poniżonej Katarzyny.
Oczywiście w polskim, zdezorientowanym czytelniku, jak i widzu filmu Schlöndorffa o tym samym tytule, mógł w latach siedemdziesiątych budzić zdziwienie cały konflikt o jakąś cześć nieważnej kobiety.
Jednak nagłośniona wtedy „Utracona cześć Katarzyny Blum” wygrywała manipulacją jeszcze jeden cenny dla komunistycznej propagandy atut: mówiła o tym, że źle się dzieje w społeczeństwach demokratycznych, że nasz, kontrolowany model społeczny jest o niebo lepszy, ponieważ dzięki całkowitej utracie obywatelskiej wolności, coś podobnego, czyli zrobienie z dziewczyny ostatniej wywłoki dla podniesienia sprzedaży pisma brukowego nie może zaistnieć. Nie może, gdyż pisma są dotowane przez państwo, które wie lepiej, na co wydatkować swoją energię. Janusz Anderman w „Całym czasie” modelowo pokazuje, jak manipuluje się osobą ważną:
„(…)Otworzyła szufladę i z tekturowej teczki wyjęła wycinek.
— Niech pan posłucha, jak cenzura pokazuje tego Bukowskiego. Niech pan uważnie słucha, będzie pan mógł sobie ocenzurować cenzurę. To jest przedruk z ruskiej gazety, ukazało się u nas. Tutaj już się nie da tak pisać, bo ludzie mają znacznie lepszą orientację niż tam. Dzięki takim jak pan. Więc nawet się zdziwiłam, że kazali to u nas wydrukować. Niech pan posłucha fragmentów. To jest niesamowite, że można tak stworzyć człowieka na nowo, tak wykreować. Nikt nie zna właściwej odpowiedzi na to pytanie, które zaprzątało umysły uczonych już w czasach doktora Fausta. Rychło jednak zobaczymy homunkulusa. W politycznej probówce. Probówka owa ma właściwości szkła powiększającego i dlatego maleńki człowieczek znajdujący się w niej wydaje się większy niż w rzeczywistości. Ukończywszy szkołę, Bukowski, ku wielkiemu zdziwieniu swoich kolegów z klasy, przyjęty został na moskiewski uniwersytet. A było się czemu dziwić — wśród kolegów przysłowiowa stała się tępota tego, na pierwszy rzut oka, bystrego chłopca. Bukowski, osiągający bardzo złe wyniki w nauce, znacznie poniżej przeciętnej, usunięty został już w trakcie pierwszego roku. Z własnej winy postawiony poza nawiasem studenckiej społeczności, dzisiaj skreślenie z listy słuchaczy chciałby przypisać swoim poglądom politycznym. Tylko że o owym czasie Bukowski nie miał żadnych poglądów. Poszedł więc utartym szlakiem zawodowych wałkoniów: zaczął skupować papierosy, gumę do żucia i odzież od cudzoziemców, a następnie odsprzedawał je trzykrotnie drożej amatorom importowanych towarów. Znaleźli się jednak cudzoziemcy, którzy podpowiedzieli mu, że można dobrze zarabiać na „odmiennym myśleniu”. Pomogli mu nawiązać kontakty ze Związkiem Narodowo Pracowniczym, organizacją na Zachodzie, która w latach drugiej wojny światowej finansowana była przez nazistów Hitlera. Ludzie z NTS wyróżniali się szczególnym okrucieństwem w stosunku do ludności radzieckich terytoriów czasowo okupowanych przez faszystów i do dziś za główny cel swojej działalności uważają obalenie ustroju radzieckiego. Bukowski zaczął otrzymywać od NTS wywrotową literaturę i kolportował ją po kraju. Nie tyle „odmiennie myślał”, ile „odmiennie działał”, a to już było sprzeczne z radzieckim kodeksem karnym. Trzykrotnie stawał przed sądem i trzykrotnie sąd uznawał go winnym działań na rzecz przygotowań do obalenia władzy. Po raz pierwszy kiedy miał niewiele więcej niż dwadzieścia lat. Eksperci psychiatrzy uznali go wówczas za psychicznie anormalnego i w końcu został oddany pod kuratelę rodziców.
To jest bardzo dobre — pomyślał A.Z. — To daje czytelnikowi do myślenia. Gdyby u nas ktoś chciał napisać o mnie, daleko bym zaszedł. Jak to zrobić? Jak do tego doprowadzić?
— Po raz drugi sąd moskiewski skazał go za zorganizowanie zbiegowiska awanturników na placu Puszkina — ciągnęła lekarka. — W 1972 roku był sądzony po raz trzeci. Do tego czasu jego działalność w organizowaniu terroru nabrała bardziej ostrego charakteru. Jest podły w myślach i postępkach, chciwy, za pieniądze gotów na wszystko — tak charakteryzują go ci, którzy dobrze go znają. Wywarł przykre wrażenie nawet na administracji obozu na Uralu, na ludziach, zdawałoby się, przyzwyczajonych do najtrudniejszych przypadków. Odbywał tam karę wraz z innymi skazanymi, z których wielu sądzonych było za pospolity bandytyzm. Administracja obozu miała wiele powodów do skarg na zachowanie się Bukowskiego, tym bardziej że system odbywania kary był tu łagodny. Więźniowie mieszkali w dobrych warunkach, w budynkach hotelowych. Poruszali się bez opieki strażników, dysponowali swoją biblioteką, klubem, sklepem, łaźnią i zakładem fryzjerskim. Bukowski podburzał bandytów do organizowania zamieszek i ucieczek. W końcu administracja obozu została zmuszona do postawienia go przed sądem, który postanowił zmienić system odbywania kary przez Bukowskiego z obozowego na więzienny. Bukowski wiedział, że im bardziej aktywnie będzie się zajmował działalnością wywrotową, tym więcej pieniędzy będzie płynąć do niego zza granicy. Na zagranicznych mocodawcach wywarł wielkie wrażenie swoim hałaśliwym oświadczeniem, które zaczęto nazywać „Credo Bukowskiego”: „Walczyć z władzami drogą terroru. Metoda pierwsza — fizyczne unicestwianie: wieszać na latarniach, rozstrzeliwać, dusić”. W latach sześćdziesiątych utworzył specjalną grupę. Zagranicę poinformował, iż utworzył „jednolity front” mający na celu dokonanie przewrotu państwowego. Przyjaciele Bukowskiego regularnie wyjeżdżali do lasu na treningi strzeleckie, uczyli się zabijać. W działalności Bukowskiego nie tylko nie było krzty ideowości, lecz od prymitywnych występków kryminalnych ewoluował on aż do jawnego bandytyzmu — czytała lekarka, chodząc.
— To musi być wyjątkowy człowiek, ten Bukowski, ale dalej wynika z tego tekstu, że znalazł się na Zachodzie. Domyślam się, że go wydalili z kraju. Zastanawiam się, w jakim stopniu władza radziecka wytresowała swoich obywateli. Czy oni wierzą w słowo pisane, czy śmieją się, kiedy czytają, że groźny terrorysta i bandyta ćwiczący swoje oddziały w sztuce zabijania komunistów znalazł się nagle tam, po drugiej stronie? Po tym, jak piszą, z każdym dniem coraz trudniej będzie bronić tej „drugiej twarzy” Bukowskiego, który uważa się niemal za poetę. Już pierwsze jego występy przed zachodnim audytorium obnażyły półanalfabetę i nieuka, mówiono, że złośliwość usiłuje się nam przedstawić jako temperament bojownika.
A.Z. słuchał bardzo uważnie.
— Parę razy to czytałam — powiedziała lekarka.
— Wyobraża pan sobie? Bo ja nie mogę. Poza wszystkim to interesujące z punktu widzenia psychiatrii. Jeśli nie kontroluje się władzy i cenzury i one kreują takie samodzielne byty, to mnie ciekawi, czy tak stworzone postaci przejmują jakieś cechy, które im się przypisuje. I czy ludzie z ich najbliższego otoczenia mogą ulegać sugestiom takiej propagandy. A jeśli, to w jakim stopniu? To mnie frapuje. Żyję tym, marzy mi się przewód doktorski na ten temat. Ale gdzie ja mam czas na takie fanaberie. A ten Bukowski? Słyszał pan o nim, kto to jest?
— Dysydent. Poeta — powiedział A.Z., bo tyle mógł wywnioskować z tego, co przeczytała. — Cóż, wydalili go za działalność opozycyjną, żeby mieć święty spokój. On na Zachodzie jest mniej groźny niż u siebie, na miejscu. Ruska władza trzęsie się ze strachu przed słowem drukowanym, nawet na maszynie do pisania.
— Czytał pan jego wiersze? Trafił pan może gdzie na nie? Ciekawa jestem, jakie są, że Związek Radziecki aż tak się go boi.(…)”
Takie mniej więcej problemy, jak ten przytoczony przez Janusza Andermana o Władimirze Bukowskim frapowały dziennikarstwo PRLu lat siedemdziesiątych natomiast cześć jakiej Katarzyny, była nieistotna.
Mija niemal pół wieku i Polska odrabia, jak zimujący uczeń obyczajowe zaległości. W sieci literackiej odzywa się czkawką zapóźniony sposób wytracania kobiecej czci, z powodów różnorakich, równie podłych i niskich, o wiele trudniejszych dla wszelakich Katarzyn, które w dalszym ciągu nie mają możliwości obronienia swojej czci, ponieważ stają się pastwą różnych sieciowych anonimów. Dzisiejsze nicki internetowe, w starej epoce ubogo obsługiwane jednym nickiem „Życzliwy”, otrzymały szlachetną nazwę „maski”, „awatara”, „wielości tożsamości”. Jak zwał, tak zwał, dla mnie internetowy nick zawsze będzie obrzydliwym typem spod dziesiątki, który lubieżnie z gazet wycina litery i wysyła z podpisem „życzliwy”.
Natomiast dlaczego jest możliwe skrzywdzenie tak dotkliwe kobiety, jeśli już energia obywatelska nie musi iść w stwarzanie całkiem nowych tożsamości dla opozycjonistów, by ich skompromitować, mówi szwedzki pisarz Stieg Larsson w swojej powieści i w sfilmowanym na jej podstawie obrazie „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”.
Na to pytanie próbuje odpowiedzieć na przykładzie dziejów dorosłej już Pippi Långstrump.
Pipi jest samodzielna, inteligentna i utalentowana, jest genialną hakerką z rozpoznanym autyzmem i zdiagnozowanym matołectwem. Alienacja społeczna jej życia indywidualnego nastąpiła już właściwie na stronach książki Astrid Lindgren, teraz Pipi ukrywa swoją prawdziwą naturę z różnym skutkiem, ponieważ świat męski jest o wiele silniejszy od tej rachitycznej dziewczyny. W dwudziestym pierwszym wieku Pipi zamienia konia na motocykl, zabawki na komputer, opowiadanie na absolutne milczenie. I dzięki takiej strategii wykrywa nie wykryte przez policję męskie złe czyny, przerywa ich trwanie, mało, unicestwia mordercę torturującego i zabijającego kilka kobiet rocznie w swojej willi i na dodatek wykrywa, dlaczego mężczyźni nienawidzą kobiet.
Rozszyfrowanie zagadki powoduje zdemaskowanie całej rodziny mordercy, w której ojcowie uczyli synów zabijania i gwałcenia.
Odpowiedzią na tytułowe filmowe pytanie byłoby więc jedno słowo: tradycja.
Tradycja komunistyczna i faszystowska żyje wśród nas, poprzez przekazywanie sobie z ojca na syna nienawiści i umiejętności zabijania.
Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet w polskiej Sieci internetowej są więc po prostu tradycjonalistami.
Wczoraj zmarł Wiaczesław Tichonow. W „Siedemnastu mgnieniach wiosny” stworzył postać Standartenführera Stirlitza, mężczyznę uwielbianego przez wszystkie kobiety.
Chyba o takim mężczyźnie Ewo marzysz.
Nie widziałam ani jednego odcinka, ale podobno Stirlitz kobiety traktował wzorcowo.
Czyli był wzorcem komunistycznej obłudy.