Steven Soderbergh Che – Rewolucja; Che “Guerrilla” 2008

Biograficzny, niemal czterogodzinny film o historycznej postaci Ernesto “Che” Guevary  zobaczyłam z przyjemnością, jak romantyczną opowieść o rewolucji, której, jak pada z ekranu, nie da się robić bez miłości.
Inteligentna i wiarygodna gra aktora Benicio del Toro odgrywającego głównego bohatera, magicznie kieruje widza w idealistyczny świat jednej ze stu najpopularniejszych osobowości XX wieku.

Reżyser zdecydował się na podzielenie filmu na dwie części ilustrujące działania rewolucyjne Ernesto”Che” Guevary. Marksistowską koncepcję rozwoju rewolucji w ramach dwóch sprzecznych idei twórca filmu podzielił na dwa odrębne obrazowania, gdzie w pierwszej części ona się udaje, a w drugiej ponosi klęskę. 
Scenariusz został oparty na dwóch pamiętnikach Guevary – kubańskim i boliwijskim.

Pierwszy film rozpoczyna się występem Guevary w Organizacji Narodów Zjednoczonych w 1964 roku, gdzie padają pamiętne słowa, że rewolucja musi mieć swoje ofiary. I przetykając obrazami z działalności politycznej Che na arenie międzynarodowej, reżyser umiejscawia resztę filmu w lasach, pieczołowicie na mapkach wyspy wypunktowanych.

Czekałam na te zbrodnicze czyny, za które Stanisław Pięta, poseł PiS z Bielska-Białej w poprawce do obowiązującego kodeksu karnego złożonego właśnie w Sejmie skazuje wszystkich sprzedawców koszulek z wizerunkiem rewolucjonisty na dwa lata więzienia. Ale się nie doczekałam.
Oprócz jednej, słusznej egzekucji rozstrzelania dwóch partyzantów, których wcześniejsze czyny lubieżne na córce wieśniaka były w filmie widzowi pokazane, oraz gróźb trzydniowej głodówki żołnierzom za zjedzenie zapasów bez pozwolenia, twórcy filmu nie pokazali ciemnej strony towarzyszącej każdej wojnie. Wręcz przeciwnie. Guevara to ten sam idealista z „Dzienników motocyklowych”, zakładający w lesie szkoły, leczący okoliczną ludność, współczujący nędzy chłopów kubańskich obarczonych głodnymi i chorymi dziećmi. Rozkwitający romans z koleżanką-rewolucjonistką, Aleidą March, której zaloty ziębi informacją, że posiada już żonę i dziecko w Meksyku, ma kontynuację w drugiej części, gdy widzimy ją już jako jego hawańską żonę z wianuszkiem dzieci.

Cały film, to właściwie pieczołowite odtworzenie historycznych chwil Rewolucji w przepięknej roślinności, wśród chłopaków jak szóstki, którzy pełni poświęcenia walczą u boku Fidela Castro, jego brata Raula. Wysadzają w powierze bazy wojsk Batisty, zjednują ich sobie w końcu i ci przechodzą na stronę partyzantów, by triumfalnie razem wkroczyć do Hawany.

Codzienne życie ubiegłowiecznego partyzanta, Chrystusa z karabinem, jak napisał Ryszard Kapuściński, jest oddane w filmie z wielkim pietyzmem, dbałością o każdy szczegół i poprzez czas filmowy, rozpisany nieśpiesznie. Puste sceny, tak irytujące dla komentatorów filmu na portalu Filmwebu są wyjątkowo urodziwe poprzez kadrowanie, malarskość scen karaibskiej puszczy, plantacji bananów czy pól kukurydzy. I jak tutaj mamy tonację zielono – żółtą, to druga część, nazwana tak od specyfiki rewolucyjnej guerrillą – lewicową partyzantką latynoamerykańską, gdzie walczy chłopstwo pod wodzą marksistowskich przywódców. Ta część już jest chłodna w kolorze, ze względu na minorowy, coraz cięższy ton i tragiczne zakończenie, sięga błękitów i mrocznych granatów.

Ernestowi Gevarze nie udaje się, mimo, doświadczenia wojskowego, powtórzenie, jak na Kubie, zjednywania sobie okolicznych wiosek leczeniem dzieci i kobiet, sukcesu kubańskiej rewolucji. Tragizm postaci polega na jego opuszczeniu. Bohater już samą wysyłką go na pewną śmierć przez Fidela Castro – który w tym samym czasie żyje już w Hawanie po królewsku – w śmiesznym przebraniu łysiejącego i siwiejącego biznesmana, jest już jakimś gwałtem na jego wizerunku.
Ostanie sceny, gdy jak psa trzymają herosa w komórce ze związanymi rękami i wykonują wyrok bez sądu strzałem z karabinu, a jego zwłoki przymocowane do płozy helikoptera, owinięte w koc trzepoczą na wietrze, są w swym tragizmie beznadziejnie smutne i rozpaczliwe.

Z postaci historycznych wymienić należy Régisa Debray’a, francuskiego intelektualistę, dziennikarza, późniejszego autora książki “Rewolucja w rewolucji?” o marksistowskiej rewolucji Che Guevary w Boliwii. Pod koniec 1960 roku został profesorem filozofii na Uniwersytecie w Hawanie na Kubie. Na planie filmowym został schwytany i aresztowany (skazany na 30 lat więzienia, zwolniony w 1970 roku po międzynarodowej kampanii na rzecz jego uwolnienia Jeana-Paula Sartre,a, André Malraux, Generała De Gaulle’a i Papieża Pawła VI).

W filmach niewiele jest o rozmieszczanych na Kubie, wycelowanych w USA sowieckich rakietach z głowicami jądrowymi. Odtajnione dokumenty z Departamentu Stanu USA o jego wizycie w Nowym Jorku, wykorzystane w filmie, zwracają uwagę jedynie na jego działalność międzynarodową. Niczego nie ma o pracy biurowej Che. Soderbergh zdecydował się też pominąć wykonanie wyroków rewolucji na “podejrzanych o zbrodnie wojenne, zdrajców i informatorów” w twierdzy La Cabana. W wywiadach powiedział, że chciał się skupić jedynie na tych dwóch wojnach partyzanckich i o tym w filmach opowiedzieć.
Rewolucja więc mówi na podstawie dzienników Che, mówi sama o sobie.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

7 odpowiedzi na Steven Soderbergh Che – Rewolucja; Che “Guerrilla” 2008

  1. Rysiek listonosz pisze:

    Czy Ty miałaś mnie na myśli, pisząc o jakimś Ryszardzie?

  2. Ewa pisze:

    Nie Rysiu, Ja Ciebie tak kocham, jak siebie samą. Rysuję i nie mam czasu, czy mógłbyś znaleźć w Sieci negatywne komentarze polskich internautów o filmie reżysera Soderbergha, którego filmy “Sex, kłamstwa i kasety video” „ i „Solaris” mnie tak kiedyś zachwyciły?
    Na FilmWebie domagają się dla niego eutanazji! On jest o 10 lat młodszy ode mnie. Ciekawe, co powiedziałby na to Wajda, albo Polański, o którym Maciej Kaczka taki ładny wiersz na swoim blogu napisał. Nikt tak źle o polskich reżyserach nie pisze. A Jan Jakub Kolski zapowiedział przecież, że za każde złe słowo o jego twórczości rozkwasi mu nos.

  3. Wojciech Giedrys pisze:

    Pani Ewo, pozdrawiam serdecznie. WG

  4. Ewa pisze:

    > Wojciech Giedrys

    Ach, Panie Wojciechu, dzięki wielkie!
    Zawsze to jest dla mnie jakieś wsparcie uczuciowe.
    Również Pana serdecznie pozdrawiam!

  5. Rysiek listonosz pisze:

    Nie chcę tu za dużo wklejać nie na temat, ale poseł Pięta chce wzmóc, jeśli ustawa zostanie przez Prezydenta podpisana, pracę policji.
    Egzekwowanie prawa będzie wymagało od niej wyższej inteligencji:

    „Duże wyzwanie będzie stało przed stróżami prawa. – Każdą taką sytuację trzeba będzie traktować indywidualnie, zbadać przede wszystkim intencje(…)
    (…)Potrzebne jest uregulowanie tej sprawy, ale bardzo konkretne, żeby jasno wynikało, co wolno, a czego nie wolno (…)

    powiedział poseł Stanisław Pięta kilka dni temu.

  6. Patryk pisze:

    Ciekawe, czy wróci komisja McCarty’ego walczyć z ewidentnym powrotem komunizmu do Hollywood. To już nie Michael Moore pokazujący minusy kapitalizmu na podstawie ataków dzieci na inne dzieci bronią, w szkole. To Michael Moore mówiący głośno o tym, że kapitalizm jest złem (bez szarości).

    To Soderbergh (bardzo lubię jego “Solaris”), który kręci, jak słusznie piszesz, romantyczną legendę (co tam skomplikowanie Kapuścińskiego).

    To Oliver Stone, który robi dokument-wywiad z lewicowymi przywódcami Ameryki Południowej, m. in. z Chavezem, którego wprowadza na salony tak, jak niegdyś artyści wprowadzali na salony komunistów (nie wiem, Sartre, Frida Kahlo i setki innych).

    A film jest nudny. Pierwsza część, owszem, żywiołowa, owszem, hollywoodzka, z happy endem, ale druga to to, o czym mówisz, czyli być może malarskie przedstawienia boliwijskiej dżungli.

    I przez to Soderberghowi ludzie są zupełnie niepotrzebni. Jego licentia poetica jest, uważam, niebezpieczna. To nie Szekspir, który akcję przenosi do Danii, do Wenecji, i który krąży wokół brudnej strony duszy ludzkiej. Reżyser robi coś całkiem przeciwnego – bierze realne wydarzenia i otrzepuje brud szczotką, sprzedając nam – no właśnie, co? Jeszcze dwa-trzy filmy i Guevara zostanie świętym. Ops, przepraszam. On już jest świętym, i to dość rezolutnym: sam stwarzał męczenników, który ginęli nie za swoją wiarę.

  7. Ewa pisze:

    Nie wiem Patryku, czy widziałeś „Team America: World Police” Trey Parkera, tam są ci wszyscy lewicowi aktorzy i reżyserzy w Hollywood przedstawieni w swojej zaciekłości i głupocie, ale mimo pro Bushowskiej wymowy, film pokazywał przecież absurd i kretynizm wszystkich dosłownie sił decydujących o losach świata.

    Mnie się bardzo podobał „Che” w wykonaniu Soderbergha, też jego „Solaris” wolę od wersji Andrieja Tarkowskiego, mimo, że z Lemem niewiele ma wspólnego.

    Film jest po hiszpańsku, oddaje ducha latynowskiego. Zaraz będę wklejać kolejny odcinek komiksu i musiałam wejść w ten świat.

    Odtwórca „Che” – Benicio Del Toro był rewelacyjny. Nauczył się po hiszpańsku, przeczytał wszystkie jego listy, zapiski. Pojechał do Hawany spotkać się z żoną Guevary, spotkał się z jego kumplami, którzy brali udział w rewolucji kubańskiej. To było bardzo uczciwe. Nikt złego słowa nie powiedział o Guevarze.
    Niedobrze porównywać go do największych zbrodniarzy XX wieku, bo tak nie było. Był ofiarą.
    Nie mnie go oceniać, być może odtajnią więcej dokumentów po śmierci Fidela i jego postać zostanie nareszcie pokazana jako postać historyczna z wadami i zaletami. A o zaletach się nie mówi.
    Był intelektualistą, o wielkim talencie pisarskim. W jego rodzinnym domu było 3 tysiące książek. Jego ulubiony „Don Kichot” Cervantesa za jego decyzją był drukowany na Kubie w ogromnych ilościach i rozdawany za darmo. Nie uważam, że trzeba go zrównywać z aparatczykiem marksistowskim. Jego konflikt z Fidelem polegał na sowietyzacji Kuby, na co Che się nie zgadzał. Nie można wszystkiego do jednego worka.

    „Che” to piękny, idealistyczny mit XX wieku. Taki, jak Rewolucja Francuska dla XVIII.
    W końcu Jerzy Giedroic powiedział: chcieliście wolności bez krwi? To macie to, co macie.
    Nie można rewolucji potępiać w czambuł. (Ale skąd brał broń i pieniądze, tego filmy nie pokazały…)
    Ach…Ale to takie piękne filmy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *