Film Agnieszki Holland utrzymany jest konsekwentnie w kadrach pięknie wystylizowanych na malarskie kompozycje, czyniąc przedsięwzięcie archaicznym i zamierzchłym problemem.
Pięćdziesięcioczteroletniemu Beethovenowi zostaje podesłana ( jak i w następnym wieku – Dostojewskiemu) – Anna.
Podesłanie młodości starości to wdzięczny temat nie tylko na dzieło artystyczne, ale jeśli posyła się geniuszom epoki, to zaraz ten zwyczajny człowieczy zabieg higieniczny, stosowany już w Biblii u króla Salomona, staje się niesłychanej wagi.
Z podesłania – a kto podsyła, to nigdy nie wiadomo – nad tym w karczmie zastanawia się głośno Beethoven odbierający jedynie Boga rozkazy lub z nim się mocujący – pyta, czy przypadkiem Anny nie podesłał ten Drugi.
W konsekwencji jednak takie zesłane z nieba smaczne kąski dla starzejących się artystów owocują arcydziełami. Jeśli owocem Anny Dostojewskiej były dzieci z pisarzem, to tylko po to, by zdesperowana, zmusiła go do napisania „Biesów”, by móc je wyżywić.
Ponieważ film o Beethovenie dozwolony jest od lat 15, opiewa jedynie idee, jakie dzieli studentka wiedeńskiego konserwatorium z muzycznym geniuszem. Ale i tak inkubacja dzisiejszego hymnu Unii Europejskiej dokona się jedynie dzięki jej radości.
Oczywiście, scenarzyści karkołomnego zamierzenia w obliczu naszych czasów, gdzie trwa nieprzerwanie kult młodości, a sztuczne wprowadzanie fikcyjnych postaci w wyjątkowo prawdziwe życiorysy ma pożenić te dwa zwalczające się obozy – chcą najprawdopodobniej przemycić przesłanie, że starcy są potrzebni młodym i na odwrót.
Piotr Łazarkiewicz, dwudziestosześcioletni absolwent krakowskiego konserwatorium pisze nawet za filmową Annę utwór muzyczny, pochwalony przez Beethovena, zdający się nawet kopią jego twórczości.
Początkowo wyśmiawszy i wyszydziwszy za popełnione dzieło, Beethoven klęczy przed Anną i błaga ją, by przyjęła jego poprawki i nauki.
Relacja mistrza do ucznia jest więc w stylu bardzo nowoczesnym, bardzo trudno uwierzyć scenarzystom, że o muzykę tam chodzi.
Dwudziestotrzyletnia, genialnie utalentowana Anna schedę po zmarłym Beethovenie podejmie z całym zaangażowaniem, szczególnie, że laską choleryk Beethoven zniszczył aspiracje twórcze jej narzeczonego, odcinając tym ją od przyszłości kury domowej i skazując bezpowrotnie na sztukę. Toteż scena kończąca film obróconej tyłem do widza Anny idącej łąką w głąb ekranu obiecuje niechybny rezultat.
Agnieszka Holland w wywiadach wyjaśnia, że postać Anny jest jednak kompilacją życiorysu osoby realnej – skutecznej kompozytorki francuskiej, modnej za czasów jej istnienia, kontynuującej wątki Beethovenowskie, to przecież w konsekwencji jej wyczyn jest historycznie marginalny.
Ale, jak mówi tytuł filmu, Anna to tylko kopia. Można więc film odczytać jako pokoleniową zemstę na młodym. Zemstę starzejącej się Agnieszki Holland i Eda Harrisa na młodych, którzy według filmu mogą być jedynie kopiami.