Dušan Makavejev „Sweet Movie” (1974)

Pięćdziesięciodwuletni serbski reżyser nakręcił ten film już na emigracji po skandalu „WR: Tajemnice organizmu”.
Są tam echa wszystkich antymieszczańskich i obrazoburczych filmów tego okresu, takich np. jak Marca Ferreri „Wielkie żarcie”, czy Piera Paolo Pasoliniego „Salo, czyli 120 dni Sodomy”. Jest też smak filmów Andy Warhola.
Ale „Słodki film” jest wstrząsający (po wczorajszym, spóźnionym o trzydzieści lat oglądaniu, nie mogłam się opamiętać, nic nie potrafiłam o nim napisać) z innych powodów: dopiero zderzenie Człowieka Komunizmu, Człowieka Wschodu z człowiekiem uformowanym na innych chorobach – z Człowiekiem Zachodu – daje wstrząsającą wizję.

Dwie alegorie, dwie opowieści, dwa wątki. Widowiskowe, znaczące, ogromne.
Infantylny milioner przemysłu mlecznego wybiera w asyście swojej matki żonę. Ten baśniowy motyw królewski jest pokazany w scenerii współczesnego dziwactwa, telewizyjnego show. Ma charakter wyborów miss, a dziewictwo kandydatki sprawdza lekarz na centralnie postawionym dla publiczności fotelu ginekologicznym. Lekarz będzie pełnił tu funkcję społecznego kontrolera, ma wyłącznie smutne zadanie usługowe, nawet jak nostalgicznie zachwyca się kobiecym kroczem. Reżyser powtórzy rolę lekarza w cytatach z faszystowskich filmów eksperymentów gimnastycznych na niemowlętach i w filmach – również niemieckich – rejestracji historycznego odkrycia zbrodni katyńskiej. Lekarz nie leczy. Lekarz jedynie mierzy, ocenia, rejestruje. Tak jak w „Romansie telefonistki” był szczegółowym badaczem zwłok topielicy po to tylko, by wykryć zbrodnię, tutaj lekarz już jest tylko w służbie zbrodniarzy.
Alienuje się zresztą dosłownie wszystko z życia ludzkiego, co wartościowe i je zabezpieczające. Noc poślubna (przykładem widoczne na filmikach YouTube w cytatach filmowych bokserki milionera w wisienki), poprzedzona odrażającymi zabiegami sanitarno – higienicznymi, kończy się nieudaną finalizacją aktu płciowego.
Ma coś ludowego, wiejsko – sprośnego kopulacja kowboja, którego członek z racji obrzydliwego bogactwa jest symbolicznie złoty, a całości rytuałowi zaślubin sekunduje w ogrodzie mamusia milionera z grającą orkiestrą.
Panna Młoda reprezentuje świat nieskażony i mimo zewnętrznych deprawacji, dzięki boskiemu pięknu którego jest nosicielką, odmawia, przerażona uczestnictwa i ucieka.
Ale ten pierwszy wątek, ta alegoria świata konsumpcji, odpychający i odrażający, skontrastowany nieprzeciętną urodą Carole Laure, Miss świata, nie jest jeszcze obciążony przeszłością.
Dopiero kuriozalny statek krążący po rzece z potworną głową kukły Karola Marksa na dziobie wykonanej z papier-mâché, jak z innej baśni Braci Grimm o Jasiu i Małgosi i Babie Jadze, jest prawdziwym, trującym i infekującym świat balastem. Wiezie też swoje pierniczki – cukierki, owoce kandyzowane, a przede wszystkim kadź cukru, symbol światowej antydepresyjnej słodyczy, prostej i nieomylnej, na której bardzo spektakularnie można pokazać krew. Ta słodycz to pokusa, to lep pułapki, na którą Rewolucja zwabia swoje dzieci, by je potem pożreć.
Gdy policja wreszcie zlokalizuje i unicestwi przerażający statek, kąpiel w czekoladzie onanizującej się Panny Młodej w wideoklipie kanału telewizyjnego będzie już pełnić rolę seksualnego uwiedzenia na innym planie, planie nowym, komercyjnym, ale przecież, jak wszystko we wspólnym świecie, nie pozbawionym wzajemnych powiązań.
Gdy świat libertyński nastawiony na rozkosz, rozpustne wyradzanie się w bogactwie degeneruje się, a uciekająca Panna Młoda tęskniąca za miłością będzie przytulała i pieściła przypadkowo wyjętego członka z rozporka mężczyzny z anonimowej wspólnoty anarchistycznej, rzeczne widmo wskrzeszone przez byłą rewolucjonistkę Annę Planetę (Anna Prucnal) przyciąga i zwabia na statek młodzieńca i dzieci, gdzie ich perwersyjnie uwodzi i zabija. Zło właściwie nie ilustrowane jest ani przyczyną i skutkiem, ani siłą i konsekwencją. Reżyser wybiera metodę opowiadania przypowiastki filozoficznej wolteriańskiego Kandyda, rozbitego na dwie kobiety.
Sceny gęste od znanych z katalogowania ich „Sto dwadzieścia dni sodomy” de Sade’a, nawet nie gwałtów ale rytuałów potwornego jedzenia, rzygania, popisowej defekacji, mają tę samą jak u Sade’a wartość przekraczania, transgresji, a nie rozrywkowego rozpasania.
Makavejev jest psychologiem, precyzyjnie więc udawania, że to, co się dzieje na ekranie jest jedynie konsekwencją narracji, a nie wizją artystyczną, nie zabawą. Jest w tej nieprawdziwości, jakieś potworna pewność widza, że podskórny świat, jaki oferuje nam obarczony dziecięcą traumą wolony, czasów komunizmu, emigrant bloku wschodniego jest dopuszczony wreszcie go głosu tym wyartykułowaniem jednoznacznej diagnozy. Ktoś o wiele bardziej wiarygodny, autentyczny świadek epoki, żywy przykład historycznego eksperymentu, który na dodatek jest artystą.
Niewygodny film, karzący Makavejewa zakazem projekcji w krajach bloku wschodniego, oskarżanego o propagowanie pedofilii, odcinający Annę Prucnal od ojczyzny zabraniem jej w ambasadzie paryskiej polskiego paszportu (wstrząsający wywiad z aktorką Remigiusza Grzeli dostępny jest w sieci), jest też nieobecny w Polsce. W Polsce na gwałt potrzebującej właśnie takich, rozrachunkowych obrazów, a nie archaicznych filmów o Katyniu; w Polsce, gdzie energia twórcza niszczona jest niedopuszczaniem do głosu nie tylko Makavjeva, ale i tych, którzy mogli by mówić, jest niemożliwa żadna sztuka, jedynie jej żałosna imitacja oparta na fałszu produkcji dziwactw artystycznopodobnych, pod które właściwe wstydliwe problemy można pozamiatać, jak pod dywan.

O admin

Ewa Bieńczycka urodzona w 1952 roku w Przemyślu. Artysta malarz
Ten wpis został opublikowany w kategorii czytam więc jestem. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

4 odpowiedzi na Dušan Makavejev „Sweet Movie” (1974)

  1. Ed pisze:

    Witam! Miałem bardzo złą kopię, czy wie Pani, gdzie w tym filmie wystąpił Roland Topor? Byłbym wdzięczny, niczego na stronach polskich oprócz wymienienia go na stronie filmu na Filmwebie nie znalazłem.
    Dziękuję i pozdrawiam!

  2. Ewa pisze:

    Też miałam nie najlepszą, na dodatek napisów polskich nigdzie nie ma. Całe szczęście, że Anna Prucnal mówi i śpiewa po polsku. Ale zauważyłam go w tej restauracji pod Wieżą Eiffla, jak stał w tłumie widzów, gdy karetka pogotowia przywiozła Carole Laure sczepioną (jak psy) z Sami Freyem (El Macho). Chyba to była jego cała rola, taka wspierająca nazwiskiem całe przedsięwzięcie. Niewielu solidarnie wtedy wsparło. Dzisiaj to może nic nie znaczy, wtedy znaczyło.

  3. Rysiek listonosz pisze:

    Dam tu taki fragment z „Pism” Simone Weil o Marksie:

    „Wyraz „religia” może zaskakiwać, gdy chodzi o Marksa, ale wiara, że nasza wola zbiega się z działającą w świecie i pomagającą nam zwyciężyć tajemniczą wolą, to właśnie myślenie religijne i wiara w Opatrzność. Świadczy o tym zresztą nawet słownictwo Marksa, ponieważ zawiera ono niemal mistyczne wyrażenia, takie jak „misja dziejowa proletariatu”11. Religia sił wytwórczych, w imię której pokolenia szefów przedsiębiorstw gnębiły bez najmniejszych wyrzutów sumienia masy pracujące, przyczynia się również do ucisku wewnątrz ruchu socjalistycznego. Wszystkie religie zmieniają człowieka w proste narzędzie Opatrzności i tak samo socjalizm oddaje go w służbę postępu historycznego, czyli postępu produkcji. Dlatego chociaż cześć, jaką ciemięzcy ze współczesnej Rosji otaczają Marksa, znieważa jego pamięć, nie jest to całkowicie niezasłużone. Marks naprawdę nie kierował się inną pobudką niż szlachetne pragnienie wolności i równości, lecz takie pragnienie bez materialistycznej religii, z którą mieszało się ono w jego umyśle, należy już tylko do tego, co nazywał on pogardliwie socjalizmem utopijnym. Gdyby dzieło Marksa nie zawierało nic cenniejszego, to z wyjątkiem w każdym razie gospodarczych analiz można by o nim bez przeszkód zapomnieć.”

  4. Ewa pisze:

    Makavejev w filmie używa wielkiej metafory okrętu historii. Kapitan Planeta jest na pokładzie sekciarska. Ikony rewolucjonistów na pokładzie to obrazki świętych, którymi wykleiła ściany kajuty. W pewnym momencie perwersyjną scenę z dziećmi reżyser dopełnia prawosławnym chórem liturgicznym. W misterium wplecione są wszystkie sposoby religijnego uwiedzenia, znane i stosowane od lat wszystkim kapłanom każdej religii.

    Czytałam ostatnio, że Koran jest najgłupszą książką na świecie. Napisana literacko źle przez Mahometa półanalfabetę, który ledwo nauczył się pisać i czytać. I to nie ma nic wspólnego z jej rolą instruktażową niesłuchanie skuteczną. Tak działa religia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *