W mych szlakach podobnych
komórkom przetrwania, ruchem
robaczkowym dróg rodnych
ślad myśli okruchem,
krew na stole znaczy,
choć praca kuchenna go wytrze.
Będzie się łajdaczył
sam los mój chytrze.
Gdyż iść, tylko iść,
bez szansy iść i oglądania,
nie da się umrzeć, ani żyć
wczorajszego spełnić zadania.
Każdy ruch i każdy gest
zliczą, zabiorą, zobligują
więcej nie będzie. Jest
tylko mnie tyle.
Wszystko ma koniec. Nieskończenie
skowyt do nieba pnie się dumnie
wnętrze to jedno, a życzeniem
świat, co nie będzie leżeć w trumnie.
Ciężkiej kurtynie głupca
nikt za darmo w akceptacji
nie sprezentuje pierworództwa.
Lekki jest pozór w dekoracji
w starej formy brudzie.
Artyści w ułamku nieba
to tylko są ludzie.
Nie mów: przebacz.
Dalej iść trzeba.
Nie, no nie, nie śmiej
się ze mnie. Ćmie
łatwiej przesypiać dnie bezpiecznie
przemierzyć snem, gdyż ostatecznie
są realniejszym złudzeniem,
niż z tobą wspólne przestrzenie
mieć jak siebie
chociaż uwierz
w moje istnienie,
w moje istnienie,
w twoje istnienie…
tak, twoje istnienie…