Świat po to jest i trwa, abyś mnie pokochał.
Chwilą kolor ust i dnia, przyzwoleniem ciał.
Śmiech, śmiech mój wybucha, aż spadają gwiazdy.
Aż rozkosz sięga dna, słowa tracą nazwy.
Miłość to nie gra, to nie przyrzeczenie
świat jest, by się śmiać i żeby nie oniemieć.
Kochaj czule kochaj gdyż w tobie jest możliwość
wtedy gdy nie będzie mnie pozostanie miłość.
Świat jest po to, jest by się tworzył w przerażeniu
by przeraził śmiech i lęk, by się czaił w cieniu,
Kochaj czule, kochaj gdyż w tobie jest możliwość
wtedy gdy nie będzie mnie pozostanie miłość.
Jak oglądam na YouTube te wszystkie evergreeny, to publiczność na stadionach płacze. Mechanizm zmuszania ludzi do płaczu jest chyba taki sam, jak u Szwejka. Podporucznik Dub obiecywał, że zmusi podopiecznych do płaczu i zawsze obietnica była spełniana. Tam też, na tych filmikach jest taka relacja jednej osoby z tłumem. Dopiero po latach to widać. Myśmy nie mieli o tym zielonego pojęcia. Jeśli słuchało się tych utworów na prywatkach, to było góra dziesięć osób. I nikt nie płakał.
Też mam nadzieję, że zmuszę odwiedzających mojego bloga do płaczu, skoro odwiedzają mnie tylko Ci którzy mnie nie lubią.
Chciałam tak na czas karnawału. Takie wkładanie nowych treści w stare formy bardzo mnie relaksuje i jakoś dodaje metafizycznie energii. Widocznie coś w tych evergreenach jest faktycznie zielonego i młodego, nie tylko sadomasochistyczna opozycja tyran i poddańczy tłum, który kocha swojego kata.