Nigdy więcej nic nie powiem
choć to dróg rodowych przystań.
Nigdy słów. A poród pośladkowy
wznieci śmiertelność naszych ciał.
Wyjściem precz rozerwiesz drogę płodową,
będę twoim zawsze cieniem i mową.
Saturn kołem cię kolebie, kiedy śpisz
oślepły i bezradny na mym ciele,
przez sen krzyczysz, nic nie mówię tobie, gdyż
jestem niema, jestem tylko cieniem.
Lecz ja właśnie, lecz ja właśnie, lecz ja daję życie!
Ukołyszę ton znajomych sfer
ciepło moje idzie w kosmos wtedy, kiedy tobie wiersze piszę
i ty wzrastasz w kolejności liter.
Ach, ach, – noc dopełni się niewiedzą,
Saturn skryje świetlna warstwa, otworzysz oczy na przedział
czasu w którym dano ci się sprawdzać.